Narcyz jest mistrzem suspensu. Umie sprawiać, że żyjesz w napięciu, bo nigdy nie wiesz, czy zostaniesz czule pogłaskana, czy odepchnięta z dezaprobatą. Relacje ze skoncentrowanym na sobie narcyzem, niezależnie czy jest rodzicem, szefem, partnerem, to emocjonalna huśtawka. O tym, jak w takim układzie zadbać o siebie, mówi Julie L. Hall, autorka książki "W cieniu narcyza" i specjalistka od osób z osobowością narcystyczną.
Spis treści
Twój STYL: Podobno nasza cywilizacja sprzyja tworzeniu osobowości narcystycznej. Wszyscy jesteśmy trochę narcyzami?
JULIE HALL: Jesteśmy silniej niż inne pokolenia skoncentrowani na sobie, nieustająco się porównujemy i zastanawiamy, czy jesteśmy dość atrakcyjni, kompetentni, wartościowi. Zadręczamy się wątpliwościami na swój temat. Ale to nie znaczy jeszcze, że jesteśmy narcyzami, czyli osobami dotkniętymi zaburzeniem osobowości. Szacuje się, że do tej kategorii należy sześć procent społeczeństwa. To sporo. Prawie każdy miał do czynienia z narcyzem – w rodzinie, domu, pracy. I się sparzył. Bliskie relacje z takimi ludźmi są parzące i traumatyczne. Cechą narcyza jest zdolność do subtelnej przemocy: bolesnej i raniącej dla ich ofiar, a mało widocznej dla postronnych obserwatorów. Zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z narcyzem ukrytym.
Jak rozpoznać taką osobę?
Narcyz ukryty manipuluje ludźmi za pomocą milczenia, subtelnie okazywanej dezaprobaty, fałszywej skromności, a nie dramatycznych scen, jak robi to narcyz ekshibicjonistyczny. Wspólnym mianownikiem obu jest megalomania, brak umiejętności współodczuwania i ochrona swojego wizerunku za wszelką cenę jako główny motyw działań. Narcyz, który czuje, że jego wizerunek jest zagrożony, zrani, upokorzy, wpędzi w poczucie winy najbliższe mu osoby, nie licząc się z ich uczuciami. I zrobi to w tak szczególny sposób, że jego ofiara, choć poraniona, będzie się zastanawiać, czy to może z nią coś jest nie tak.
Jak to możliwe?
Narcyz potrafi sprawić, że otoczenie widzi w nim osobę nadzwyczajną, oryginalną i błyskotliwą. Jego ofiarami są ci, z którymi ma bliskie relacje. Deprecjonuje ich i atakuje, ściąga w dół dezaprobatą. Ten dysonans rodzi ciągłą wątpliwość: skoro wszyscy wokół uważają go za cudownego człowieka, może to moja wina, że tak źle się przy nim czuję? Znam dobrze ten mechanizm, bo jestem dzieckiem narcyzów, choć latami nie byłam tego świadoma.
Dotąd wydawało mi się, że narcyza łatwo zdemaskować.
Niekoniecznie. Wielu z nich świetnie się kryje. Na pierwszy rzut oka nie pasują do charakterystyki tego zaburzenia. Nikt nie przyznaje otwarcie, że fantazjuje o własnej wielkości, cieszy się z cudzego nieszczęścia lub czerpie satysfakcję z manipulowania ludźmi. Ale zdradzają ich drobiazgi. W praktyce terapeutycznej wysłuchałam tysięcy historii o narcyzach i wyodrębniłam kilka dziwactw, które mogą sugerować, że mamy do czynienia z taką osobą. Narcyzi często mają zaburzony stosunek do jedzenia: obżerają się albo nie dojadają, co wiąże się z ich obawami związanymi z wyglądem, wypieranym wstydem i potrzebą kontroli. Gdy idą z kimś, lubią wyprzedzać tę osobę choćby o pół kroku. To u nich jak odruch. Nie potrafią dawać prezentów tak, by cieszyły i sugerowały obdarowanemu: "jesteś dla mnie ważny". Albo wręczają byle co, albo dają coś absurdalnie kosztownego w byle jaki sposób. Jeśli uda im się przy tym zranić uczucia drugiej osoby, są w siódmym niebie, bo...
...czują się wtedy ważni?
Tak. Narcyz myśli: "Skoro umiem cię dotknąć do żywego, to jakże istotne miejsce muszę zajmować w twoim świecie?!". Większość totalitarnych przywódców, tyranów i dyktatorów to patologiczni narcyzi, którzy stosują ten sam mechanizm, tyle że wobec całych narodów. Uwielbiają wprowadzać ludzi w stan dygotu, niszczyć ich nadzieje, oczekiwania na coś pozytywnego. Wtedy czują, że są centrum wszechświata i tak nadają sobie wartość. Narcystyczny szef wezwie na dywanik pracownika, który ma odebrać nagrodę za osiągnięcia – najchętniej w dniu jej wręczenia. Komunikat: "nie myśl sobie, że coś znaczysz, dla mnie jesteś nic niewart", to jego ulubione narzędzie. Narcyz nie cierpi, gdy ktoś odnosi przy nim sukces, bo czuje zazdrość, uważa, że to go unieważnia, przyćmiewa. Narcyza można też zdemaskować... grając z nim w planszówkę. Ktoś taki nie ma dystansu do siebie, traktuje zabawę śmiertelnie poważnie: grozi innym graczom, szantażuje ich emocjonalnie, żąda dla siebie wyjątków i specjalnych reguł. Jego zachowania są niewspółmierne do sytuacji. Gdy przegra w monopol, obrazi się i oskarży partnera w grze o wrogość, będzie go dręczył posądzeniami o nielojalność. Narcyzi to mistrzowie odwracania kota ogonem – kłamiąc, oskarżają drugą stronę o kłamstwo. Raniąc, epatują bólem z powodu ich rzekomego zranienia. Osoby w ich bliskim otoczeniu żyją w poczuciu udręczenia, bo w każdym narcyzie ukryty jest wytrawny manipulant i oprawca.
Życie z narcyzem nie jest łatwe, ale czy słowo „oprawca” nie jest na wyrost?
Nie. U osób, które miały bliski i długotrwały kontakt z narcyzem, bo był ich rodzicem, szefem, partnerem, często diagnozowany jest tzw. złożony zespół stresu pourazowego. Stres pourazowy, znany pod nazwą PTSD, jest wynikiem jednego druzgocącego wydarzenia – wypadku, zamachu terrorystycznego, wybuchu bomby. Leczą się z niego m.in. żołnierze powracający z frontu. Złożony zespół stresu pourazowego powstaje pod wpływem pozornie drobnych zranień, których do- świadczamy przez długi czas, regularnie. Okazuje się jednak, że wywołuje on w psychice nie mniejsze spustoszenie niż PTSD. Towarzyszy mu często poczucie uwikłania, braku wyjścia z sytuacji, osaczenia. Kobiety żyjące z narcystycznymi partnerami mówią: „Jest tak, jakby ktoś codziennie nakłuwał mnie szpilkami. I nigdy nie wiem, kiedy to nastąpi. Zwykle jestem raniona wtedy, gdy najmniej się tego spodziewam”. Podobne wyznania słyszałam setki razy.
Jak w opowieści o żabie podgotowywanej na wolnym ogniu? Te zranienia są pozornie tak nieznaczące, że... głupio robić o nie sprawę, ale tak częste, że z czasem wpędzają w rozpacz?
Tak. Proszę wyobrazić sobie pracownika, który codziennie idzie do pracy z duszą na ramieniu, bo nie wie, czy szef będzie serdeczny i opowie dowcip, czy wezwie go i oświadczy, że nikt go bardziej nie rozczarował, bo pracownik zrobił błąd w tabelce. Ofiary narcystycznej traumy zwykle nie mają spektakularnych zdarzeń do opowiedzenia. To nie jest tak, że są bite, otwarcie obrażane. Te wbijane każdego dnia igiełki łatwo więc bagatelizować: „Oj, przesadzasz… no i co z tego, że powiedział ci, że jesteś jego wielkim rozczarowaniem?!”. Dlatego ofiary narcyzów cierpią w samotności. Czują wstyd, że przeżywają rozpacz z powodu „drobiazgów”, same siebie obwiniają, że „wyolbrzymiają problem” albo że przyczyną ich cierpień jest ich nadwrażliwość.
Poza tym, że cierpią, żyjąc w toksycznej relacji, tracą jeszcze zaufanie do siebie i swoich sądów. Jak to przekłada się na ich funkcjonowanie?
Krytyk wewnętrzny ofiary narcystycznej przemocy staje się surowy. Takie osoby nie ufają sobie, boją się ośmieszenia, żyją więc w poczuciu bezradności. Mają problem z uniesieniem tego, czego doświadczają, są więc postrzegane jako „rozregulowane” i niestabilne emocjonalnie, a przez to tracą wiarygodność. Stają się wycofane, a jednocześnie nie tolerują u siebie najmniejszego błędu. Życie w napięciu wywołuje też problemy zdrowotne. Julie Tenenberg, psychoterapeutka z San Francisco zajmująca się od lat pomocą dla ofiar narcyzów, twierdzi, że jej pacjenci mają kłopoty ze zdrowiem: choroby autoimmunologiczne, zespół jelita drażliwego, niedoczynność lub nadczynność tarczycy. Cierpią na migreny, bezsenność, fobie, napięciowe bóle kręgosłupa.
W książce pisze pani, że dorastała w domu, gdzie oboje rodzice byli narcyzami. Jak wygląda życie w takiej rodzinie?
Potrzeby rodziców są na pierwszym miejscu, a dzieci są od tego, by je zaspokajać. Z zewnątrz tego nie widać. Narcyzi chcą być postrzegani jako rodzice doskonali, tacy, co to zapewniają dzieciom, co najlepsze w najlepszym gatunku. Wewnątrz rodziny ta narracja jest podtrzymywana w celu wikłania dzieci w poczucie winy. Dzieci są więc uświadamiane, że mają lepiej niż inni, więc powinny się rodzicom odwdzięczać, najlepiej zapominając o własnych potrzebach. W takim układzie rodzic nigdy nie popełnia błędu, za wszystko, co poszło nie tak, odpowiedzialność ponosi dziecko, które staje się kozłem ofiarnym i niewydarzonym niewdzięcznikiem. Taka rodzina pełna jest też tajemnic. Pozory są ważniejsze niż rzeczywistość. Dziecko uczy się, że uczucia trzeba ukrywać. Niestety, istnieje ryzyko, że w przyszłości taki człowiek uwikła się w związek z narcyzem. Ktoś inny odszedłby od narcystycznego partnera, zostawiłby pracę, w której karty rozdaje szef z taką osobowością. Osoba wychowana przez narcyza będzie z tym miała duży problem, bo została już przyzwyczajona do szukania winy w sobie.
Zastanawiam się, czy można z tego zaklętego kręgu wyjść?
Na szczęście tak. Pierwszym krokiem w uporaniu się z tym rodzajem traumy jest uświadomienie sobie, że funkcjonowaliśmy w narcystycznym układzie i pożegnanie się z wyidealizowaną wizją rodziny. Przyznanie przed sobą, że wzrastaliśmy w raniącym środowisku i ma to pewne konsekwencje, bywa uwalniające. Podobnie jak powiedzenie sobie, że pewnych ważnych emocjonalnych wartości nie otrzymaliśmy jako dzieci i nie ponosimy za to winy. Ten proces przypomina czasem żałobę ze wszystkimi jej etapami: od zaprzeczania, gniewu, smutku, lęku po odnalezienie w sobie akceptacji dla tej całej sytuacji i nadziei na przyszłość. Gdy umiesz zobaczyć relację z narcyzem ponad tworzoną przez niego narracją, przestajesz czuć się winny, dajesz sobie prawo do obrony granic, rozpoznania własnych potrzeb. Zdobywasz zdolność, by przestać grać w jego grę. To kluczowy moment. Czasem – szczególnie w relacji z szefem czy partnerem – oznacza to też przyznanie sobie prawa do zakończenia relacji, pójścia w swoją stronę. Bywa, że to najlepsze, co możemy dla siebie zrobić. Nawet jeśli osobą, od której się odcinamy, jest rodzic.
Jest coś, co jeszcze warto wtedy zrobić?
Dobrze jest zadać sobie kilka pytań: jakie uczucia wywołuje we mnie ta historia? Jeśli mimo zmiany sytuacji wciąż czuję smutek, to dlaczego tak się dzieje? Czy widzę już inną, nową opowieść o tamtej relacji, w której mój obraz nie jest negatywny? Nie jestem w niej już „niewdzięcznicą”, „rozczarowaniem”, tylko osobą, która umiała przerwać manipulacyjny układ, przekształcić go albo z niego zrezygnować, zaopiekować się sobą, zaspokoić swoje potrzeby?
Jakie jest ryzyko, że ofiara narcyza sama nabędzie narcystycznych cech?
Od narcystycznego szefa raczej jego cech nie przejmiemy. Jeśli jednak dorastaliśmy w domu narcyzów, musimy mieć świadomość, że przez lata nieświadomie nasiąkaliśmy takim wzorcem. Ale znam wielu ludzi, którzy – gdy tylko dostrzegli w historii własnej rodziny skłonności narcystyczne – świadomi ryzyka, że je przejmą, postanowili dokonać zmiany. Często impulsem i motywacją do zmiany, pracy nad sobą bywa troska o nasze dzieci. Niesamowite jest, że praca nad taką zmianą często działa na zasadzie efektu domina. Widziałam ludzi, którzy pochodzili z narcystycznych rodzin i przez pół życia coś ciągnęło ich do takich znajomych, szefów. A gdy nagle zaczynali tworzyć czułą, pełną troski relację z własnym dzieckiem i odrzucali trudną rodzinną schedę, rewolucja dokonywała się także w ich innych relacjach. Nagle sami umieli powiedzieć narcystycznym osobom „nie”, znajdowali w sobie siłę, by stawiać im granice. To jest możliwe!
Narcyz może się zmienić, kiedy ja zmienię swoją postawę wobec niego?
Każdy może się zmienić. Ale drogą donikąd jest branie odpowiedzialności za czyjąś zmianę. Narcyz może się zmienić tylko wtedy, gdy sam będzie tego chciał. Gdy zrozumie, ile traci, raniąc innych, nie mając dostępu do prawdziwej bliskości. Jeśli zapragnie wyjść z klatki, którą stworzył dla siebie i innych, jest szansa, że tego dokona. Ale nikt nie zrobi tego za niego.