Historie osobiste

"Kiedyś próbowała zniszczyć moje życie. Teraz jej los zależał ode mnie. Mogłam się zemścić..."

"Kiedyś próbowała zniszczyć moje życie. Teraz jej los zależał ode mnie. Mogłam się zemścić..."
Fot. 123rf

Od wielu lat pracuję w dziale kadr i spotykam na swojej drodze różnych ludzi. Sądziłam, że wszystko już widziałam i jestem uodporniona na każdą sytuację.  Ale tamtego dnia w moim biurze ujrzałam dawną przyjaciółkę. 

Nie wiedziałam, że można się aż tak zmienić. Iwona nie przypominała tamtej dziewczyny sprzed lat. Szczupła, właściwie chuda, przygarbiona, jakby dźwigała cały świat na swoich barkach. Włosy, których jej zazdrościłam, przerzedziły się i posiwiały, a ona najwidoczniej nic z nimi nie robiła. Wyglądała jak cień dawnej siebie i nie chodziło tylko o to, że się postarzała.

"Poczułam satysfakcję"

Poczułam satysfakcję, czysto kobiecą satysfakcję. Ja wyglądałam nienagannie – w dyskretnym makijażu, starannie ułożonych włosach i garsonce ulubionej marki. Miałam przeprowadzić z Iwoną rozmowę kwalifikacyjną na mało wymagające stanowisko.

– Dzień dobry – odezwała się wreszcie, unosząc głowę i prostując się.

Nasze spojrzenia się spotkały. I to ja poczułam się nieswojo, gdy Iwona utkwiła we mnie wzrok, niemal wyzywający.

– I chyba zarazem do widzenia – dodała, wsuwając kosmyk włosów za ucho. Znajomy gest, przywołujący wspomnienia, których nie chciałam pamiętać.

– Nie rozumiem. Jest pani umówiona na rozmowę kwalifikacyjną. Poproszę o dokumenty. – Wyciągnęłam rękę po teczkę, którą Iwona trzymała w rękach. Starałam się być profesjonalna. Nasza przyjaźń należała do odległej przeszłości i ta kobieta była teraz dla mnie zupełnie obcą osobą. Jakich wiele przyjmowałam do pracy i zwalniałam z niej.

– Och, daruj sobie, Sabina. – Iwona podeszła bliżej i usiadła. Teczkę rzuciła na blat biurka. – Po co te pozory. Przecież i tak mnie nie zatrudnisz, obie to wiemy.

Nie dam się sprowokować, pomyślałam.

– Wiem tyle, że to stanowisko raczej poniżej pani kwalifikacji. Szukamy kogoś do pracy przy taśmie, przy produkcji. Jest pani tego świadoma?

Nie miałam zamiaru wdawać się z nią w dyskusję. Przed laty powiedziałam już, co o niej myślę, i zdania nie zmieniłam. Chciałam po prostu załatwić tę sprawę jak najszybciej.

– Tak. Potrzebuję dodatkowej pracy – westchnęła. – Zmieniłaś nazwisko. – Wskazała brodą na przyczepioną do klapy mojej marynarki plakietkę.

No i nie wytrzymałam.

– Powinnam całe życie za nim płakać? – prychnęłam. – Mam fantastycznego męża.

– To dobrze, cieszę się.

I cisza. W której rozglądała się po pokoju, raczej bezradnie niż z ciekawością. Nagle wydała mi się krucha i zagubiona, jakby miała się rozpaść na kawałki. Nie wiedziałam, co powiedzieć, jak pokierować tym spotkaniem. Powinnam wdrożyć rutynowe procedury, ale to nie była rutynowa sytuacja. I choć próbowałam to sobie wmówić, Iwona nie była dla kimś obcym i obojętnym.

– Proszę zostawić dokumenty – przeszłam na tryb bezosobowy. – Zadzwonimy, kiedy podejmiemy decyzję.

Iwona wyjęła z teczki dokument w foliowej koszulce, a potem wstała i wyszła. Bez słowa.

"Za błędy się płaci"

Miałam ochotę wykrzyczeć za nią całą złość i poczucie zdrady, które do mnie wróciły, ale nie mogłam. Za drzwiami czekali kolejni kandydaci. Musiałam wziąć się w garść.

Dłonie mi drżały, kiedy wrzucałam dokumenty Iwony do niszczarki. Za błędy się płaci, a ja nie zamierzałam odgrywać miłosiernej samarytanki. Niech poszuka pracy gdzieś indziej, skoro jest taka zdesperowana. Nie chcę mieć z nią do czynienia. Już nigdy więcej.

Po powrocie do domu nie mogłam jednak przestać myśleć o Iwonie. Wyglądała naprawdę źle, nie tyle na zmęczoną, co wymęczoną życiem. Nie współczułam jej. Empatię miałam zarezerwowaną dla osób, które nic mi nie zrobiły. A Iwona bardzo mnie skrzywdziła.

Ukradła mi chłopaka, z którym planowałam wspólną przyszłość. Byliśmy z Jackiem parą od liceum. Wszystko układało się dobrze, niczego nie podejrzewałam, a już na pewno nie spodziewałam się, że wda się w romans z moją najlepszą przyjaciółką. Przekreślił wszystko, co nas łączyło. Podobnie jak ona. Co gorsza, oświadczył się jej już po kilku miesiącach związku. Gdy był ze mną, powtarzał, że najpierw musimy skończyć studia, znaleźć stabilną pracę, a dopiero potem myśleć o ślubie.

Dowiedziałam się o ich zaręczynach od naszej bliskiej koleżanki, która… wybierała się na ślub. Chyba rozumiesz, prawda, tłumaczyła się, z miłością nie wygrasz. Nie rozumiałam. Nagle nasi wspólni znajomi stali się ich znajomymi. Poczułam się zdradzona w trójnasób, oszukana i porzucona przez wszystkich.

Szybko ucięłam kontakt z Iwoną i tymi, którzy wybrali ją i Jacka. Trudno uwierzyć, ale próbowała się ze mną pogodzić. Ona też oczekiwała, że zrozumiem. Więcej, że wybaczę, może nawet będę cieszyć się ich szczęściem. Chyba oszalała!

Tamte wydarzenia sprawiły, że musiałam nauczyć się żyć na nowo. Po studiach znalazłam dobrą pracę, nowych przyjaciół, z ich pomocą otworzyłam się na ludzi, ponownie zaufałam, zakochałam się, wyszłam za mąż… Zapomniałam o byłym chłopaku, który był moją pierwszą miłością, i przyjaciółce, którą znałam od podstawówki. Gdy spotykałam gdzieś dawnych znajomych, oni nie mówili o Iwonie i Jacku, a ja o nich nie pytałam. Zgodnie nie poruszaliśmy drażliwego tematu.

"Niczego nie wiedziałam"

Naprawdę myślałam, że zostawiłam przeszłość za sobą, a teraz znowu muszę się mierzyć z dawną traumą. Bo tym dla mnie była zdrada ukochanego i przyjaciółki. Wróciły wszystkie wspomnienia. Te dobre i te złe. Czemu przyszła? Czemu szukała pracy w fabryce?

Następnego dnia zadzwoniłam do naszej koleżanki, z którą miałam sporadyczny kontakt. Opowiedziałam jej o spotkaniu z Iwoną.

– No tak, ty nic nie wiesz…

– O czym?

– Ich najmłodsza córka ciężko zachorowała. Potrzebowała operacji za granicą – wyjaśniła, a mnie oblało gorąco. – Robili zbiórkę – kontynuowała. – Dużo ludzi się w to zaangażowało. Oczywiście zaciągnęli też kredyty, no i teraz trzeba wszystko spłacać. Więc łapią się każdej pracy.

– Czy ona… żyje? – zmusiłam się, by zapytać.

Dopadły mnie wyrzuty sumienia. Przed oczami miałam znikające w niszczarce dokumenty Iwony…

– Tak, ale czeka ją rehabilitacja.

W mediach codziennie przewijają się informacje na temat chorych dzieci. Może nawet widziałam ich apel o wsparcie, ale nie skojarzyłam, że dotyczy dziecka, którego rodziców znam. Karma wraca, przemknęło mi przez głowę, jednak szybko przegnałam tę myśl. Przecież to dziecko nie było niczemu winne.

Co powinnam zrobić? Jak się zachować? Zniszczyłam podanie o pracę, które zostawiła Iwona, ale w bazie wciąż miałam jej numer telefonu. Skrzywdziła mnie jak nikt inny, miałam do niej żal większy niż do Jacka, z drugiej strony… Trzeba żyć tu i teraz, być wdzięcznym, za to, co się ma, nie żałować tego, co się straciło. Wciąż to powtarzam. Więc czemu się waham…?

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również