Poprzednie edycje

Maria Prokop: "Moje ciało i umysł powiedziały "nie". Wejście na ścieżkę jogi okazało się zbawienne"

Maria Prokop: "Moje ciało i umysł powiedziały "nie". Wejście na ścieżkę jogi okazało się zbawienne"
Maria Prokop
Fot. Dominika Staniszewska

Historia Marii Prokop - nauczycielki jogi i świadomego oddechu, a prywatnie żony dziennikarza Marcina Prokopa - to gotowy scenariusz na film o życiu "po swojemu". Po 15 latach kariery na wysokim szczeblu menadżerskim porzuciła pracę w korporacji, aby zagłębiać się w naukę jogi, medytacji i oddechu. Praca z własnymi ograniczeniami - problemami z kręgosłupem i nerwicą lękową stała się nie tylko sposobem na zdrowienie, ale także nową zawodową ścieżką rozwoju. "Maria nie tylko pięknie opowiada o jodze, ale też zwraca dużą uwagę na pracę z oddechem, medytację i pielęgnowanie wdzięczności" - mówi o niej Anna Lewandowska, z którą wspólnie nominowaliśmy Marię do 3. edycji akcji #poswojemu Doskonałość Sieci 2022 w kategorii Wellbeing. 

Po 15 latach pracy w korporacji postanowiłaś zmienić swoje życie o 180 stopni. Porzuciłaś ścieżkę kariery menadżerskiej, aby nauczać jogi. Co było punktem zwrotnym w podjęciu tej decyzji?

Maria Prokop: Ta decyzja dojrzewała we mnie od kilku lat. Odkąd uzmysłowiłam sobie, że biegnąc coraz szybciej z górki, biorąc na siebie coraz większą odpowiedzialność, angażującą cały mój czas i uważność, w pewnym momencie skończę hamowaniem na ścianie.

Sposobem na wentylowanie stresu związanego z pracą, było dla mnie bieganie, które szybko również zaczęłam traktować w kategorii wyzwania, zamiast przyjemności. Chciałam działać na maksimum swoich możliwości, a nawet więcej. Niestety, skończyło się to wypadkiem, w którym nieomal straciłam życie. Podczas maratonu na Malcie, kiedy narzuciłam sobie zbyt ambitne tempo, w pewnym momencie zasłabłam. Na szczęście w pobliżu była ekipa medyczna, która podjęła natychmiastową akcję ratunkową. W szpitalu doszłam do siebie mając zdiagnozowany stan skrajnego wyczerpania i odwodnienia. Spędziłam tydzień pod kroplówkami, po czym – jak dzielny żołnierzyk – wróciłam do pracy. Jednak tym razem ciało i umysł powiedziały „nie”. Zaczęłam zmagać się z silną nerwicą lękową, która sprawiła, że nie mogłam normalnie funkcjonować. Nie chciałam przez kilka następnych lat łykać silnych leków psychotropowych uśmierzających objawy, a nie leczących przyczyny choroby. Zaczęłam poszukiwania innej drogi poradzenia sobie z problemem. Wejście na ścieżkę jogi okazało się zbawienne. 

 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Marysia #oddech #medytacja (@mariaprokop_yoga)

Jak oswajałaś strach przed zmianą i porzuceniem swojego „bezpiecznego życia”, czyli ścieżki kariery, którą realizowałaś z sukcesami od wielu lat?

Nie miałam wyjścia, bo zmiana trybu życia stała się koniecznością, a nie wyborem. Oczywiście, na początku odczuwałam lęk, wynikający z całkowitej zmiany dotychczasowego trybu funkcjonowania, gdzie mój kalendarz, cele i zadania były wyznaczane przez procesy zachodzące w korporacji. Okazało się, że zarządzanie wyłącznie sobą jest znacznie trudniejsze, niż międzynarodowym zespołem.

Pojawiły się również wątpliwości, czy jestem w stanie przekuć pasję do jogi na swój zawód? Okazało się, że zbudowanie od zera swojej marki osobistej, nauczenie się wykorzystania mediów społecznościowych, które wcześniej ignorowałam, bycie jednocześnie produktem i jego sprzedawcą – wszystko było dla mnie zupełnie nowe. Zwłaszcza, że wchodząc na ścieżkę jogi, odczuwałam przede wszystkim potrzebę, żeby jak najwięcej się nauczyć, zanim zacznę pracować z innymi i dzielić się tą wiedzą. Mimo, że co jakiś czas targają mną różne wątpliwości i kryzysy, to wychodzę z nich z przeświadczeniem, że buduję coś, co ma dla mnie dużą wartość, co jest moim powołaniem, a nie pracą na czyjeś zlecenie. Mam poczucie, choć zabrzmi to może górnolotnie, że tym, co robię, zmieniam na lepsze nie tylko siebie, ale również kawałek świata wokół. To daje mi największą motywację.  

Jaka jest najważniejsza lekcja, jaką dała Ci wieloletnia praktyka jogi?

To nie jest „szkoła”, w której otrzymuje się dyplom zdobycia wiedzy, tylko niekończący się proces, w którym każdego dnia odkrywa się coś nowego. Dlatego nie ma jednej najważniejszej lekcji, raczej suma doświadczeń, które – zebrane razem – pozwalają lepiej rozumieć siebie i świat wokół. Na pewno joga nauczyła mnie cierpliwości i pokory. Tego, że czasem trzeba wykonać kilka kroków wstecz, żeby później znów iść do przodu. Pamiętam, jaką tragedią była dla mnie diagnoza dyskopatii odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Dowiedziałam się o tym na kilka dni przed wylotem na ważny dla mnie kurs nauczycielski na Bali, gdzie miałam cieszyć się miesięczną imersją w jodze. Tymczasem leżałam na podłodze z potężnym bólem, ledwo mogąc się ruszać. W pierwszej chwili chciałam odwołać swój udział. Jak mogę być nauczycielką, kiedy każdy ruch oznacza nadludzki wysiłek? Postanowiłam jednak stawić czoło tej przeciwności. Pojechałam. Na miejscu musiałam na nowo, kreatywnie określić swoją rolę, stając się bardziej obserwatorką niż uczestniczką procesów. Musiałam nauczyć się modyfikować praktykę do swoich aktualnych ograniczeń. To doświadczenie nauczyło mnie bardzo dużo także o moim własnym ciele, wsłuchiwaniu się w jego potrzeby, nie traktowania go jako bezawaryjnej maszynki, która zawsze musi być mi posłuszna. To doświadczenia nauczyło mnie, że joga nie jest sumą pozycji, które umiemy wykonać zgodnie z przykładem z obrazka. Wtedy rozpoczęła się moja przygoda z medytacją, rozpoczęła się prawdziwa transformacja. Zrozumiałam, czym jest ego i nauczyłam się stawać obok.  

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Marysia #oddech #medytacja (@mariaprokop_yoga)

Jesteś także breathcoachem - uczysz świadomego oddechu. Dlaczego o nim zapominamy na co dzień i jak potężne jest to narzędzie w życiu?

Rodzimy się z umiejętnością oddychania, więc w dorosłym życiu wydaje nam się, że jest to rzecz oczywista, jak bicie serca. Korzystamy więc z oddychania na najprostszym, nieświadomym poziomie. To trochę tak, jakbyśmy dostali najnowszego smartfona i używali go wyłącznie do dzwonienia, nie zaglądając do innych aplikacji, które się w nim znajdują. Moją rolą jest nauczenie ludzi korzystania z tych dodatkowych „programów” mających bezpośredni wpływ na nasze zdrowie, poziom stresu, jakość snu, trawienie, zdolność koncentracji i mnóstwo innych funkcji, które mogą być sterowane oddechem. Ci, którzy tego doświadczą, są w szoku, jaki potencjał kryje się w – wydawałoby się – banalnej czynności.

Zainteresowanie praktyką oddechową wynikło w moim życiu z konkretnej potrzeby – próbowałam zrozumieć, dlaczego niektóre rodzaje oddechu, stosowane podczas pracy na macie, wywołują u mnie stany lękowe. To doprowadziło do studiowania fizjologii oddechu i wzięcia udziału w wielu kursach oddechowych, dających mi nowe narzędzia do pracy z sobą oraz innymi. Wiem, że nie każda osoba musi zostać joginem, mam świadomość tego, że można się rozwiać za pomocą wiele ścieżek i narzędzi. Moją rolą nie jest to, aby na siłę przekonywać do praktyki jogi, czy stawiać jogę wyżej niż inne praktyki duchowe. Jednak wierzę, że każda osoba pragnąca zmiany w swoim życiu powinna zając się swoim oddechem i mam osobistą misje aby tę widzę jak najszerzej rozprzestrzenić. Instagram daję mi taką możliwość.

Jesteś nauczycielką jogi, świadomego oddechu, prowadzisz autorskie warsztaty i organizujesz wyjazdy, a także jesteś aktywną instagramerką. Dlaczego zdecydowałaś się dzielić swoją wiedzą w social mediach?

Ta potrzeba przyszła trochę niechcący.  Nie miałam nigdy takiej intencji, przez długi czas nawet nie miałam konta na Instagramie (śmiech). To się wydarzyło jako efekt uboczny chęci pomocy ludziom, kiedy wraz z wybuchem pandemii koronawirusa zobaczyłam, jak olbrzymi jest ładunek stresu i niepewności wśród ludzi wokół. Lekarze nie mieli dla nas wielu uspokajających komunikatów. Panowała atmosfera apokaliptycznej beznadziei. Postanowiłam wyjść naprzeciwko tym, którzy siedzieli zamknięci w domach i byli sparaliżowani strachem. Spontanicznie zorganizowałam live’y medytacji i praktyki oddechowej na Instagramie, po którym dostałam mnóstwo pozytywnych, zwrotnych informacji. Poczułam, że to realnie pomaga, i to mnie ogromnie uskrzydliło. Dlatego regularnie zaczęłam organizować wspólne sesje oddechowe i medytacyjne, w których uczestniczyła coraz większa ilość ludzi. Wielu z nich zwracało się potem do mnie indywidualnie, dzieląc swoimi problemami, zaburzeniami i wyzwaniami. Wspierałam ich tak, jak mogłam, a tam, gdzie kończyły się moje kompetencje, odsyłałam do specjalistów. Poczułam wtedy, jak wielką siłę mają właściwie wykorzystywane media społecznościowe.

Widzę też coraz wyraźniej, że szerzenie praktyki oddechowej, medytacji oraz innych narzędzi, mieszczących się pod parasolem praktyk rozwoju duchowego jest czymś, co wymaga wielkiej odpowiedzialności oraz pokory.  Z wielką obawą obserwuje rożne propozycje pojawiające się na Instagramie i utwierdzam się w przekonaniu, że każdy, kto chce się tym zajmować, powinien działać trochę jak lekarz, zobowiązany przysięgą Hipokratesa, żeby przede wszystkim nie szkodzić pacjentowi. 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Marysia #oddech #medytacja (@mariaprokop_yoga)

Instagram to doskonałe narzędzie do tworzenia swojej społeczności, dzielenia się doświadczeniami, ale ma także swoją ciemną stronę...

Social media nigdy nie interesowały mnie jako miejsce zaspokajania własnej próżności i dzielenia się „wystawą” ze swojego życia. Traktuję Instagram przede wszystkim jako medium do spotkań, wymiany myśli, energii, inspiracji, wiedzy. Staram się jak najwięcej dawać, ale jednocześnie brać to, co jest mi potrzebne do indywidualnego rozwoju. Gdyby nie social media, nie dotarłabym do wielu fantastycznych nauczycieli i źródeł wiedzy z całego świata i też nie miałabym, jak docierać do osób, które chcą stawiać swoje pierwsze kroki na macie, zacząć przygodę z medytacją i poprawić jakość życia za pomocą oddechu. Praca z ludźmi daję mi ogromną satysfakcję, a bez Instagrama, nie wiem jak bym do nich dotarła.

Czasami czuję ogromną frustracje z powodu tego medium, nie lubię poczucia przymusu regularnego postowania, nie chcę aby Instagram odbierał mi poczucia wolności do przeżywania danej chwili bez jej dokumentowania w celach późniejszej publikacji. Dlatego też mam momenty, kiedy znikam, żyję wtedy po to, żeby doświadczać, a nie kolekcjonować obrazki i mądrości na później. Instagram jest kłopotliwy w tym, że przerywa nam prawdziwą uważność na chwilę obecną, wchodzi między nas a doświadczanie życia.  Ale doceniam też to, że działalność na Instagramie zmusza mnie do pisania. Nie jestem naturalnie utalentowanym orłem klawiatury.  isanie, tym bardziej po polsku (cała dzieciństwo i lata dorastania spędziłam w USA i nigdy nie uczyłam się formalnie mówić i pisać po polsku) jest dla mnie wielkim wyzwaniem. Traktuję każdy post jako naukę komunikacji w języku polskim.  Kiedyś, kiedy moja nastoletnia córka sprawdzała moje posty, łapała się za głowę i proponowała mi pochylenie się nad jej podręcznikami z gramatyki. "Zaimki, mamo, zaimki.” - powtarzała.  Ja nie planuję postów. To, co znajduję się na moim profilu jest bardzo spontaniczne i wynika z moich doświadczeń na macie i podczas medytacji, ale też z bieżących refleksji i doświadczeń.  Jestem osobą bardzo „wizualną” - cieszy mnie piękno, kolor, zdjęcia i pomimo, że nie jestem naturalnym talentem fotograficznym, dzięki Instagramowi powolutku uczę się także tej sztuki.  

Jakie twórczynie internetowe zwracają Twoją uwagę? Jakie cechy lub rodzaj treści mają konta, które z pasją obserwujesz? 

Kocham whippety i alpaki (śmiech)! Te dwie gatunki absorbują najwięcej mojego czasu spędzonego na Instagramie. Uważam, że codzienna dawka alpak na Instagramie bardzo dobrze robi człowiekowi. Nie spędzam dużo czasu obserwując innych… wydaje mi się, że czas poświęcony na swoich działaniach, na odpisywanie na wiadomości i utrzymywanie osobistego kontaktu z moimi obserwatorkami zajmuje już wystarczająco dużo czasu.

Jednak dość regularnie wpadam do @celestebarber, która działa, jak szkło powiększające - pokazuje nam absurdalną stronę mediów społecznościowych i masowego, konwencjonalnego postrzegania kobiecości. Obserwuje z wielką pasją, a także uczę się regularnie online z @celestpereiraphysio, nauczycielką jogi, która łączy wiedzę anatomiczną, fizjoterapeutyczną, neurologiczną i jogiczną.  Uwielbiam także @marysia_do - nauczycielkę z USA polskiego pochodzenia, która absolutnie genialnie rozkłada asany na czynniki pierwsze, z ogromną wiedzą anatomiczną, dzięki której wynoszę wiele dla swojej praktyki - też jako nauczycielka. Nie mogę też zapomnieć o @cathymadeoyoga - to jedna z moich ulubionych nauczycielek, która urzekła mnie kiedyś postem o tym, że mimo iż nie robi mostków i głębokich wygięć, to nadal jest dobrym człowiekiem i nauczycielką. Zaglądam także regularnie do mojej koleżanki jogowej @basiatworek_ninjayogi, która uwielbiam na Instagramie i w realu. Bardzo doceniam jej spojrzenia na zagadnienia jogowe, ale także psychologiczne. Oczywiście, nie mogę nie wspomnieć o mojej przyjaciółce @madalenayoga, którą cenię za szczerość, bezpretensjonalność, i to jak pięknie dokumentuje swoją drogę jogową. Bardzo cenię też @lisiepiekłoza estetykę, lekkość obrazu oraz pisanego słowa. No i nie mogę nie wspomnieć o najwspanialszym niebinarnym człowieku, o wybitnie zadbanych lokach i jedynym w swoim rodzaju poczuciu humoru - @jvn to osoba, której rolki oglądam zrywając boki i śmiejąc się głośno!

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Marysia #oddech #medytacja (@mariaprokop_yoga)

 

Maria Prokop – pasjonatka zdrowego i zrównoważonego życia. Swoją wiedzę i doświadczenie przekłada, m.in. na wykłady i warsztaty dla firm, obejmujące szeroko rozumianą dziedzinę „wellbeing”. Doskonale zna potrzeby pracowników korporacji, bo ma za sobą 15-letnią karierę menadżerską na wysokich stanowiskach. Po jej zakończeniu, ruszyła drogą nauczania jogi i medytacji. Pracując z oddechem, tworzy syntezę tradycyjnej pranayamy z metodami Tlenowa Przewaga i Butejko Method. Na co dzień Maria praktykuje w zgodzie z tradycjami jogi Iyengara, ashtanga vinyasa joga, yin joga, power joga, vinyasa oraz movement. Jej pasją jest także pilates oraz zgłębianie wiedzy neurologiczno-anatomicznej. Największy nacisk w swojej pracy kładzie na oddech, który jest wspólnym mianownikiem każdej formy ruchu oraz bezruchu.  Jej zajęcia to autorski miks tych wpływów, w któym hasłem przewodnim jej zajęć to „slowly slowly”.  Kocha pracę z osobami początkującymi i prowadzi klientów indywidualnych cierpiących na zaburzenia lękowe oraz pragnących nauczenia się regulacji układu nerwowego. Pragnie przekazać swoją wiedzę jak najszerszemu gronu odbiorców, uświadamiając im, jak cennym darem i potężnym narzędziem jest oddech.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również