Długo pracował na dzisiejszy spokój i dobrostan. Robert Gonera wie, czym są kryzysy, załamania i utrata rodziny. Nauczył się też wiele o wybaczeniu.
Spotkaliśmy się po raz pierwszy w niezwykłym miejscu, w klinice terapii Uzależnień "Odwróceni" na uroczystym otwarciu placówki. Co Cię tam sprowadziło?
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie pani Dominika, która jest pomysłodawczynią i właścicielką tego pięknego miejsca. Opowiedziała o misji placówki, więc przyjąłem zaproszenie, ponieważ jestem zwycięzcą w chorobie uzależnienia. Jestem trzeźwy od 11 lat.
Jaka była Twoja droga wychodzenia z uzależnienia?
Miałem jedno potknięcie na przestrzeni tych 11 lat. Głupie, bez sensu, które na szczęście nie spowodowało jakiejś kompletnej ruiny.
Jak zmieniło się Twoje życie?
Dziś jestem osobą "ulepioną" na nowo. Potrafię docenić każdy dzień, potrafię docenić każdą bliskość. Udało mi się nawiązać regularne i normalne relacje z moimi dziećmi, które już są dorosłe, z bliskimi. Rozsmakowałem się w życiu, w trzeźwości, w pracy nad sobą, również duchowej. Nauczyłem się, że jeśli coś mnie "podgryza", wolę załatwić to sam ze sobą, nie angażując już innych, w szczególności bliskich, którzy bardzo przeżywali w przeszłości moje upadki, moje wizyty, nie w takich ośrodkach jak ten niestety. Ale ta choroba jest nieuleczalna, trzeba nad nią nieustająco czuwać. Z perspektywy czasu wiem, jak ważni są w życiu przyjaciele, którzy nie poddali się ostracyzmowi.
Choroba zweryfikowała tych prawdziwych?
W przypadku kryzysów, również psychicznych, to naturalne. Przyjaciele, rodzina opuszcza cię, bo wychodzi z założenia, że nie są w stanie pomóc, ale też nie są w stanie unieść ciężaru choroby. I nagle okazuje się, że tych bliskich osób jest kilkoro. Mam przyjaciół z różnych okresów, a ci najbardziej wartościowi są długookresowi - trzydzieści, dwadzieścia lat. Dziękuję losowi, że miałem ogromne szczęście trafiać w swoim życiu na wspaniałych ludzi.
Co było u Ciebie takim punktem zapalnym, że postanowiłeś o siebie zawalczyć?
Trafiłem na wspaniałą terapeutkę, świętej pamięci już, Hannę Grenik, którą poleciła mi moja agentka. I pani doktor zaczęła mnie wyprowadzać z sideł uzależnienia. I choć nie udało mi się zatrzymać rodziny, to gdyby nie ona, nie byłbym dziś tutaj, nie prowadził takiego życia, jakie obecnie wiodę.
Pamiętam, że media rozpisywały się wtedy o Twoich problemach, bo byłeś już wtedy bardzo popularnym aktorem.
To była źle rozumiana popularność, bo wszystkim się wydawało, że nagłośnienie mojego problemu, kryzysu psychicznego w jakiś sposób mi pomoże. To, co pojawiało się w mediach, w większość było fikcją. To wszystko bardzo dotknęło moich bliskich. Cierpieli przeze mnie. Dlatego moją największą motywacją w trwaniu na tej dobrej drodze jest, żeby moja córka, moi synowie nie lękali się już o mnie. Kiedy teraz spotykam się z Nastazją, która jest już całkowicie dorosła, z synami - jeden ma dwadzieścia, drugi szesnaście lat, to wiem, że jest nam naprawdę dobrze, ja jestem szczęśliwi, one są szczęśliwe.
Czy bliscy Ci wybaczyli?
To nie jest kwestia wybaczenia, bo nie ma w tym żadnej winy.
A czy Ty wybaczyłeś sobie?
Tak i wszystkim innym również. Mówię to, ponieważ nikt, kto nie był uzależniony, nie jest w stanie wyobrazić sobie, jaka walka, wspinaczka się w nas odbywa, żeby zacząć życie w trzeźwości, od nowa. Najważniejsze jest nie wybaczenie, tylko żeby ktoś widział naszą zmianę na lepsze. Tak, jak mi ostatnio powiedziała moja córka: "tata lubię Cię takiego jasnego, jesteś fajnym tatą". Mimo, że mnie ciągle nie ma, bo pracuję, więc nie spotykamy się codziennie.
Normalność w kontaktach
Z bliskimi, z ludźmi w ogóle. Bardzo to doceniam, Tak jak spokój i normalność w życiu - że jestem zdrowy, że mogę iść na kawę z przyjaciółmi, zadzwonić do dzieci, pojechać z mamą nad morze. To jest mój dobrostan.
Jest taki ruch slow life...
I w tym się ćwiczę. Wstaję rano i nie mówię: "o jak brzydko, o jaki jestem zmarnowany", tylko staram się afirmować. To działa jak modlitwa o dobry dzień.
Rzadko udzielasz się medialnie.
Był czas, kiedy media zupełnie bez mojego udziału dość mocno rozprawiały nad moimi kryzysami w przeszłości i to dalej istnieje w Internecie, dalej czasami muszę się z tym ścierać.
Boli Cię to, dotyka?
Nie, w tej chwili już nie, dlatego rozmawiamy, opowiadam o sobie, o swoim dobrostanie, do którego dotarłem. Cieszę się, że wciąż mam widownię, spotykam się z ludźmi, którzy podchodzą do mnie i słyszę wyrazy uznania. To daje mi napęd do kolejnych wyzwań.
To gdzie Cię można zobaczyć, bądź będzie można zobaczyć?
Na stałe gram w trzech serialach. Pierwszy to "Uroczysko", drugi to "M jak miłość", do którego wróciłem po latach. Gram też w niemieckim serialu w Berlinie o policjantach "Polizeiruf". Jestem tam szefem posterunku polsko-niemieckiego kryminalnego policji. Można mnie również zobaczyć na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni, w spektaklu "Mistrz i Małgorzata", doskonała inscenizacja Józefowicza i Stokłosy.
Nie chciałbyś napisać książki o sobie, tak jak to zrobił Michał Koterski?
To jest zabawne, bo ja bardzo dużo pisałem, ale do szuflady, bo nie miałem tej odwagi, by pokazać swoją twórczość. Uwielbiam świat literatów, mam wielu znajomych w tym świecie i miałem kompleks eurydycyjny. Mam mnóstwo tych notatek, pamiętników, ale nie mam potrzeby afirmacji moją historią. Najbardziej cenię beletrystykę, więc gdybym chciał coś napisać, to raczej książkę całkowicie fikcyjną.
Czy będzie Cię można spotkać czasem w ośrodku "Odwróceni"? Wiem, jak ważne są prawdziwe historie, przykłady zwycięskiej walki z uzależnieniem.
Przede wszystkim mam nadzieję, że ludzie pod czujnym okiem terapeutów zrobią pierwszy krok w życie wolne od nałogów. Najważniejsze jest zacząć ten proces, odkryć w sobie przyczynę nałogu, przyczynę uzależnienia. To jest bardzo intymna praca. Samo położenie ośrodka na Mazurach, na pewno będzie sprzyjać pracy terapeutów. Ja mogę opowiedzieć tylko swoją własną historię.