Historie osobiste

"Nowi sąsiedzi burzyli nasz spokój. Wymyśliliśmy ze znajomymi plan, jak sobie z nimi poradzić"

"Nowi sąsiedzi burzyli nasz spokój. Wymyśliliśmy ze znajomymi plan, jak sobie z nimi poradzić"
Nowi sąsiedzi nieustająco imprezowali, grillowali i puszczali głośną muzykę
Fot. Agencja 123rf

Nasi nowi sąsiedzi wprowadzili się nagle i od razu zaczęli zachowywać się okropnie. Głośna muzyka, hordy znajomych na grillu, istne szaleństwo. Postanowiliśmy wraz ze znajomymi z osiedla nie zaczynać od wezwania odpowiednich służb i zadziałać. Wymyśliliśmy plan.

Stałam przy oknie z telefonem w ręku, obserwując, jak sąsiad z naprzeciwka wjeżdża na podjazd. Spod kół sportowego wozu sypały się iskry, a rura wydechowa strzelała dymem. Pisk opon był ogłuszający. Chciałam zadzwonić do Weroniki, ale mnie uprzedziła.

– Mam tego serdecznie dosyć! – odezwała się tak głośno, że aż musiałam odsunąć telefon od ucha.

Niemniej doskonale ją rozumiałam. Mieszkałyśmy na tej ulicy od lat i zawsze było tu cicho. Dopóki nie pojawiła się ta rodzinka z piekła rodem. Epatowali swoim statusem, jakby nie mieli pojęcia, w jakiej okolicy zamieszkali. Pieniędzy można się dorobić, ale klasy już nie. Tutaj ich popisy nie robiły na nikim wrażenia.

 

Oni i my

Mieszkańcy naszego willowego osiedla stanowili elitę. Znajdowali się wśród nas przedstawiciele bohemy artystyczny i świata naukowego. Weronika i jej mąż byli chirurgami plastycznymi, z własną kliniką medycyny estetycznej. Nieco dalej mieszkała malarka, której abstrakcyjne dzieła cieszyły uznaniem krytyków i popularnością wśród koneserów sztuki. Inny sąsiad współtworzył szkołę muzyczną; notabene jego matka była cenioną śpiewaczką operową. Z kolei nasz dworek z pięknymi wykuszami i gankiem opartym na rzeźbionych filarach wybudował dziadek mojego męża, ceniony prawnik. Mieszkali tu więc ludzie, którzy legitymowali się jakimś dziedzictwem, a jednocześnie byli barwni i nietuzinkowi. Łączyło nas jedno: wysoka kultura osobista.

Wydawało się, że tak będzie już zawsze. Tworzyliśmy niemal hermetyczne grono. Wszystko zmieniło się pół roku temu, kiedy sąsiad z naprzeciwka wyprowadził się na stałe do Kanady, a na ogrodzeniu jego posiadłości zawisło ogłoszenie o sprzedaży. Gdyby pan Piotr mógł przewidzieć, że z wnętrza jego zabytkowego domu będą dobiegać dźwięki disco, a na podjeździe zaparkuje tuningowane bmw, dokonałby stosownego zapisu w akcie notarialnym, by zapobiec tej profanacji…

 

Sąsiedzka komitywa

– Musimy się spotkać i porozmawiać na ten naszych niewychowanych sąsiadów. Może przy herbacie? – zaproponowałam, na co Weronika od razu przystała.

Nigdy wcześniej nie miałyśmy podobnych problemów, a patrole policji przemierzające nasze kameralne osiedle to ostatnie, co chciałabym zobaczyć zza firanki. Musiało istnieć jakieś polubowne rozwiązanie.

– Zostawmy to mężczyznom – stwierdziła Weronika. – Nie mam zamiaru wdawać się w dyskusje z tymi… osobami.

– Może wystarczy zwykła rozmowa – zastanawiałam się, pogryzając ciasteczka cynamonowe. – Nie chciałabym angażować w to służb.

– Absolutnie nie! Niech panowie to załatwią. Twój Maciej jest przecież prawnikiem, na pewno coś na nich znajdzie.

– Szantaż? – Skrzywiłam się z dezaprobatą. – W ten sposób skłócimy się z nimi na dobre, a oni najprawdopodobniej tu zostaną. Takiego domu nie kupuje się na chwilę.

– Tym bardziej musimy ich stąd pozbyć! – Weronika była nieustępliwa.

 

Pokazać swoje oczekiwania

W milczeniu upiłam łyk herbaty. Sytuacja wymagała rozwagi. Równie dobrze, zamiast się wyprowadzić, w odwecie mogliby zatruć nam życie jeszcze bardziej. Tak naprawdę niewiele o nich wiedzieliśmy. Nienaturalnie opalony mężczyzna z ostrzyżonymi krótko włosami prowadził firmę transportową, która najwyraźniej świetnie prosperowała. Jego młoda żona musiała być jakąś influencerką, ponieważ ciągle spacerowała wokół domu z telefonem umieszczonym na statywie. Widziałam, jak nagrywała tańce w ogrodzie, ale nie miałam ochoty ani nastroju, by prześledzić jej aktywność w Internecie.

– A może zaprosimy tę dziewczynę na herbatę?

Weronika zakrztusiła się ciastkiem.

– Żartujesz, prawda?

Uśmiechnęłam się.

– Wiesz, może trzeba im pokazać na własnym przykładzie, jakiego zachowania oczekujemy. Irytują mnie tak jak ciebie, ale przy bliższym poznaniu mogą zyskać. Nie od razu Rzym zbudowano. Dorobili się pieniędzy, teraz pora, by nauczyli się manier.

– Jesteś niepoprawną optymistką – skwitowała się Weronika.

– Być może, ale nie chcę iść z nimi na wojnę. Zacznijmy od łagodniejszych metod.

Należało dobrze zaplanować naszą batalię wychowawczo-umoralniającą, aby osiągnąć cel i nie zrazić do siebie sąsiadów. Patrząc perspektywicznie, lepiej mieć z nimi dobre relacje, niezależnie od tego, jakie środowisko reprezentują. Weronika zapewniała wprawdzie, że nie chce angażować w sprawę policji, ale wyprowadzona z równowagi, może sięgnąć po bardziej drastyczne środki. Miała skłonność do dramatyzowania. A ja miałam nadzieję, że ci ludzie pragną nobilitacji, i wprowadzili się tutaj właśnie dlatego.

– Zgoda, ale ty się tym zajmiesz. – Weronika wstała od stołu. – Powodzenia!

 

Kolacja z upomnieniem

Nowi sąsiedzi zadomowili się na dobre. Urządzali hałaśliwe imprezy, zapraszali hordy znajomych i rozpalali grilla. Nie dało się dłużej ignorować ich wyczynów. Należało utemperować nuworyszy. Najpierw udać, że chcemy się z nimi zaprzyjaźnić, a potem pogrozić im palcem, jak niesfornym dzieciom. A może, kto wie, okażą się nieoszlifowanymi towarzysko diamentami?

Zaprosiłam ich na kolację.

I pożałowałam tego, ledwo przekroczyli próg. Ona bezceremonialnie wmaszerowała do salonu w szpilkach, kalecząc nimi mój wymuskany parkiet. Też miałam na stopach pantofle. Nie zwykłam przyjmować gości w kapciach ani żądać od nich, by zdejmowali buty. Ale kto widział odwiedzać kogoś w domu w takich obcasach? Ta kobieta pewnie uważała, że savoire vivre to rodzaj potrawy. Opadła na krzesało, przybierając dziwną pozę, i zaczęła scrollować ekran telefonu.

– Może selfie? – rzuciła, ale wycofała się z propozycji na widok mojej miny.

Dawno nie czułam się tak zdegustowana. Sąsiad zamienił kilka słów z moim mężem na temat motoryzacji, a potem zajął się pochłanianiem wszystkiego, co znajdowało się w zasięgu jego wzroku. Jakby nie jadł od tygodnia.

– Dziękujemy za odwiedziny – pożegnałam ich chłodno, gdy wychodzili. – Mam nadzieję, że dostosują się państwo do norm panujących w naszej społeczności i będziemy żyć w zgodzie. Bez składania oficjalnych skarg z powodu zakłócania ciszy i porządku.

On coś wymruczał w niedźwiedzim narzeczu, a ona uniosła swoje idealne brwi, tworząc na nienaturalnie gładkim czole dwie fałdki. Czyżby nie zrozumiała grzecznej aluzji, bo nie poparłam jej dość mocnym słowem?

O dziwo, upomnienie do nich dotarło, i nawet się do niego zastosowali. Na naszej ulicy znów zapanował spokój. Czasem tylko słychać głośniejszą muzykę i podjeżdżające pod dom auto. Gdy znowu zaczną się panoszyć, do akcji wkroczy Weronika. Ciągle powtarza, że należy się ich pozbyć. Takim tonem, jakby ubiegała się o rolę w „Kobietach mafii 3”.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również