Historie osobiste

"Stałam się jego obsesją. Błagał o szansę. Czy to coś złego, że tak bardzo cię kocham, pytał..."

"Stałam się jego obsesją. Błagał o szansę. Czy to coś złego, że tak bardzo cię kocham, pytał..."
Fot. 123rf

Przez kilka miesięcy próbowałam delikatnie dawać Andrzejowi do zrozumienia, że między nami nic nie będzie. Był świetnym materiałem na przyjaciela, póki się we mnie nie zakochał. Wtedy wszystko się skomplikowało.

"Nigdy mi się nie podobał"

"To chyba nie jest dobry pomysł", powiedziałam, gdy zaproponował, że zabierze mnie na ślub swojego bratanka jako osobę towarzyszącą. Lubiłam tańczyć i w innej sytuacji chętnie bym poszła, ale obawiałam się konsekwencji. Bałam się, że Andrzej przestanie mnie traktować jak bliską koleżankę, i zacznie traktować jak swoją dziewczynę.

"Nie daj się prosić", nalegał, patrząc mi w oczy. Nie odwracałam wzroku. Andrzej nie podobał mi się jako mężczyzna, a więc zupełnie mnie nie onieśmielał. Był dla mnie za niski, źle się czułam z mężczyzną, przy którym nie mogłam włożyć szpilek. Unikałam nawet przyjacielskich uścisków, nie mówiąc o czymś więcej. Nawet gdybym chciała, nie potrafiłam zmusić się do nawiązania z nim bliższej relacji.

Objął mnie w pasie i udawał, że porywa mnie do tańca. Momentalnie zesztywniałam. Źle się czułam, kiedy mnie dotykał. Chyba to wyczuł, bo puścił mnie i się odsunął.

"Naprawdę nie chcę. Ludzie zaczęliby plotkować, że jesteśmy parą. A przecież nie jesteśmy", tłumaczyłam. Wzruszył tylko ramionami.

Nie poszliśmy razem na to wesele, ale Andrzej nie ustawał w staraniach. Zaczął przyjeżdżać po mnie do pracy, mimo że nigdy go o to nie prosiłam. Kilka razy dałam się podwieźć, by nie było mu przykro. I błąd, bo stał się bardziej natarczywy. Czułam się osaczana i by go unikać, wymykałam się z pracy tylnymi drzwiami.

"Powiedz mu, że nic z tego nie będzie"

"Nie uważasz, że to chore?", spytała koleżanka. "Przecież ten facet cię nęka, a ty jeszcze nazywasz go przyjacielem." A ja zupełnie nie wiedziałam, jak to rozegrać, żeby go nie zranić. Pomijając jego niechciane zauroczenie, naprawdę go lubiłam. Taki typ, z którym można konie kraść. "Powiedz mu drukowanymi literami, że nic z tego nie będzie. Niech się odczepi", radziła siostra. Zwlekałam.

W kolejnych dniach pod bramą znowu stał samochód Andrzeja. To nie wszystko. Wiele razy znajdowałam prezenty na wycieraczce, kiedy wracałam z pracy do domu. Andrzej przysyłał też kwiaty. Czara goryczy przelała się, kiedy pod drzwiami zostawił ozdobne pudełeczko, a w nim złoty naszyjnik. Nie mogłam przyjąć takiego prezentu. Wsunęłam pudełeczko do torebki i zabrałam je ze sobą na spotkanie z Andrzejem. Mieliśmy iść razem do kina, a potem spotkać się ze znajomymi.

Wcisnęłam mu pudełko z łańcuszkiem w rękę i poprosiłam, by więcej nie robił mi takich niespodzianek. Andrzej nie chciał go przyjąć, więc upadło na chodnik. Zawieszka w kształcie serduszka zalśniła w promieniach słońca. Naszyjnik był piękny, ale to nie miało znaczenia. Przecież nic nas nie łączyło, a koleżankom nie daje się takich podarków.

Wtedy po raz pierwszy powiedział, że mnie kocha. Zapytał, czy to coś złego. 

Tego wieczoru nie odstępował mnie ani na krok. Nie mogłam nawet swobodnie porozmawiać z innymi. Narastała we mnie wściekłość. Nie byłam jego własnością, a nawet gdybyśmy byli razem, nie tolerowałabym takiej zazdrości i zaborczości. Zmieniał się w kogoś, kogo przestawałam lubić. A chciałam, żebyśmy pozostali przyjaciółmi. Mieliśmy tych samych znajomych, podobne zainteresowania i lubiłam z nim spędzać czas, o ile tylko trzymał swoje romantyczne zapędy na wodzy.

"Do miłości nie można zmusić"

Pewnego popołudnia zastałam go pod moimi drzwiami, gdy wróciłam z pracy do domu. Siedział na schodach i w pierwszej chwili nawet go nie zauważyłam. "Cześć, kochanie", szepnął.

Podskoczyłam, przestraszone. Klucze z brzękiem upadły na posadzkę. Andrzej wstał i je podniósł. "Byłem w okolicy i pomyślałem, że wpadnę na herbatę", wyjaśnił. Pozwoliłam mu wejść, choć miałam ochotę zrzucić go ze schodów.

Koniec. Przesadził. Muszę postawić sprawę jasno, bo Andrzej stawał się coraz bardziej nachalny. Zamknęłam za sobą drzwi i rzuciłam torebkę na komodę. Byłam zdenerwowana, a on rozsiadł się w fotelu, jakby był u siebie. Nie widział, do jakiego stanu mnie doprowadził? A może czerpał z tego jakąś chorą satysfakcję? Tym bardziej muszę być stanowcza.

"Chcę, żebyś przestał. Żądam, żebyś przestał. Nie życzę sobie, byś zachowywał się, jakbyś miał do mnie jakieś prawa. Nie kocham cię. Nie podobasz mi się jako mężczyzna, nigdy nie będziemy parą. Powtórzyć?", wyrecytowałam. Andrzej gwałtownie się wyprostował. Wydawał się kompletnie zaskoczony. Zerwał się z fotela i podszedł do mnie. Próbował chwycić moje dłonie, ale odepchnęłam go.

"Daj mi szasnę, błagam, kocham cię", powiedział żebrzącym tonem. "Nie pożałujesz, przysięgam, tylko daj mi szansę." Było mi go żal, ale…

"Nie", odmówiłam twardo. Do miłości nie można się zmusić…

Zacisnął dłonie w pięści, poczerwieniał, na skroni pulsowała mu żyła. Bałam się, że wpadnie w furię. Mógłby być groźny? Nie wiem. Uważałam go za rozsądnego faceta, ale miłość to silne uczucie, potrafi namieszać w głowie. Poczucie odrzucenia tym bardziej.

"Kretyn ze mnie, kompletny kretyn", powtarzał jak w transie. "Po prostu mnie wykorzystywałaś".

Powiedziałam, że traktuję go jak przyjaciela i chcę, by tak zostało…

"Zapomnij! Nie chcę ochłapów!", rzucił i wyszedł trzaskając drzwiami. Nigdy więcej go nie zobaczyłam.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również