Piosenek sanah, czyli Zuzanny Grabowskiej, słuchają trzy pokolenia. Bilety na jej koncerty w wielkich salach rozchodzą się w kwadrans. Cztery płyty mają status platynowych lub diamentowych. Usłyszeliśmy o niej trzy lata temu. Jakim cudem subtelna wokalistka, w stylu lekko retro, zachwyciła hałaśliwy świat? I kim właściwie jest? Kto ją poznał, wie, że jej siłą jest pokora. Ale nie tylko.
Czekam na nią chwilę w małym studiu wytwórni Magic Records. W mieście zaspy. Myślę, kto zaraz wejdzie. Przecież Zuzia – tak mówią znajomi – nie pojawi się w butach na słupku i welwetowej sukience, jak w swoich teledyskach. Przychodzi ubrana na czarno, w kaszkiecie, trochę nieśmiała. Przeprasza za spóźnienie. Mówi rozważnie i cicho, czasem zdrabnia: „sukieneczka” zamiast „sukienka”. To jej zaraźliwa maniera, bo sama od kiedy słucham jej piosenek, kupuję „kawkę na wynos”. Ale nie ma w tym nic infantylnego, raczej delikatność, subtelność. Czy tym ujęła nas sanah? Wrażliwością, tekstami, które sprytnie łączą język potoczny z finezyjnym? Chyba potrzebujemy jej łagodności i normalności. Dziś bardziej niż kiedykolwiek dotąd...
Twój STYL: Stałaś się gwiazdą w tempie Igi Świątek. Młoda, a już na szczycie. Tam bywa się samotnym, trzeba samodzielnie wybierać, planować… Jak się z tym mierzysz?
Miałam dylemat przy drugiej płycie. Wiele osób sugerowało, że po sukcesie "Królowej"… powinnam zrobić przerwę, rok, dwa. A ja kończąc pierwszą płytę, miałam już pięć gotowych piosenek na następną, pięć kolejnych nosiłam w głowie. Odżyłam po szkole muzycznej, odpowiadało mi szybkie tempo. Dlatego podjęłam decyzję, że nie czekam. Nie żałuję.
Płyta "Irenka" też była jak huragan, potwierdziła twoją pozycję w muzycznym świecie. Miałaś już prawo nazwać się gwiazdą. Skorzystałaś z niego?
Do dziś tak siebie nie nazywam. Staram się nie odlecieć, pomagają mi przyjaciele, rodzina. Traktują mnie tak jak wcześniej. Mówią: „Najgorsze, co możesz zrobić, to się zmienić. Nawet twoje pomyłki, jąkanie na scenie, jest siłą”. Wierność sobie i pokora jest tym, czego chcę się trzymać. Staram się nie myśleć o popularności.
Skąd ta pokora?
Ze świadomości, jak krucha jest rzeczywistość. Jestem wdzięczna, bo to, co dzieje się wokół mnie, jest wspaniałe i chcę, by trwało jak najdłużej. Planując kolejny projekt, pilnuję, by się nie nakręcać, bo wszystko może się skończyć jutro. Pokory nauczyli mnie rodzice. Ona pilnuje, żebym się nie rozleniwiła, nie spoczęła na laurach.
Nie spoczęłaś i po "Irence" wydałaś "Ucztę", na którą zaprosiłaś Grzegorza Turnaua, Natalię Grosiak, Artura Rojka... Co czułaś, czekając na decyzję, czy będą chcieli z tobą zaśpiewać?
Nie liczyłam, że wszyscy się zgodzą. Czekałam cierpliwie na odpowiedź i byłam zaskoczona, że z prawie debiutantką chce zaśpiewać Artur Rojek, którego słuchałam w dzieciństwie. Podczas spotkania trudno mi było opanować wzruszenie. Umówiliśmy się na śniadanie w hotelu i okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów. Zgodził się także Dawid Podsiadło, który kibicuje mi od początku. Grzegorz Turnau zaproponował, żebyśmy przeszliśmy na ty i to był dla mnie zaszczyt. Uczyłam się od nich, podglądałam, jak pracują w studiu. Grzegorz śpiewał tekst Edgara Allana Poe: „To, co widzisz, co się zda, jak sen we śnie jeno trwa...”. Te słowa mnie poruszają, ale widziałam, że on czuje tak samo.
Pokora, ale i brak kompleksów. Nie byłoby tych duetów, gdyby nie twoja artystyczna odwaga.
Wiedziałam, z kim pracuję, to artyści, których podziwiam. Patrzę na nich, zadzierając głowę w górę, z pozycji osoby mniej doświadczonej. Jestem dumna, że utrzymujemy kontakt, wspieramy się. Cudowni ludzie.
W trudnym czasie miło słyszeć, że życzliwość jest ważniejsza niż rywalizacja. Świat, do którego weszłaś, rządzi się twardymi zasadami.
Nie czuję tego. Może dlatego, że pracuję z ekipą, która jest jak rodzina: dużo dyskutujemy, tuż przed naszą rozmową mieliśmy czterogodzinne spotkanie u mnie w domu. Rozumieją mnie, są otwarci na pomysły, nawet te ryzykowne.
Jak album "sanah śpiewa poezyje"?
Wiele osób pomyślało pewnie: „Ta dziewczyna oszalała, ktoś dziś chce słuchać poezji?”. A płyta jest platynowa. Zakładałam, że to będzie skromny, cichutki projekt w sieci, liczyłam na 40 tysięcy wyświetleń na YouTubie. Nie sądziłam, że wydam płytę z poezją, która sprawi mi taką frajdę i satysfakcję. Lubię bawić się językiem, tropić smaczki. Zapisuję słówka, jeśli spodoba mi się zwrot, fraza. Mam notatkę w telefonie, przeczytam ci ostatnie fascynacje: „Różowy pąs, na buzi dąs”, „fora ze dwora”… – może to wykorzystam. Dostałam w prezencie ogromny zbiór wierszy wielu poetów, mam co czytać i brać na warsztat. Fascynujące, że ludziom się to podoba.
Moja nastoletnia córka żałuje, że nie wydałaś "Poezyi" rok temu, gdy miała zadany wiersz "Nic dwa razy" Szymborskiej. Teraz wszedł jej do głowy po drugim odsłuchaniu piosenki.
Cieszy mnie, kiedy młodzi ludzie mówią, że dzięki tej płycie sięgnęli po poezję. To motywuje, żeby nie odpuszczać. Napisałam niedawno melodię do Inwokacji z Pana Tadeusza. Na pewno usłyszę: Zuzia, tylko nie Inwokacja, świętości nie ruszamy! Cóż, najwyżej komuś się nie spodoba. Zobaczymy.
Czego ci życzyć na nowy rok?
Żebym się nie zatrzymywała. Czasem myślę, że nie dam rady, ale... wiem, że dam. Chciałabym też nie zapomnieć, że robienie piosenek to przyjemność, a nie tylko praca.
Cały wywiad dostępny jest w lutowym wydaniu Twojego STYLu.
Do wywiadu z sanah w drukowanej wersji Twojego STYLU wkradł się błąd. We wstępie pojawiła się nazwa wytwórni Universal Music. Sanah wydaje płyty w wytwórni Magic Records i ta powinna zaistnieć w tekście. Artystkę i Wytwórnię Magic Record przepraszamy. Redakcja i autorka.