Uważasz, że konturowanie twarzy nie jest dla Ciebie? Makijażystka z TikToka dowodzi, że jeśli użyjemy do tego właściwego kosmetyku (wcale nie bronzera!), możemy uzyskać oszałamiający, ale wciąż supernaturalny efekt.
Spis treści
Nawet jeśli sięgamy po niego sporadycznie, korektor w swojej kosmetyczce ma każda z nas. A czasem bywa odwrotnie – w bardzo oszczędnej, zredukowanej do minimum kosmetyczce, można znaleźć niewiele ponad to. Tak czy owak, z pewnością nie ma lepszego narzędzia do tego, by jednym gestem ukryć drobne niedoskonałości, zaczerwienienia w okolicy skrzydełek nosa czy uciążliwe zasinienia pod oczami albo potrądzikowe przebarwienia i blizny.
Ale jak się okazuje, prawdziwe pasjonatki makijażu, których na TikToku nie brak, mają na ten kosmetyk znacznie więcej pomysłów. I zachęcają do tego, by bawić się z nim także w mniej oczywisty sposób tak, by wyciągnąć z niego maksimum.
I wszystko wskazuje na to, że jednej z nich faktycznie się to udało: Sarah Wolak, która na swoim profilu dzieli się poradami dotyczącymi zarówno naturalnych, jak też mocno fantazyjnych makijaży, pokazuje ciekawy trik zbliżony do konturowania, który polega na potraktowaniu korektora jako narzędzia do wykonania na twarzy rysunku.
Sama używa do tego produktu zakończonego miękką gąbeczką, ale z doświadczenia wiemy, że nawet lepiej sprawi się taki z cienkim aplikatorem, który pozwala zaaplikować na skórę mniejszą ilość kosmetyku. Podkład pod spód nie będzie potrzebny, wystarczy codzienny krem. Obędzie się także bez bronzera, bo choć jest on najpopularniejszym kosmetykiem do konturowania, w zaproponowanej przez makijażystkę z TikToka nie chodzi o silny kontrast.
Cały trik polega na tym, by za jednym pociągnięciem narysować kreskę biegnącą od skroni w kierunku wewnętrznego kącika oka, dalej pociągnąć ją wzdłuż linii nosa w kierunku łuku kupidyna, a nad samą górną wargą odbić aplikatorem w kierunku ucha, pod samą kość jarzmową. Następnie, bez odrywania korektora od skóry, nakreślić linię kończącą się w połowie dolnej wargi, którą pionowo prowadzimy ku końcowi brody. Z drugiej strony twarzy "trasa" korektora jest podobna, z tym, że możemy poprowadzić ją od dołu ku górze.
Po co ta cała akrobacja? Choć brzmi faktycznie dość skomplikowanie, w praktyce taka nie jest. Do tego daje znakomity efekt i warta jest choć jednej szansy. Zaaplikowany w ten sposób korektor najlepiej jest wklepać w skórę palcami. Mimo że tuż po nałożeniu wydaje się go sporo, po rozprowadzeniu staje się niewidoczny, a skóra wygląda jak dotknięta czarodziejską różdżką: pory i drobne żyłki na nosie stają się niewidoczne, okolica oka nabiera miękkości, jest wypoczęta, a oko ładnie się otwiera.
To zresztą nie wszystko, bo w tym makijażu wcale nie chodzi o ukrycie niedoskonałości, ale… dyskretny lifting policzków! Bo nietknięte kolorem (choć bardzo delikatnie pozbawione wszelkich ewentualnych skaz), przy nieznacznym rozjaśnieniu okolicy poniżej, naturalnie wychodzą na pierwszy plan. I to bez grama bronzera!
Do tego taka metoda jest superbłyskawicznym i wbrew pozorom naprawdę niewymagającym sposobem na to, by zdjąć z twarzy zmęczenie i nadać jej świeżości. Warunkiem sukcesu jest oczywiście użycie korektora o idealnie dopasowanym do odcienia skóry kolorze i do tego takiego, po który sięgamy z prawdziwą przyjemnością.
A wy, próbowałyście konturowania twarzy bez użycia bronzera? Macie na koncie eksperymenty z korektorem użytym w nieoczywisty sposób?