Rozmowy

Kiedy zaczynamy wątpić, że zasługujemy na sukces. Psycholog o syndromie oszustki

Kiedy zaczynamy wątpić, że zasługujemy na sukces. Psycholog o syndromie oszustki
Fot. Agencja Getty Images

Udało mi się. Miałam szczęście. Jak często używasz takich sformułowań, gdy dostajesz awans, ktoś cię chwali, zdobywasz ważną nagrodę? Jeśli w takich chwilach masz przekonanie, że sukces nie jest twoją zasługą, ale zbiegiem okoliczności – ulegasz zjawisku oszustki. Jak sobie poradzić? Pytamy o to Dagmarę Seligę-Krawczyńską, psycholożkę i trenerkę pracującą metodą Rethinking Impostor Syndrome.

Twój STYL: Przyjaciółka dostała ofertę awansu. Nie przyjęła go. Uznała, że szef przecenił jej umiejętności. Kobiety często wątpią w swoje kompetencje. Dlaczego?

Dagmara Seliga-Krawczyńska: Nie tylko kobiety. Z wielu badań wynika, że podobne wątpliwości na temat własnych umiejętności dotyczą nawet 82 procent ludzi obojga płci. Ale jest parę powodów, dla których my, kobiety, szczególnie nie ufamy swoim kompetencjom i wiedzy. Jeden z głównych – przez stulecia nasze podstawowe zadania ograniczały się do rodziny i obowiązków w domu, budowania i dbania o relacje. Od niedawna coś, co nazywamy karierą czy sukcesem zawodowym, w ogóle jest dla nas dostępne. A przez to brakuje nam instrukcji obsługi sukcesu czy kariery, bo nie widziałyśmy w swoim otoczeniu zbyt wielu kobiet, które sobie z tym dobrze radziły. Brakuje nam też ugruntowanego przekonania, że wspinanie się po szczeblach zawodowego awansu jest normalne i naturalne. Sięgać po więcej, wygrywać z innymi? Gdy wchodzimy w takie sytuacje, często czujemy się samotne i wyobcowane. To rodzi pytania: „Może tu nie pasuję?”, „Może mi się nie należy?”. Syndrom czy raczej zjawisko oszusta lub oszustki, o którym rozmawiamy, dotyczy przede wszystkim umiejętności intelektualnych, wiedzy i kompetencji.

Dlaczego unika pani sformułowania „syndrom oszustki” i mówi o zjawisku?

Gdy w 1978 roku pierwszy raz opisano ten fenomen, nazwano go zjawiskiem. „Syndrom” zaczął pojawiać się w późniejszych latach, skupiając głównie uwagę na jednostce jako odpowiedzialnej za wątpienie w siebie i swoje możliwości intelektualne. Myślę, że patriarchalnemu systemowi odpowiadało przypisywanie tego doświadczenia głównie kobietom, aby tliło się w nich poczucie „oszukiwania systemu”. Dzięki temu kobiety, obawiając się negatywnej oceny, wolały nie wychylać się po stanowiska czy wpływy. Nie przepadam za nazwą „syndrom”, bo rodzi konotacje medyczne. Kojarzy się z chorobą, ułomnością. Jednak ze współczesnych badań wynika, że na jakimś etapie życia większość z nas czuje się oszustami, nie ma tu więc mowy o zaburzeniu. Chodzi raczej o system, jaki stworzyliśmy, który wzbudza w nas wątpliwości i potrzebę ciągłego udowadniania swoich kompetencji czy wiedzy. Mówiąc „system”, mam na myśli kulturę, w jakiej dziś funkcjonujemy zarówno prywatnie, jak i zawodowo.

Powiedziała pani, że zjawisko oszustki dotyczy kompetencji poznawczych związanych z intelektem. Dlaczego tak łatwo nam uwierzyć, że nie jesteśmy „wystarczająco mądre”?

Bo ocena kompetencji poznawczych nie jest łatwa ani oczywista. Trudno dowieść, że masz rację, gdy opracowujesz skomplikowaną strategię marketingową nowego produktu – to się okaże dopiero po wdrożeniu jej w życie. Za to jeden deprecjonujący komentarz „to się kupy nie trzyma!” może zniweczyć tygodnie ciężkiej pracy i podkopać samoocenę. Gdy chodzi o to, czy ktoś umie dobrze wbić gwóźdź albo upiec sernik, sprawa jest prosta. Efekt widać na pierwszy rzut oka – umiesz albo nie. W kwestiach intelektualnych, twórczych łatwiej zasiać wątpliwość, podważyć kompetencje. Poza tym funkcjonujemy w kulturze sukcesu, osiągnięć i perfekcji podkręcanych mediami społecznościowymi, więc trudno jest czuć się w pełni dumną z siebie czy pewną swoich umiejętności, gdy wokoło wszyscy są „idealni”.

Dlaczego jeden komentarz może tak druzgocąco wpłynąć na wiarę w siebie i zaufanie do własnych umiejętności i pracy?

Tak się dzieje, gdy dewaluujące słowa padają na podatny grunt przez lata przygotowywany przez otoczenie. System edukacji temu sprzyja. Zazwyczaj jest tak, że czujemy się kochani, akceptowani, a nawet uwielbiani, dopóki jesteśmy dziećmi. Każdy koślawy kwiatuszek nasmarowany na kartce jest wtedy powodem do zachwytów. Dorastamy często w przekonaniu, że jesteśmy świetni i wyjątkowi. Ale gdy mamy siedem lat, idziemy do szkoły i wtedy okazuje się nie tylko, że takich koślawych kwiatuszków na jednej lekcji powstaje kilkadziesiąt, ale też, że można je „wycenić”.

 

Ten na piątkę, tamten na trzy z plusem. Zaczynają się porównania społeczne…

…i one drastycznie podkopują nie tylko wiarę w to, że jesteśmy wspaniali, ale też czy potrafimy dokonać rzetelnej oceny własnych kompetencji. Bo skoro całe życie sądziłam, że maluję ładne kwiatki, a w szkole dowiaduję się, że niekoniecznie, to znaczy, że całe życie się myliłam. Dowiaduję się czegoś jeszcze: nie ma znaczenia, co ja myślę o swoich obrazach, znaczenie ma opinia kogoś z zewnątrz. Dlatego ważne jest, jak reagują rodzice na szkolne sukcesy lub porażki dzieci. Niestety, od lat presja rodzicielska na „osiągnięcia” się zwiększa. „Dlaczego nie grasz na pianinie tak ładnie jak Justynka?”. „Czwórka? A czemu nie piątka?” i tak dalej. Dzieci wciąż słyszą porównawcze komunikaty.

Choć dotyka to przedstawicieli obu płci, kobiety mają trudniej również dlatego, że większość obowiązków domowych wciąż spoczywa na ich barkach. Dzielą uwagę na wiele pól.

Tak, nie mogą w pracy myśleć tylko o pracy, a gotując obiad, tylko o tym, co wkładają do garnka. Ciągle zajmują się kilkoma zagadnieniami, łącząc role. Przez to towarzyszy im poczucie, że w żadnej z nich nie są na sto procent. Nie są wystarczające. Jest też kulturowe przyzwolenie na pouczanie kobiet, zwracanie uwagi, krytykowanie. Ciągle słyszymy więc: „Uważasz, że jesteś w czymś dobra? Udowodnij!”. Poza tym stereotypy związane z rolami społecznymi, z płcią powodują, że cokolwiek zrobimy, i tak będzie negatywnie ocenione. Oddana w pracy? To pewnie zaniedbuje rodzinę. Siedzi w domu? To bez ambicji. Z badań przeprowadzonych na Akademii Leona Koźmińskiego wynika również, że np. nau- kowczyni starająca się o grant musi wykazać się większymi osiągnięciami, a i tak często jej sukcesy będą przypisane szczęściu, a nie własnym umiejętnościom. Mówię o tym dlatego, że w kontekście zjawiska oszusta w przestrzeni publicznej często pojawiają się rady typu: pracuj nad pewnością siebie, wypisuj swoje sukcesy i codziennie czytaj ten spis. Nie jestem entuzjastką takich rozwiązań bez zmiany systemu. Nie dość, że dana osoba nie ufa sobie, to jeszcze jej dowalamy, sugerując: „Coś jest nie tak z twoją samooceną, napraw się”. Zrzucamy na nią odpowiedzialność za wadliwy system. Ja mówię: „Wszystko jest z tobą w porządku, to z twoim otoczeniem coś nie gra. Przyjrzyj się swojemu środowisku, stereotypom i mitom, które w nim funkcjonują. I które uwewnętrzniłaś. To nad nimi warto pracować”.

Jakie mity utwierdzają nas w przekonaniu, że się nie nadajemy i jesteśmy oszustkami?

Na przykład przeświadczenie, że gdy dostajesz awans, to znaczy, że już musisz posiadać wszystkie kompetencje do sprawowania wyższego stanowiska. Tymczasem nikt z nas nie rodzi się doświadczonym szefem ani nie jest „z zawodu dyrektorem”, jak mąż pewnej pani z filmu Poszukiwany, poszukiwana. A kobiety tego od siebie wymagają. Wiele klientek, z którymi pracuję, zmaga się z perfekcjonizmem. Gdy jedna z nich została dyrektorką w dużym koncernie, była przekonana, że od pierwszego dnia musi udowodnić, że potrafi działać jak doświadczony menedżer wyższego szczebla. Kiedy ktoś przyjmuje takie założenie, nie daje sobie przestrzeni i czasu na rozwój. Narzuca sobie rygorystyczne, nierealistyczne standardy, ustawia poprzeczkę tak wysoko, że nie jest w stanie do niej doskoczyć. To rodzi frustrację i wątpliwości, a te są paliwem do doświadczania siebie jako oszustki, bo jeśli wątpię, nie wiem, mam wiele znaków zapytania, to znaczy, że się nie nadaję. Niedaleko stąd do myśli: „To przypadek, że dostałam ten awans. Zaraz wszyscy się dowiedzą, że jednak nie podołałam, że to nie dla mnie”. Dla wielu kobiet odkryciem jest uzmysłowienie sobie, że sukces i kompetencja to… droga. Czasem wiedzie w górę, czasem opada w dół. Nigdy nie dojdziesz do punktu, w którym będziesz wiedziała wszystko i znała odpowiedź na każde pytanie. Zawsze może pojawić się jakaś wątpliwość, nieznana dotąd trudność, życiowy sprawdzian, którego jeszcze nie zdawałaś. I to jest dobre, daje ci szansę, by się rozwijać, poznawać siebie, swoje otoczenie.

Kobietom, które czują się oszustkami, trudno przychodzi zmiana?

Najczęściej pojawiają się u mnie w momencie, gdy stoją już pod ścianą i muszą coś zmienić, bo pojawił się kryzys. Przysłał je lekarz, u którego zjawiają się regularnie z różnymi symptomami i który po analizie badań stwierdza, że ciało jest zdrowe, a źródło problemów leży w psychice. Albo odbierają sygnały, że jako liderki stały się trudne we współpracy, bo nie radzą sobie ze swoim perfekcjonizmem i stwarzają nierealistyczne wymagania sobie i innym. Początkowo często są przerażone wizją, że miałyby się zmienić. Zawsze mówię takim klientkom: to nie ty musisz się zmienić, chodzi jedynie o jakiś kawałek ciebie, najczęściej – mapę przekonań. Staramy się ją wyciągnąć na światło dzienne i dokładnie przeanalizować, skąd się te przekonania wzięły, czemu służyły w przeszłości i na ile są dziś użyteczne. „Muszę być idealna!” – taki imperatyw nie sprzyja rozwojowi, za to rodzi napięcie i presję. Albo: „Na sukces trzeba ciężko pracować. Bez tyrania niczego się nie osiągnie. Jeśli ktoś zdobył coś bez wysiłku, za chwilę wszystko straci” itp. Często okazuje się, że istotą problemu są właśnie podobne myśli, które ktoś wbił nam do głowy wiele lat temu. A wtedy zmiana, która przerażała, staje się łatwiejsza, a nawet przyjemna, bo często prowadzi do odkrycia swoich pragnień, oczekiwań i większej dbałości o siebie.

Przyjemna? Dlaczego?

Bo w jej trakcie pozbywamy się uczucia, które leży u źródła zjawiska oszustki – wstydu. Że nie jestem taka, jaka „powinnam być”, że nie zasługuję na uznanie, sukces i zaraz wszyscy się o tym dowiedzą, wyśmieją. Fajnie odkryć, że jednak umiesz wrzucić na luz i świat wcale się od tego nie wali. I to jest gigantyczna ulga po latach, a nawet dekadach, dźwigania na własnych barkach ciężaru perfekcjonizmu i chorobliwej nadodpowiedzialności. Warto jej doświadczyć.

 

Dagmara Seliga-Krawczyńska - Psycholożka, trenerka, coachka. Chce, by więcej kobiet ośmielało się pełnić role liderek. Dlatego prowadzi warsztaty i sesje indywidualne z osobami, którym krytyk wewnętrzny i syndrom oszusta przeszkadzają w rozwinięciu pełnego potencjału.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również