Historie osobiste

"Moi rodzice się rozwodzą. A przecież mają prawie 70 lat i są ze sobą od zawsze..."

"Moi rodzice się rozwodzą. A przecież mają prawie 70 lat i są ze sobą od zawsze..."
Fot. 123RF

Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba! Rozwód? W ich wieku? Po tylu latach życia razem?! Dlaczego? Co takiego się stało? Byłam święcie przekonana, że tworzą zgraną parę i są razem szczęśliwi. 

Mama i tata – kiedyś postrzegałam ich jako duet tak oczywisty i naturalny, jak słońce i niebo. Oczywiście, kiedy zaczęłam dorastać, zaczęłam też zauważać, że ani oni nie są doskonali, ani ich związek, mieli wady jak każdy. Na przykład nie miałam z nimi tak swobodnej relacji, jak bym chciała. Kreślili wyraźną granicę między nami. Kochali mnie, ale o przyjaźni między nami nie było mowy. Nigdy nie rozmawialiśmy jak równy z równym. Jednak zawsze uważałam ich za wspaniałe, mówiące jednym głosem małżeństwo.

Więc skąd ten rozwód?!

Dlaczego właśnie teraz, kiedy zaczynają się starzeć? Może łatwiej bym zaakceptowała tę szokującą decyzję, gdyby podjęli ją wcześniej, lata temu – bo jedno czy drugie zakochało się w kimś innym albo zamierzało diametralnie zmienić swoje życie – to miałoby sens. Gdyby tata zapragnął wyruszyć w podróż dookoła świata, a do mamy nagle by się odezwał jej pierwszy ukochany, z którym rozdzielił ją zły los. Może wtedy wiadomość o zakończeniu ich małżeństwa aż tak by mną nie wstrząsnęła.

 

 

"Przy kawie i serniku oznajmili, że się rozwodzą"

Rodzice zaprosili mnie na obiad bez okazji. Tylko mnie. To był pierwszy wyłom w ich zwyczajach, ale nie miałam żadnego złego przeczucia. Pomyślałam, że po prostu stęsknili się za swoją jedynaczką. Nieważne, że niedawno świętowałam czterdzieste urodziny, dla nich zawsze pozostanę dzieckiem. Przy zupie i drugim oboje byli dziwnie milczący. A przy kawie i serniku oznajmili mi, że się rozchodzą.

Zaniemówiłam.

Mama pogłaskała mnie po ramieniu.

– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedziała pocieszająco, łagodnie, jakbym naprawdę była małą dziewczynką.

– Ale co się stało? Dlaczego? Jak? Zwariowaliście? – wyrzucałam z siebie chaotyczne pytania.

– Nie będziemy o tym rozmawiać – uciął stanowczo tata.

Dobrze znałam ten oschły ton. Mówił tak, kiedy czuł się zraniony. Natychmiast się zreflektowałam. Im obojgu na pewno było trudniej niż mnie.

– Zrobicie, jak chcecie. W końcu jesteście dorośli – nieudolnie próbowałam zażartować.

Nie zostałam u nich długo. Rozmowa się nie kleiła, atmosfera siadła, wszyscy byliśmy zakłopotani.

Przez następne dni próbowałam jakoś poukładać to sobie w głowie. Bez skutku. Mąż i córka nie rozumieli, czemu aż tak bardzo to przeżywam. Grunt, że nie cierpią na demencję i podjęli świadomą decyzję. To ich prywatna sprawa, a ja nie powinnam się wtrącać.

 

 

"Chciałam poznać powody decyzji"

Nie potrafiłam podejść do tego w tak beznamiętny sposób. Czułam, że nie zaznam spokoju, dopóki nie poznam przyczyny, dla której chcą się rozstać. Tata jasno dał do zrozumienia, że nie życzy sobie dalszego drążenia tematu. Zaprosiłam więc do siebie tylko mamę – żeby chyba po raz pierwszy w życiu porozmawiać z nią nie jak córka z matka, ale jak kobieta z kobietą. Może będę mogła jakoś pomóc? Sama przeżyłam kilka małżeńskich kryzysów i ze wszystkich udało mi się wyjść obronną ręką. Ale żeby pomóc, najpierw muszę się dowiedzieć, w czym tkwi problem. Obawiałam się jej oporu i niechęci do wyznań. Mama była dumną kobietą i nie zwykła użalać się nad sobą. Jeżeli tata jakoś ją zranił, będzie się wstydziła do tego przyznać.

Mama wpadła do mnie wieczorem. Siedziałyśmy w salonie, przy kominku, popijając gorącą czekoladę i gawędząc na różne błahe tematy. Niby jak zawsze, a jednak zupełnie inaczej. Między nami kładł się cień niedomówień. Postanowiłam go rozproszyć.

– Proszę, powiedz mi, dlaczego się rozwodzicie. Muszę to wiedzieć. Mam prawo wiedzieć, nie uważasz?

Mama ciężko westchnęła. Splotła dłonie i mocno je zacisnęła.

– No dobrze. To była moja decyzja, przyznaję. Twój tata bardzo ciężko to znosi, i jest mi z tego powodu przykro, ale chcę być wreszcie wolna. Nie mogę się wiecznie poświęcać, najwyższa pora wreszcie pomyśleć o sobie. Nie będę żyć wiecznie.

Słyszałam jej słowa, ale nie miały dla mnie sensu. Wolna? Poświęcać się? Przecież to puste slogany! Musiało się wydarzyć coś więcej, co chcą przede mną ukryć. Zdrada? Tata miał już prawie siedemdziesiąt lat… Więc mama. Jak na panią sześćdziesiąt pięć plus trzymała się bardzo dobrze: zawsze starannie uczesana i umalowana, ubrana z dyskretną elegancją, energiczna, z całą pewnością mogła się podobać rówieśnikom, a nawet młodszym.

– Masz kogoś? Masz romans? – wyrwało mi się, zanim zdążyłam się ugryźć w język.

Przestraszyłam się, że przekroczyłam tę nieszczęsna, niepisaną granicę między nami. Ale mama, zamiast zezłości się czy obrazić. Zaczęła się śmiać. Śmiała się tak długo, aż po jej policzkach potoczyły się łzy. Czy to na pewno było od śmiechu? Nie wiem.

– Skarbie, nie mam nikogo, zapewniam cię..

– Więc dlaczego? Nie kochasz już taty?

Odpowiedziała bez zastanowienia:

– Nie. Od dawna nie ma we mnie miłości, tylko znużenie. Nie masz pojęcia, jak bardzo jestem nim zmęczona. Jedyne, o czym marzę, to święty spokój.

– Jak możesz tak mówić! – obruszyłam się w imieniu taty.

– Ale to prawda. Taka z ciebie feministka, a nie zauważyłaś, że w naszym domu nigdy nie było równego podziału obowiązków? – docięła mi mama.

Jak się nad tym zastanowić, miała rację. Pracowała na dwa etaty: jako księgowa we własnej firmie i jako gospodyni w domu. Zawstydziłam się, ale nie chciałam odpuścić.

– Przecież tata może się zmienić. Gdybyś mu wytłumaczyła…

 

 

"Obiecałam, że nie będę się wtrącać"

– Nie wiesz, o czym mówisz – przerwała mi. – Wiele razy próbowałam do niego dotrzeć. Ale jest odporny, jak zabetonowany. Nie mam już do niego siły. Czy ja nie zasługuję na szczęście? Przez całe nasze małżeństwo czułam się jak służąca. Teraz na dokładkę doszedł mi etat pielęgniarki. Nie jestem ze stali. Czy nie mam prawa przeżyć swoich ostatnich lat tak, jak chcę? – W jej głosie zabrzmiał głęboki żal.

– Masz, oczywiście, ale może…

– Nie. Tu nie ma żadnego „ale” ani „może”. Mam go dosyć. Najlepiej się czuję, kiedy go nie ma, rozumiesz? I błagam cię, nie próbuj go buntować! Wiele czasu zajęło mi przekonanie twojego ojca, że jakoś sobie beze mnie poradzi. Nie psuj tego. Dla jego dobra nie próbuj nas godzić, nie rób mu fałszywej nadziei! – Na policzkach mamy wykwitły rumieńce, miała przyspieszony oddech.

– Mamo, przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować. Przysięgam, że nie będę się wtrącać – obiecałam.

Ale kiedy mama wyszła, znowu naszły mnie wątpliwości. Czy mama na pewno wie, co robi? Czy kiedy zyska wolność, o której marzy, nie poczuje się samotna i niepotrzebna? A jeśli tą decyzją zniszczy końcówkę życia im obojgu? Moi rodzice są już starzy, nazywajmy rzeczy po imieniu, a w tym wieku wszelkie rewolucje rzadko okazują się udane.

„Już od dawna nie ma we mnie miłości”, tak powiedziała, a jednak… gotowała dla taty, pilnowała, by brał leki. Opiekowała się nim. Jakie miałam prawo, by ją osądzać? W moim małżeństwie, pomimo prawie 15-letniego stażu, nie brakowało czułości ani namiętności. Nie wiedziałam, jak to jest żyć u boku człowieka, którego już się nie kocha…

W głębi serca nadal nie mogę się pogodzić z rozwodem rodziców, ale obiecuję sobie, że postaram się nie protestować. Pozostaje mi wspierać ich oboje, każde z osobna. Zwłaszcza tata będzie tego potrzebował. Mama już szykuje się do wyprowadzki, ja szukam kogoś do pomocy dla ojca. Obiecałam sobie, że będę poświęcać im obojgu więcej czasu. Mam nadzieję, że to wystarczy, bo cóż więcej mogę…

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również