"Kiedy mój mąż wybiera się na randkę, też jestem podekscytowana." "Wydawało mi się, że tego chcę, ale kiedy żona szykowała się do wyjścia, nie mogłem opanować zazdrości." Otwarte związki, o których coraz częściej słyszymy, to doświadczenie wymagające zaufania, bliskości i... miłości. Eksperci tłumaczą, na czym polegają otwarte związki oraz co tak naprawdę zyskujemy i co możemy stracić, decydując się na taką relację.
Spis treści
Marek ma 43 lata. W związku małżeńskim jest od kilkunastu, ma dwoje dzieci. Z żoną lubią się i całkiem nieźle im się żyje. Przez pewien czas ich związek był otwarty. - To nie była pochopna decyzja: kupimy mleko, zmienimy dywan i otworzymy związek. Od pomysłu do realizacji miesiącami prowadziliśmy dyskusje o różnym natężeniu – przyznaje Marek. Dlaczego ten pomysł w ogóle się pojawił? – Wciskana nam przez kulturę wizja, że w związku możemy zaspokoić wszystkie potrzeby, będzie nas stymulować intelektualnie, będziemy mieli taki sam gust muzyczny, a po całym dniu bycia oddanymi rodzicami będziemy dla siebie fantastycznymi kochankami, to niestety bullshit - wyjaśnia.
Aleksandrę i jej męża, 45-latków, którzy pobrali się jeszcze na studiach, do tego, by coś zmienić, popchnęła nuda. Stabilizacja, córka na studiach w Krakowie, mieszkanie tylko dla siebie, ale nie bardzo umieli się tym wspólnie cieszyć. – To ja zaczęłam rozmowę o swingowaniu. Usłyszałam o klubie dla takich par od koleżanki. Zaciekawiło mnie, poczułam tęsknotę za ekscytacją. Nie wiedziałam, jak Wojtek zareaguje, ale pomyślałam: „Trudno, zaryzykuję”. Oboje czuliśmy, że w sprawach seksu jakoś nam od pewnego czasu nie idzie – opowiada Ola, ale przyznaje, że przed rozmową trochę się stresowała i wypiła dwie lampki wina. Jak zareagował jej partner? – Najpierw spoglądał na mnie podejrzliwie, ale kiedy przekonałam go, że mówię poważnie, wyraźnie się ożywił. Zaczęliśmy czytać o zasadach działania klubu na stronie internetowej.
Masza (39 lat) od trzech lat żyje z mężem w związku poliamorycznym – relacje, które nawiązują poza związkiem są związane z zaangażowaniem emocjonalnym. Zdecydowali się na to po dziesięciu latach małżeństwa. - Zawsze czułam, że monogamia to kompletnie nie moja droga. Ale nie potrafiłam tego zdefiniować. W liceum, kiedy zaczęły się pierwsze związki, nie rozumiałam, dlaczego, skoro Piotrek i Adam mi się podobają, muszę wybrać? – wspomina Masza. – Propozycja wyszła od mojego męża. To on, największy feminista, jakiego znam, zdefiniował to, kim jestem, bo mnie świetnie zna, i widział, że nie mieszczę się w ramach monogamicznej relacji. Zaproponował, żebyśmy spróbowali i zobaczyli, co z tego wyniknie. Ta rozmowa stanowiła dla nas przełom. Znam pary, dla których to był proces powolny, ostrożny, a ja weszłam w poliamorię jak w masło. Poczułam, że jestem wolna i mogę być sobą – dodaje. Jak zmienił się przez te trzy lata jej związek małżeński? – Jesteśmy chyba w najfajniejszym momencie naszej relacji – twierdzi Masza.
Otwarte związki nazywa się także konsensualną niemonogamią. W przeciwieństwie do ich niekonsensualnej wersji, czyli skoków w bok i związków równoległych, które rozgrywają się w tajemnicy przed partnerem i są, krótko mówiąc, zdradami. Powszechność takich doświadczeń rodzi pytanie o naszą zdolność do wytrwania w monogamii przez całe życie.
– W różnych epokach podejście do seksu się zmieniało. W Polsce na nasze zwyczaje niewątpliwie ma wpływ religia, choć spada procent Polaków deklarujących się jako katolicy. Obserwujemy jednak, że zasady religijne – małżeństwo, monogamia, wstrzemięźliwość seksualna przed ślubem - odgrywają coraz mniejszą rolę. Ten proces nie zaczął się teraz, mam wrażenie, że trwa już od dość dawna – tłumaczy seksuolog prof. Zbigniew Izdebski. - Proszę zwrócić uwagę na to, że ludzie żyją coraz dłużej. Kobiety nadal żyją dłużej od mężczyzn, ale lata życia mężczyzn się wydłużają. I nawet jeżeli założymy, że ludzie biorą ślub kościelny i przyrzekają miłość, wierność, uczciwość małżeńską, to wszystkich tych obietnic w dawnych czasach było łatwiej dotrzymać. W cyklu życia się zmieniamy, po kilkudziesięciu latach czasem jesteśmy kimś innym niż osoby, które decydowały się na małżeństwo. Człowiek się zmienia i siła namiętności w życiu ulega zmianie, więc wytrwanie w monogamii nie jest łatwym zadaniem. Współczesna kultura podkreśla prawo do poszukiwania szczęścia i spełnienia oraz hołduje swobodzie w budowaniu relacji. Na nasz styl życia wpływają internet, podróże po świecie, aplikacje randkowe. Seks nie jest już domeną tylko relacji małżeńskich, rośnie liczba rozwodów, wiążemy się na dłużej wielokrotnie w życiu. Część osób żyje bez pary, nie rezygnując z aktywności seksualnej. Inni uznają monogamię za niezgodną ze swoją naturą i żyją w otwartych związkach, co oznacza, że w porozumieniu z partnerem czy partnerką życiową nawiązują relacje także z innymi osobami.
Moje doświadczenie w pracy z parami w otwartych związkach wskazuje, że pomysł otwarcia relacji najczęściej wynika z pragnienia urozmaicenia życia seksualnego – mówi Anna Dąbek, psycholożka i seksuolożka.
Ale związki otwierają się nie tylko na nowe relacje seksualne – osoby poliamoryczne są gotowe kochać więcej niż jedną osobę i w takich relacjach partnerzy akceptują swoje zaangażowanie w inne związki także emocjonalnie. To wyższa szkoła jazdy w otwartych relacjach – wymaga transparentności i umiejętności radzenia sobie ze skomplikowaną mapą własnych emocji i uczuć partnerów. Czy otwieranie relacji staje się coraz bardziej popularne?
– Taki obraz wyłania się z moich rozmów z terapeutami i osobami najczęściej z dużych miast. Co jakiś czas słyszę informacje o powstawaniu kolejnych klubów swingerskich. Najbardziej znany taki klub w Warszawie organizuje spotkania codziennie, a na Śląsku powstał tego typu klub na tysiąc osób. Istnieją też specjalne portale, na których komunikują się osoby w otwartych związkach. Ale ogłoszenia o poszukiwaniu trzeciej osoby przez parę można znaleźć też na Tinderze. Zainteresowanie eksperymentowaniem w dziedzinie seksu napędza popkultura. Nie mówię już o wszechobecnym porno, ale o popularnych erotycznych filmach czy literaturze – mówi Magdalena Kuszewska, ekspertka intymności, dziennikarka i autorka książki „Chciałbym… Męskie fantazje seksualne”.
– Z moich badań wynika, że w Polsce przynajmniej 10 proc. osób żyje w różnych formach związków równoległych – mówi prof. Zbigniew Izdebski. I ma na myśli zarówno te konsensualne, jak i relacje nawiązywane bez wiedzy partnerów.
– Różne badania pokazują, że jedną z najpopularniejszych fantazji jest seks grupowy. Polacy najczęściej fantazjują o trójkątach. Na kolejnych miejscach jest swingowanie, czyli wymiana partnerów oraz tzw. cuckold, czyli zdrada kontrolowana – para zaprasza trzecią osobę, z którą jedno z nich uprawia seks w obecności partnera lub partnerki – opowiada Magdalena Kuszewska. Obopólna decyzja o otwarciu związku wymaga ujawnienia przed partnerem swoich potrzeb, także tych niezaspokojonych, albo fantazji, które chcielibyśmy zrealizować. I tu pojawia się pierwsza trudność – konieczna jest szczera, otwarta rozmowa z partnerem.
- Uznałabym, że to chyba najważniejszy element całej układanki – mówi Anna Dąbek. – Dodałabym jeszcze dojrzałość partnerów, odpowiedzialność i dobre relacje. Zdarza się, że do mojego gabinetu przychodzi para w kryzysie. Jest między nimi dużo negatywnych emocji, zranień, zdarzyła się zdrada i nagle pojawia się pomysł, że otwarcie relacji mogłoby być lekarstwem na to wszystko. Nic bardziej mylnego.
Otwarty związek jest źródłem wielu różnych emocji, więc jeśli para ma kłopoty z komunikowaniem się czy nie czuje się ze sobą najlepiej, może tego nie unieść. Jej zdaniem samo podejmowanie takiej decyzji wymaga ogromnej szczerości, nie tylko wobec partnera, ale także wobec siebie.
- Zdarza, że jedna osoba w związku poznała kogoś i z tego powodu chce szybko ustalić otwarcie związku. Wywiera presję na partnera. To nie są najlepsze warunki, by podejmować jakąkolwiek decyzję. Czasem otwarcie relacji wiąże się z warunkiem: albo się zgadzasz, albo odchodzę. To również nic dobrego nie wróży. Tylko jeśli dobrze czujemy się w relacji, możemy stawiać granice i otwarcie mówić o własnych uczuciach – mówi Anna Dąbek. Tym bardziej że sama decyzja to dopiero początek ustaleń, jakich dokonują pary, które zamierzają otworzyć związek i go nie stracić.
– Zbiór zasad ma sprawić, że obie strony czują się bezpiecznie. Najczęściej to zobowiązanie dbania o zdrowie intymne i zabezpieczenie. Ale także na przykład decyzja, że relacje poza głównym związkiem nie będą związane z zaangażowaniem emocjonalnym. Jedna z par mówiła mi, że postanowili spotykać się tylko z osobami kompletnie obcymi i nie więcej niż raz. Pary czasem umawiają się też na niezdradzanie sobie nawzajem szczegółów swoich przygód seksualnych – tłumaczy Magdalena Kuszewska.
Anna Dąbek zwraca uwagę, że konstruowanie takiego zbioru zasad to przewidywanie, co może się wydarzyć, i oswajanie tych sytuacji. – Mamy jakieś wyobrażenia o swoich reakcjach czy emocjach, ale warto pofantazjować o sytuacjach nieprzewidywanych. Co zrobimy, jeżeli ktoś z nas się zakocha? A jeżeli któreś z nas uzna, że ten eksperyment jednak nie spełnia jego oczekiwań? Jak możemy się wycofać? Kiedy możemy zmieniać zasady, które ustaliliśmy? Bo warto pamiętać, że fantazje nie zawsze realizują się tak, jak się tego spodziewamy.
Dla Maszy początki poliamorycznego związku były ekscytujące. - Znowu czułam się, jakbym pierwszy raz w życiu szła na randkę czy pierwszy raz miała uprawiać seks. Rozpierała mnie energia. Chciałam eksplorować, doświadczać, sprawdzać. W pewnym momencie poczułam, że gubię się w tym procesie i uświadomiłam sobie, że potrzebuję terapeutki - wspomina. Terapia pomogła jej zrozumieć i uporządkować własne emocje. – Teraz wiem, że jak ja się ze sobą lubię, to moje relacje też się będą ze mną lubiły - przyznaje. Kiedy mówi innym, że jest poliamorystką, czasem słyszy: „O super! To teraz możesz się bzykać z kim chcesz?”. – Odpowiadam wtedy: przecież to zawsze można. Nie trzeba być w związku poliamorycznym. Ciekawe, że wielu osobom wydaje się, że poliamoria kręci się wokół seksu. Kompletnie tak nie jest. Seks może być, ale nie musi. Dla mnie istotniejsze są zaangażowanie emocjonalne, więź, bliskość – tłumaczy Masza.
Jak organizuje życie na co dzień? – Każde z nas ma swoje relacje. Są osoby poliamoryczne żyjące w wielu związkach o różnej intensywności, ale ja nie wiem, czy umiałabym zaangażować się w więcej niż dwie relacje. Doba ma tylko 24 godziny, a ja lubię mieć trochę czasu dla siebie. Poza tym każda relacja to praca i staranie. Ustalamy, który weekend spędzamy razem, a który z innymi partnerami. Ale raczej na bieżąco, nie mamy grafiku. (śmiech) I nie potrzebujemy mówić sobie o intymności z innymi – opowiada Masza. Przeżyła jakieś rozczarowanie? – Mój pierwszy „drugi” związek rozpadł się po prawie roku. Wydawało mi się, że jak ta druga relacja się skończy, nie będę cierpieć tak bardzo. Boleśnie się przejechałam, bo było inaczej.
Marek i jego żona po pół roku zdecydowali się zamknąć swoją relację. Powodów było kilka. - Szybko się okazało, że wszystkie zasady, które sobie stworzyliśmy, są jak przygotowanie żołnierza na sucho. Kiedy wyruszasz na prawdziwą wojnę, nic nie jest takie, jak myślałeś. Umówiliśmy się na nieangażowanie w relacje z osobami, z którymi się spotykamy, ale seks czy budzenie się obok drugiej osoby szybko rodzi więź. Nie możesz przewidzieć własnych emocji, a tym bardziej tego, jak reaguje ta druga osoba – przyznaje Marek. Nie udało mu się też nie czuć zazdrości i z każdym kolejnym spotkaniem żony z innym mężczyzną było gorzej. Coraz więcej emocji, trudności w planowaniu codziennego funkcjonowania rodziny i znalezienia czasu, by omówić wszystko, co się wydarza, stawiały pod znakiem zapytania sens ich decyzji. Ale ostateczną rezygnację z tego eksperymentu spowodowało jedno doświadczenie. - Po blisko trzech dekadach aktywności seksualnej nagle odkryłem kogoś ze swojej planety. I co tu zrobić? Na poziomie doświadczenia fizycznego, seksualnego trafiasz do miejsca, o którym nawet nie wiedziałeś, że istnieje. A z drugiej strony, trzeba wrócić do domu, żyć z tym, nie zaangażować się - tłumaczy. Podjął decyzję, że rodzina jest dla niego ważniejsza, a ze swoimi doświadczeniami poradził sobie na terapii. Nie wracają z żoną do pomysłu otwierania związku.
Aleksandra i jej mąż wybrali się do klubu swingersów. Pierwsza wizyta była stresująca, ale zgodnie z przewidywaniami również ekscytująca. – Ten pierwszy raz tylko patrzyliśmy, ale to wystarczyło, żeby w naszej sypialni podniosła się temperatura – śmieje się Aleksandra. - Poszliśmy po raz kolejny… Już odważniejsi. Każde z nas miało wtedy ciekawe doświadczenia, ale nie opowiadaliśmy sobie o szczegółach. Poczułam się swobodniej, pewniej i to wpłynęło na nasz seks. Można powiedzieć, że odkryliśmy się na nowo. W klubie bywamy raz w miesiącu i oboje to lubimy – dodaje.
- Zawsze mówię swoim pacjentom, że jeżeli decydują się na takie relacje, muszą sobie policzyć potencjalne zyski i straty. Kiedy deklarujemy, że nie będziemy się angażowali emocjonalnie, pamiętajmy, że w świecie emocji wiele dzieje się poza naszą wolą. Dobrze też pamiętać, po co to robimy. Jeżeli chodziło nam o ożywienie życia seksualnego i to się udało, może nie musimy dalej eksperymentować – mówi prof. Zbigniew Izdebski.
W otwartych związkach problemem bywa nieoczekiwana zazdrość. - Do tego właśnie potrzebna jest dobra komunikacja, żeby tych emocji nie zamiatać pod dywan. Zastanówmy się, co stoi za tą zazdrością. Może jest informacją o potrzebach, które są niezaspokojone – mówi Anna Dąbek. – Sugeruję osobom, które decydują się na otwieranie związku, metodę małych kroków. Jeśli para chce spróbować swingu, warto najpierw pójść do klubu dla swingersów, zobaczyć, sprawdzić, jak się tam czują. Podobnie z umawianiem się z innymi osobami – bądźmy uważni, zwracajmy uwagę na własne reakcje, emocje, swój komfort. Czasem, kiedy para w rzeczywistości wcale nie jest gotowa na eksperymenty, takie doświadczenie może doprowadzić do rozstania.
Co możemy zyskać, otwierając związek? - W niektórych sytuacjach bywa to sposobem na zachowanie relacji, na której nam zależy. Na przykład kiedy jedna osoba ma dużo większe potrzeby seksualne niż druga i potrafią o tym rozmawiać, mogą dać sobie przyzwolenie na realizowanie ich poza związkiem. Tymczasowe otwarcie na inne relacje może pomagać parom, w których jedna z osób bierze leki ograniczające popęd seksualny, a druga sobie z tym nie radzi – mówi Anna Dąbek. Ale są też inne plusy.
Wyjście poza schematy społeczne może dawać poczucie wolności i zachęcać do wyrażania siebie. Energia, którą czerpiemy z pozytywnych, nie tylko seksualnych doświadczeń poza związkiem, może wpływać na inne obszary życia, napędzać, dawać poczucie pewności siebie – dodaje seksuolożka.
Zdaniem prof. Izdebskiego, często zapominamy, że nasza seksualność wymaga refleksji. – Badania pokazały, że w czasie pandemii 28 proc. osób zaczęło lepiej rozumieć swoje upodobania, preferencje i potrzeby seksualne. Tylko dlatego że nagle miało czas, by się nad tym zastanowić. Zawsze warto szukać sposobów na poprawienie życia seksualnego, a to, czego doświadczymy, wykorzystać jako pretekst do rozwoju i spełnienia - mówi seksuolog. Dla niektórych takim doświadczeniem może być otwarty związek.