Wywiad

Ewa Kasprzyk: "Wiem, ile mam lat, ale nie w głowie mi emeryckie życie"

Ewa Kasprzyk: "Wiem, ile mam lat, ale nie w głowie mi emeryckie życie"
Ewa Kasprzyk
Fot. ALDONA KARCZMARCZYK/ VAN DORSEN ARTISTS

Ewa Kasprzyk mówi, że zawsze jest... w najlepszym momencie życia. Niezależna, także od upływu czasu. Nie używa słów "nie wypada" albo "za późno". Szkoda energii, by myśleć, co powiedzą inni. Aktorka zachłanność na nowe doświadczenia wpisane ma w DNA. Krok w nieznane traktuje jak szansę na rozwój. Niepewne jutro bardziej ją kręci niż mała stabilizacja.

Ewa Kasprzyk o partnerze

Twój STYL: Sprawiasz wrażenie, jakbyś zawsze była w formie, a wszystko układało się według twojego scenariusza...

Ewa Kasprzyk: …a dziś prawie nie spałam! Rozmawiamy w szczególnym momencie. Wczoraj o drugiej w nocy wróciłam ze spektaklu wyjazdowego i właśnie wtedy mój narzeczony Michał (Kozerski - przyp. red.) postanowił drugi raz mi się oświadczyć. Zaskoczył mnie nowym pierścionkiem.

Pierwszy nie spełniał standardów?

Skąd. Wszystko z nim w porządku, mam go na palcu. Pierwsze zaręczyny były wzruszające i szalone. Michał wymyślił, że oświadczy mi się na Akropolu, ale dotarliśmy tam, gdy był już zamknięty. Oświadczyny odbyły się przed Akropolem. Tyle że od pierwszych zaręczyn minęły dwa lata, a ślubu nie wzięliśmy. Mój partner stwierdził, że tamte zaręczyny straciły moc i trzeba je powtórzyć.

Skoro pierwsze zostały przyjęte, dlaczego właściwie nie wzięliście ślubu?

Mnie nawet na krótki urlop trudno się wyrwać. Michał pyta, kiedy możemy gdzieś wyjechać, a ja przeglądam kalendarz i z reguły mówię: „Przez najbliższe pół roku będzie ciężko”. Jak za dwa lata zobaczysz u mnie trzeci pierścionek zaręczynowy, to będzie znaczyło, że nadal nie wyszłam za mąż. A prawda jest taka, że... ślub nie jest nam do niczego potrzebny. Ważna jest miłość. Nie przytulisz się do diamentów – mówiła Marilyn Monroe. Trudno przytulić się też do Oscarów czy Wiktorów. Cenię więc to, że przytrafiła mi się miłość, która sprawia, że chce się żyć! Nie ubolewam, że „na stare lata”.

Jeanne Moreau powiedziała, że starość nie chroni przed miłością. Za to miłość potrafi ochronić przed starością.

Pięknie powiedziane. Moreau była moją ulubioną aktorką. Nie z powodu romansów, których miała bez liku, ale dzikości, która z niej emanowała niezależnie od wieku. Ale czy miała rację, że miłość chroni przed upływem czasu? Przed tym nie ma skutecznej ochrony. A wcale nie o to chodzi, by się trzymać iluzji wiecznej młodości na siłę. Może warto przyjąć to, co jest, i się do upływu czasu uśmiechnąć? Nie mam problemu, by powiedzieć do partnera: „Zrobiłam osiem kilometrów i bolą mnie kolana”, bo on mnie wtedy przytula i mówi: „A wiesz, mnie też bolą”.

Co myślisz w takich chwilach?

Że mam szczęście, bo nie jestem z tym upływem czasu sama. Mam obok kogoś, kto też traktuje go naturalnie, jako normalny etap życia. Czasem się zastanawiam, skąd się to moje późne szczęście wzięło? Nie szukałam tej miłości. Spadła na mnie jak sycylijski piorun, dokładnie w momencie, gdy po różnych rozczarowaniach postanowiłam, że nie chcę się już wplątywać w żadne związki. Doceniam ją tym bardziej, bo wiem, że niełatwo zakochać się na stare lata. Nie wierzę we frazesy w stylu: „życie zaczyna się po sześćdziesiątce”, „miłość można znaleźć w każdym wieku”. Można, ale trzeba być otwartym, a to już spora sztuka. Znam dużo kobiet w „pewnym wieku”, które są zamknięte na zmianę. Mnie trudno zrozumieć taką postawę, bo zmiany mnie nakręcają, dają ciekawość jutra, doładowują. Czytając biografie sławnych, twórczych kobiet, zauważyłam, że te, które długo umiały cieszyć się życiem, nie unikały nowych doświadczeń, nie bały się ryzykować. Nawet jeśli oznaczało to różne komplikacje, z reguły sprawiało też, że rozwijały się i rozkwitały niezależnie od metryki. Czuję coś podobnego. Napędza mnie zachłanność na przygodę. Ale poważny związek to dużo więcej. Dojrzałej, samodzielnej kobiecie, która dobrze czuła się ze sobą, niełatwo zrezygnować ze stuprocentowej niezależności i z tego, że życie do tej pory kręciło się głównie wokół niej. Nie musiała z nikim niczego ustalać, konsultować. To wygodne. Poważny partner to rewolucja!

Gdy mamy po 20 lat, wchodzimy w nową miłość bez zastanowienia, nie rozważamy tych kwestii.

No właśnie! A po sześćdziesiątce wszystko ważysz. Zastanawiasz się, czy udźwigniesz taką relację. I co to będzie oznaczać dla twojej niezależności. To były moje dylematy. Jestem aktywna zawodowo. I to w sposób nieprzewidywalny, zwłaszcza dla ludzi, którzy wiodą uporządkowane życie, jak mój partner. Przez swoją pracę niewiele mogę zaplanować. Mówię, że danego dnia mnie nie będzie, a okazuje się, że jednak mam wolne, bo „spadły zdjęcia”. Albo na odwrót. Michał nie może zrozumieć: „Ale... jak to?!”. Próbuje też oswoić moje późne powroty z planów i spektakli, czasem w środku nocy, jak wczoraj. A u mnie od zawsze taka karuzela. On mówi o mnie: kobieta elektrownia. I coś w tym jest. Ze mną może być czasem ciężko, ale nie nudno. Michał próbuje się mną w tym wiecznym biegu zaopiekować; zawozić, podwozić. Czasem już mu mówię, żeby z tym nie przesadzał.

Myślałam, że to miłe, gdy po latach życia w pojedynkę spotykasz mężczyznę, który chce się tobą opiekować.

Bardzo. Tyle że ja nie byłam do tego przyzwyczajona. Długo przedzierałam się przez życie sama z nastawieniem, że mogę liczyć tylko na siebie. Musiałam się uczyć, co znaczy być z troskliwym mężczyzną. Raz przyszedł po spektaklu do garderoby i wyjął kanapki, które sam przygotował. Pamiętał, że przed spektaklem nigdy nie jem... Wzruszyłam się. Nikt dotąd nie zrobił dla mnie kanapek. A on robi. I jeszcze mówi, że kocha. Wielu mężczyzn uważa, że jak wypowiedzieli to słowo na początku znajomości, to wystarczy. Raz kolega z teatru skarżył się, że żona domaga się od niego wyznań miłości: „Przecież jak jej umyję samochód, to wiadomo, że kocham”. No cóż... zachęcam panów, by jednak wracali do słowa „kocham”. My je sobie wciąż mówimy i to wiele zmienia.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Ewa Kasprzyk (@ewa.kasprzyk)

 

 

Ewa Kasprzyk o miłości w dojrzałym wieku

Mówisz o późnej miłości. O zmysłowości, sile uczuć. Bywasz za to atakowana: „w pani wieku nie wypada!”.

Kochać wypada w każdym wieku. Jeśli czegoś nie wypada, to być nieuczciwym w związku. Tak uważam i tu pozostanę wierna sobie. A że komuś się to może nie podobać? Ludzie zawsze coś mówią, komentują. Ich prawo. Nie przejmuję się tym! Moje życie jest... moje.

Gdy, tak jak ty, ma się już pewien bagaż doświadczeń, a pojawia się mężczyzna, do głosu może dojść obawa: a jeśli znów się nie uda? Może nie warto ryzykować, wystawiać się na zranienie, rozczarowanie?

Tylko że w życiu najpierw się zakochujesz, a później... dostrzegasz bagaż. Gdy uczucie jest silne, nie kalkuluję, pozwalam się mu prowadzić. Pamiętam film "Lepiej późno niż później". Jest tam scena z Diane Keaton, która rozpacza, bo porzucił ją jednonocny kochanek. Ale choć ją to zraniło, tłumaczy córce, że i tak było warto. Później zresztą okazuje się, że naprawdę było, bo Jack Nicholson, który tego kochanka gra, dojrzewa do miłości. Ja potrzebuję silnych emocji do życia i nie boję się ryzyka. A prawo do miłości jest niezbywalnym prawem człowieka, metryka nie ma nic do rzeczy.

Jaka jest dla ciebie najistotniejsza różnica między miłością dojrzałą a młodzieńczą?

Ale kto powiedział, że ona ma się różnić? Dojrzali ludzie mogą się kochać jak młodzi. PESEL nie determinuje siły uczuć ani namiętności.

Myślałam, że powiesz: jest mądrzejsza, mniej szalona, bardziej wyrozumiała…

Nie pozbawiaj mnie prawa do szaleństwa w miłości! Ono nadaje życiu rumieńców. A czy jest bardziej wyrozumiała? Nie sądzę. Wyobraźmy sobie zdradę... dwudziestolatkę bardziej zaboli niż sześćdziesięciolatkę? Wybaczysz, bo... jesteś dojrzalsza? Są sprawy, które nie poddają się prawom czasu. Miłość na wiek się nie ogląda.

Ewa Kasprzyk
Ewa Kasprzyk
AKPA

 

 

 

Ewa Kasprzyk o wspólnym życiu z Michałem Kozerskim

Co zmieniło się w twoim życiu, odkąd jesteście razem?

Mój partner przeprowadził się do Warszawy, która jest jego rodzinnym miastem, choć większość życia spędził w Trójmieście i w Afryce, gdzie ma dom i pracę. Jest brokerem morskim, co wymaga dużej mobilności. Dzięki temu, że jesteśmy razem, odkryłam Afrykę. Pamiętam, gdy pojechaliśmy tam po raz pierwszy. Wrażenia nie do opisania. Dzikie zwierzęta podchodziły pod dom. Obserwowałam pantery, żyrafy, antylopy, które szukają wody w pobliżu miejsc zamieszkanych przez ludzi. Pamiętam, jak ze wzruszeniem i podziwem patrzyłam na swojego mężczyznę, gdy szedł przez dżunglę z maczetą. Zaimponował mi i wciąż imponuje. W Afryce Michał czuje się swobodnie, bo wychował się w Nigerii, gdzie jego ojciec był na placówce. Ten kontynent to jego miłość.

Ale wspólny dom stworzyliście pod Warszawą. Nie mogłam uwierzyć, że ty, miejskie zwierzę, dałaś się namówić na życie pod miastem.

To miejsce w pewien sposób samo nas znalazło. Miałam tam zdjęcia do filmu, Michał po mnie przyjeżdżał i... spodobało nam się wspólne bycie w środku lasu. Teraz modne jest kupowanie domu w Hiszpanii. Ale po co mi dom w Hiszpanii? Żebym kilka razy w roku mogła tam pojechać i czyścić krany? Za dużo pracuję, na wakacje wolę wybrać dobry hotel. Wybudowaliśmy więc dom pod Warszawą. Początkowo byłam przerażona: co ja tutaj robię? Przeprowadziliśmy się zimą. Godzina 16, a za oknem ciemność i ściana lasu. W Warszawie wszystko było blisko: sklep, fryzjer, teatr, kino. A tu wszystko jest wyprawą. Chciałam zwiać. Ale gdy zaczęłam urządzać wnętrza – minimalistycznie, jak lubię, oswoiłam to miejsce. Zrobiło się miło. Michał odrestaurował jeszcze przepiękną altanę, którą ktoś wyrzucił. Uwielbiam w niej siedzieć latem i dziś już doceniam dom pod lasem, świeże powietrze, ciszę. W wolne dni chodzimy na spacery, a wieczorem przytuleni oglądamy serial. Ten dom to pewnie nie jest ostatnia moja przeprowadzka i radykalna zmiana. Michał widzi nas na stare lata w Afryce! Czemu nie?! Kiedy podejmuje ten temat i mówi: „Gdy oboje już będziemy na emeryturze...”, przypominam mu: „Ja to właściwie już jestem!”. (śmiech)

Ewa Kasprzyk i Michał Kozerski
Ewa Kasprzyk i Michał Kozerski
AKPA

 

 

 

Ewa Kasprzyk: "Wiem, ile mam lat, ale nie w głowie mi emeryckie życie"

 

Jak na emerytkę jesteś mocno zapracowana. Za chwilę premiera filmu "Ślub doskonały" z twoją dużą rolą, później na ekran wejdą "Chłopi", no i jeszcze spektakl "Berek, czyli upiór w moherze". Reżyserujesz go i grasz!

Co nie zmienia faktu, że co miesiąc dostaję emeryturę na konto. Wiem, ile mam lat, ale nie w głowie mi emeryckie życie. Siedzieć, nic nie robić i...

…żyć jak grana przez ciebie w Berku emerytka. Trudno cię rozpoznać w tym spektaklu: starsza pani, moherowy beret. W pierwszej chwili pomyślałam, że to nie ty, tylko dublerka.

Nie jestem zaskoczona. Ludzie przychodzili w przerwie spektaklu do kasy i pytali, dlaczego pani Kasprzyk dziś nie ma, bo „przyszli na mnie”. Grałam tę rolę przed laty, jeszcze w teatrze Kwadrat. Teraz postanowiłam wyreżyserować sztukę Marcina Szczygielskiego inaczej, z innymi aktorami: Antkiem Pawlickim, Leszkiem Żurkiem, Kamilem Kulą i Asią Jarmołowicz. Minęło 15 lat od pierwszej premiery, moja emerytka jest lepiej ubrana i ma nowy moherowy beret, już nie z second-handu! A ja? Czuję się młodsza od tamtej siebie sprzed lat. Wiedziałam, że ta rola do mnie wróci.

Spektakl podejmuje temat szacunku dla osób różnych orientacji. Gdy przed laty wystąpiłaś w tym spektaklu, były komentarze: „dlaczego ta Kasprzyk gra w sztuce o gejach?”.

Byłam nawet nazywana „królową gejów”. A gdy wystawiłam jeszcze spektakl o gwieździe porno według tekstu Pedra Almodóvara, zostałam uznana za skandalistkę. Na szczęście dziś wśród widzów jest inna świadomość i większa tolerancja dla spraw, które porusza sztuka. 

Ale ty chyba lubisz prowokować? I to ludzi o różnych światopoglądach.

Podobnie jak Patty Diphusa, bohaterka tekstu Almodóvara, mogę powiedzieć o sobie: „należę do tego typu kobiet, które nie przechodzą niezauważone w epoce, w której żyją”. Taką mam ambicję. Chciałabym zostawić po sobie ślad. Sława to żart, jest ulotna. Dziś jesteś kochana, popularna, a jutro nikt nie pamięta twojego nazwiska. Ale jeśli to, co robię, zmieni czyjś punkt widzenia albo skłoni kogoś do większej otwartości, tolerancji, to dla mnie będzie spora satysfakcja.

Ewa Kasprzyk
Ewa Kasprzyk
AKPA

 

Zastanawiam się, co każe ci ciągle pracować od świtu do nocy. Ty akurat mogłabyś już odpuścić, powiedzieć: „Nagrałam się wystarczająco, teraz odpoczywam”. Wyjechać z mężem do Afryki i delektować się spokojnym życiem.

Próbowałam. Nie udało mi się. Bo dla mnie aktorstwo jest jak oddychanie. Dojrzałość ma tę zaletę, że człowiek dobrze siebie zna i dokonuje więcej zgodnych ze sobą wyborów. Ja już się tego nauczyłam. Przed laty wpojono mi, że ktoś, kto stoi w miejscu, się cofa. Dziś ten pogląd to już część mnie. Praca aktorska to ciągły rozwój, przygoda, mierzenie się ze sobą i z własnymi ograniczeniami. Lubię to. Gdybym uznała, że wszystko, co fajne, już mi się przydarzyło, że już zrobiłam wszystko, co miałam do zrobienia, pomyślałabym: po co żyć?

Ewa Kasprzyk: "Zawsze jestem w najlepszym momencie swojego życia"

Powiedziałaś niedawno: Wciąż chcę mieć głęboki dekolt, pokazać nogi i tańczyć.

Nic nie straciło na aktualności. Tak właśnie robię. Przeczytałam kiedyś książkę jakiejś Amerykanki z radami dla kobiet, które nie chcą czuć się „odstawione na boczny tor”. Najważniejsze: całe życie ucz się czegoś nowego i nie rezygnuj z miłości. Zgadzam się! Ja wciąż lubię w sobie tę spontaniczną ryzykantkę, którą byłam jako dziewczynka. Zawsze chodziłam tam, gdzie chciałam. I dalej zamierzam!

Mówisz tak, jakbyś była w najlepszym momencie życia. Zawsze jestem w najlepszym momencie swojego życia! I tej wersji zamierzam się trzymać. (śmiech)

Po kim masz tę nonszalancką zachłanność na szczęście i optymizm?

Chyba po tacie. Emanował wielką energią. Motywował nas, by cieszyć się życiem w każdych okolicznościach, wciąż czymś się zachwycał. Dzięki niemu jestem jak wańka-wstańka. Lubię doświadczać wszystkiego intensywnie. Bo życie trzeba pić z kryształowego kieliszka dziś, nie odkładać tego, czego pragniemy, na później. Bo „później” może nie być. Warto żyć teraz. 

Kim jest Ewa Kasprzyk?

Ewa Kasprzyk - Aktorka filmowa, teatralna i telewizyjna. Urodzona 1 stycznia 1957 r. Prywatnie związana z Michałem Kozerskim. Rozwiodła się z Jerzym Bernatowiczem, z którym ma córkę Małgorzatę.
W 1983 r. kończyła PWST w Krakowie. Aktorka Teatru Wybrzeże i Teatru Kwadrat. Ma na swoim koncie teatralne role Marylin Monroe czy Violetty Villas. Ta ostatnia w reżyserii Mariusza Szczygielskiego. Popularność przyniosła jej rola Barbary Wolańskiej, żony docenta Wolańskiego w filmie "Kogel-mogel" i ich kontynuacjach. Ostatnio mogliśmy oglądać Ewę Kasprzyk w najnowszej wersji filmu "Chłopi". Aktorka została jurorką w show "Taniec z gwiazdami", gdzie widzowie mogą podziwiać jej charyzmę i bezpośredniość.
Ewa Kasprzyk
Ewa Kasprzyk
AKPA
Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 02/2023
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również