Historie osobiste

"53 lata tęskniłam za jej ciepłem, teraz mamy udawać rodzinę? Gdzie była, gdy potrzebowałam matki!"

"53 lata tęskniłam za jej ciepłem, teraz mamy udawać rodzinę? Gdzie była, gdy potrzebowałam matki!"
Fot. 123RF

Mam pięćdziesiąt trzy lata i nastoletnie dzieci, ale dopiero teraz zostałam zauważona przez matkę. Nagle mam stać się córką. Bo ona dopiero teraz poczuła się matką. 

"Miałam wszystko, ale nie miałam miłości i uwagi rodziców"

Byłam biedną bogatą dziewczynką. Nielubianą w szkole, bo nie umiałam zjednywać sobie sympatii. Co innego zazdrość. Miałam wszystko, co inne dzieciaki chciałyby mieć. Wysokie kieszonkowe. Brak rodzicielskich zakazów. Modne stroje, które sama sobie wybierałam. Podobnie jak zajęcia dodatkowe. Nikt mnie nie zmuszał do ćwiczenia gam ani backhandu, jeśli nie miałam do tego drygu czy ochoty. Jako pierwsza miałam opłacone wszelkie składki, na radę rodziców, ubezpieczenie czy wycieczki. I nigdy się nie zdarzyło, żebym nie mogła pojechać z klasą, bo w domu były inne, potrzebniejsze wydatki. Za to…

Tylko moi rodzice nie przychodzili na wywiadówki. Ani nie dzwonili do nauczycieli, by się czegoś dowiedzieć. Po co? Przechodziłam z klasy do klasy. To w końcu w moim interesie było, żeby się uczyć i zadbać o swoją przyszłość. Wiedziałam to jako siedmiolatka i siedemnastolatka. Nikt nie kontrolował też, o której wracam do domu, i nie martwił, co porabiam.

To nie pieniądze były w naszym domu problemem. Problemem była więź, a raczej jej brak. Ojciec pracował za granicą. Wyjeżdżał na kilka tygodni, a potem na kilka tygodni wracał. Aż przestał wracać. Rozmawiał czasem ze mną przez telefon, nie szczędził funduszy na prezenty, ale fizycznie go przy mnie nie było. Właściwie nigdy. Nigdy też nie rozwiódł się z mamą, więc kiedy zginął w wypadku samochodowym – miałam wtedy dziesięć lat – dostałyśmy spore pieniądze z odszkodowania. Mama zainwestowała je we własną firmę, a potem w tej firmie zniknęła.

Była artystyczną duszą i ten artyzm ją prowadził. Pokaźny zastrzyk gotówki pozwolił jej rozwinąć skrzydła. Zaczęła projektować ubrania i osiągnęła komercyjny sukces. Jej kolekcje pojawiały się w pierwszych centrach handlowych, zakładała kolejne butiki. Po tkaniny jeździła do Włoch i Francji. Mnie zostawiała z opiekunkami albo gosposią, która w końcu u nas zamieszkała.

Kiedy wyprowadziłam się na studia do Krakowa, matka niemal tego nie zauważyła. Fruwała po świecie, projektowała, zdobywała nagrody, tworzyła. Może jej nazwisko nie przebiło się do powszechnej świadomości, ale miała stałych klientów, ubierała polityków i gwiazdy, choć nie robiła wokół tego wielkiego szumu. Uwielbiała kreować, a kto nosi jej ubrania, mało ją obchodziło. Na to, co robię, jak żyję, też była obojętna. Gdy wychodziłam za mąż, dostałam mieszkanie w prezencie. Świetnie, hojnie. Za to na ślubie matka się nie pojawiła.

– Mam targi w Mediolanie, pokazuję nową kolekcję, rozumiesz…

Rozumiałam. Czy raczej przywykłam, że jej praca jest zawsze ważniejsza ode mnie.

 

 

"Powinnaś się zająć starą matką, skoro tyle ode mnie dostałaś"

Moje życie toczyło się spokojnie. Stopniowo i powoli dochodziłam do zawodowego sukcesu, dzięki zaangażowaniu i wielu nadgodzinom. Po narodzinach dzieci zwolniłam tempa. Wraz z mężem staraliśmy się tworzyć prawdziwą rodzinę, a nie wydmuszkę, pozory szczęścia. Nie chciałam, by czuły się tak jak ja kiedyś. Samotne. Nieważne. Mające wszystko prócz zainteresowania rodziców, prócz miłości matki.

Dlatego czułam się niezręcznie, gdy ta matka nagle sobie o mnie przypomniała. W wieku siedemdziesięciu sześciu lat wreszcie uznała, że koniec z pracą, że jej siły, fizyczne i twórcze, osłabły. Więc może teraz będę mamą, postanowiła.

– Aleksandro, skarbie… – zaszczebiotała w słuchawce. Aż mnie ciarki przeszły, tak ten głos był sztuczny i zupełnie do niej niepodobny. – Zrobiłabyś mamie zakupy? – Forma pytania-prośby też była dziwna.

– Mamo, mieszkam sto pięćdziesiąt kilometrów od ciebie, a ty masz gosposię. Coś się stało? – Jeśli się zaniepokoiłam, to nie z troski o nią, prędzej o siebie.

– Nie. Po prostu pomyślałam, że mogłabyś wpaść do mnie, porozmawiałyśmy sobie po dziewczyńsku…

Ona naprawdę chce się cofnąć w czasie, pomyślałam zażenowana.

– Jak mama z córą…

– Chyba pierwszy raz w życiu – mruknęłam.

– Och, nie bądź niemiła. Jestem już stara, w każdej chwili mogę umrzeć. Wtedy ci się oczy otworzą, wtedy będziesz żałować…

– Czego, mamo? – spytałam cicho. – Czego będę żałować? Za czym będę tęsknić?

Odpowiedziała mi cisza.

Matka jednak nie przestała wydzwaniać. Odzywała się codziennie, także w porze pracy. Proponowała wspólną wycieczkę do Argentyny albo Tajlandii, żebyśmy znalazły swoje wewnętrzne „ja”. Chciała wpadać bez zapowiedzi na kawę, zupełnie nie licząc się z naszymi zajęciami i planami.

Mój mąż był zdezorientowany.

– Może ona na coś choruje i chce nadrobić stracony czas?

– Nie mam pojęcia. – Wzruszałam ramionami.

– To ją zapytaj.

Zapytałam zatem.

Najpierw się obruszyła na moją „niedelikatność”, ale potem wyłożyła karty na stół. Gdy przekazała pieczę nad firmę menadżerowi, dotarło do niej, że jest samotna. I się nudzi. Klienci nie dzwonią, by umówić się na kawę. Ojciec od lat nie żył, ona nie związała się z nikim innym, a ja miałam swoje życie. Została kompletnie sama. Więc oczekiwała, że natychmiast wszystko rzucę, by dotrzymywać jej towarzystwa.

– To chyba oczywiste, że powinnaś się zająć starą matką, skoro tyle ode mnie dostałaś.

– Dawałaś mi to, co można kupić za pieniądze. Nie udawajmy, że byłaś wzorem matki. Nigdy nie poświęcałaś mi czasu. Właściwie się nie znamy, wnuki widziałaś parę razy w życiu…

– Może teraz będę je widywać częściej. Taka jest kolej rzeczy. Ludzie się starzeją i mają prawo oczekiwać opieki ze strony dzieci.

– O ile się nimi zajmowali, gdy te dzieci potrzebowały ich opieki – odcięłam się.

Udaje czy naprawdę nie rozumie? I czego właściwie ode mnie oczekuje? Że odbudujemy relację, która nigdy nie istniała? Czy może mamy udawać wspaniałą rodzinę, by poczuła się lepiej? A gdzie była, gdy miałam kilka lat i płakałam w poduszkę? Gdzie była, gdy dokuczali mi w szkole, gdy nie wiedziałam, jakie studia wybrać? Gdy borykałam się z problemami młodej mamy?!

– Wiesz, sąsiedzi dopytują, gdzie moja córka. I komentują, że mnie nie odwiedzasz, że zaniedbujesz… – próbowała wpędzić mnie w poczucie winy.

– Od kiedy to rozmawiasz z sąsiadami? – zdziwiłam się. – Niech sobie myślą, co chcą. Mam czyste sumienie.

– Oczekuję was na niedzielnym obiedzie! O piętnastej! – rzuciła i rozłączyła się.

Nie dała mi powiedzieć, że akurat w niedzielę będziemy świętować urodziny jej młodszego wnuka. Może i lepiej, bo czułabym się w obowiązku ją zaprosić.

 

 

"Boję się, że zaufam matce i znowu srogo się zawiodę"

Matka, która zostawiała mi pieniądze na stole – i do tego ograniczała się jej troska o mnie – na starość chce mojej obecności i zainteresowania. Czy chce też rodziny, czy jak zwykle chodzi wyłącznie o nią?

Ja stworzyłam sobie rodzinę sama, bez niej. To dzięki teściom poznałam, co to serdeczność, dobroć i miłość w rodzinie. Zaprzyjaźniłam się z rodzeństwem męża i dziś czuję, że mam dwie siostry, o których zawsze marzyłam. Nie wiem, czy chcę do tego świata wpuszczać moją matkę. Kobietę samolubną i egocentryczną, która uwielbia błyszczeć i koncertować uwagę otoczenia na sobie. Boję się że wraz z nią wkroczy zamęt. W firmie była najważniejszą personą, może teraz chce być królową matką, głową rodu, nestorką, z którą każdy się liczy?

Nie martwię się o męża czy moje prawie dorosłe dzieci. Nie przekupi ich, nie skrzywdzi, bo nie mają z nią żadnych wspomnień. Martwię się o siebie. O dziewczynę, którą kiedyś byłam. Tę, która za nią tęskniła, która jej potrzebowała. Boję się, że jej zaufam i znowu srogo się zawiodę.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również