Rozczarowanie. To słowo chyba najlepiej opisuje uczucia, które towarzyszą nam, gdy dowiemy się, że ktoś bliski mówi o nas złe, niesprawiedliwe rzeczy. Dotyczy to nie tylko związków, ale każdej relacji, którą uważaliśmy za ważną. To bolesna lekcja. Może być jednak także okazją do przemyślenia swoich relacji, priorytetów i granic.
Antek był moim chłopakiem w czasie studiów, czyli ponad dwadzieścia lat temu. Rzuciłam go, ponieważ dorośliśmy w zupełnie inne strony. Ja chciałam poznawać świat, rozwijać się, uczyć nowych rzeczy. On całymi dniami grał w gry komputerowe i przeglądał nowe koszulki w przecenach zagranicznych sieciówek. Niby nie zrobił mi nic złego, ale to było jednak za mało, by myśleć o budowaniu związku. Przez to jednak, że w sumie nie zranił mnie jakoś boleśnie, utrzymywałam z nim poprawne koleżeńskie relacje. Byliśmy kilka razy na kawie, zaprosiłam go na imprezę, gdzie byli moi przyjaciele i rodzina. Ludzie byli dla niego serdeczni, bo znali sprawę. Ot, kolega. I nagle po latach kilka osób, niezależnie od siebie, wygadało się.
Najpierw jego przyjaciel zapytał, co mnie zafascynowało w "tym drugim chłopaku". Zamyśliłam się. Jakim drugim chłopaku? Wypaliłam, że przecież Piotr pojawił się kilka miesięcy później, zresztą na chwilę. Ale on dopytywał: "Ale nie rzuciłaś Antka dla niego?". Zatrzymałam się i zapytała: "Skąd ten pomysł?". Kumpel mojego byłego ugryzł się w język i zaczął się wycofywać. Wtedy podpytałam innych znajomych. Okazało się, że większość wspólnych znajomych miało tę wersję: zdradziłam Antka, wyrzuciłam z domu i jeszcze kilka innych rewelacji. Mój były opowiadał to i nie miał poczucia obciachu, by potem bywać u mnie w domu i zapraszać na kawę.
Nie wiedziałam co zrobić. Dałam sobie kilka tygodni na odcięcie się od nerwów. Ostatecznie jednak napisałam mu, że wiem wszystko i że mi totalnie przykro. Zaklinał się, że nie mówił tych rzeczy, ale kilka innych osób nie mogło się mylić. Słowa "przepraszam" nie usłyszałam. Zawiodłam się.
Kilka lat temu zakończyłam przyjaźń z Ewą. Wydawało mi się, że jesteśmy blisko i że mogę jej powierzyć swoje sekrety. Chorowałam wtedy i nie było to schorzenie, którym ktokolwiek chciałby się pochwalić. Myślałam, że mogę liczyć na jej dyskrecję. Kiedy jednak dwie znajome z pracy zapytały dyskretnym szeptem jak się czuję, zrozumiałam, że Ewa powiedziała o tym nie tylko swoim bliskim koleżankom, ale i tym dalszym, dalekim i całkiem przypadkowym. Wściekłam się.
Zadzwoniłam i poprosiłam o spotkanie. Powiedziałam, że wiem o zdradzeniu tajemnicy. Płakałam, ale chciałam to zakończyć dobrze. Nazwałam to, co się stało i jak bardzo było to dla mnie ważne. Próbowała zaprzeczać, ale w końcu przestała, ponieważ zdecydowanym tonem przedstawiłam, że o moich problemach wiedział tylko lekarz i ona. I to nie lekarz powiedział moim znajomym. Powiedziałam, że żal mi tej przyjaźni ale nie umiem już jej ufać. Co więcej, nie mogę sobie wyobrazić jak obrzydliwą osobą trzeba być, by zdradzić tak intymne szczegóły dotyczące przyjaciółki. Powiedziałam, że kończę tę relację i proszę, by to uszanowała. Było mi naprawdę żal. Miałyśmy wiele wspólnych wspomnień, ale przerosło mnie to.
Podczas rozwodu umówiliśmy się z mężem, że nasza córka usłyszy spójną, wspólnie ustaloną wersję wydarzeń. Julka miała wtedy zaledwie dziewięć lat, uznaliśmy, że lepiej nie wprowadzać jej w świat dorosłych. Prawda była taka, że byliśmy niedopasowaną parą, o zupełnie różnych temperamentach, ale ja chciałam nad tym pracować, a Artur pracował, ale... ze swoją sekretarką, nad jej osobistym szczęściem.
Trudno, było mi przykro, ale miałam też intuicję, że nie byliśmy dla siebie stworzeni. To miała usłyszeć Julka. Pierwsze miesiące mijały w miarę spokojnie. Do Wielkanocy, kiedy mała wróciła od drugich dziadków i taty bardzo spięta i nie chciała ze mną rozmawiać. Wreszcie, po kilkugodzinnym płaczu wyznała, że tata znowu mówił, że nasze rozstanie to moja wina. Rzekomo byłam dla niego zła, nie kochałam go i wreszcie zakochałam się w jakimś panu. Straciłam oddech, gdy to usłyszałam.
Zadzwoniłam następnego dnia do Artura i włączyłam dyktafon. Zapytałam, dlaczego tak mówił. Zaczął krzyczeć, że mała zmyśla. Powiedziałam, że przecież było inaczej, że chciałam, byśmy poszli na terapię, ale to on nawiązał romans. Zaczął komentować, że i tak by ze mną nie wytrzymał i dobrze się stało, bo z Joanną jest szczęśliwy. Jeszcze nie puściłam tego nagrania córce. Chcę skonsultować to z dziecięcym psychologiem, czy nie jest za mała na taką prawdę. Nagranie jednak zostawiam. Kiedyś z pewnością go użyję. Z byłym mężem mam od tej pory relacje formalne, wszystko umawiam na piśmie. Nie ufam mu.
Najważniejsze, to zachowanie spokoju. Kontrola nad emocjami jest podstawą we wszystkich sytuacjach stresowych. Nie reagujmy od razu, przemyślmy sobie sytuację i dajmy sobie czas, by ochłonąć. Złość i frustracja mogą być naturalną reakcją, ale działanie pod wpływem impulsów może pogorszyć sytuację. Staraj się najpierw ochłonąć i przemyśleć, jak najlepiej zareagować.
Nielojalność zawsze boli, ale - jednak - zastanówmy się, dlaczego były partner i przyjaciel mogą rozpowiadać te nieprawdy. Czy to wynik zazdrości, frustracji, chęci zemsty? Choć to nie usprawiedliwia ich działań, może pomóc spojrzeć na sytuację z dystansu i zrozumieć, że problem leży po ich stronie, a nie po naszej. To może też nas wyciszyć i zmniejszyć poczucie krzywdy.
Konfrontacja może pomóc, ale pod warunkiem, że nie będzie ona emocjonalna. Bezpośrednia rozmowa z osobami, które nas obgadują, może być kusząca, ale nie zawsze prowadzi do pozytywnego rozwiązania. Zamiast tego warto rozważyć rozmowę w sposób spokojny i dojrzały, wyrażając swoje uczucia i dając im szansę na wyjaśnienia. Dlatego spokojna rozmowa jest lepsza niż emocjonalna wojna.
Po rozmowie warto zastanowić się, czy osoba, która nas zawiodła, zasługuje na to, aby być częścią naszego życia. Jeśli ktoś świadomie krzywdzi, może należałoby rozważyć ograniczenie lub całkowite zerwanie takich relacji. Otaczanie się osobami, które wspierają, a nie szkodzą, ma kluczowe znaczenie dla naszego zdrowia psychicznego.
A kiedy już się taka relacja zakończy, nie plotkujmy na jej temat. To tylko napędza negatywną spiralę wzajemnych żali i nie rozwiązuje problemu. Lepiej uciąć krótko, że dana relacja nas zawiodła i nie dawać się wciągnąć w negatywne interakcje. Takie sytuacje mogą też negatywnie wpływać na naszą samoocenę, dlatego ważne jest, abyśmy nie pozwalali, by opinie innych definiowały naszą wartość.
Jeśli usłyszymy szczere "przepraszam", bez próby zmiękczania winy tego, kto nas zranił, możemy zastanowić się, czy przyjmiemy te przeprosiny i czy chcemy dalej być z tą osobą blisko. Przebaczenie nie oznacza zapomnienia lub akceptacji tego, co się stało, ale pozwala na uwolnienie się od negatywnych uczuć, które mogą nas obciążać. Przebaczenie jest procesem i to my decydujemy, czy chcemy to zrobić. Może być też tak, że przebaczymy, ale nie potrafimy podtrzymywać dalej relacji z osobą, która nas zawiodła. I to też jest ok.