Od tego filmu zaczęła się słuszna kariera Wojciecha Smarzowskiego. "Wesele" dosłownie wbijało w fotel, powodując śmiech przez łzy. Jeden z najlepszych polskich filmów, "idealny" na czas ślubów, jest dostępny na Netflixie.
Kocham ten film, oglądam go co kilka lat i zawsze robi wrażenie. Wojciech Smarzowski swoim "Weselem" z 2004 roku (kilka lat temu powstała druga część) stworzył jeden z najmocniejszych portretów polskiej prowincji i narodowych przywar, ukrytych pod płaszczykiem rodzinnego święta. To nie tylko groteskowa komedia, ale również dramat społeczny, który z każdą minutą zbliża się do gorzkiej, niemal kafkowskiej farsy.
Akcja rozgrywa się w ciągu jednego dnia – dnia wesela córki lokalnego przedsiębiorcy Wojnara (fantastyczny Marian Dziędziel). Z pozoru to typowa wiejska uroczystość: suto zastawione stoły, orkiestra, alkohol i tańce. Ale pod powierzchnią radości buzują toksyczne relacje, chciwość, pazerność, układy i wzajemne upokarzanie się. Kamera z bezlitosną precyzją obserwuje kolejne warstwy fałszu i desperacji – zarówno wśród gości, jak i głównych bohaterów.
Smarzowski miesza tonacje – humor (często czarny), dramat i niemal dokumentalny realizm. To, co na początku wydaje się jedynie satyrą na wiejskie wesele, szybko okazuje się diagnozą polskiego społeczeństwa: jego kompleksów, zachłanności i pustych rytuałów. Świetnie napisane dialogi i celne obserwacje obnażają hipokryzję, z jaką budujemy rodzinne i społeczne relacje.
Aktorzy – zwłaszcza Marian Dziędziel w roli ojca panny młodej – tworzą role pełne autentyzmu. Jego postać to uosobienie polskiego "kombinatora", który załatwia wszystko, choćby na kredyt i po trupach. U jego boku świetna Iwona Bielska, Andrzej Grabowski, Bartłomiej Topa. Wszyscy błyszczą, wprowadzając postaci balansujące między karykaturą a tragizmem.
"Wesele" z 2004 roku to film odważny, gorzki i zaskakująco aktualny mimo upływu lat. Smarzowski nie moralizuje – raczej przygląda się z chłodnym dystansem i zaprasza widza do samodzielnej refleksji. To kino, które bawi, ale jednocześnie uwiera – jak najlepsza, ironiczna przypowieść o społeczeństwie w lustrze upadłych wartości. Brutalnie szczera wiwisekcja polskiej duszy. I niestety – wciąż trafna.
Na tegorocznym festiwalu filmowym w Gdyni będzie pokazywany najnowszy film Smarzowskiego - "Dom dobry". Nie mogę się doczekać.
"Wesele" (2004) do obejrzenia na Netflixie