Mój mąż inwestuje, nie licząc się z moim zdaniem. Nawet nie zapytał, gdy likwidował lokatę na swoje kolejne pomysły. To były pieniądze na remont, a teraz wyparowały. Straciłam poczucie bezpieczeństwa i postanowiłam ustanowić rozdzielność majątkową.
Byłam dumna z mojego męża. Cieszyło mnie, że jest taki zaradny i ambitny. Był niczym wygrana na małżeńskiej loterii. Miał własną firmę, której poświęcał dużo czasu i energii, nierzadko kosztem rodziny, ale godziłam się na to. Coś za coś. Oczywiście prowadzenie własnej firmy wiąże się z problemami. Bywały lata tłuste i lata nieco chudsze, ale poniżej pewnego poziomu nigdy nie schodziliśmy. Po prostu w gorszym okresie musieliśmy rezygnować z luksusów.
Sytuacja się zmieniła kilka miesięcy temu, kiedy Jacek zaczął mocno inwestować w rozwój, swój i firmy. Znalazł jakiegoś „coacha”, obiecującego gruszki na wierzbie, i dał mu się wciągnąć w pogoń za sukcesem przez duże S.
– Zlikwidowałeś lokatę?!
Tętno mi galopowało, policzki płonęły, niedowierzanie mieszało się z gniewem. Odłożyliśmy pieniądze na gruntowny remont kuchni, do którego nie dojdzie, bo środki wyparowały z konta.
– Po pierwsze, uspokój się. – Jacek stanął na wprost mnie i położył mi dłonie na ramionach. – Po drugie, ta inwestycja szybko się zwróci. Będziesz miała kuchnię piękniejszą, niż sobie wymarzyłaś.
– Nie chcę piękniejszej. – Odsunęłam się od niego. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Dawno nie byłam taka zła. – Nawet nie raczyłeś mnie uprzedzić. Takie rzeczy powinno się ustalać wspólnie, nie sądzisz?
– Może, ale znam twoje podejście. Pracujesz na etacie i nigdy nie zrozumiesz, jak ważne jest inwestowanie w rozwój firmy.
– Tak ci powiedział ten twój doradca biznesowy?
– Prowadzę firmę wystarczająco długo. Muszę wreszcie porządnie przyspieszyć, jeżeli chcę zostać liderem na rynku. Czasami trzeba coś poświęcić, zaryzykować. Jeszcze mi podziękujesz, przecież robię to wszystko dla nas.
– Czyżby? – Obróciłam się na pięcie i wyszłam, nie czekając na kolejną pełną banałów odpowiedź.
Przez te wszystkie lata tolerowałam wiele. Choćby długie wyjazdy na targi. Mógłby prowadzić podwójne życie, gdyby tylko chciał. Bywały okresy, kiedy więcej czasu spędzał w firmie niż w domu. Nie robiłam mu wymówek, dopóki nie odbijało się to negatywnie na rodzinie. Co się z nim działo teraz? Nie miałam pojęcia. Skoro on stracił rozsądek i wyczucie, do mnie należało zadbania o nasz budżet.
– Psycholog biznesu się znalazł – mruczałam pod nosem, kiedy zamykał się w gabinecie, by omówić postępy ze swoim doradcą.
Nie ufałam temu człowiekowi. Szkoda, że Jacek nie potrafił dostrzec w nim naciągacza, choć zawsze miał się za eksperta od oszustów.
– Wprowadzam nową usługę – oznajmił. – Muszę dokupić jeszcze trochę sprzętu.
– Tylko nie ruszaj konta oszczędnościowego – zastrzegłam.
Mieliśmy jeszcze trochę wolnych środków. Na czarną godzinę.
– Kochanie, wszystkie decyzje są przemyślane. Zrobiliśmy analizę i prognozy są naprawdę świetne – uspokajał mnie, wyjmując zza pazuchy pękaty segregator.
Wykresy i tabele nic mi nie mówiły. Chciałam tylko bezpieczeństwa finansowego i do niedawna Jacek mi je zapewniał. Nie pojmowałam, skąd w nim ta radykalna zmiana. Dlaczego nagle zaczęło mu zależeć na inwestycjach, wdrażaniu nowych usług i rozwoju osobistym? Przechodził jakiś kryzys?
– Trzeba się ciągle dokształcać, żeby nie utknąć w martwym punkcie – tłumaczył mi, rezerwując miejsce na kolejnym szkoleniu.
Pokręciłam głową z dezaprobatą. Czemu ujmował sobie zasług? Stworzył niewielką, ale dobrze prosperującą firmę, która miała grono wiernych klientów.
– Dobrze nam się powodziło i bez tych wszystkich udziwnień.
– W biznesie trzeba być czujnym, konkurencja nie śpi.
– Ja też nie śpię, odkąd trwonisz nasze pieniądze! – zdenerwowałam się.
– Pamiętaj, że wygenerowała je głównie moja firma – wytknął mi, a w jego tonie wychwyciłam nutkę goryczy. – Dopóki mogłaś do woli korzystać z tych pieniędzy, to nic ci nie przeszkadzało.
Czyżby zarzucał mi interesowność?
– A rób sobie, co chcesz!
Skoro tak stawiał sprawę, nauczyłam się jeszcze lepiej zarządzać finansami i odkładałam każdą wolną złotówkę. Na konto, do którego tylko ja miałam dostęp. Straciłam do męża zaufanie i bałam się, że również moje pieniądze – przepraszam, ale to on nagle wprowadził ten podział – przeznaczy na swoją firmę.
Po kilku kolejnych miesiącach mogłabym triumfować. Początkowo wyniki sprzedaży poszybowały w górę, ale to był chwilowy zryw. Pan doradca w kraciastej marynarce rozkładał ręce. Rynek jest niestabilny i nie dało się tego przewidzieć, ale w dłuższej perspektywie, jeśli Jacek będzie się stosował do jego wskazówek, to na pewno zyska.
– Może nie wszystko idzie po mojej myśli – przyznał Jacek. – Ale jeśli rozszerzę działalność, to zwielokrotnię zyski.
Czyli dalej zamierzał się bawić pieniędzmi. Tak to bowiem odbierałam.
– Myślałam, że wreszcie doczekam się remontu kuchni…
Nie potrafiłam się już nawet złościć. Czułam głównie żal i rozgoryczenie. Jacek zawsze był ambitny, nawet jako drobny przedsiębiorca. Przetrwał niejedno załamanie rynku, z pandemii też się podźwignął. Wzbudzał szacunek w naszej lokalnej społeczności. Owszem, czasem zbyt dużo pracował, za często wyjeżdżał i zapominał o odpoczynku, ale potrafił zadbać o rodzinę. Teraz opętał go demon zysków. Ciągle chciał więcej. Również wiedzy.
– Muszę się szkolić, bo kto nie idzie naprzód, ten się cofa.
Kolejny frazes. A nie widział, że nas zaniedbuje. Bagatelizował potrzeby naszych dorastających dzieci. Synowi doradził, żeby znalazł sobie dorywczą pracę, zamiast prosić go o nowe buty na treningi piłki nożnej. Wszyscy mieliśmy ponosić wyrzeczenia, by on mógł się skupić na rozwoju.
– Może ustal jakiś limit wydatków? – zaproponowałam.
– Nie wiem, czy to możliwe – zamyślił się. – Nowe projekty zawsze pochłaniają mnóstwo środków.
– To może skup się na tym, co już masz, zamiast wprowadzać kosztowne innowacje?
– Na tym właśnie polega rozwój. Nie znasz się – uciął Jacek.
– Aha. Skoro tak, chcę rozdzielności majątkowej.
Wreszcie udało mi się przyciągnąć jego uwagę.
Przez lata tworzyliśmy zgraną rodzinę, a wszystkie zarobione pieniądze trafiały na wspólne konto. Teraz będzie inaczej, bo do Jacka nic nie dociera. Oczekuję, że będzie dokładał do budżetu domowego tyle co ja, na zakupy dla dzieci też będziemy się składać po połowie. A z resztą SWOICH pieniędzy niech sobie robi, co chce.