Partnerzy

Robert Koszucki o żonie, Karolinie Szykier-Koszuckiej: "Potrafimy godzinami siedzieć w milczeniu i sprawia nam to przyjemność"

Robert Koszucki o żonie, Karolinie Szykier-Koszuckiej: "Potrafimy godzinami siedzieć w milczeniu i sprawia nam to przyjemność"
Karolina Szykier Koszucka i Robert Koszucki opowiadają o swoim związku.
Fot. fot. Szymon Gosławski

Ona, Karolina Szykier-Koszucka, mówi mało, on, Robert Koszucki, dużo, ale nauczył się z nią czasem pomilczeć. Karolina Szykier-Koszucka i Robert Koszucki uzupełniają się i tworzą harmonijny dom pełen dobrych emocji.

Kim jest Robert Koszucki

ROBERT KOSZUCKI – aktor, absolwent PWST w Krakowie. Występował m.in. w serialach „Klan”, „Samo życie”, „Fala zbrodni”, „Kryminalni”, popularność przyniosła mu rola doktora Rafała Konicy w „Na dobre i na złe”. Gra w teatrach we Wrocławiu, w Krakowie, Warszawie. Współpracował z wieloma reżyserami, m.in. z Krzysztofem Jasińskim, Mikołajem Grabowskim, Janem Klatą, Michałem Zadarą. Ma 46 lat.

Robert Koszucki właśnie zadebiutował jako nowy prowadzący w "Pytanie na śniadanie". Aktor zastąpił Łukasza Nowickiego, który po 13 latach pożegnał się z programem. Widzowie będą mogli oglądać Roberta Koszuckiego w duecie z Małgorzatą Opczowską. W komentarzach, które pojawiają się w sieci widać, że widzowie są zachwyceni nową parą prowadzących.

Kim jest Karolina Szykier-Koszucka

KAROLINA SZYKIER-KOSZUCKA – zajmuje się doradztwem strategicznym w obszarze komunikacji marketingowej. Razem z dwójką wspólników prowadzi agencję SEC NewGate CEE. Jest mentorką w Fundacji Liderek Biznesu, należy do grona ekspertów Ośrodka Dialogu i Analiz THINKTANK. Wykłada na Uniwersytecie Warszawskim, jest prelegentką i mówczynią motywacyjną. Ma 47 lat.

KAROLINA SZYKIER-KOSZUCKA O ROBERCIE KOSZUCKIM

Karolina Szykier-Koszucka wspomina początki związku z mężem, Robertem Koszuckim

Robert to wędrowiec. Ma brata bliźniaka, który po studiach wyjechał do Portugalii i mieszka w  Aveiro. Obaj od dziecka byli przyzwyczajeni do mobilności, urodzili się w Krakowie, potem mieszkali w Wiśle, Cieszynie, odwiedzali ojca w Krynicy. Mają nomadyczne podejście do życia. Ja pochodzę ze Świdnicy, studiowałam we Wrocławiu. Moje życie toczyło się na Dolnym Śląsku i prawie nie zmieniałam miejsca zamieszkania. Kiedy zdecydowaliśmy się być razem, Robert namawiał mnie na wyjazd za granicę. Nie chciałam emigrować, poza tym kochałam Festiwal Kultury Żydowskiej Simcha, który stworzyłam, i szkoda mi było to zostawić. Robert wyruszył. Pracował w londyńskich barach, pubach, zetknął się tam z wieloma ciekawymi ludźmi, także z młodymi aktorami. Oni, oprócz pracy w barach, grali w teatrach. Dzięki temu nabrał innej perspektywy i spojrzenia na zawód. Latałam do niego na weekendy, a po jakimś czasie udało mi się go namówić do powrotu. Pomogła mi w tym nasza  przyjaciółka Gosia Bogajewska, która robiła spektakl w Jeleniej Górze i zaproponowała mu rolę, wiedząc, że Robert kocha scenę ponad wszystko.

Karolina Szykier-Koszucka o tym jak się poznali z mężem, Robertem Koszuckim

Poznaliśmy się we Wrocławiu po premierze sztuki Hanocha Levina w niezależnym teatrze K2. Już w czasie studiów na politologii działałam w kulturze. Potem, niby przypadkowo, spotkaliśmy się w pociągu do Krakowa. W drodze Robert zabawiał mnie opowieściami o życiu krakowskich studentów. Jestem małomówna, kiedy on tak mówił i mówił całą podróż, współczułam mu, że musi się tyle namęczyć. Jednak osiągnął efekt, umówiliśmy się na kawę, potem na koncert. Gdy z ciekawości wygooglowałam Roberta w internecie i zobaczyłam, że w 1997 roku był Misterem Polski, uśmiałam się, bo to nie były moje klimaty. Jednak wiele rzeczy między nami grało, urzekła mnie jego szarmanckość, zawsze kwiaty, no i jeszcze do tego ta chemia.

Karolina Szykier-Koszucka o dziecku i przeprowadzce bliżej natury

Dość szybko zostaliśmy parą,  chcieliśmy mieć dziecko, ale mimo wcześniejszych planów długo czekaliśmy na Leę. Kiedy pojawiła się na świecie, chciałam z nią spędzać cały czas, więc odkleiłam się od pracy. Pierwsze dwa lata  podróżowałyśmy z Robertem tam, gdzie grał, odwiedzaliśmy rodzinę, przyjaciół. Dużo pracował w  Warszawie i często musiał wyjeżdżać. Droga ekspresowa do Wrocławia była wtedy w remoncie, a podróż trwała ponad 7 godzin. Lea tęskniła za tatą, więc zgodziłam się na  próbną przeprowadzkę do stolicy. Wynajęliśmy mieszkanie na Żoliborzu. Warszawę znałam z krótkich wypadów, z opowieści jednej z babć, która pochodziła z Pragi, czy z oprowadzania przez mojego przyjaciela, muzyka Raphaela Rogińskiego, ale nie umiałam się tu do końca odnaleźć. Po kilku latach zdecydowaliśmy się przenieść bliżej natury. Ekologia jest dla nas bardzo ważna, dlatego zainwestowaliśmy w dom pasywny, by czuć, że oszczędzamy energię, robimy coś dla Ziemi. Tu, blisko Kampinosu i Wisły, czujemy się dużo lepiej, ja w weekendy sadzę warzywa, Robert chodzi do lasu z psem, a jednocześnie możemy się nacieszyć relacjami z przyjaciółmi.

Karolina Szykier-Koszucka o tym, jak radzi sobie z temperamentem męża

Gdy Lea była maleńka, Robert nosił ją w chuście. Był szczęśliwy i mówił, że to drugi etap ciąży. Teraz ojcostwo bywa  trudniejsze, bo córka ma prawie 13  lat. Obserwujemy, jak się zmienia, dorasta, to fascynujący proces. Czytamy o kolejnych etapach. Robert podrzuca mi książki, ja podsyłam mu linki, inspirujemy się wzajemnie. Jestem introwertyczką, on ekstrawertykiem, cholerykiem, rozemocjonowanym aktorem. Czasem mnie wkurza i nawet nie wiem, co mam powiedzieć na jego ekspresję. Na początku to było dla mnie trudne, nie potrafiłam się odnaleźć w natłoku emocji, nie rozumiałam tych wybuchów. Długo się tego uczyłam. Teraz jestem w momencie zen i już mnie to nie wybija z mojego rytmu, czekam, kiedy Robert ochłonie, wtedy rozmawiamy. Na początku myślałam,  że to ja będę ogarniać domowe rachunki, bo on jako artysta ma głowę w chmurach. Okazało się, że świetnie sobie z tym radzi. Jest poukładany, zresztą często mówi, że chciał być menedżerem, i rzeczywiście ma żyłkę prezesa. Teraz założył firmę produkującą przedstawienia, dopiero zaczyna, ale z sukcesem. Zawsze był wolnym ptakiem, niezwiązanym etatem z żadnym teatrem. Jednak bez sceny usycha. Robert jest zodiakalnym Rakiem, dom jest dla niego bardzo ważny. To głównie on gotuje, bo musi mieć pełną spiżarnię. Lubi eksperymentować, gotuje wegetariańsko, bo od lat nie jemy mięsa. W domu staramy się dzielić obowiązki po  partnersku, jest jedna rzecz, do której nie mogę go nakłonić: wkładania naczyń do  zmywarki. Za to obdarowuje  mnie  kwiatami, które kocha. Dziś, w środku zimy kupił żółtą nawłoć i fioletowe goździki. Oboje w ciszy będziemy się nimi zachwycać.

 

ROBERT KOSZUCKI O KAROLINIE SZYKIER KOSZUCKIEJ

Robert Koszucki opowiada o tym, jakie cechy ceni w żonie 

Kiedyś  jej  ojciec nazwał Karolinę oficerem estetycznym i to jest świetne określenie. Duchowo i wizualnie moje życie bez niej byłoby ubogie, a ja nie poznałbym tak pięknego świata. Wygląd i design naszego domu to jej zasługa, kolory ścian, lampy, obrazy, meble. Żona lubi dawać drugie życie przedmiotom, majsterkować, sama potrafi skręcić olbrzymie szafy, ja tylko pomagam jej unosić ciężar podczas prac. W centralnym punkcie domu stoi wielki stół, który wybrała w tajemnicy. Pojawił się niespodziewanie, przywieziony przez parę z Wrocławia, która tworzy meble z używanych modrzewiowych desek z rusztowań. Za to razem stworzyliśmy ogród, Karolina ma w nim swój warzywniak, w którym sadzi  pomidory, cukinie i jarmuż. Gdy w lecie do niego wychodzę, lubię pogadać z sąsiadami. Ona mówi mniej, ale nie jest odludkiem.

Robert Koszucki opowiada o życiu towarzyskim, które wiodą z żoną

Mamy dużo przyjaciół, dbamy o relacje z ludźmi, lubimy gości. Kiedy ją poznałem, byłem zaskoczony, jak łatwo porusza się w świecie artystycznym, ile osób zna i w jaki sposób ich oczarowuje. W Łomiankach aktywnie działa w lokalnym kole gospodyń wiejskich Inte-Gracje. Dziewczyny spotykają się, praktykują qigong, robią ceramikę. Rok temu w lockdownie razem co rano ćwiczyliśmy jogę. Pandemia to trudny czas, mocno przeżywamy, że tyle ludzi choruje, odchodzi. Ale wspólne bycie w domu wzmocniło nas, utwierdziło,  że ważne, że mamy siebie. Jest z nami przygarnięty kilka lat temu pies Rodo. To córka marzyła o psie i namawiała nas na kundelka, ja jestem alergikiem, trochę się bałem. Karolina też była sceptyczna, bo zawsze wolała koty, teraz pies żonę kocha najbardziej. Dziś zastanawiamy się, jak mogliśmy żyć bez psa. Nie umiem mówić o uczuciach, bo wydaje mi się, że najciekawsze jest to, co przemilczane. Na tym polega siła naszego związku, że potrafimy godzinami siedzieć razem w milczeniu i sprawia nam to przyjemność. Oczywiście w relacji ważna jest komunikacja i zdarza się, że ona szwankuje. Wiem, że nie jest łatwo żyć z aktorem. Ja zapamiętuję  uczucia i mam wrażenie, że je rozumiem, ale to nie znaczy, że inni rozumieją moje emocje i nie zawsze da się je wytłumaczyć nawet najbliższej osobie. W nieporozumieniach rozstrzygająca jest miłość.

 

Robert Koszucki wspomina pierwsze spotkanie z żoną Karoliną Szykier-Koszucką

Karolina olśniła mnie od pierwszej chwili, kiedy ją zobaczyłem. Wcześniej słyszałem o niej, wiedziałem, że ma przyjść do teatru na próbę, czekałem. I gdy zaczęła schodzić po schodach, od razu wiedziałem, że to ona. Miała aurę, świeciła i do dziś promienieje. Przez te 18 lat to ja jestem szczęściarzem. Wtedy byłem nią oczarowany, ale nie bardzo mogłem z nią rozmawiać, bo była w towarzystwie kogoś innego. Dowiedziałem się, że następnego dnia jedzie do Krakowa. Właściwie to była duża intryga, jak tu wsiąść i spotkać ją jakby niechcący. Udało się, zamęczyłem ją gadaniem i już myślałem, że nic z tego nie będzie. A jednak zaczęliśmy się spotykać. Byliśmy po związkach, docieraliśmy się. Rytuały są ważne, ale ważniejsza jest codzienność, a ona była i jest dobra. Trzy lata później wzięliśmy ślub, to był najpiękniejszy dzień w moim życiu.

 

Robert Koszucki o ślubie z Karoliną Szykier-Koszucką

Ślub odbył się na zamku w Cieszynie, gdzie moja mama i ojczym prowadzili przez lata kawiarnię. Spotkała się nasza duża patchworkowa rodzina i przyjaciele. Wcześniej jednak Karolina poprosiła mnie: „Jedź do Warszawy. Zamówiłam coś, odbierz to i zapłać”. W stolicy wchodzę do małego zakładu, a tam drobniutka pani podaje mi coś zapakowanego w kalkę, jak z wykrojów „Burdy”. Płacę 300 zł! Odwijam, a to coś na kształt naleśnika lub beretu z antenką. Myślę sobie: czy ona naprawdę w tym wystąpi? Ale oczywiście w białej sukience i bordowym toczku wyglądała pięknie. Jeśli chodzi o odbiór sztuki, książki, wrażliwość, to nadajemy na tych samych falach. Doceniam to, bo przeżywanie z kimś takich emocji to wielki dar. Karolina wspiera mnie zawodowo. Pomaga mi w najważniejszych rzeczach, w planowaniu, redakcji tekstów, tabelkach. W moim zawodzie to wieczna huśtawka – mam pracę lub nie. Kiedy jej brak, jest mi źle, mam gorszy nastrój, a Karolina przypomina mi, że taka jest specyfika pracy, którą kocham. Dla mnie plan, próby, spektakle są jak wakacje. Jeśli mi się uda, zamierzam grać do osiemdziesiątki. Podziwiam starszych kolegów, którzy tak robią. Jeszcze do niedawna, gdy z Krzysztofem Kowalewskim wychodziłem na scenę Teatru 6.piętro w „Słonecznych chłopcach”, zazdrościłem mu pokładów energii. Też tak chcę. Karolina kiedyś zarządzała festiwalem, dziś edukacją w Zespole Szkół Lauder-Morasha. Jest ciepła, kompetentna, wciąż się rozwija. Wiele z tego, co czytamy, staramy się wprowadzać w życie nasze i Lei, obserwujemy, jak to działa. Obie dziewczyny wspierają mnie nie tylko w pracy, ale i w pasji. Od jakiegoś czasu się wspinam. Dzielenie z nimi tych chwil, gdy towarzyszą mi w wyprawie, to najpiękniejsze momenty w życiu.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również