Historie osobiste

"Po czterdziestce nadal myślę, że mąż nigdy by mnie nie zdradził. W oczach przyjaciółek jestem naiwna"

"Po czterdziestce nadal myślę, że mąż nigdy by mnie nie zdradził. W oczach przyjaciółek jestem naiwna"
Fot. 123RF

Przyjaciółka próbuje przekonać mnie, że bezgraniczne zaufanie w związku to naiwność. Rozumiem, że ma za sobą złe doświadczenia, ale myślę inaczej. 

"Nikomu nie można ufać?"

– Naprawdę nie rozumiem, jak można do takiego stopnia komuś ufać. Zwłaszcza mężowi. – W szeroko rozwartych oczach mojej przyjaciółki malowało się niekłamane zdumienie. – Przecież on może być teraz wszędzie i robić dokładnie wszystko.

– Ale powiedział, że będzie w Warszawie, w sprawach służbowych, i nie mam powodu, by mu nie wierzyć – odparłam spokojnie.

Nie pierwszy raz próbowała wzbudzić we mnie podejrzliwość.

– A jakie to sprawy służbowe? Konferencja, szkolenie? Wiesz czy nie? – drążyła Róża.

Przecząco pokręciłam głową.

– Nigdy nie przyszło ci do głowy, że Szymon nie opowiada o szczegółach swoich wyjazdów, bo wtedy łatwo mogłabyś go sprawdzić, a wtedy… – Znacząco zawiesiła głos.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, co sugeruje, ale zupełnie się tym nie przejęłam. Byłam pewna wierności Szymona.

– Nie opowiada mi o szczegółach, bo są śmiertelnie nudne, przynajmniej dla mnie – wyjaśniłam. – Dawniej próbował, ale dał sobie spokój. Zresztą nie musi. Wie, że nigdy w życiu bym go nie sprawdzała. Nie jestem taka.

– Czyli: jaka?

– Podejrzliwa i kontrolująca. Przecież wzajemne zaufanie to fundament związku. Nie wyobrażam sobie być z kimś, komu nie ufam! A gdyby było na odwrót? Gdyby to Szymon mi nie wierzył i ciągle sprawdzał? Przecież to trąci szpiegowaniem i paranoją. Uznałabym, że zwyczajnie mnie nie szanuje. Jesteśmy ze sobą z wyboru, nie z przymusu. Jeżeli któreś kiedyś zakocha się w innej osobie, to odejdzie, trudno, ale z pewnością nie będzie kłamać i oszukiwać. Po prostu każde z nas posiada coś takiego jak honor.

Widziałam, że nie przekonałam Róży. Wydęła usta, patrząc na mnie z pobłażaniem.

– Ależ ty jesteś naiwna… – westchnęła. – Świat nie jest czaro-biały, życie to dużo bardziej skomplikowana gra, niż ci się wydaje. Ja też kiedyś dałabym sobie uciąć rękę za Karola. No i nie miałabym ręki…

– Nie każdy mężczyzna jest taki jak twój były mąż – sprzeciwiłam się. – Rozumiem, że masz złe doświadczenia, ale może już pora zwaloryzować te pesymistyczne poglądy? I tobie w końcu udało się trafić lepiej. Damian jest w porządku.

– Jest – przyznała. – Ale może właśnie dlatego, że nie ufam mu w stu procentach i on o tym dobrze wie. To moja mądra kontrola trzyma go w ryzach.

Skrzywiłam się, bo zabrzmiała, jakby się chwaliła. Nie lubiłam, kiedy Róża mówiła w taki lekceważący sposób o mężczyznach. Zupełnie jakby nie byli dorosłymi, myślącymi i odpowiedzialnymi za siebie ludźmi, tylko dzieciakami, którymi można i należy manipulować. Dla ich dobra oczywiście.

– Wiem, co chcesz powiedzieć. – Przyjaciółka posłała mi łobuzerski uśmiech. – Kiedyś myślałam identycznie. I rzeczywistość boleśnie zweryfikowała mój idealizm. Pełne zaufanie ze strony kobiety daje mężczyźnie poczucie bezkarności. Mało który, prędzej czy później, nie wykorzysta tej swobody. Okazja czyni złodzieja, moja droga. Jeżeli facet wie, że może cię zdradzić i prawdopodobnie nigdy się o tym nie dowiesz, czuje pokusę, by to zrobić. Taka już męska natura…

 

 

"Czy miłość bez zazdrości w ogóle istnieje?"

– Nieprawda. Oszukiwanie wcale nie leży w naturze każdego człowieka. I nie każdy facet jest z natury poligamiczny. – Tym razem to ja wiedziałam, co moja przyjaciółka chce powiedzieć, i od razu zakwestionowałam jej argument.

– Może nie każdy, ale większość – upierała się. – Nie masz pewności, kto ci się trafi, więc lepiej ich trochę pilnować. Na wszelki wypadek. Nie mam na myśli ciągłego kontrolowania, zaborczości i scen zazdrości, wiadomo. Tego żaden normalny facet długo nie zniesie. Trzeba znaleźć złoty środek. I uważam, że mężczyźni tak naprawdę wcale nie chcą całkowitej swobody i pełnego zaufania. Bo czy miłość bez zazdrości w ogóle istnieje? Moim zdaniem całkowity brak zazdrości oznacza tak naprawdę brak zaangażowania.

– Nie no, teraz mówisz jak nastolatka – zirytowałam się. – Chyba odmładzasz się na siłę, bo tylko bardzo młode kobiety utożsamiają zazdrość z miłością. W rzeczywistości jest na odwrót: miłość to zaufanie. Jeżeli nie ufam mężowi w kwestii wierności, jak mam mu ufać w innych sprawach? Jeżeli on nie potrafi się oprzeć pokusie seksualnej, to znaczy, że jest słabym człowiekiem i zawiedzie mnie w każdej trudnej sytuacji. W chorobie, w kryzysie, wtedy, kiedy najbardziej będę go potrzebować.

Róża zamachała dłońmi.

– Chwila, moment, poczekaj, wszystko przekręcasz. Ludzie nie są tacy jednowymiarowi, jak ich przedstawiasz. Bywają szlachetni i dobrzy w jednych sprawach, a podli i tchórzliwi w innych. Rozumiesz? Twój mąż może się dla ciebie poświęcić, być na każde zawołanie, kiedy zachorujesz na raka, ale może też przespać się z inną kobietą, kiedy nadarzy się okazja.

– Mój nie. Nie zaryzykowałby naszego związku dla chwili przyjemności. Wykluczone – podkreśliłam stanowczo.

– Chyba ci zazdroszczę tej naiwnej pewności…

Róża się zamyśliła. Nawijała na palec kosmyk lśniących włosów i patrzyła w przestrzeń niewidzącym wzrokiem. Mogłabym się założyć, że wspomina czasy, kiedy jej pierwszy mąż zawiódł jej zaufanie. To przez niego już nie potrafi całkowicie zawierzyć żadnemu mężczyźnie. Choć gdyby zobaczył nas teraz ktoś nieznajomy, uznałby, że z nas dwóch to Róża jest tą, która nigdy nie musiała być zazdrosna o inne kobiety. Moja przyjaciółka jest naprawdę piękna, ma niezwykłą, egzotyczną urodę arabskiej księżniczki: śniada cera, kruczoczarne włosy, duże oczy w kształcie migdałów i zmysłowe usta. Ja wyglądam przy niej niepozornie. Owszem, ładna, zgrabna, ale niczym się nie wyróżniam. A jednak to ja zawsze miałam szczęście w miłości, nie ona. Czy to kwestia przypadku, czy również tego, że moje podejście do związków jest mądrzejsze?

 

 

"Dla mnie zdrada oznacza definitywny koniec"

Nagle bardzo zapragnęłam przekonać Różę, że pilnowanie mężczyzny nie chroni przed zdradą. Bo bardzo chciałam, żeby wreszcie przestała się martwić tym, na co tak naprawdę nie mamy wpływu.

– To nie jest naiwność. Raczej stawianie wyraźnych granic od samego początku związku. Tak, podejrzewam, że Szymon miał okazje, by mnie zdradzić i że nawet parę razy miał na to ochotę… Ale zarazem jestem pewna, że nigdy tego nie zrobił. Bo dla mnie zdrada oznacza definitywny koniec małżeństwa, związku. Nie daję drugiej szansy. Nie potrafiłabym wybaczyć niewierności. Niewierność równa się nielojalności, stawianiu własnej przyjemności ponad uczuciami ukochanej osoby. Dla mnie zdrada przekreśla wszystko, na zawsze, nieodwołalnie. I uprzedzałam o tym każdego mojego partnera. Oznajmiałam to tylko jeden raz, nie musiałam się powtarzać. Wiedzieli, że mówię poważnie, takie rzeczy się czuje. Więc: zero dopytywania, sprawdzania, żadnych kontrolnych telefonów. Ale jeśli wyda się skok w bok, wtedy: żegnaj. Taka jest cena zdrady.

– Nie wiem, może i masz rację… – zgodziła się Róża, ale po jej oczach widziałam, że kłamie.

Miała już dosyć tego tematu i chciała go zakończyć. Zrozumiałam, że żadna z nas nie przekona drugiej do swoich racji. Mimo wszystko sądzę, że nasza rozmowa nie była zmarnowanym czasem i każda z nas wyniosła z niej coś cennego. Okaże się. Może ani moja niezachwiana pewność, ani jej podejrzliwość nie są idealnym podejściem do wierności w związku?

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również