Historie osobiste

"Podoba mi się mąż przyjaciółki. Ja też nie jestem mu obojętna. Oboje walczymy z zakazanym uczuciem"

"Podoba mi się mąż przyjaciółki. Ja też nie jestem mu obojętna. Oboje walczymy z zakazanym uczuciem"
Fot. 123RF

Mąż jest wiecznie zapracowany, a ja czuję się osamotniona jako żona. Jedyne na kim mogę polegać to mąż mojej przyjaciółki. Między nami zrodziła się wyjątkowa więź...

"Czuję się osamotniona jako żona i matka"

Gdybym miała wskazać człowieka, na którego zawsze mogę liczyć, byłby to Mariusz. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o moim mężu. Arka nigdy nie ma w domu. Pracuje jako internista na oddziale chorób wewnętrznych w lokalnym szpitalu. Jest lekarzem z powołania i bardzo go za to szanuję, ale jego dyżury dezorganizują nasze życie rodzinne. Czuję się osamotniona jako żona i matka. Nauczyłam się więc prosić o pomoc i doceniać ludzi, którzy takie wsparcie oferują.

Mariusz to mąż mojej najlepszej przyjaciółki. Nasze dzieci urodziły się w odstępie kilku miesięcy. Razem chodziłyśmy na spacery z wózkami, a potem udało nam się zapisać chłopców do tego samego przedszkola. Ani się obejrzałyśmy, jak pomaszerowali do szkoły, z wielkimi tornistrami na plecach. Trafili do tej samej klasy, z czego wszyscy byliśmy zadowoleni, bo pozwalało nam to uniknąć wielu problemów logistycznych.

Mariusz chętnie odbierał dzieciaki ze szkoły i zawsze był na posterunku, kiedy trzeba było gdzieś chłopców podrzucić. Obaj trenują karate w tym samym klubie, więc zwykle jeżdżą na treningi razem.

Zawsze podziwiałam Mariusza za to, że jest takim zaangażowanym ojcem i odciąża Ilonę. Moja przyjaciółka jest równie zapracowana jak mój mąż, wiecznie nie ma jej w domu. Prowadzi własną firmę i pracuje jako pośrednik sprzedaży nieruchomości. Ciągle w rozjazdach, pomiędzy jednym a drugim spotkaniem – cud, że znalazła czas na ciążę. Ale musiała, jeśli w ogóle chciała mieć dziecko. Z kolei my długo się staraliśmy, na czym mnie bardziej zależało niż Arkowi. Słusznie obawiał się, że dziecko dołoży mi obowiązków, w których on nie będzie mógł mi pomagać. Jednak instynkt macierzyński nie zawsze idzie w parze z rozsądkiem. W każdym razie obie zostałyśmy mamami późno, niemal na „ostatnią chwilę”.

 

 

"Wypierałam, że mąż mojej przyjaciółki mnie pociąga"

To narastało powoli. Nie było efektu wow ani nagłego olśnienia. Po prostu lata mijały, a ja częściej widywałam się z Mariuszem niż z Iloną. Stopniowo, od kiedy zostaliśmy rodzicami, z pozycji męża mojej przyjaciółki awansował na mojego najlepszego przyjaciela, którego żoną była Ilona.

Równie niepostrzeżenie zaczęło mnie to uwierać. Nie fakt, że niejako zamienili się rolami, ale że nie jest wolny, że ma żonę. Wyczekiwałam naszych spotkań z nutką ekscytacji. Czasami miałam wrażenie, że sprawy związane z chłopcami to tylko pretekst. Mogliśmy się przecież rozejść do domów, kiedy dzieciaki kończyły zajęcia dodatkowe. Zamiast tego zabieraliśmy synów na lody lub do sali zabaw. Dzięki temu wyszarpywaliśmy z naszych grafików dodatkową godzinę na spokojną rozmowę przy kawie. A rozmawiać zawsze mieliśmy o czym, tematy nigdy się nie kończyły i zazwyczaj wcale nie dotyczyły dzieci.

Bardzo długo wypierałam to ze świadomości, ale wreszcie musiałam przyznać przed samą sobą, że Mariusz mnie pociąga. Byłam pięćdziesięcioletnią kobietą, powinnam mieć takie rewolucje za sobą, a każdy przelotny dotyk wywoływał u mnie dreszcze. Zapach jego perfum, kiedy przechodził obok, przyprawiał mnie o zawroty głowy. Kilka razy staliśmy tak blisko siebie, że milimetry dzieliły nas od pocałunku. Przeżywałam istną karuzelę emocji, jakiej nigdy nie zafundował mi Arek, jakiej nie doświadczyłam nawet jako nastolatka.

Gdyby to było jednostronne… Ale ja również mu się podobałam, nie potrafił tego ukryć. Walczyliśmy oboje. Z zakazanym uczuciem. Bo są pewne zasady, których nie wolno łamać, bez względu na wszystko. Ilona była moją najlepszą przyjaciółką od liceum. Może oddaliłyśmy się od siebie z biegiem lat, ale lojalność nadal obowiązywała. Nie mogłabym jej tego zrobić. Arkowi też nie. Czułabym się fatalnie. Jak zdrajczyni, i to podwójna.

Z drugiej strony oboje z Mariuszem tak rozpaczliwie potrzebowaliśmy bliskości…

 

 

"Miałam ochotę wtulić się w jego ramiona..."

Kiedyś zwierzył mi się, że od dawna nie sypia z Iloną. Już nawet nie pamięta, jak to jest być z kobietą. Potem szybko zmienił temat, ale dźwięczące w jego głosie smutek i tęsknota zapadły mi głęboko w pamięć. Nie o to chodzi, że chciałam pójść z nim do łóżka, chociaż myślałam o tym, śniłam… Ale częściej miałam ochotę zwyczajnie wtulić się w jego ramiona, pogładzić po szorstkim policzku, zasmakować jego ust…

Na pragnieniach poprzestawałam. Obiecywałam sobie, że w realnym życiu nigdy nie przekroczę granicy, która dzieli intymność od zdrady. Wmawiałam sobie, że to tylko niegroźne fantazje znudzonej mężatki, która cierpi na deficyt obecności męża w domu. Czułam się bardziej samotna, od kiedy nasz syn zaczął mieć swoje sprawy, swoich znajomych, swoje nastoletnie życie. Siedząc sama w domu, wyobrażałam sobie, że to Arek zaprasza mnie do kawiarni, a potem zabiera na spacer, przytula, że to on uważnie mnie słucha, tak jak to robił Mariusz… Aż się uśmiechałam, tak to było dziwne, nierealne. Z Mariuszem dogadywałam się znacznie lepiej niż z własnym mężem. Z Mariuszem chciałam spędzać czas bardziej niż z mężem.

 

"Byliśmy dla siebie stworzeni, a jednak nigdy nie będziemy razem"

– Ilona to szczęściara – wyrwało mi się pewnego popołudnia, kiedy odwieźliśmy chłopaków na trening.

Zabrałam się z nimi, bo musiałam wyjść z domu, bo musiałam… pobyć z Mariuszem. Czy się tego domyślił? W milczeniu bawił się kluczykami od auta. W końcu na mnie spojrzał. Jego oczy błyszczały. Nie musiał nic mówić. Wiedziałam, że czuje to samo co ja. Byliśmy dla siebie stworzeni, a jednak nigdy nie będziemy razem. To by się nie udało. Nie skazałabym syna na piekło rozwodu.

Tyle że owoc zakazany kusi, bardzo kusi... Czemu nas to spotkało? Nie jesteśmy wyrachowani, żadne z nas nie szukało przecież przygód na boku. Zauroczenie przyszło naturalnie. Wkradło się w naszą relację niepostrzeżenie. Dlaczego…

Dotknęłam dłoni Mariusza, a on w odpowiedzi ścisnął moje palce tak mocno, że aż westchnęłam z bólu. To wszystko było beznadziejnie trudne. Zrobiłam krok naprzód, a wtedy Mariusz przyciągnął mnie do siebie. Poczułam bijące od niego ciepło, oparłam głowę na jego piersi i słyszałam, jak szybko bije mu serce. Do oczu napłynęły mi łzy. Miałam świadomość, że to, co robimy, to igranie z ogniem, ale nie potrafiłam się bronić. Poddałam się. Na chwilę, chociaż na małą chwilę…

Mariusz zamknął mnie w uścisku. Trwaliśmy tak, osłonięci przed gapiami wysokim murem, za którym rozciągał się park miejski.

Gdy wróciłam do pustego domu, poczułam ukłucie bólu. Na komodzie stała fotografia z mojego ślubu z Arkiem. Byliśmy tacy zakochani i szczęśliwi.

– Co się z nami stało? – wyszeptałam przez łzy.

Czyja to wina? A może nikt nie zawinił, tylko los z nas zadrwił?

Postanowiłam ograniczyć spotkania z Mariuszem, aby nie prowokować dwuznacznych sytuacji. Oboje musimy ochłonąć i zastanowić się, co dalej. Nie wiem, czy będę umiała wyrzec się tego uczucia, ale chcę przynajmniej spróbować. Dla Arka, dla Ilony, dla naszych synów, którzy na pewno nie zasłużyli na rozbitą rodzinę.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również