Wywiad

Ciasto lepsze niż prozac. Magdalena Lamparska o kulinarnej pasji i książce "Babka w formie"

Ciasto lepsze niż prozac. Magdalena Lamparska o kulinarnej pasji i książce Babka w formie
Magdalena Lamparska
Fot. Dorota Szulc

Pierwsze słodkie wspomnienie? Dziewczynka pomaga tacie ukręcić waniliowy krem. Pierwszy własny tort? Upiekła na studiach w ramach przeprosin za nieudaną próbę generalną, pomógł obłaskawić wściekłego profesora, Jana Englerta. Bo Magdalena Lamparska robi ciasta także po to, by przywrócić światu równowagę. Napisała książkę Babka w formie – to zbiór jej najlepszych przepisów i hołd dla kobiet z rodziny.

Z dzieciństwa pamięta zapach drożdżowego ciasta, w sobotnie poranki wypełniał dom. Mama była mistrzynią drożdżówek – z wprawą wyrabiała ciasto, czekała, aż wyrośnie, a potem piekła je tak, że skórka się rumieniła, a środek pozostawał miękki, elastyczny. Tata specjalizował się w tortach – z matematyczną precyzją przekładał warstwy puszystego biszkopta kremem budyniowym. W domu posiłki celebrowano, stół był miejscem, przy którym gromadzili się bliscy. Właśnie wtedy Magda Lamparska nauczyła się, że jedzenie to więcej niż smak, także emocje. Dzisiaj, gdy piecze ciasta: dla rodziny, przyjaciół, którym chce sprawić radość, ma w pamięci obraz z dzieciństwa i tamtą ekscytację.

Twój STYL: Pamiętasz pierwsze ważne ciasto w  swoim wykonaniu?

Magdalena Lamparska: Byłam studentką. Przygotowywaliśmy egzaminacyjny spektakl. Próba generalna okazała się katastrofą – jedna osoba z grupy nie przyszła. Profesor Jan Englert powiedział, że to skandal, nie potrafimy się zmobilizować jako zespół. Chcieliśmy go przeprosić. Zaproponowałam, żeby zrobić profesorowi tort. Nikt się nie zdeklarował, więc w maleńkiej kawalerce, którą wynajmowałam koło parku Saskiego, piekłam biszkopt z bitą śmietaną, owocami. Dotarliśmy w ten sposób do serca mistrza, był wzruszony.

To dowód, że karmiąc innych, wyrażamy uczucia.

Mam w pamięci obraz: siedzę na blacie w kuchni, mama wyrabia ręką ciasto w misce. Podglądałam, jak łączy składniki, ucząc się tego, co później stało się moją pasją. Palcem zagarniałam krem z miski, żeby go spróbować, zachwycałam się aromatem piekącego się biszkoptu. Zrozumiałam wtedy, jak ważny, zbliżający ludzi jest rytuał. Do dziś czerpię z tego siłę.

Praca, która staje się pasją, przestaje być pracą?

Dla mnie to forma medytacji. Jest coś uspokajającego w odmierzaniu składników, w rytmie ich mieszania, oczekiwaniu na moment, kiedy ciasto wyrośnie. Mogę się wtedy zatrzymać, skupić. Antoine de Saint-Exupéry powiedział: „Czas, który poświęcasz swojej róży, czyni ją tak ważną”. Zdarza się, że wracam z planu wyczerpana, mąż pyta z  niedowierzaniem: „Będziesz piekła ciasto?”, ja na to: „Bartek, muszę zrobić drożdżowe, żeby ukoić zmysły”. To ciasto pachnące wanilią przywraca mi spokój. Nazywam je „drożdżowym komfortowym”, daje poczucie ciepła, bezpieczeństwa, stabilności.

Sława twoich dokonań dotarła do Hollywood.

William Hurt – nieżyjący już niestety oscarowy aktor – docenił mój sernik. Producentka, Justyna Pawlak, poprosiła mnie o upieczenie urodzinowego ciasta na plan filmu, w którym grał. Przygotowałam je z największą starannością, po dwóch tygodniach dostałam niespodziewanie wiadomość mailową z podziękowaniami. Hurt napisał, że to był najlepszy sernik, jaki jadł. Na tamtym etapie życia fakt, że ktoś mnie docenił, był szczególnie ważny. Zrozumiałam wtedy, że karmienie to sposób, żeby przekazać dobre emocje.

Sławny sernik lamparski – na czym polega jego tajemnica?

Sekret to połączenie słonego owsianego spodu, kremowego sera i puszystej polewy z białej czekolady. Plus świeże maliny. Doskonała struktura i smak. Nazwa powstała jako żart, ale przyjęła się i chyba wszyscy w środowisku filmowym ją znają. Renoma zobowiązuje, bo koledzy pytają: „Kiedy przyniesiesz lamparski?”. Na Wielkanoc upiekłam dziesięć serników dla przyjaciół. To najlepszy prezent, jaki mogę im dać, bo robiony z miłością.

Zdarzyło ci się, że ciasto nie wyszło?

Oczywiście! Zwykle gdy się spieszyłam. Pieczenie ciasta wymaga czasu i koncentracji. Jeśli spróbujesz coś robić na skróty, efekt będzie słabszy. To chemia: trzeba dokładnie wyliczyć proporcje, trzymać się zasad. I pamiętać, że więcej nie znaczy lepiej. Zdarzało mi się na przykład przesadzić z ilością owoców, a kiedy jest ich za cdużo, wychodzi zakalec.

Masz swoje kulinarne rytuały?

Tak, ulubione naczynia, które przywożę z każdej podróży. W toskańskim Montepulciano znalazłam ręcznie malowany talerz w czerwone maki i filiżanki, w których teraz piję poranną kawę. Za każdym razem, gdy je biorę w dłonie, wracam myślami do Włoch. Poranna kawa pita w ciszy i samotności, zanim rodzina się obudzi, to mój mały, codzienny luksus.

Strzeżesz swoich przepisów czy dzielisz się z innymi?

Gdy gotuję, dzieci zawsze podglądają. Córka to jeszcze maluszek, ale syn potrafi już robić naleśniki i bezy, ja tylko asystuję. Wierzę, że rodzinne gotowanie to ważna chwila, do której, jak ja, będą wracać pamięcią. Po to też napisałam książkę Babka w formie. Synek wie, że powstała również z myślą o nim. Powiedział mi: „Mamo, jak już nie będziesz mogła gotować, ja będę gotował dla ciebie”. Długo strzegłam swoich przepisów, aż w końcu zrozumiałam, że warto się nimi podzielić, więc w książce zebrałam wszystkie najlepsze, nawet ten na sernik lamparski, choć znajomi żartowali: „Magda nigdy nie poda przepisu na swój sernik”. Ale pomyślałam, że Babka w formie jest nie tylko dla mnie, ale i dla moich dzieci, a może kiedyś dla wnuków.

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 06/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również