Życiowych burz nie zapowiadają w prognozie pogody na jutro. Katastrofa wkracza w twoje życie i demoluje je jak tornado, a ty nie masz na to żadnego wpływu, nie możesz się zawczasu przygotować. Tak się dzieje i już. Jej zadaniem jest niszczyć, a twoim wstać, otrzepać się i… iść dalej.
Myśl o rozwodzie nawiedziła mnie podczas Świąt Bożego Narodzenia, kiedy Czarek kolejny raz musiał zostać dłużej w pracy. Wigilię spędziłam w towarzystwie milczącego teścia i dwóch łakomych kotów. Znowu poczułam gorzkie rozczarowanie, tak typowe dla naszego związku. Z tą różnicą, że dłużej nie zamierzałam tego znosić. Nie dam rady tak dalej żyć. Nie chcę.
Czarek i jego praca. Jego pasja, jego misja. Odpowiadał za bezpieczeństwo teleinformatyczne w jednym z największych banków i rozumiałam powagę tego stanowiska – nie byłam rozpieszczoną, skupioną wyłącznie na sobie żonką – ale na litość boską, czy naprawdę każde święta musieliśmy spędzać osobno? Czasami miałam wrażenie, że mój mąż ucieka do tej pracy, ucieka od życia ze mną, od życie w ogóle, byle tylko zamknąć się w ciemnościach w towarzystwie buczącego komputera – jego pierwszej miłości.
Nie czułam się numerem jeden, choć on dla mnie był zawsze na pierwszym miejscu. Po tych świętach pierwszy raz pomyślałam o rozstaniu. Uzmysłowiłam sobie, że jako rozwódka będę wolna od rozczarowań i niespełnionych obietnic. Będzie mi łatwiej. O mojej decyzji chciałam poinformować Czarka po Wielkanocy. Założyłam, że jak zwykle spędzę ją bez niego. Wszystko zaplanowałam, łącznie z przebiegiem rozmowy i tym, jak się ubiorę.
Dwa dni przed Wielkim Piątkiem wyczułam w trakcie kąpieli guzek w lewej piersi. W moim wieku takich objawów się nie bagatelizuje, więc z miejsca zapisałam się do lekarza. Nie panikowałam. Guzek nie musi od razu oznaczać najgorszego. To mogła być nieszkodliwa torbiel.
Patrzyłam z niedowierzeniem na świstek papieru i skierowanie na biopsję. Na cito. Nie, to nie może być prawda. Przecież w mojej rodzinie nie było złośliwych nowotworów! Więc czemu ja…? Byłam tak oszołomiona, że odruchowo sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Czarka.
– Halo? – odebrał już po dwóch sygnałach. Zazwyczaj musiałam długo czekać, zanim znalazł telefon w stercie kabli i pendrive’ów.
Chciałam się odezwać, wyjaśnić, że nie mogę wstać, bo jestem w szoku, ale moje usta, struny głosowe nie reagowały na polecenia umysłu. Milczałam.
– Coś się stało? Iga?
– Przyjedź po mnie do naszej przychodni – wykrztusiłam wreszcie.
– Jesteś u lekarza? Źle się czujesz?
Bałam się, że wpadnę w histerię, jeśli tylko mu powiem, co się dzieje, więc po prostu się rozłączyłam. Siedziałam na korytarzu, wpatrzona w ścianę naprzeciwko. Zastanawiałam się, ile czasu mi zostało? Zacisnęłam spoconą rękę w pięść. To niesprawiedliwe! Miałam jeszcze tyle planów.
Czarek przyjechał po niecałej godzinie. Krążył po korytarzu, rozglądając się nieporadnie, a kiedy mnie dostrzegł, podbiegł i przykucnął u moich kolan.
– Co się dzieje? Zawału dostanę przez ciebie.
Popatrzyłam na niego. Na duże piwne oczy, ukryte pod siwiejącymi brwiami. To mi dodało otuchy. Zakotwiczyłam się w jego ciepłobrązowym spojrzeniu i poczułam się odrobinę bezpieczniej.
– Muszę zrobić biopsję. – Wręczyłam mu druk.
Spojrzał na papier i potrząsnął głową. Czytał i czytał w kółko to samo, aż wreszcie westchnął i spojrzał gdzieś przed siebie.
– No dobrze, razem się tym zajmiemy. – Złapał swoją ciepłą, dużą dłonią moje lepkie ze strachu palce.
Magiczne słowo „razem” podziałało na mnie jak odtrutka. Byłam w stanie wziąć się w garść i ruszyć do domu.
Wpadłam w rytm niekończących się i wykańczających wizyt u specjalistów. Cały czas był Czarek. Obecny i skupiony na mnie jak kiedyś, dawno temu, na początku naszego związku. Czuwał przy mnie. Z uwagą monitorował moje emocje, chociaż starałam się nie pokazywać przerażenia, jakie mnie ogarniało. Kiedy bezgłośnie walczyłam z atakiem paniki w nocy, przytulił mnie i powiedział:
– Spokojnie.
– Boję się.
– Jestem z tobą.
– Tylko tak mówisz…
– Mówię tak, bo cię kocham. Będzie dobrze, uwierz w to. Zrobię wszystko, żebyś wyzdrowiała. Wszystko. Musisz wyzdrowieć. Jesteś moją Polaris, wskazujesz mi drogę – wyznał ciepłym głosem.
Ze wzruszenia ścisnęło mi się gardło. Dawno tak do mnie nie mówił. Dawno w ogóle nie rozmawialiśmy o naszym związku. Oparłam się na łokciu i spojrzałam na niego ze zdumieniem.
– Przecież to nieprawda. Myślisz tylko o swojej pracy i nowych szkoleniach, które musisz zrobić.
Czarek zmarszczył krzaczaste brwi i zmrużył te swoje niedźwiedzie oczy.
– Serio tak się czujesz?
– Tak!
– Czemu nic nie powiedziałaś? Czemu zawsze wszystko dusisz w sobie? Nawet teraz, zamiast dać upust emocjom, trzęsiesz się pod kołdrą, zaciskając usta. Jesteś ze mną nieszczęśliwa? Od kiedy? Przecież codziennie mówię, że cię kocham.
– To tylko słowa. Co mi po nich, skoro jesteś nieobecny, zapatrzony w te swoje komputerowe płytki i migające lampki.
Czarek pokręcił z niedowierzaniem głową.
– Czy musiała się nam przydarzyć ta historia, żebyś mi powiedziała, co ci przeszkadza? Przecież ja nie miałem pojęcia… Nie czytam w myślach. Chcesz, żebym zmienił pracę? Zrobię to! Zrobię wszystko, żebyś była zadowolona.
Łzy wezbrały i już ich nie powstrzymywałam. Czarek przytulił mnie i pozwolił, bym wyrzuciła z siebie cały żal.
Rano, kiedy szykowaliśmy się na decydujące badanie, ukradkiem wyjęłam z biurka projekt pozwu rozwodowego i wrzuciłam go do niszczarki.