Laura Dern przyznaje, że młodość jest piękna, ale dojrzałość ciekawsza. "Dopiero teraz mam odwagę, żeby szukać głębiej i czuję, że mogę wszystko."
Spis treści
Lepszego prezentu urodzinowego nie mogła sobie wymarzyć. Dzień po tym, jak odebrała Oscara za rolę drugoplanową w filmie „Historia małżeńska” Noaha Baumbacha, Laura Dern skończyła 53 lata. Muza Davida Lyncha przeżywa właśnie wielki powrót, a amerykańskie media ukuły hashtag #Dernaissance, powstały z połączenia nazwiska Dern i słowa „renaissance” (renesans). I choć Laura głośno protestuje, że przecież nigdy nie zniknęła, to jej kariera nabrała zawrotnego tempa dopiero, gdy przekroczyła pięćdziesiątkę.
Ogromną popularność przyniosła jej trzy lata temu fenomenalna rola Renaty Klein w serialu „Wielkie kłamstewka” – pewnej siebie bizneswoman, której lekkomyślny mąż doprowadził rodzinę do bankructwa. Kobieta jest z tego powodu wściekła, a chyba żadna aktorka nie potrafi zagrać furii tak przekonująco jak Dern. Nic dziwnego, że postać Renaty przyniosła jej Złoty Glob i statuetkę Emmy. Także Nora Fanshaw z „Historii małżeńskiej”, prawniczka specjalizująca się w rozwodach, pokazuje, że kobiety mają prawo do złości. Jej monolog o macierzyństwie stał się wiralem. Nora mówi w nim: „Ludzie nie akceptują matek, które piją za dużo wina, krzyczą na dziecko i nazywają je dupkiem. Mogą za to zaakceptować niedoskonałych ojców. Spójrzmy prawdzie w oczy: idea »dobrego ojca« narodziła się 30 lat temu. Wcześniej wolno mu było być nieobecnym, niegodnym zaufania, samolubnym. Kochano go za błędy. A matka? U licha, podstawą judeochrześcijańskiej kultury stała się Maryja. Kobieta idealna. Dziewica, która rodzi syna, niezachwianie go wspiera przez całe życie i trzyma jego ciało, gdy umrze. I jakoś nie było przy niej mężczyzny. Nawet seksem się nie zajął. Siedział wtedy w niebie”. Dern swoją rolą przyćmiła – jak zwykle zresztą – gwiazdy pierwszego planu. W tym roku mogliśmy ją zobaczyć również w nominowanych do Oscara w sześciu kategoriach „Małych kobietkach” Grety Gerwig, a w przyszłym pojawi się w superprodukcji „Jurrasic Park 3”. Aktorka udowadnia, że na sukces nigdy nie jest za późno.
„Niektórzy mówią: lepiej nigdy nie spotkaj swoich bohaterów. Ale ja uważam, że jeśli masz wielkie szczęście, to są nimi twoi rodzice. Dlatego chciałabym podzielić się tą nagrodą z moimi osobistymi aktorskimi bohaterami, moimi legendami: Diane Ladd i Bruce’em Dernem. Kocham was” – mówiła Laura, odbierając Oscara za rolę w „Historii małżeńskiej”.
Aktorka należy do tzw. hollywoodzkiej arystokracji i na rozdaniu nagród Akademii Filmowej gościła już jako ośmiolatka. Towarzyszyła matce Diane Ladd, która w 1975 r. została nominowana za rolę w filmie „Alicja już tu nie mieszka” Martina Scorsese. Już wtedy wiedziała, że sama zostanie aktorką. „Były wakacje. Mama kręciła w Arizonie ze Scorsesem, ojciec w Kalifornii z Alfredem Hitchcockiem. Całe lato jeździłam tam i z powrotem między planami. A kiedy człowiek za młodu napatrzy się na Hitchcocka i Scorsesego, trudno wybić sobie kino z głowy” – wspominała potem. Trzeba przyznać, że nie tylko jej rodzice, ale cała rodzina jest niezwykła. Jej wujkiem był Tennessee Williams, jeden z najważniejszych dramatopisarzy XX wieku, a pradziadek George Dern był gubernatorem stanu Utah oraz sekretarzem wojny Stanów Zjednoczonych.
Kolejny raz matka i córka wybrały się razem na galę oscarową w 1992 roku, kiedy obie zostały nominowane do statuetki za udział w tym samym filmie – „Historii Rose” Marthy Coolidge – Dern za pierwszo-, a Ladd za drugoplanową. I co prawda żadna z nich Oscara nie dostała – Laura przegrała z Jodie Foster, nagrodzoną za „Milczenie owiec”, a Diane z Mercedes Ruehl – ale brytyjska księżna Diana była tak wzruszona faktem, że dwie świetne aktorki zagrały matkę i córkę, że zaprosiła je na prywatną projekcję do Londynu. Co ciekawe, reżyser „Milczenia owiec” Jonathan Demme przyznał po latach, że to właśnie Dern widział w roli młodej agentki FBI Clarice Starling, a nie Foster, ale producenci zaprotestowali, domagając się bardziej rozpoznawalnego nazwiska. W roku 2010, 18 lat później, Laura, Bruce Dern i Diane Ladd dostali swoje gwiazdy na Hollywood Boulevard. Wszyscy jednego dnia.
Rodzice nie byli zachwyceni, kiedy oznajmiła im, że zamierza zostać aktorką. Wiedzieli, jak trudny bywa ten zawód, a zawsze starali się chronić Laurę przed różnymi zagrożeniami. Ich pierworodna córka utonęła w basenie, kiedy miała zaledwie półtora roku, a lekarz powiedział później Ladd, że trauma uczyniła tak wielkie spustoszenia w jej organizmie, że nie zajdzie już więcej w ciążę. Dlatego gdy pięć lat później na świat przyszła Laura, dziecko cud, Diane i Bruce stali się wobec niej nadopiekuńczy. Niestety, ich małżeństwo wkrótce się rozpadło. Ladd wyznała magazynowi „Parade”: „Myśleliśmy, że drugie dziecko pozwoli nam przetrwać tragedię utraty córki, ale się pomyliliśmy. Byliśmy zbyt emocjonalnie poturbowani… Samotne macierzyństwo kompletnie mnie przerażało i musiałam na każdym kroku pilnować się i nie być przewrażliwioną na punkcie Laury. To było trudne, ale myślę, że wychowałam ją na samodzielnie myślącą i wolną kobietę”.
Wyświetl ten post na Instagramie
Karierę przepowiedział Laurze sam Martin Scorsese. Jako siedmiolatka wystąpiła w jego filmie „Alicja już tu nie mieszka” – miała tylko siedzieć przy stole i jeść lody w rożku. Scenę powtarzano 19 razy i za każdym Laura dostawała nowy rożek do zjedzenia. Scorsese uznał, że taką determinację może mieć tylko urodzona aktorka. Jej pierwsza znacząca rola to „Przed państwem: The Fabulous Stains” o dziewczęcym punkrockowym zespole. Laura miała 13 lat i dziś uważa, że to była świetna lekcja wychowawcza dla dorastającej dziewczyny. W filmie wystąpiły prawdziwe gwiazdy punku, Steve Jones i Paul Cook z Sex Pistols oraz Paul Simonon z The Clash, którzy po zdjęciach raczyli młodocianą aktorkę przerażającymi opowieściami o swoich doświadczeniach z narkotykami. Od tamtego momentu Dern wiedziała, że używki nie są dla niej. Film wszedł do kin dwa lata później, w 1982 r., a 15-letnia wtedy Laura została Miss Złotych Globów. To nagroda od prawie 60 lat przyznawana dzieciom znanych aktorów, które mają pomóc rodzicowi „udźwignąć ciężar przyznanych nagród”. Sama Laura była potem nominowana do Złotych Globów siedem razy, a wygrała czterokrotnie.
Miała 17 lat, kiedy złożyła do sądu wniosek o usamodzielnienie się i uniezależnienie od rodziców. Media doszukują się w tym sensacji, ale Laura chłodno komentuje: „To nie był akt buntu, po prostu chciałam sama decydować o swojej karierze. Zwykły pragmatyzm. Rodzice mnie zresztą w tym wsparli”. Wyprowadziła się wtedy z domu, a matka postawiła jeden warunek: musi mieszkać z kimś starszym i odpowiedzialnym. Współlokatorką Dern została trzydziestoletnia Marianne Williamson, przyszła autorka książek o rozwoju duchowym, ulubienica Oprah Winfrey i kandydatka demokratów na kolejnego prezydenta USA (w styczniu tego roku Williamson zawiesiła kampanię i poparła Bernie’ego Sandersa). „W naszym salonie Marianne rozpoczęła projekt Angel Food, który wspierał ludzi zbyt chorych, żeby mogli samodzielnie robić zakupy i gotować. Byli to głównie chorzy na AIDS. Na początku lat 90. takie osoby wciąż były wyklęte przez społeczeństwo, nieakceptowane. Moje wspólne mieszkanie z Marianne było niesamowitym doświadczeniem. Kiedy wyprowadzałam się z rodzinnego domu, myślałam: »Teraz będę szaleć do upadłego!«, ale zamieszkałam z kobietą tak uduchowioną, że zaraz sprowadziła mnie na ziemię”, śmiała się Dern w jednym z wywiadów. Aktorka złożyła papiery na uniwersytet UCLA i dostała się na dwa kierunki, psychologię i dziennikarstwo, ale zrezygnowała z zajęć po… dwóch dniach. David Lynch zaproponował jej rolę w „Blue Velvet”, a uczelnia nie zgodziła się, żeby Laura łączyła studia z pracą zawodową. Kazano jej dostarczyć scenariusz, ale po jego przeczytaniu odpowiedź władz szkoły brzmiała: „Nie rozumiemy, czemu chce pani porzucić ścieżkę naukową, a już tym bardziej, czemu chce pani z niej zrezygnować dla roli w tak strasznym filmie”. Dzisiaj mroczny, pełen perwersji i drastycznej przemocy „Blue Velvet” to klasyka kina, ale kiedy wszedł do kin w 1986 roku, wywołał wielki skandal.
Wyświetl ten post na Instagramie
Dern stała się ulubienicą Lyncha. Cztery lata później razem z Nicolasem Cage’em zagrali u niego parę kochanków w „Dzikości serca”, która została nagrodzona w Cannes Złotą Palmą. To była bardzo odważna rola, bo film epatował seksem, ale Laura nigdy nie bała się wyzwań.
Kiedy zaczynałam, ojciec dał mi jedną radę: Wybieraj te role, które inne aktorki ze strachu odrzucają. Wtedy zostaniesz zapamiętana, mówi laureatka Oscara.
Zawsze pilnowała też, żeby nie zagrać dwa razy podobnej postaci – dlatego występowała zarówno w artystycznym kinie, u takich reżyserów jak Robert Altman, Paul Thomas Anderson, Jonathan Demme czy Peter Bogdanovich, jak i w eksperymentalnych superprodukcjach typu „Park jurajski”. Od Stevena Spielberga dostała zresztą na pamiątkę figurkę T-rexa, który do dzisiaj pilnuje drzwi jej domu. A David Lynch? Laura zagrała u niego w siedmiu produkcjach i do tej pory spotyka się z nim co tydzień w słynnym hotelu Chateau Marmont, gdzie jedzą smażonego kurczaka. Reżyser mówi o niej, że to aktorka, która każdą rolą przekracza granice dla innych nieprzekraczalne, w 99 proc. nieustraszona. Jeden procent odjął Dern za to, że nie zgodziła się ogolić na łyso do filmu, którego pomysł dopiero kiełkuje w jego głowie.
Na planie „Blue Velvet” Dern poznała Kyle’a MacLachlana, z którym była związana przez cztery lata. Ona – urocza blondynka o szerokim uśmiechu, on – chłopak z bujną grzywką i zawadiackim spojrzeniem, szybko zostali uznani za jedną z najpiękniejszych par Hollywood. I chociaż ich związek nie przetrwał, spotkali się ponownie trzy lata temu na planie kontynuacji serialu „Twin Peaks” i zagrali scenę seksu. „To było dziwne… jakbyśmy cofnęli się o 30 lat i nic się nie zmieniło”, mówił potem Kyle i podkreślał, że Laura to zjawiskowa kobieta.
Swoich kolejnych partnerów Dern często poznawała na planach filmowych. Tak było m.in. z Jeffem Goldblumem, z którym zagrała w „Parku jurajskim” oraz Billym Bobem Thorntonem, z którym się zaręczyła. Zamieszkali razem i kupili psa, ale związek skończył się w bardzo nietypowy sposób. „Wyjechałam na plan, a kiedy wróciłam do naszego wspólnego domu, okazało się, że w tym czasie mój chłopak zdążył się ożenić. I nigdy więcej już się do mnie nie odezwał. To jak nagła śmierć, nie zostawia szans na zamknięcie pewnego rozdziału”, wspominała potem Laura. Kobietą, dla której porzucił ją Thornton, była Angelina Jolie. Ich małżeństwo rozpadło się trzy lata później. Na jakiś czas znalazła szczęście u boku muzyka Bena Harpera. Poznała go na koncercie, w 2005 roku wzięli ślub. Niestety, pięć lat później Harper zaskoczył Dern, składając bez jakiejkolwiek zapowiedzi papiery rozwodowe. I chociaż para próbowała się zejść w 2012 roku, ostatecznie to Laura ponownie wniosła pozew o rozwód. Para doczekała się dwojga dzieci – dziś 17-letniego syna Ellery’ego, który w zeszłym roku zadebiutował jako model na pokazie Calvina Kleina, i 15-letniej córki Jayi. Aktorka przyznaje:
Są takie dni, kiedy ciężko mi połączyć wszystkie obowiązki i nie mam dla siebie nawet minuty. Powiedzmy to sobie wprost: samotne macierzyństwo bywa koszmarnie trudne!
Po sukcesach na przełomie lat 80. i 90. wydawało się, że Laura już zawsze będzie należała do hollywoodzkiej pierwszej ligi. Ale w 1997 roku wystąpiła w „The Puppy Episode”, serialu Ellen DeGeneres. Zagrała lesbijkę otwarcie przyznającą się do swojej orientacji i została przez to uznana za „aktywistkę”. Dzisiaj to komplement, ale 20 lat temu odczucia publiczności były zupełnie inne. Po „The Puppy Episode” aktorka długo nie mogła znaleźć pracy – przez rok nie dostała ani jednej propozycji. „Wszyscy zapłaciliśmy za ten serial wysoką cenę, Ellen największą. Ale nigdy nie zapomnę momentu, kiedy popatrzyła mi prosto w oczy i po raz pierwszy publicznie powiedziała: »Jestem homoseksualistką«. Dlatego wiem, że było warto”, twierdzi Laura.
Dzisiaj chętnie angażuje się w różne kampanie społeczne i została twarzą ruchu Time’s Up, który walczy m.in. ze złym traktowaniem kobiet zwłaszcza w pracy oraz molestowaniem seksualnym. „Zaczęło się od tego, że spotykałyśmy się co tydzień w grupie dwudziestu kobiet i dzieliłyśmy swoimi historiami. A potem zaczęłyśmy się zastanawiać, co możemy zrobić, żeby coś się zmieniło, jakie kroki podjąć, jak wspierać inne kobiety. I tak się narodził ten ruch. Ja sama chodziłam na marsze z moją mamą, kiedy miałam osiem lat, i obserwowałam różne aktywistki walczące o te same sprawy, o które teraz walczymy my. Różnica jest taka, że jeszcze nigdy o prawach kobiet nie mówiło się tak głośno jak teraz. Cały czas rośniemy w siłę”, mówi aktorka. „Dorastałam na planach filmowych i byłam świadkiem różnych męskich zachowań, które nie powinny mieć miejsca. Bo czy to normalne, że 40-letni reżyser zaprasza 13-latkę do pokoju hotelowego, żeby przećwiczyć z nią scenariusz? I każe jej usiąść obok siebie na łóżku i przeczytać scenę miłosną? Ja czułam się w takich sytuacjach niekomfortowo, ale uważałam, że tak już musi być, że w ten sposób funkcjonuje ta branża. A to bzdura! Dlatego walczę o to, żeby dzisiaj żadna młoda aktorka nie musiała tego przeżywać. Bycie osobą publiczną, której głos jest słyszany, to luksus i uważam, że moim obowiązkiem jest wykorzystywanie tego w walce o dobro kobiet, których nikt nie słucha”.
Wyświetl ten post na Instagramie
Dern walczy również o to, żeby kobiety zarabiały tyle samo, co mężczyźni. „Kiedy zaczynałam pracę, słowo »ambicja« było dla kobiety zakazane. Niczym brzydki wyraz. Bo kobieta ambitna jest zimna, kalkulująca i niezbyt sexy. Panowało przekonanie, że poważna aktorka nie musi zarabiać dużych pieniędzy, bo jej to »nie przystoi«. Ba, samo zarabianie też jej nie przystoi! Od tego są mężczyźni. Kiedy z moją mamą otrzymałyśmy na początku lat 90. nominację do Oscara za nasze role w »Historii Rose«, zaproponowano nam udział w kampanii kosmetyków do włosów dla prestiżowego magazynu. Ale mój ówczesny agent kazał mi tę ofertę odrzucić. »Mężczyźni mogą sprzedawać produkty, ale wy nie. Kobiety są wtedy postrzegane jak dziwki«, stwierdził. To samo dotyczyło produkcji filmów. Pamiętam, jak rozmawiałam ze znajomym i powiedziałam, jak wielką inspiracją jest dla mnie Robert Redford, który produkuje społecznie zaangażowane filmy i stworzył festiwal Sundance, gdzie pokazywane jest kino niezależne. Usłyszałam: »Robert Redford może sobie pozwolić na takie rzeczy, ale Jane Fonda już nie. Kobiety nie powinny produkować. Powinny zająć się tym, na czym się znają, czyli graniem. Zostawcie poważniejsze sprawy mężczyznom«”, wspomina Dern.
Ja jestem samotną matką, muszę utrzymywać rodzinę, więc chcę zarabiać tyle, co mężczyźni. Mam do tego prawo. Ale zrozumiałam to dopiero niedawno, już jako dojrzała kobieta, stwierdziła w jednym z wywiadów.
Laura uważa, że dojrzałość jej służy. „Mogę zagrać zarówno seksowną kusicielkę, jak też matkę, wiek mnie nie definiuje. Aktorki z pokolenia mojej matki musiały po pięćdziesiątce szukać zatrudnienia w teatrze albo pracować z europejskimi reżyserami, ale teraz jest mnóstwo opcji również w Hollywood. A co będzie później, za dekadę czy dwie? Nie wiem. Najwyżej, gdy skończę siedemdziesiątkę, przeniosę się do Paryża, bo kocham to miasto. Tam na pewno znajdzie się reżyser, który zatrudni pomarszczoną aktorkę”, mówi.
„Jestem w cudownym momencie swojego życia. Czuję się wolna, bo miałam już różnych partnerów, miałam męża, urodziłam dzieci, więc nie muszę na siłę kogoś szukać i udawać lepszą, niż jestem, żeby mu się przypodobać. Z wiekiem zyskałam odwagę. Bo chociaż myślałam, że jestem odważna, kiedy miałam 20 lat, to tylko mi się tak wydawało. Dopiero teraz jestem w pełni gotowa, żeby być aktorką, dopiero teraz czuję, że mogę zmierzyć się ze wszystkim. Jest we mnie głód eksperymentowania i odkrywania nowych rzeczy. Nawet takich, których się boję. Szukam coraz głębiej i głębiej. Czy to nie jest piękne?"
Wyświetl ten post na Instagramie