Portret

Jennifer Lopez: "Kiedy kogoś kochasz, chcesz być dla niego najlepszą wersją samej siebie"

Jennifer Lopez: "Kiedy kogoś kochasz, chcesz być dla niego najlepszą wersją samej siebie"
Jennifer Lopez
Fot. mat. prasowe

Ikona muzyki pop. Gwiazda Hollywood. Muza projektantów mody. Ale też samotna matka, trzykrotna rozwódka. Jennifer Lopez długo szukała miłości, zanim zrozumiała, że najpierw musi pokochać samą siebie.  

Jennifer Lopez o mężu Benie Afflecu

Opowieść o Jennifer Lopez to historia kopciuszka, który zostaje królową balu. Ma wielką sławę, fortunę, uwielbienie fanów i przystojnego księcia u boku. Ale kiedy bajka już ma zakończyć się happy endem, gdy główna bohaterka z sześciokaratowym różowym brylantem na palcu szykuje się do ślubu, książę odjeżdża na swoim rumaku gdzieś za horyzont. Więc kopciuszek rozpaczliwie szuka innej bratniej duszy, co i rusz wchodzi w toksyczne relacje. Odwiedza gabinety terapeutów, którzy zgodnie twierdzą, że to uzależnienie, oraz dzielnie znosi uszczypliwe komentarze przyjaciół, gdy przedstawia im kolejnych narzeczonych. Nie poddaje się w swoich poszukiwaniach. Aż w końcu, po 18 latach, jej ukochany książę wraca. Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością dopiero teraz mają szansę na stworzenie dojrzałego związku. Morał? Na szczęśliwe zakończenie rodem z Disneya warto poczekać, bo miłość można znaleźć nawet po pięćdziesiątce. Ale kluczem jest poznanie i pokochanie samej siebie. Czy to nie idealna bajka dla współczesnych dziewczynek? To właśnie o tym Jennifer Lopez opowiada na swojej najnowszej płycie „This is me… Now”, pierwszym studyjnym albumie od dekady.

PANI: Marilyn Monroe nagrała piosenkę, w której śpiewała: „Jeśli oddam komuś moje serce, oddam je na zawsze. Albo nie oddam go nigdy”. Powtarzała, że jest beznadziejną romantyczką. Ty też możesz tak o sobie powiedzieć?

JENNIFER LOPEZ: Jestem niepoprawną romantyczką. (śmiech) A serce oddałam mojemu obecnemu mężowi już 22 lata temu, tylko musiałam trochę poczekać na szczęśliwe zakończenie. Wierzę w „na zawsze” i „do grobowej deski”. Chciałabym, żeby wszyscy wierzyli w prawdziwą miłość, chociaż z własnego doświadczenia wiem, że ponosząc kolejne porażki, można w końcu zwątpić w jej odnalezienie. Dzisiaj, po dwóch dekadach, znowu jestem zakochana w Benie, mojej bratniej duszy, i jest nawet lepiej niż za pierwszym razem. Ale dźwigam też bagaż trudnych doświadczeń. Właśnie dlatego na „This is me… Now” postanowiłam pokazać moją własną, wyboistą drogę do szczęścia. Szczerze, bez cenzury i udawania. Ludzie myślą, że wiedzą, co wydarzyło się w moim życiu, bo znają nazwiska mężczyzn, z którymi byłam, i czytali plotki na mój temat. Ale to nieprawda, nie mają bladego pojęcia, co przeżywałam, co czułam. „This is me… Now” to mój najbardziej osobisty album i wiele osób mówiło mi, że za bardzo się odkrywam, że niepotrzebnie to robię. Ale ja wiem, że narażam się na krytykę, jestem przygotowana na złośliwe komentarze. Zdaję sobie też sprawę, że mając 54 lata i mówiąc o miłości aż po grób, mogę się w tym wydawać śmieszna i nieco naiwna. No trudno.

Twój mąż zawsze podkreśla, że ceni sobie prywatność. Nie miał obiekcji, że publicznie opowiadasz o waszej miłości?

Zdaję sobie sprawę tego, że Ben nie czuje się komfortowo z byciem moją muzą. Ani z tym, że opowiadam w swojej twórczości o naszym życiu, o naszych wspólnych doświadczeniach. Ale on wie, że ja właśnie w taki sposób podchodzę do sztuki. Mówię w niej o sobie i robię to w stu procentach otwarcie. I ma świadomość, że nie może mnie w tej materii ograniczać, bo się na to nie zgodzę. Zresztą myślę, że wcale nie chciałby tego robić.

 

 

Jennifer Lopez o dojrzałej miłości

Powiedziałaś wcześniej, że tym razem twój związek jest lepszy niż za pierwszym razem. Dojrzała miłość jest inna?

Kiedy kogoś kochasz, chcesz być dla niego najlepszą wersją samej siebie. Ale żeby to się udało, trzeba najpierw zrobić rachunek sumienia i zastanowić się, co wymaga zmiany. Przynajmniej tak myślę dzisiaj. A kiedy byłam młodsza, wydawało mi się, że pojawi się książę na białym koniu i to on mnie naprawi. Wiele czasu minęło zanim zrozumiałam, że muszę zrobić to sama. To chyba najcenniejsza lekcja, która przyszła wraz z dojrzałością.

Jennifer Lopez o dzieciach

Na płycie śpiewasz też o swojej matce. A jaką matką ty jesteś?

Macierzyństwo to coś, co kompletnie mnie zmieniło. Przyjście na świat dzieci sprawiło, że zapragnęłam lepiej poznać samą siebie, zrozumieć przeszłość, przyjrzeć się dzieciństwu, wybaczyć innym i sobie samej różne rzeczy. W końcu zerwać z negatywnymi, niezdrowymi schematami. Rozwijać się jako człowiek, żeby być dla nich jak najlepszym wzorem, jak najlepszą matką. To szczególnie ważne teraz, kiedy bliźniaki są już nastolatkami i kwestionują wszystko, co ich otacza. Bycie matką dwójki nastolatków to spore wyzwanie. Ale dzięki nim jestem lepszym człowiekiem.

 

 

Jennifer Lopez: "To jeszcze nie koniec mojej drogi"

Nagrywasz płyty, grasz w filmach, masz swoją prężnie działającą firmę. Jest jeszcze coś, o czym marzysz?

Kiedy patrzę na swoje życie, to widzę, że przeszłam długą drogę, żeby znaleźć się w tym punkcie, w którym jestem dzisiaj. I podoba mi się to miejsce, dobrze się w nim czuję. Udało mi się zrobić karierę, na którą ciężko pracowałam. I odnoszę sukcesy większe niż kiedykolwiek wcześniej, chociaż nie spodziewałam się tego w tym wieku. Ale to jeszcze nie koniec mojej drogi i nie wiem, dokąd ona mnie zaprowadzi. Za to wiem, że mam jeszcze sporo do powiedzenia. To jeszcze nie koniec.

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 05/2024
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również