Historie osobiste

"Każda z nas marzy o zadbanym mężczyźnie. Dopóki nie spotka takiego, który dba o siebie przesadnie"

"Każda z nas marzy o zadbanym mężczyźnie. Dopóki nie spotka takiego, który dba o siebie przesadnie"
Fot. 123RF

Artur, imię godne króla. Do tego zodiakalny lew, kwintesencja męskiej elegancji. Właściciel biura nieruchomości, który przykładał ogromną wagę do wyglądu. Jak cię widzą, tak cię piszą, zwykł powtarzać. Istotnie, żyjemy w świecie próżności. Dobry wygląd jest ceniony na równi z kwalifikacjami, jeśli nie bardziej. Osobiście nie mam nic przeciwko zadbanym ludziom. Chyba każdy lubi otaczać się pięknem. Problem się pojawia, gdy parcie do doskonałości zmienia się w obsesję...

Artur i ja znaliśmy się z liceum. Nie lubiłam go wtedy, bo za bardzo się popisywał – strojami, modnymi gadżetami, autem, które dostał na osiemnaste urodziny. Ani trochę mi to nie imponowało. Ja też miałam bogatych rodziców.

Odnowiliśmy naszą znajomość po zjeździe absolwentów. Artur osiągnął życiowy sukces i jako niespełna pięćdziesięciolatek był dużo bardziej interesujący. Dobrze się nam rozmawiało, zaiskrzyło i od tego czasu praktycznie się nie rozstawaliśmy.

Od początku naszego związku Artur przejawiał przesadne zainteresowanie swoim wyglądem. Nawet jeśli wychodziliśmy na zwykłe zakupy do pobliskiego marketu, analizował dobór butów do spodni. Przewracałam oczami, ale skoro musi dbać o styl, gdy idzie po ziemniaki i masło, to trudno.

"Zaproszenie na rodzinny obiad wywołało spór o... sukienkę"

Sprawy przybrały poważniejszy obrót, kiedy mieliśmy jechać na pierwszy obiad rodzinny do jego siostry. Oczywiście chciałam dobrze wyglądać, jednak nie mam fiksacji na punkcie marek, trendów i fasonów. Może jestem nietypową kobietą, ale przede wszystkim cenię sobie wygodę, a kryterium funkcjonalności jest dla mnie najważniejsze, gdy chodzi o ubiór. Poza tym jako profesor wydziału ochrony środowiska wierzę, że jedyną nadzieją ludzkości jest zrównoważony rozwój. A przemysł modowy wpływa negatywnie na stan klimatu. I tyle w temacie.

Mam jedną wyjściową sukienkę. Klasyczny fason, bez fajerwerków. Do tego lekki makijaż i byłam gotowa na spotkanie.

– Tak się chcesz pokazać? – spytał Artur na mój widok.

Jeśli spodziewałam się komplementu, srogo się zawiodłam.

– Coś nie tak?

Artur odchrząknął.

– Bardzo mi zależy, żebyś się dobrze zaprezentowała.

Sądząc po jego minie, mówił poważnie.

– Ta sukienka jest naprawdę taka zła? Miałam ją na sobie na zjeździe i jakoś cię nie odstraszyła.

– Co nie zmienia faktu, że jest passe. Nie masz czegoś lepszego, nowszego?

Trudno mnie zdenerwować, jeszcze trudniej zranić, a jemu się udało. Przez te pół roku bycia razem zdążył mnie poznać. Wiedział, jak bardzo cenię w sobie umiejętność zrównoważonego stylu życia i jak gardzę przesadnym konsumpcjonizmem.

– Chodzi mi o to, że jesteś piękna, najpiękniejsza na świecie, ale zupełnie tego nie pokazujesz. – Zorientował się, że sprawił mi przykrość, i próbował ratować sytuację.

– Nie mam innej eleganckiej sukienki. – Wzruszyłam ramionami. – A skoro moje opakowanie jest ważniejsze ode mnie, zadzwoń i odwołaj obiad.

– Wykluczone! Moja siostra na nas czeka. Opowiadałam ci o niej i jej mężu. Wszystko musi być idealne. Jest gorsza niż mama. Jak wyjdziemy teraz, jeszcze zdążymy wstąpić do jakiegoś butiku…

Nie wierzę, że się na to zgodziłam.

 

 

"Strój świadczy o człowieku?"

Jadąc do sklepu, zastanawiałam się, jak dogadam się z jego siostrą. Udało mi się znaleźć coś, co zadowoliło Artura. W przymierzalni spojrzałam na siebie z niechęcią. Postąpiłam wbrew własnym zasadom. Ja taka nie jestem. Lubię dobrej jakości ubrania, ale trzymam się z dala od najnowszych trendów. Może jedna wyjściowa sukienka to faktycznie za mało jak na garderobę profesorki, ale z drugiej strony trendy to manipulacja, by skłaniać ludzi do wydawania pieniędzy. Wierzyłam w to całym sercem.

– Kochanie, dziękuję, że się zgodziłaś, bardzo mi zależy, żeby wszyscy się tobą zachwycali. Zwłaszcza moja mama i siostra. Dla nich strój świadczy o człowieku. Rozumiesz chyba?

Nie brzmiało to dobrze. W trakcie podróży spoglądałam na Artura i zastanawiałam się, czy ta ogromna waga, jaką przywiązuje do ubioru, nie wynika ze sposobu, w jaki go wychowano. Czy ta nadmierna dbałość o wizerunek – regularny męski manicure, wizyty u kosmetyczki, pieniądze wydawane co sezon na nowe zestawy ubrań – to jego własna potrzeba czy chęć sprostania cudzym oczekiwaniom? Może cała rodzina cierpi na jakąś chorobę, która objawia się próżnością i snobizmem.

Gdy wysiedliśmy z auta, stali na podjeździe. Żołądek ścisnął mi się w supeł. Wyglądali niczym z jakiegoś serialu. Chyba wszyscy, łącznie z dziećmi, zaliczyli wizytę u fryzjera przed tym spotkaniem. Jeden rzut oka mi wystarczył. Nie pasowałam do tej rodziny. I pewnie nie ja jedna, skoro Artur był nadal starym kawalerem. Ja przynajmniej próbowałam, nie udało się, zaliczyłam rozwód, i to głównie ze względu na moją konsekwencję w niechęci do posiadania potomstwa.

W taksującym wzroku matki Artura dostrzegłam przynajmniej cień zainteresowania. Może na starość nieco złagodniała. Za to jego siostra, wyglądająca jak młodsza kopia matki, miała lód w oczach. Spojrzenie kobiety przesunęło się powoli po mojej sylwetce i zatrzymało na butach. Uszminkowane usta ściągnęły się, jakby powstrzymywała się od skomentowania przestarzałego fasonu. Cóż, już wiedziałam, że z siostrą Artura łączyć mnie będzie tylko Artur.

– Bardzo się cieszę, że jesteście, zapraszam na obiad. Wołowina już czeka.

– Wołowina? Artur nie uprzedził, że…

Artur ścisnął mnie za rękę, więc umilkłam.

– Tak, wołowina wellington, mój specjał. Ulubiona potrawa naszej rodziny.

Wszyscy zgodnie potaknęli.

 

 

"Nie wiedziałam, że się malujesz"

Miałam ochotę wrócić do domu. Natychmiast.

– Synu, oprowadź naszego gościa po ogrodzie – zasugerowała nestorka rodu. – Blado wyglądasz, przyda ci się trochu ruchu przed posiłkiem.

– Właśnie – poparła ją córka. – Tak w ogóle mam dla ciebie korektor pod oczy. Twój ulubiony, od Chanel.

Pomyślałam, że się przesłyszałam. Artur pociągnął mnie za sobą.

– Używasz korektora pod oczy? Od Chanel? – wyszeptałam głosem zszokowanej harpii.

– Błagam, uspokój się, żadnych scen.

Wyszarpnęłam rękę.

– Dociera do mnie, że nie wiem, kim jesteś. Nawet nie wiedziałam, że się malujesz.

– Nie maluję się. Mam po prostu wyraźną dolinę łez. Czasami to zakrywam, żeby nie wyglądać na zmęczonego. To podkreśla mój wiek.

– A co złego jest w twoim wieku? Wstydzisz się tego, ile masz lat? To głupota. Walka z wiatrakami.

– Nie wstydzę się, po prostu o siebie dbam. To zupełnie normalne. Tobie też polecam.

Popatrzyłam na niego jak na kosmitę z odległej galaktyki.

– Nie, to się nie uda, bez szans. – Odwróciłam się z zamiarem powrotu do domu.

Artur chwycił mnie pod łokieć i przyciągnął do siebie.

– Wiem, że ciężko ci to zaakceptować, ale tak, używam korektora pod oczy, tak, lubię dobre ciuchy, koszule z jedwabiu i kosmetyki do brody. Nie przejmuję się tak bardzo jak ty sytuacją naszego klimatu i wymieraniem gatunków, ale pierwszy raz w życiu kocham kogoś tak naprawdę, a już myślałem, że tego nie potrafię.

Na pewno po raz pierwszy otwarcie wyznał mi uczucie. Poruszył mnie, ale…

– Nie pasuję do ciebie, a na pewno do twojej rodziny. I jestem za stara, żeby się zmieniać czy choćby dopasowywać. Żyjemy w innych rzeczywistościach.

– Uszanują mój wybór. Tylko trochę mi to ułatw. Nie mów dzisiaj o zmianach klimatycznych powodowanych przez hodowle bydła. Postarajmy się o malutki kompromis, hm? Wszystko się ułoży, dogadacie się, tylko nie możesz być taka agresywna.

– Nie jestem agresywna – warknęłam.

Artur uśmiechnął się.

– Proszę, spróbujmy. Okej? Może oni nauczą się czegoś od ciebie, a ty nabierzesz trochę dystansu.

Czułam przez skórę, że będzie ciężko. Czy się uda? Wątpię, ale nikt mi nigdy nie zarzucił, że boję się wyzwań.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również