Wywiad

Sonia Bohosiewicz o nowym związku po rozwodzie: "To wzajemne oswajanie jest trudne"

Sonia Bohosiewicz o nowym związku po rozwodzie: "To wzajemne oswajanie jest trudne"
Fot. Mat. prasowe

W życiu Soni Bohosiewicz wiele się zmieniło. Po rozwodzie przyszedł czas na nowe otwarcie i nowy związek. 

Sonia Bohosiewicz o rozwodzie

PANI: W pandemii rozstałaś się z mężem po 14 latach małżeństwa.

Sonia Bohosiewicz: To był czas, kiedy wszystkich nas zatrzymało, zweryfikowało, zapytało. Każdemu polecam, żeby miał odwagę zbliżyć się i spojrzeć na to, co naprawdę jest wokół niego. I jeśli okaże się to niesatysfakcjonujące, absolutnie jestem za tym, by nie marnować czasu, życia. Jesteśmy tu raz i trzeba iść po coś lepszego. Nigdy nie pomyślałam o rozwodzie, że to nasza porażka! Wręcz odwrotnie: uważam, że to dowód naszej ogromnej siły. Postanowiliśmy stanąć wobec problemów, które nam przyniosło życie, stanąć wobec siebie, odsupłać się, odsłonić.

Odgruzować życie?

 Tak to wtedy nazwałam, ale teraz mam poczucie, że to nawet nie jest odgruzowanie, tylko ściąganie kolejnych warstw, pancerzy, skafandrów. Te skafandry są najpierw tytanowe, żaroodporne, żelazne, pod nimi jest jakiś płaszczyk, a potem zostaje jeszcze bielizna. To proces, na końcu którego możemy wreszcie „nago” stanąć naprzeciwko siebie i bez osłonek porozmawiać: „Czy jesteś w szczęściu ze mną? Czy rzeczywiście z tym, co się dzieje, jest ci po drodze? Czy mamy te same priorytety? Co nam przeszkadza? Czy umiemy to naprawić? I czy to nadal może funkcjonować?”. A jeżeli nie może, to powiedzmy sobie „dziękuję”.

Rozwód zajmuje drugie miejsce po stracie spośród najbardziej stresujących doświadczeń. Wyparcie, złość, depresja, w końcu akceptacja – przeszłaś przez te wszystkie etapy?

Nie. Wydaje mi się, że te stany dotyczą innego rodzaju rozwodu, który jest spowodowany zranieniem, zdradą, oszustwem, uzależnieniem czy przemocą. U nas tego nie było. Sam proces „odskafandrowania się” jest trudny, ale przynosi niewiarygodną ulgę. Bo gdy już stoimy naprzeciwko siebie jak John i Yoko i rozmawiamy, to zaczynamy rozumieć drugą stronę - co nie działało i dlaczego. I jest to absolutnie wyzwalające. Myślisz wtedy: „O Jezu, to ty tak myślisz? To ciebie zraniło? Ja o tym nie wiedziałam! A mnie zraniło, gdy mi zrobiłeś to. Ale teraz, na koniec dnia, czy chcemy dalej być razem? Czy może to już moment, kiedy trzeba sobie podać rękę, rozejść się i po prostu razem wychować dzieci?”. Gdy do tego doszliśmy, to było superuwalniające. Dużo łatwiejsze niż trwanie w czymś, co jest niezrozumiałe.

Sonia Bohosiewicz o przyjaźni z byłym mężem

Można się przyjaźnić z eks?

Przyjaźnić nie, ale można być w przyjacielskich stosunkach. Myślę, że gdybyśmy się przyjaźnili, to powinniśmy być dalej razem. Obydwoje dobrze sobie życzymy, pracujemy nad tym, żeby ta relacja była ciepła, ale nie zwierzamy się sobie.

 W tym procesie czegoś się o sobie dowiedziałaś?

Tego, jak jestem cierpliwa, jak umiem słuchać, co przy moim temperamencie jest bardzo trudne. I w ogóle ile moja psychika może znieść. Bo rozwód i trzepanie domowych dywanów to jedno, ale COVID spowodował ogólny brak perspektyw. Mój zawód dostał bardzo po dupie, nie wiedziałam, czy w ogóle będę jeszcze aktorką. Mnie się wszystko wtedy usunęło spod nóg. Ale to mnie nie złamało. I na koniec tej bitwy dałabym samej sobie order.

Zrozumiałaś, że w sytuacjach kryzysowych jesteś w stanie przetrwać?

 Nie tylko przetrwać, przez cały czas miałam poczucie, nawiązując do morsowania, że to tylko przygoda. Że za kilka lat będę się z tego śmiała. Ciągle miałam jakby trzecie oko: „A, czyli takie rzeczy się dzieją… OK”.

Sonia Bohosiewicz o nowym partnerze

Na początku roku na pytanie, czy po rozwodzie już randkujesz, odpowiedziałaś: „Nie, ale jestem w momencie startu”. Sporo się zmieniło od tego czasu.

 Tak. Jestem w nowej relacji.

 Pokazałaś nowego partnera na Instagramie, wszyscy się nim zachwycili.

 A wiesz, pamiętam ten moment, gdy Szymon Majewski spytał mnie o randki. Kiedy potem jechałam autem i odsłuchiwałam tę rozmowę, usłyszałam swój chichot i to zaczerwienienie. Zastanawiałam się, dlaczego mnie to tak strasznie speszyło? To chyba było dla mnie wtedy pytanie bardzo intymne. Ale ta reakcja mnie ucieszyła. Bo to rozkoszne i miłe, że mogę nadal przeżywać zawstydzenie.

Nie bałaś się, że trudno będzie ci znaleźć kogoś, z kim będziesz chciała wejść w bliską relację?

Oczywiście, że miałam to gdzieś w tyle głowy. Pamiętam, kiedy podejmowałam decyzję o rozstaniu, pojawiły się te podszepty od koleżanek: „Oj, uważaj, dziewczyna, co ma 47 lat… Bardzo mało się już na rynku mężczyzn ostało”. Wciąż krążą mądrości typu: „Boże, prawie 50 lat, a po co to się rozwodzić? Już zostańcie razem do końca. Dzieci, kredyt…”. No i te wszystkie powiedzenia typu: „Mężczyźni są jak toaleta”.

 Nie znam.

 Naprawdę? „Albo zajęta, albo zafajdana”. (śmiech) Ale ja nie podejmowałam decyzji o rozstaniu w lęku, czy kogoś jeszcze znajdę. Nie bałam się być sama. Oczywiście był we mnie taki niepokorny romantyzm i przekora, że na pewno są fajni ludzie na świecie. I są!

 Znowu miłość od pierwszego wejrzenia?

A co to w ogóle znaczy?

 Tak nazwałaś uczucie, które połączyło cię kiedyś z mężem.

 Byłam na zupełnie innym etapie, miałam 33 lata. Teraz inaczej bym to nazwała niż „miłość od pierwszego wejrzenia”. Oczywiście jest coś takiego, jak pierwsze spotkanie oczu. Naukowcy twierdzą, że te trzy sekundy mówią, czy ludzie są sobą zainteresowani, czy nie. Ale wejście w bliskość, szczerość i prawdziwe opuszczenie gardy wymaga czasu i odwagi.

 Żebyś się otworzyła?

Tak, żebyśmy się razem otworzyli i sobie zaufali. Dopuścili, że to, co mówi druga osoba, jest naprawdę szczere. Że niczego nie kombinuje. To wzajemne oswajanie jest trudne. Bo bliskość to odpowiedzialność za drugą osobę. I dobrze jest mieć tego świadomość.

Cały wywiad można przeczytać w styczniowej PANI.

pa_01_001 OKLADKA ONLINE

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również