Lęk przed lataniem samolotem potrafi popsuć niejedne wakacje i utrudnić wykonywanie pracy. Tłumaczymy, czym jest awiofobia i jak pokonać strach przed lataniem.
Spis treści
Paweł Małaszyński mówi, że nawet nie wie, jak wyglądają samoloty, którymi lata: „Wchodzę po omacku, siadam i nie interesuje mnie nic poza tym, żeby koła jak najszybciej dotknęły ziemi”. David Bowie mawiał, że w samolocie przeżywa się własną śmierć. „Podczas startu zamykał oczy i zaciskał dłonie na oparciu fotela. Wciąż mam w pamięci zbielałe kostki jego rąk”, opowiada jego syn, Duncan Jones.
Taki lęk przed lataniem zna mniej więcej co trzecia i co trzeci z nas. Awiofobia nie ma ani płci, ani wieku, ani narodowości. Jest jednym z bardziej powszechnych lęków, bo stosunkowo nowym – latamy dopiero od nieco ponad stu lat. – Dla naszych organizmów to zbyt krótko, by traktować lot w przestworzach jako sytuację naturalną – tłumaczy psychoterapeutka Jagoda Zajączkowska i przypomina, że kiedyś baliśmy się podróży koleją żelazną i zamykaliśmy oczy w samochodzie, gdy pędził z „zawrotną” prędkością 40 km/h.
Zajączkowska wraz z ekipą LOT-u prowadzi kursy (pokochajlatanie. pl), na których uczy, jak radzić sobie ze strachem w chmurach. Nazywa go instynktownym, bo to instynkt podpowiada nam, że przebywanie w metalowej rurze, prującej powietrze z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę na wysokości 10 km nad ziemią, jest groźne. Wtedy pojawia się lęk – jako reakcja organizmu, która ma nas chronić przed zagrożeniem. Czasem tak silny, że skłania do unikania sytuacji, którą uważamy za niebezpieczną. Królowa soulu Aretha Franklin bała się tak, że odrzuciła zaproszenie na audiencję u królowej Elżbiety. W tournée ruszała albo busem, albo wcale. To fani z Europy, chcąc ją zobaczyć na żywo, musieli lecieć do niej przez ocean.
Gdyby lot był naprawdę niebezpieczny, moglibyśmy uznać ten lęk za racjonalny. Ale nie jest. Praktyka pokazuje, że latanie samolotem to jeden z najbezpieczniejszych środków transportu – mówi Jagoda Zajączkowska.
Dla porównania: w wypadkach samochodowych ginie rocznie 1,3 mln ludzi, w lotniczych – mniej niż 600 osób. Aby prawdopodobieństwo śmierci w samolocie było naprawdę duże, trzeba by latać codziennie około 4 mln lat – obliczył statystyk prof. Arnold I. Barnett z Massachusetts Institute of Technology. I nawet gdyby doszło do katastrofy, szansę przeżycia ma 96 proc. pasażerów samolotu. Instynkt nas zatem oszukuje.
Warsztaty walki z awiofobią odbywają się w ośrodku szkoleniowym w pobliżu warszawskiego lotniska na Okęciu. Rozpoczynają się od zajęć z psychologiem, ale ich dużą część stanowią spotkania z pilotem, stewardesą i mechanikiem LOT-u oraz kontrolerem lotów Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. – Ludzie zadają mnóstwo pytań: Czy samolot może rozpaść się w górze? A co, gdyby zepsuł się silnik? Czy może zabraknąć paliwa? Chcą wiedzieć, jak to jest, że ta kupa metalu w ogóle podnosi się w powietrze – opowiada kapitan Igor Augustyniak, pilot z ponaddwudziestoletnim doświadczeniem, który prowadzi warsztaty. Mówi, że niewiedza napędza strach: – Ludzie siedzą w metalowej puszce, wokół nich dużo się dzieje, a oni nie wiedzą co. Słyszą dziwne dźwięki, stewardesa mówi im, jak zachować się w sytuacji zagrożenia, przypominają im się katastrofy, które widzieli w mediach. Tak nakręcają się obawy.
– Dlatego prowadzimy naszych podopiecznych do hangaru – mówi Jagoda Zajączkowska. – Mogą obejrzeć samolot z bliska, spytać mechanika o szczegóły konstrukcji, dowiedzieć się, że usterka nie oznacza katastrofy, bo najważniejsze układy są zdublowane – dodaje. Nawet jeśli dojdzie do awarii silnika, samolot może dokończyć lot, bo jest wyposażony w drugi. Po rozmowie z kontrolerem lotów dostrzegamy też, że kiedy jesteśmy w samolocie, troszczy się o nas cały sztab ludzi. Zaczynamy rozumieć, że to, co odbieramy jako niepokojące – np. opóźnienia w starcie albo to, że krążymy nad lotniskiem w oczekiwaniu na lądowanie – wbrew obawom służy naszemu bezpieczeństwu.
Najbardziej boimy się turbulencji. Od nich zaczęła się awiofobia Davida Bowiego: leciał w burzową noc, samolotem zaczęło rzucać, otworzyły się schowki, przedmioty zaczęły wypadać na ziemię. Myślał, że to jego ostatnie minuty. A jednak, jak mówi kapitan Igor Augustyniak, turbulencje są zupełnie zwyczajnym zjawiskiem: – Można to porównać do drogi o nierównej nawierzchni. Kiedy jadę samochodem po kostce brukowej, jest mniej komfortowo i trzęsie, ale to nie dramat, trzeba tylko jechać nieco ostrożniej. Powietrze nie jest idealnie gładką przestrzenią. Kipi, formują się w nim chmury. Czujemy drżenie samolotu – nieprzyjemne, ale to nic groźnego.
Źródłem lęku może być sama reakcja naszego organizmu na turbulencje, a czasem po prostu na lot. Ze zmianą wysokości wiąże się zmiana ciśnienia. Uszy się zatykają, poziom adrenaliny jest wyższy niż zwykle. Jagoda Zajączkowska: – Już pierwszy sygnał lęku mobilizuje organizm do działania. I gdybyśmy rzeczywiście byli zagrożeni, moglibyśmy uciekać lub podjąć walkę. Ale tu zagrożenia nie ma. A jednak serce nam wali, oddech staje się coraz szybszy, zaczyna nam się kręcić w głowie, czujemy drżenie mięśni, mamy mdłości i mroczki przed oczami. Nie myślimy wtedy: „Przestraszyłam się i mój organizm tak zareagował”. Myślimy: „Dzieje się ze mną coś złego, zaraz coś się wydarzy. Zemdleję, zwariuję, dostanę zawału!”.
Dlatego jeden z modułów kursu prowadzi lekarz medycyny lotniczej: objaśnia reakcje organizmu, mówi, co się dzieje w naszych ciałach w powietrzu. Wyjaśnia, że fatalne samopoczucie w momencie lęku wynika także z hiperwentylacji (spowodowanej przyspieszonym oddychaniem). Wystarczy zawołać stewardesę, ona jest przygotowana, by pomagać nam w takich chwilach. Okazuje się, że – tak jak na filmach – najlepiej pomaga oddychanie w torebkę.
W awiofobii stosuje się terapię poznawczo-behawioralną, która opiera się na przekonaniu, że nasze myśli, emocje i zachowania są ze sobą mocno związane. Jeśli zadziałamy na myśli, zmienią się również emocje i zachowania. Dlatego psychoterapeuta najpierw szuka z nami nieprawdziwych przekonań. – Jednym z nich jest przeświadczenie, że możemy umrzeć ze strachu. Medycyna nie zna takich przypadków. Lęk nie zabija, a po ataku paniki grozi nam… zmęczenie. Chyba że cierpimy na poważne schorzenia, przy których nawet zwykły wysiłek jest zagrażający, ale wtedy raczej nie rozważamy podróży samolotem. Za to w czasie lęku rzeczywiście wzrasta nam ciśnienie (choć nie bardziej niż wtedy, gdy na przykład ćwiczymy w siłowni), dlatego nie jest dobrym pomysłem sięganie wtedy po alkohol. Podniesie ciśnienie jeszcze bardziej, a czasem może podsycać emocje – wyjaśnia psychoterapeutka. Kiedy czujemy niepokojące objawy, lepiej zastosować techniki, które pozwolą nam się odprężyć, np. trening progresywnej relaksacji mięśni Jacobsona (napinanie i rozluźnianie kolejnych mięśni, zaczynając od stóp w górę, plus spokojne oddychanie). Albo metodę, którą często stosujemy intuicyjnie – odwracanie uwagi. Jagoda Zajączkowska podpowiada, by liczyć od 100 do 1, rozwiązywać krzyżówki albo rozmawiać z sąsiadem o czymś pasjonującym lub kontrowersyjnym, na przykład o polityce. Kontremocje, m.in. ekscytacja, przyjemność, ale też złość, pozwolą zapomnieć o strachu. Niektórym pomaga słuchanie muzyki lub specjalnie dobranego audiobooka przez słuchawki (to wygłusza niepokojące dźwięki).
W drugim dniu warsztatów czeka nas lot. To rejs krajowy, najczęściej z Warszawy do Katowic lub Lublina i z powrotem. Liniami LOT, z innymi pasażerami na pokładzie – ale pod opieką psychoterapeutki. To kluczowy fragment terapii awiofobii, bo przecież chodzi w niej o zmianę zachowania. Prawie na każdym kursie jest jedna, niekiedy dwie osoby, które nie decydują się polecieć. Nieraz sukcesem jest już to, że w ogóle weszły na pokład. A czasem zwlekają z decyzją do ostatniej chwili, niepewne, czy zdobędą się na odwagę, by zaufać załodze. Kwestia zaufania jest bardzo ważna. – Tak to jest: ludzie wsiadają do samolotu i tracą kontrolę. Oddają się w ręce innych, których nawet nie widzą – mówi kapitan Igor Augustyniak.
– Podczas warsztatów dostaję pytania o wiek pilotów, ich kwalifikacje, doświadczenie. Rzeczywiście załoga jest często młoda, ale żeby zostać kapitanem, oprócz wyszkolenia trzeba wykazać się umiejętnością rozwiązywania problemów, radzenia sobie w trudnych sytuacjach. To jest wielokrotnie weryfikowane. Pojawiają się też pytania, czy piloci są badani na zawartość alkoholu. Uspokajam – firma prowadzi stałe testy wyrywkowe: pilot nigdy nie wie, kiedy zostanie zbadany.
– Kiedy poznaję kursantów, są już grupą. Mają za sobą spotkanie z psychologiem, znają się, są po imieniu, wspierają się. Widzą, że nie są sami ze swoim lękiem, konfrontują się ze sobą, czasem śmieją z niektórych wcześniejszych obaw. Najfajniej, jeśli w programowy lot możemy udać się razem – mówi kapitan Augustyniak. – Plusem jest także to, że loty są dwa (na przykład do Lublina i z powrotem). Nie można sobie powiedzieć: „Ech, raz mi się udało, ale co dalej?”. Dwa loty za sobą to jest coś! Są łzy, radość, duma po powrocie – opowiada Jagoda Zajączkowska. Dobra awioterapia powinna zawierać lot.
W każdej fobii praca polega na kontrolowanym oswajaniu, „wchodzeniu” w trudną sytuację, której chcemy unikać. Jeśli ktoś ma fobię społeczną, ćwiczy wychodzenie na ulicę i pytanie ludzi o drogę. Widzi potem, że spytał i nic się nie stało, nie wyśmiano go, nie było tak źle. Tu jest tak samo. W końcu trzeba kupić bilet, wsiąść do samolotu i polecieć. Raz, drugi, trzeci. Tylko tak można przełamać strach – dodaje psychoterapeutka.
Lot do Waszyngtonu, z którego zrezygnowała kiedyś Kinga Rusin, zakończył się katastrofą. Zginęło wiele osób. Przez wiele lat dziennikarka unikała samolotów. Ostatnio praca wymagała od niej przelotu do Afryki. Mówi, że wciąż boi się latać, ale to było warte ryzyka. Bo lęk nigdy nie znika całkowicie. Chodzi o to, aby umieć z nim żyć.