Samotność w związku to uczucie znane także mężczyznom. Część z nich popycha ono w zakazanym kierunku.
Kiedy zaczęło się psuć? Czy na takie pytanie można odpowiedzieć jednoznacznie? Znaleźć ten konkretny moment? Czy było to zaraz na samym początku, kiedy powiedzieliśmy sobie "tak" w Urzędzie Stanu Cywilnego? Bo w ogóle nie powinniśmy tego robić? Czy gdy urodził się nasz syn? Wcześniej, później? A może nie było żadnego momentu granicznego, tylko powolny proces rozkładu, niezauważalny do chwili, gdy było już za późno.
Więc może pytanie powinno być inne. Kiedy zauważyłem, że coś się psuje? Na to pytanie potrafię odpowiedzieć bardziej konkretnie. Nasz syn miał wtedy dwa lata, a my staraliśmy się o kolejne dziecko. Staraliśmy się w tych rzadkich momentach, kiedy oboje mieliśmy czas i ochotę, czyli rzadko, sporadycznie. Ale ty już wtedy byłaś matką w o wiele większym stopniu niż żoną. Niż kochanką...
Czy byłem zazdrosny? Oczywiście, że tak. Chyba każdy facet jest zazdrosny, gdy w życiu jego kobiety pojawia się ktoś inny, o wiele ważniejszy, choćby nie wiadomo jak wyczekiwany. A więc tak, byłem zazdrosny, i widziałem, że się od siebie oddalamy, choć udawałem, że nic nie widzę. Wmawiałem sobie, że to tylko taki etap, przez który musimy przebrnąć, a potem będzie okej.
Fakt, iż nie potrafiłem odnaleźć się w ojcostwie, też nie pomagał. Twierdziłaś, że muszę być cierpliwy, że to – czyli co? instynkt ojcowski? miłość? – na pewno przyjdzie. Jakoś nie przychodziło. Co mnie dopadło? Depresja poporodowa? Faceci też na nią cierpią? Nie wiem... Ale nie wierzyłem, gdy mówiłaś, że wciąż jestem dla ciebie tak samo ważny jak kiedyś, tak samo ważny jak on, twój syn. Bardziej twój niż mój.
Nie czułem się z tym wszystkim dobrze. Właściwie czułem się coraz gorzej. Za każdym razem, gdy o tym wspominałem, zbywałaś mnie milczeniem albo jakimś banałem. Spokojnie. Będzie dobrze. Więc przestałem mówić. A ty uznałaś, że jest okej, kryzys minął, o ile w ogóle przyjęłaś do wiadomości istnienie jakiegoś kryzysu. Nie słuchałaś mnie.
Jeśli ktoś ci mówi, że źle się czuje, a ty go nie słuchasz, przestaje ci ufać, przestaje ci się zwierzać. Bo po co?
Wszystko powoli i nieuchronnie prowadziło do tego, co musiało się stać. Pojawiła się inna kobieta.
Poznaliśmy się u wspólnych znajomych. Spontaniczne, przypadkowe spotkanie, bez specjalnej okazji. Ot, wpadłem do kumpla, a tam już było kilka innych osób. Wśród nich ona. Stała pochylona nad stołem, rude włosy opadały kaskadą z jednej strony głowy. Roztaczała wokół siebie intensywny zapach perfum. Przedstawiono nas sobie. Niewiele pamiętam z początków naszej znajomości.
Jakby ktoś nakrył mnie kloszem i oddzielił od świata. Słyszałem głównie szum. Szum tętniącej krwi w uszach. – Cześć – z uśmiechem podała mi rękę, a w jej policzkach pojawiły się dołeczki. Daria. Tak miała na imię. Wpadłem całkowicie. W sumie dobrze, że nie chciałaś iść wtedy ze mną... Dużo rozmawialiśmy z Darią tamtego wieczoru. Tyle że nie bardzo pamiętam o czym. Do domu wracałem, czując się jak nastolatek po pierwszej randce.
Po raz drugi zobaczyliśmy się na urodzinach Mariusza. Podeszła do mnie cała rozpromieniona, objęła i powiedziała: – Miło cię widzieć. – Po czym pocałowała mnie w policzek. Jeden niewinny całus, trzy słowa, a ja z tego ułożyłem całą historię. W ogóle nie zwróciłaś na nas uwagi, składałaś życzenia solenizantowi. Potem ludzie się wymieszali, jak to na imprezach, i nagle siedziałaś obok niej.
Rozmawiałyście. Chyba się polubiłyście. Moja żona i kobieta, którą byłem totalnie zauroczony. Pamiętasz, co mi powiedziałaś, gdy wróciliśmy do domu? – Pociągasz ją. Intelektualnie i fizycznie. A ona ciebie. Zauważyłaś! No pewnie, zawsze zauważacie takie rzeczy. Nie było w tych słowach zazdrości ani urazy. Zwyczajne stwierdzenie faktu. Gdybyś na inne rzeczy też zwracała taką uwagę... Potem dodałaś: – W innych okolicznościach mogłoby między wami coś być.
To zabrzmiało jak gorzki żart. W innych okolicznościach? Czyli gdybym nie był żonaty? Gdybyśmy nie mieli dziecka i nie starali się o kolejne? Tylko czy to mnie powstrzymało? Nie powstrzymało. Brnąłem w to coraz dalej. Czymkolwiek owo "to" było. Szukałem okazji, żeby spotkać się z Darią, a było ich sporo. W szczególności jeden epizod zapadł mi w pamięć.
Jej znajomi mieli zespół rockowy. Grali naprawdę dobrze, zapraszano ich na festiwale, wydali płytę. No i dawali koncerty. Wybraliśmy się na jeden całą paczką. Ty nie byłaś zainteresowana.
Po imprezie rozwiozłem towarzystwo po domach. Darię jako ostatnią. Podjechałem pod jej dom, ona się pochyliła, pocałowała mnie w policzek, powiedziała "dziękuję" i sięgnęła do klamki. Widziałem, jak moja ręka chwyta ją za ramię. Widziałem, jak przyciągam ją do siebie, zaskoczoną, jak całujemy się namiętnie, potem ona wysiada... Tylko że nic takiego się nie stało, ten scenariusz rozegrał się wyłącznie w mojej głowie. W realu nie potrafiłem go zrealizować.
Po części dlatego, że to nie w moim stylu, a po części dlatego, że przy bramie stał jej brat. Tak, chciałem z nią być. Chciałem się nią całować i kochać. Nie myślałem wówczas, że to byłaby zdrada. Po prostu chciałem z nią być. Bardzo chciałem, ale tego nie zrobiłem.
Jeśli pytasz, czy tej nocy coś między nami zaszło, odpowiadam, że nie. Nie zdradziłem cię, przynajmniej nie fizycznie.
Zamiast tego pojechałem do Mariusza. – Hej, żyjesz jeszcze? – zapytałem w progu. Zaśmiał się i zaprosił mnie do środka. Tej nocy zwierzyłem mu się z uczuć, do których bałem się przyznać przed samym sobą.
– Słuchaj, zakochałem się.
– No co ty?
– Ta... W Darii.
– He, he, no tak, ona tak działa na facetów. Przerabiałem to.
– Ty?
– Tak. Ale dała mi kosza. Tobie pewnie też da, przecież masz żonę.
Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że jestem zakochany w innej. Czy można kochać dwie kobiety naraz? Wydawało mi się, że tak...
Darii powiedziałem kilka dni później. Rozmawialiśmy przez chwilę, potem nagle wypaliłem:
– Kocham cię. No proszę, powiedziałem to. Serce waliło mi jak młotem i spodziewałem się wszystkiego, tylko nie tego, co nastąpiło. Daria uśmiechnęła się, w jej policzkach pojawiły się dołeczki.
– Nie sądzę – odparła. – Wcale mnie nie kochasz.
– Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia – upierałem się.
– Nieprawda. Zakochałeś się w wyobrażeniu o mnie. Nie znamy się na tyle, żebyś mógł naprawdę mnie kochać. Poza tym doskonale wiesz, że nic z tego nie będzie. Nie ma prawa być. Wiesz, tak? – upewniła się.
– Wiem. Ale musiałem ci powiedzieć.
Jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy, ale w zasadzie na tym się skończyło. Choć nie całkiem. Tydzień później Daria wyjechała do Holandii do pracy, ale to już wiesz. Nie wiesz natomiast, że przez długi czas nie mogłem się pozbierać. Ukrywałem to przed tobą, choć po prawdzie nie bardzo musiałem się wysilać.
Od kiedy zostałaś matką, i tak zlewam się z tłem. Nie słuchasz mnie, nie patrzysz na mnie, po prostu jestem. To ci wystarcza. Mnie już nie.
Nie, od tamtego czasu nie widziałem się z Darią. Przez jakiś czas wymienialiśmy maile, ale i to się skończyło. Dalej byś żyła w błogiej nieświadomości, gdybym ci nie powiedział. Czasem po prostu ciężar jest zbyt wielki, by go nieść samemu. Nie mam już siły udawać, że jest okej. Bo nie jest. Nie będę dalej milczał, żebyś ty mogła wygodnie wierzyć, iż nasze małżeństwo nie boryka się z żadnymi problemami. Nie chcę tak dalej... Już wiesz wszystko. Mam się spakować i odjeść?
Czekam na twoją decyzję. Sam nie wiem, czego bardziej się boję: tego, że pozwolisz mi odejść, czy tego, że każesz mi zostać.
– Chcę to ratować – mówisz.
– Co ratować?
– Naszą rodzinę. Nasze małżeństwo. Jeszcze nie wszystko stracone. Gdybyś nic do mnie czuł, już by cię tu nie było.
– Zakochałem się w innej kobiecie!
– To tylko zauroczenie. Musi być. Może chciałeś na chwilę uciec od rzeczywistości, ale wciąż tu jesteś. Dlatego wierzę, że mamy szansę. Skorzystajmy z niej. Ty znowu zaczniesz mówić, ja zacznę słuchać. Przepraszam, że wcześniej nie słuchałam, nie widziałam. Skupię się na tobie, wyłuskam z tła, obiecuję. Przecież... cię kocham. Gdybym cię nie kochała, czy miałaby wyrzuty sumienia, że to wszystko moja wina? Czy czułabym paniczny strach, że odejdziesz, że cię stracę? A czuję, Grzesiek, czuję... Proszę, spróbujmy.
Waham się, patrząc w twoje pełne nadziei oczy.