Portret

Jessica Chastain z Oscarem za rolę pierwszoplanową. Wywiad z aktorką

Jessica Chastain z Oscarem za rolę pierwszoplanową. Wywiad z aktorką
Jessica Chastain zdobyła Oskara za rolę pierwszoplanową w filmie "Oczy Tammy Faye"
Fot. EastNews

Jessica Chastain właśnie zdobyła pierwszego Oscara. Nagrodę otrzymała za rolę w filmie "Oczy Tammy Faye". To trzecia nominacja aktorki. Wcześniej rola agentki CIA we "Wrogu numer jeden" przyniosła jej Złoty Glob i  nominację do Oscara. W 2012 roku Jessica Chastain była nominowana do Oscara za rolę drugoplanową w filmie "Służące". Przed rozdaniem nagród Akademii Filmowej aktorka udzieliła wywiadu magazynowi PANI. 

Pierwsze kroki w show-biznesie Jessica Chastain stawiała na planie kultowego serialu „Ostry dyżur” blisko 20 lat temu, jednak dopiero rola w „Służących” w 2011 roku sprawiła, że aktorka stała się znana na całym świecie. Od tamtej pory zagrała w wielu znanych produkcjach, ale nie poprzestała na rozwijaniu kariery aktorskiej. Swoją popularność wykorzystuje dziś między innymi do walki o równouprawnienie kobiet. Nie zgadzała się na to, by aktorki zarabiały mniej od aktorów, dlatego otworzyła firmę producencką Freckle Films, żeby stworzyć nowe zasady w branży. O tym, jak ważne są dla niej prawa kobiet, mogły przekonać się także Polki. Kiedy w 2017 roku Chastain przyjechała do Warszawy promować film „Azyl”, spontanicznie przyłączyła się do Strajku Kobiet, tym samym wspierając jego uczestniczki sprzeciwiające się planom zaostrzenia prawa aborcyjnego. Miała trudne dzieciństwo i młodość – wychowywała się bez ojca, a w 2003 roku straciła siostrę, która popełniła samobójstwo. Na szczęście od kilku jest szczęśliwa u boku Giana Luki Passi de Preposulo. Mąż aktorki pochodzi ze znanej włoskiej rodziny i pracuje dla domu mody Moncler. Mają dwoje dzieci. Aktorka właśnie zdobyła swojego pierwszego Oscara za rolę w filmie "Oczy Tammy Faye".

Jessica Chastain w filmach akcji. Czemu zdecydowała się na rolę w "355"

PANI: Mam wrażenie, że w ostatnich latach postanowiłaś mocniej wejść w kino akcji. Mogliśmy cię oglądać jako płatną morderczynię w filmie „Ava” i złą mutantkę w „X-men: Mroczna Phoenix”, a niedługo do kin wejdzie „355”, w którym grasz nieustraszoną agentkę CIA. Za rogiem czai się też ekranizacja gry „The Division”.

JESSICA CHASTAIN: Trochę tak jest. Pomyślałam sobie, że jeśli nie teraz, to kiedy? Mam 44 lata, czuję, że jestem w szczytowej formie i mogę poradzić sobie bez pomocy kaskadera z wieloma scenami wymagającymi dużej sprawności fizycznej. Traktuję to jak wyzwanie, a przy tym bardzo dobrą zabawę. Nie rezygnuję zresztą z ról w produkcjach dramatycznych, ale też nie chcę się dać zaszufladkować.

Właśnie takie odniosłem wrażenie, że chcesz spróbować wszystkiego, nawet kina o superbohaterach.

Bo tak jest! Od zawsze chciałam zagrać w dramacie, komedii, thrillerze, westernie, science fiction i w ekranizacji komiksu. A wiesz, dlaczego zależało mi na tym ostatnim? Bo podoba mi się połączenie fajnych kostiumów i wątku supermocy – tego nie ma w żadnych innych produkcjach. Kiedy więc pojawiła się propozycja udziału w kolejnej części „X-Mena”, zgodziłam się od razu. Nawet nie wnikałam w to, kogo tam zagram. A gdy dostałam informację, że moja bohaterka będzie dysponowała supermocą, wiedziałam, że już na pewno nie zmienię zdania, i potwierdziłam swój udział. Poza tym okazało się, że w tej części zarówno antagonista, jak i protagonista to kobiety, zatem nie miałam już najmniejszych wątpliwości, że to projekt dla mnie. Uwalniamy filmy o superbohaterach z rąk mężczyzn! (śmiech).

Jessica Chastain jako producentka. Co ją skłoniło do nowej drogi zawodowej?

W „355” nie tylko grasz, ale też jesteś producentką. Co cię do tego skłoniło?

W 2017 roku byłam jurorką na festiwalu w Cannes i miałam okazję obejrzeć wiele filmów akcji. Zdałam sobie wtedy sprawę, że udział aktorek jest w nich znikomy. I nie mówię tutaj o komediach. Wiedziałam jednak, że solidne kino akcji z kobietami w rolach głównych to dobry pomysł. Udowodniła to przecież Kathryn Bigelow, robiąc thriller szpiegowski "Wróg numer jeden", w którym zagrałam. Wtedy zresztą dowiedziałam się, jak wiele kobiet pracuje w wywiadzie, bo jedna z nich była moją konsultantką. Od tego momentu zaczęłam zauważać, że działalność kobiet szpiegów jest marginalizowana przez filmowców. Często są pomijane albo występują w charakterze dodatku do męskiego bohatera. Ewentualnie ich praca w wywiadzie stanowi powód do żartów. Chciałam to zmienić. Potrzebowałam tylko odpowiedniego scenariusza i dostarczyła mi go Theresa Rebeck.

Tytuł nie jest przypadkowy.

To prawda, 355 to kryptonim kobiety szpiega, która działała podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Do dziś nie wiemy, jak się nazywała, a jej ogromny wkład w rozwój naszego kraju jest niedoceniany. Moim zdaniem to bardzo smutne. Dowiedziałam się, że wiele kobiet w wywiadzie używa kryptonimu 355, by oddać jej hołd. Mam nadzieję, że nasz film uświadomi ludziom, że szpiegami są nie tylko mężczyźni. I może nawet zachęci dziewczyny do zgłoszenia się do pracy w wywiadzie.

Podobno sama dobierałaś obsadę?

To był bardzo długi proces. Polegał w dużej mierze na zastanawianiu się, które aktorki są teraz na topie i które bym chętnie zobaczyła w takiej produkcji, bo wcześniej nie dostawały podobnych propozycji. Stwierdziłam, że należy do nich na przykład Diane Kruger. Odezwałam się do niej, a ona bardzo entuzjastycznie podeszła do pomysłu.

Czyli sama dobrałaś sobie ekranowego wroga, z którym twoja postać będzie musiała się zmierzyć.

I muszę przyznać, że się nie zawiodłam. Jak powiedziałam wcześniej, jestem za tym, by jak najwięcej scen kaskaderskich grać samodzielnie, bo moim zdaniem to wpływa bardzo pozytywnie na odbiór filmu i daje reżyserowi znacznie większe możliwości przy doborze ujęć. Dlatego wszystkie ostro trenowałyśmy, by walki wypadły przekonująco. A kiedy już się spotkałyśmy na planie, Diana skopała mi tyłek. (śmiech) Miałam problem, by o własnych siłach wrócić do domu, tak mocno mnie poobijała. Ale sama się o to prosiłam, więc nie mam pretensji.

Jessica Chastain o "Scenach z życia małżeńskiego"

Nie tylko ten film pokazuje, jak bardzo ci zależy, by zmienić stosunek twórców filmowych do kobiecych postaci. Za każdym razem, gdy przyjmujesz rolę, starasz się przekroczyć jakąś granicę przez nich postawioną.

Inaczej nie miałoby to sensu, bo tworzylibyśmy cały czas takie same produkcje z podobnymi bohaterami, a to byłoby z dużą szkodą dla widza. Dlatego staram się wyszukiwać projekty, które dla mnie będą wyzwaniem, a dla widzów czymś nowym. Weźmy takie "Sceny z życia małżeńskiego". Jak często widzimy na ekranie kobietę, dla której najważniejsze jest jej szczęście, więc postanawia odejść od męża i córki, nie porzucając ich jednak kompletnie? Przeważnie słyszymy o przeciwieństwie tego zachowania, o przedkładaniu potrzeb rodziny nad swoje, a przecież kobiety nie zawsze podejmują takie decyzje. Moja bohaterka nie będzie gorszą matką, dlatego że odchodzi od męża. Uważa nawet, że od kiedy ma romans, dużo lepiej czuje się sama ze sobą, co przekłada się na poprawę relacji z córką. Tak to też wygląda w prawdziwym życiu. Nikt nigdy nie powiedział, że kobieta musi tkwić w rozpadającym się związku dla dobra dziecka, nie zważając na wszelkie konsekwencje, a mężczyzna może sobie odejść. Bardzo lubię brać udział w takich projektach, które wyzwalają w ludziach emocje i powodują, że zaczynamy dyskutować. Gdy zauważamy, że uwięźliśmy w pewnych schematach, staliśmy się ich zakładnikami, i to przeszkadza nam w rozwoju. Dlatego staram się łamać te schematy. Chcę się rozwijać. I chcę, by widzowie rozwijali się ze mną.

I widzisz ten rozwój? Te zmiany?

Oczywiście. Rewolucja się rozpędza. Najlepszym przykładem jest fakt, że coraz częściej kobiety zarabiają więcej od mężczyzn, i nie jest to uznawane za coś nadzwyczajnego. Widzę, że moje koleżanki mają wyższe pensje niż ich partnerzy. Problemem jest tylko to, że nie każda z nich dobrze się z tym czuje. Trzeba im tłumaczyć, że nie robią nic złego. Ich druga połowa nie straci nagle na męskości, gdy nie będzie głównym żywicielem rodziny. Te czasy już minęły i dobrze. Choć często usiłuje się powstrzymać takie zmiany. Jestem przerażona, patrząc na ostatnie wydarzenia w Afganistanie czy na to, co stało się w Teksasie (kilka miesięcy temu wprowadzono tam zakaz aborcji – przyp. red.). Na świecie wciąż są niestety miejsca, gdzie ludzie starają się przystopować postęp, ale moim zdaniem to się nie uda. Po prostu nasz marsz będzie tam trwał dłużej.

Dlaczego im większy nacisk na zmiany, tym większy opór?

Żadna rewolucja nie skończy się w jedną noc, jeśli jej skutki mają być trwałe. Ona musi zająć dużo czasu i trzeba się nad nią napracować. Wydaje mi się też, że jest to wina naszych elit, które dawno temu wywalczyły sobie pewne przywileje i nie chcą się nimi podzielić lub nie rozumieją, czemu inni też chcą te przywileje mieć. Mamy do czynienia z brakiem wiedzy, który powoduje obojętność. Ale zauważ, że w ciągu ostatnich pięciu lat coraz częściej i głośniej rozmawiamy o tym problemie, co jest moim zdaniem bardzo dobrą prognozą na przyszłość.

Jessica Chastain w Polsce. Co w Warszawie robiła aktorka?

Skąd u ciebie taka wola walki? Pamiętam, że gdy przyjechałaś do Warszawy promować film „Azyl”, wzięłaś udział w Czarnym Proteście.

Wywodzę się z biednego domu. Byłam pierwszą kobietą w rodzinie, której udało się pójść na studia. Na własnej skórze odczułam, jak trudno jest walczyć o swoje i jak trudno jest wyjść z ubóstwa. A jest to szczególnie trudne dla kobiet. Tym bardziej doceniam to, w jakim miejscu jestem teraz, i staram się wykorzystać swoje możliwości, by pomagać i wspierać inne kobiety. Te, których prawa są zagrożone. Inne podejście byłoby z mojej strony bardzo egoistyczne i nieodpowiedzialne. 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 03/2022
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również