"Iluzja to film o nadziei i sile współczucia". Tak mówiła po jego premierze Marta Minorowicz, reżyserka. Dodałabym, że to opowieść o kobietach – zrozpaczonych, lecz nie pozbawionych trzeźwego osądu matkach, urzędniczkach, towarzyszącym cierpiącym rodzinom i tym, które nie przestają szukać zaginionych bliskich.
Rodzina to system naczyń połączonych. Niezniszczalna niczym Pando, o ile pozwoli się jej trwać w międzypokoleniowej symbiozie. Nie bez powodu, więc „Iluzja” - film Marty Minorowicz - zaczyna się sceną lekcji, podczas której nauczycielka Hanna (Agata Buzek) opowiada uczniom o tym najstarszym na świecie żywym organizmie złożonym z topoli osikowych połączonych wspólnym systemem korzeniowym. I nie bez powodu wyrywa swoją bohaterkę z zajęć, każąc jej pędzić za ułudą. Za kimś, kto może być jej zaginioną córką, bez której oboje z mężem stali się jedynie cieniami samych siebie.
Co roku znika w Polsce kilkanaście tysięcy osób. Większość z nich udaje się odnaleźć albo same wracają do bliskich, ale są też tacy, których losów nigdy nie poznamy. Ich rodziny trwają w zawieszeniu, jak filmowe małżeństwo Hanny i Piotra (Marcin Czernik). W pustce wypełnionej pytaniami bez odpowiedzi, prowadzącymi donikąd tropami i nadzieją na jakikolwiek znak życia albo chociaż ciało, które można godnie pochować.
Marta Minorowicz, reżyserka i współscenarzystka filmu, odwołała się do swoich wcześniejszych doświadczeń zawodowych, kiedy przygotowując reportaże telewizyjne i filmy dokumentalne poznała bliżej rodziny zaginionych. I dlatego tak dobrze uchwyciła atmosferę panującą w ich rodzinach i domach. Samotność, desperackie, ocierające się o śmieszność poszukiwania, jak w sytuacji, kiedy kolejny opłacony przez Piotra jasnowidz zaczyna sugerować, że to on, ojciec, zabił swoje dziecko. Próby wypełnienia pustki pracą i wizytami na policji, równie regularnymi, jak kiedyś spotkania ze znajomymi.
Ja również, jako reporterka, widziałam pokoje, w których od lat nie zmieniano wystroju na wypadek, gdyby córka, syn, mąż, żona, siostra, brat, matka czy ojciec któregoś dnia zapukali do drzwi. Jedni z bliskich zaginionych pokazywali zdjęcia i opisywali z detalami każdą minutę przed zniknięciem, doszukując się w nich ukrytych znaczeń. Inni odpowiadali automatycznie, bez emocji, ale ze świadomością, że tak po prostu trzeba. I choć bardzo tego pragnęłam, nigdy nie dopisałam zakończenia do ich opowieści. Hanna w wykonaniu Agaty Buzek też musi zrozumieć tę gorzką prawdę. „Iluzja”, choć czasem klimatem przypomina skandynawskie kryminały, jest przede wszystkim opowieścią o dramacie i niepojętej wprost samotności, ale daje też nadzieję...
Siłą filmu „Iluzji” jest aktorstwo i kadry rodem z obrazów Edwarda Hoppera autorstwa Pawła Chorzępy. Skąpane w odcieniach mroźnego błękitu i sepii obrazy portowego miasta doskonale oddają oniryczną atmosferę historii. Zawieszona między jawą a snem Hanna krąży między pustym domem, dającą oddech pracą a skąpanym w mroku miastem. Błędne tropy prowadzą ją do obcych mieszkań, piwnic i klubów. Ucieka nad morze, ociera się o niebezpieczeństwo nim nie zrozumie, że współczucie i nadzieja są jedynym, czego może się chwycić.
Agata Buzek wypada niezwykle wiarygodnie w roli matki i nauczycielki. Z równą łatwością potrafi rozpromienić się na widok swoich uczniów i rozpaść, gdy dziewczyna, którą brała za córkę, okazuje się jedynie przestraszoną bezdomną. Partnerujący jej Marcin Czarnik w niczym nie ustępuje głównej bohaterce. Jest przekonujący w roli głowy rodziny, której już nie ma.
Małgorzata Hajewska–Krzysztofik za rolę Janiny, policjantki nadzorującej śledztwo, otrzymała Złote Lwy dla najlepszej drugoplanowej aktorki na 47. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Można jej zarzucić, że jedynie reagowała za zachowanie głównych bohaterów i nie wniosła do filmu nic znaczącego, ale moim zdaniem na tym właśnie polega rola osób towarzyszących rodzinom zaginionych. Pracownicy organizacji zajmujących się poszukiwaniami, policjanci, psycholodzy czasem mogą tylko wysłuchać lub oddzwonić, jeśli wieści są złe albo nie ma ich w ogóle. Małgorzata Hajewska–Krzysztofik pokazała trudną sytuację Janiny i złożoność relacji z rodzicami zaginionej dziewczyny.
Zaletą tego obrazu są też niedopowiedzenia. Tam, gdzie z reguły polski film rozpędza się i przekracza granice, Marta Minorowicz i współscenarzysta Piotr Borkowski stawiają kropkę. Zatrzymania i nieśpieszne tempo to cecha charakterystyczna „Iluzji”. To film raczej dla koneserów i wszystkich bliskich osób zaginionych, które od kina oczekują ukojenia zamiast drogi na skróty.
Zobacz też zwiastun filmu "Iluzja"!