Historie osobiste

Partnerka syna to lustro, w którym niechętnie się przyglądam. Nie lubię jej, bo jest podobna do mnie?

Partnerka syna to lustro, w którym niechętnie się przyglądam. Nie lubię jej, bo jest podobna do mnie?
Pierwsza poważna dziewczyna syna okazała się kopią mnie
Fot. Agencja 123rf

Mówi się, że synowie często znajdują sobie na partnerki kobiety łudząco przypominające ich matki. Czy to dla matek komplement? Nie zawsze. Czasem to lustro, w którym niechętnie się przeglądają.

Kiedy mój syn się zakochał, składałam dzięki wszelkim możliwym miłosnym bóstwom. Jako matka nie umiem być w pełni obiektywna wobec swego jedynego dziecka, ale nawet ja widziałam, że Paweł nigdy nie podchodził do kobiet poważnie. Obawiałam się, że zostanie uroczym, ale samotnym kawalerem. Paweł był przystojny i towarzyski do tego stopnia, że mało która dziewczyna potrafiła mu się oprzeć. Może dlatego nie traktował ich serio. Gdy coś za łatwo ci przychodzi, przestajesz to cenić.

Ciekawość przyszłej synowej

Kiedy zatem wymknęło mu się, że myśli o kimś na serio, momentalnie stałam się czujna. Oczami wyobraźni ujrzała naturalną blondynkę o łagodnym usposobieniu, trochę nieśmiałą, trochę niedzisiejszą, może nawet wycofaną, by musiał ją zdobywać.

– Chętnie ją z tatą poznamy.

Paweł spojrzał na mnie zmieszany.

– No nie wiem… Nie chcę jej odstraszyć.

– Tacy jesteśmy okropni? Spójrz na ojca. – Wskazałam męża, który jak zahipnotyzowany oglądał kanał sportowy.

Paweł tylko się uśmiechnął. Nie zaproponował żadnego terminu ani miejsca spotkania. Odczekałam parę dni i znowu podjęłam temat. Nie uważam się za nadopiekuńczą matkę, ale gdy masz jedno dziecko, pępowina nigdy całkowicie nie pęka. Chciałam być obecna w życiu syna, co oznaczało, że jego partnerka będzie miała ze mną do czynienia, czy jej się to podoba czy nie.

Nie mogłam się doczekać konfrontacji. Paweł nie mówił o niej zbyt wiele, prócz tego, że pracuje jako informatyczka.

– Dziwne zajęcie jak dla kobiety…

– Kochanie, sama jesteś inżynierem. To według ciebie damski zawód? – mruknął mój mąż, nie odrywając wzroku od powtórki meczu tenisowego.

Wzruszyłam ramionami. Po prostu miałam wizję swojej przyszłej synowej. Ta wizja była urzekająca i przepełniona subtelnym pięknem. Dotychczasowe dziewczyny Pawła były w oczywisty, niemal wyzywający sposób atrakcyjne. I na kilku, kilkunastu randkach się kończyło. Chciałam, żeby mój syn był szczęśliwy, więc musiał zmienić swój typ.

 

Niespodzianka niemile widziana

Na razie stał się niemal gościem w domu. Unikał też jak ognia rozmów na temat swojej wybranki, co tylko podsycało moją ciekawość. Kim była kobieta, dzięki której mój syn się uśmiechał jak zakochany nastolatek? I czemu ją przed nami ukrywał?

– Powiedz, w czym leży problem? – prosiłam.

– Oj, mamo… Nie odpuścisz, co? OK, chodzi o to, że nie chcę jej spłoszyć. Jakbym ją wam przedstawił, zrobiłoby się oficjalnie i mogłaby uznać, że mam wobec niej poważne zamiary.

– A nie masz?

– Mam. Ale to bardzo niezależna osoba. Wiem, że mnie kocha i chce ze mną być, ale niekoniecznie potrzebuje do tego ślubu.

Zmroziło mnie.

– Przepraszam, dzieci też nie chce mieć? Tak bardzo ceni swoją wolność? Powiedz jej ode mnie, że niezależność i feminizm są przereklamowane.

– Mamo, spotykam się z nią dopiero od pół roku. Nie rozmawialiśmy jeszcze o dzieciach.

– Mam rozumieć, że marnujesz czas z dziewczyną, która unika zobowiązań? Musisz być bardziej stanowczy. Przekonaj ją albo… przemyśl ten związek.

Paweł przewracał oczami i zbywał mnie milczeniem. Sprawiał, że czułam się jak natręt. Z drugiej strony naprawdę martwiła mnie ta sytuacja. Kiedy mój lekkoduch wreszcie dojrzał do ustatkowania się, trafił na kobiecą wersję Piotrusia Pana.

W niedzielę późnym popołudniem klepnęłam męża w ramię i zarządziłam wyjście.

– Jedziemy do Pawła.

– To zły pomysł… – zaoponował małżonek.

– Zły czy dobry, musimy ją w końcu.

 

Całkiem zaskakująca dziewczyna

Przez całą drogę mój mąż się nie odzywał. A gdy stanęliśmy pod drzwiami, to ja musiałam zapukać. Co energicznie uczyniłam. Po dłuższej chwili drzwi się uchyliły. Gdy Paweł nas zobaczył, powitalny uśmiech spłynął z jego twarzy.

– Co wy tu robicie? Nie umawialiśmy się…

– Zrobiłam sernik i jabłecznik. – Zgrabnie wyminęłam go w progu. – Dla nas dwojga za dużo, więc przywiozłam wam gościniec. Zjemy sobie razem i pogadamy. Jest twoja tajemnicza dziewczyna?

Drogę w głąb mieszkania zatarasował mi kudłaty pies, wielkości niedźwiedzia, który wyczuwszy ciasta, zaczął łakomie obwąchiwać trzymane przeze mnie torby. Boję się dużych psów, ale gorsza okazała się… ta kobieta. Niska, dużo niższa od Pawła, z kolczykiem w nosie, bardzo krótkimi, ciemnymi włosami i w mocnym makijażu. Chodzi po domu umalowana? To niezdrowe dla cery. A może gdzieś się wybierają?

Donośnym głosem, niepasującym do jej sylwetki, zawołała kudłatą bestię, która posłusznie ułożyła się w kącie pokoju.

– No tak, no więc to jest, mamo, tato… – jąkał się Paweł. – To moja dziewczyna Aneta.

– Dzień dobry – odparła, zadzierając podbródek i krzyżując ręce na piersi. – Nie spodziewaliśmy się państwa.

– Nie przyszła góra do Mahometa, to Mahomet pofatygował się do góry. Porozmawiamy przy cieście i kawie. O waszych planach…

– Mamy tylko herbatę.

Przez chwilę mierzyłyśmy się spojrzeniem z Anetą. Mąż i syn patrzyli na nas w ciszy i napięciu.

– Herbata też brzmi zachęcająco – odparłam, nie dając się wyprowadzić z równowagi.

 

Ona jest... taka, jak ja

Spotkanie nie potrwało długo, bo Aneta musiała wieczorem popracować.

– Nie lubię jej – oznajmiłam mężowi w samochodzie.

Piotr zareagował śmiechem.

– Nic dziwnego. Ona pewnie też nie zapałała do ciebie sympatią. Jesteście niemal identyczne, a dwa jednoimienne bieguny się odpychają.

– Wypraszam sobie! – uniosłam się. – W niczym jej nie przypominam.

– Zapowiada się piękna katastrofa. – Mąż śmiał się coraz głośniej.

– Lepiej uważaj na drogę, zamiast pleść bzdury.

– Prawda w oczy kole. Jesteście jak z jednego wzorca odlane. Zosie samosie. Umysły ścisłe. Obie jecie sernik z rodzynkami, obie pijecie herbatę z mlekiem. Nawet krzyżujecie ręce w ten sam sposób.

– Bredzisz! – odwarknęłam, a moje ręce bezwiednie się uniosły i… skrzyżowały na piersi w obronnym geście.

Wtedy do mnie dotarło, że mój mąż ma racje. Mniejsza o upodobania do ciast czy bawarkę, ale nasz syn wybrał sobie na partnerkę kobietę z moim usposobieniem. Nie byłam zapatrzoną w siebie ignorantką, wiedziałam, że bywam trudna, uparta i apodyktyczna.

– Naprawdę zapowiada się katastrofa – jęknęłam.

Mój mąż poklepał mnie po kolanie.

– Bez wątpienia będzie ciekawie.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również