Poruszył was dokument "Oszust z Tindera" na Netfliksie? Z dr hab. Magdaleną Mateją specjalizującą się w komunikacji perswazyjnej rozmawiamy o tym, jak randkować online, by nie paść ofiarą internetowych naciągaczy.
PANI: Spotkałam się z poglądem, że nie tylko osoby naiwne padają ofiar oszustów internetowych typu Simona Levieva czyli "Oszusta z Tindera". To prawda?
MAGDALENA MATEJA: Na podstawie komunikatów niewerbalnych szybko możemy ocenić, co inna osoba może nam zaoferować. Nasz aparat poznawczy działa sprawnie – gdyby było inaczej, procesy rekrutacyjne trwałyby bez końca. W komunikacji społecznej obowiązuje założenie, że człowiek, z którym mamy do czynienia, ma szczere intencje, jednak w każdej populacji są ludzie kierujący się wyłącznie interesami, cierpiący na zaburzenia osobowości oraz psychopaci – i takie osoby potrafią świetnie udawać, strojąc się w cudze piórka. Używają rozmaitych rekwizytów, informacji i statusów, by przedstawić się w lepszym świetle, wykreować swoją atrakcyjność. Służą im do tego np. nienaganna fryzura, drogi zegarek, prywatny samolot, jak miało to miejsce w przypadku Simona.
Jedna z jego ofiar mówi: "To nie jest wina Tindera". Ma rację?
Coś pani przeczytam. "Powiadasz, że wziął ślub z twoją panią; wierz mi, uczyniłby więcej, byle tylko dogodzić zachciance, i razem z nią zaślubiłby jeszcze i ciebie, jej psa i jej kota. Zawrzeć małżeństwo to dla niego drobnostka. Nie używa innych sideł dla łowienia damulek, gotów jest do żeniaczki na prawo i lewo. Pani, panna, mieszczanka czy chłopka, nic dlań nie jest za zimne ani za gorące. Gdybym ci chciał wyliczyć imiona wszystkich, z którymi się pożenił po szerokim świecie, nie skończylibyśmy i do wieczora". To fragment wspomnianego wcześniej "Don Juana". Simon Leviev czyl "Oszust z Tindera" nie wymyślił nic nowego, manipulował młodymi kobietami, obiecując im dozgonną miłość. Rację ma jedna z nich, mówiąc, że Tinder nie jest odpowiedzialny za oszustwa Levieva. Tinder to narzędzie, od użytkownika zależy, w jaki sposób zostanie wykorzystane. Przeczytam pani jeszcze coś: "Kawaler lat 30, na rządowym stanowisku, ożeni się z panną, posag choćby skromny wymagany". To ogłoszenie matrymonialne z "Ilustrowanego Kuryera Codziennego", opublikowane w lutym 1922 roku. Sto lat temu też wykorzystywaliśmy media, by znaleźć partnerkę lub partnera, choć bez wątpienia Tinder, a także WhatsApp i Messenger pomogły izraelskiemu uwodzicielowi zwiększyć zasięg. Dzięki nim mógł działać dosłownie bez granic.
Oczywiście łatwo mi mówić, bo sama nie byłam w takiej sytuacji, jednak trochę dziwi mnie, że te wykształcone, niezależne, atrakcyjne kobiety aż tak dały się omamić Simonowi. Zadłużyć się dla prawie obcego mężczyzny na 200 tys. funtów? Jak to możliwe?
On był predatorem, drapieżcą, uderzał w odpowiednim momencie. Nieprzypadkowo jego ofiary były wystawiane na próbę w fazie początkowej fascynacji, kiedy szczególnie łatwo manipuluje się drugą osobą. Nie osiągnąłby swoich celów po pięciu latach znajomości. Gdy mija pierwsze zauroczenie, aparat poznawczy się wyostrza, przestajemy patrzeć na drugą osobę przez różowe okulary. Wszystkim paniom korzystającym z Tindera można by dać babciną radę: kobieto, szanuj siebie. I nie chodzi mi wcale o kwestie obyczajowe, tylko o to, by kontrolować uczucia, by dbać o własne dobro. Niełatwe zadanie, jesteśmy przecież przedstawicielami świata zwierząt, istotami emocjonalnymi, cielesnymi, kierujemy się impulsami. To, jak się zachowujemy na etapie zakochania, najdobitniej świadczy o naszej biologiczności.
Kiedy bohaterkom "Oszusta z Tindera" powinna była zapalić się lampka alarmowa? I kiedy powinna się zapalać także w innych przypadkach? Bo przecież na Simonie problem się nie kończy. Liczba oszustw matrymonialnych, jak podaje brytyjski dziennik "Independent", wzrosła podczas pandemii aż o 40 procent.
Nasz bohater umiejętnie dozował informacje o swoich potrzebach, działał według reguł opisanych przez prof. psychologii Roberta Cialdiniego. Na początku to on był osobą, która daje. Pernilla, Cecilie i Ayleen dostawały od niego eleganckie kolacje, udany seks, podróże, zapewnienia o miłości, obietnicę stałego związku. Po jakimś czasie, ale wciąż w fazie zauroczenia, Simon zaczynał prosić. Człowiek, który nie jest psychopatą i ma prawidłowo rozwinięte kompetencje społeczne, będzie chciał oddać to, co dostał. Regułę wzajemności wykorzystuje wielu naciągaczy.
Lampka alarmowa powinna nam się zapalić wtedy, gdy nowo poznana osoba bardzo szybko oczekuje odwzajemnienia przysług. Prawdziwa przyjaźń i partnerstwo polegają na tym, że zachodzi pewna równowaga, dając coś, nie powinniśmy natychmiast oczekiwać zwrotu. Chciałabym więc doradzić wszystkim paniom randkującym online i nie tylko, by wzmogły czujność, jeśli zostają hojnie obdarowane biżuterią, kwiatami czy nawet tylko fajną atmosferą, po czym są niezwłocznie proszone o przysługę.
Wśród porad dla kobiet szukających miłości znalazłam taką, by uważać na rozwodników i wdowców. A przecież 40-latki są raczej skazane na facetów z odzysku.
Zgadza się. Jednak nie można wrzucać wszystkich rozwodników i wdowców do jednego worka. Na podstawie swoich własnych badań nad facebookową grupą osób z odzysku mogę powiedzieć, że skutki komunikacji bywają bolesne nie tylko dla odbiorcy, ale też dla samego użytkownika. Oni często niezbyt umiejętnie formułują komunikaty. Stereotypowość kreowanych wizerunków nie zawsze jest uświadomiona i zamierzona, one bywają realizacjami konwencji obowiązujących w kulturze popularnej – nie jesteśmy wolni od tych schematów. Nie każdy facet z wyeksponowanym bicepsem czy krępym karkiem będzie bił partnerkę. Nie każdy pozujący na macho i fotografujący się za kierownicą drogiego auta, jak robił to Hayut, zamierza oszukać kobietę. Na co więc zwrócić uwagę? Jakie sygnały wyłapywać?
Cały wywiad przeczytasz w najnowszym numerze magazynu PANI.
Dr hab. Magdalena Mateja – profesor w Katedrze Komunikacji, Mediów i Dziennikarstwa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Zajmuje się m.in. komunikacją perswazyjną. Autorka pracy "Cyberuwodziciele z Facebooka. O mechanizmach kreowania atrakcyjności fizycznej w perspektywie stereotypów płci".