Zazdrosne siostry, zawiedziona miłość, podróże w czasie i kradzieże dzieł sztuki - lipiec w kinie zapowiada się wspaniale. Wybraliśmy kilka najciekawszych propozycji filmowych, którym warto poświęcić chwile podczas wakacji.
Kto lubi chodzić w wakacje do kina? Ja uwielbiam, bo mogę odpocząć od upału w chłodnej sali kinowej i zanurzyć się w historie z wypoczętą głową. Oto propozycje na filmowe seanse kinowe w lipcu. Każda z nas znajdzie coś dla siebie.
Nie każda dziewczynka marzy, by być księżniczką. Nie każda historia pachnie różami. "Brzydka siostra" to opowieść o Elwirze – dziewczynie, która od najmłodszych lat uczyła się znikać. Milknąć przy stole, przygryzać język, ustępować miejsca piękniejszej. Kopciuszek miała szczęście. Elwira – tylko siebie. W świecie, gdzie piękno daje władzę, a każdy uśmiech może być narzędziem, Elwira podejmuje decyzję: nie będzie już patrzeć z boku. Jej pragnienie nie dotyczy jedynie księcia – chodzi o coś więcej. O bycie zauważoną. O prawo do pragnień. O odzyskanie głosu.
Ta historia nie jest reinterpretacją klasycznej baśni. To spojrzenie z drugiej strony – z kąta sali balowej, z cienia, z lustra, które nie kłamie. Poruszająca, odważna i bolesna – „Brzydka siostra” to film o tym, co dzieje się, gdy uroda staje się obsesją, a pragnienie miłości zamienia się w głód niemożliwy do zaspokojenia.
Wakacyjny dom na Costa Brava od lat stoi pusty. Dzieci dorosły, rozjechały się, mają własne życia, własne priorytety. Ale kiedy Montse – matka, opiekunka wspomnień – postanawia sprzedać ten dom, zwołuje rodzinę na ostatni, symboliczny weekend. Ma być wspólnie, może trochę sentymentalnie. Ale spokojnie? Nic z tego.
Dawne konflikty nie wyparowały, a napięcia, które przez lata milczały pod powierzchnią, wracają szybciej niż letni wiatr znad morza. Niech płonie to film o tym, że rodzina to nie tylko miłość, ale też historia, którą każdy zapamiętał inaczej. O niedopowiedzeniach, lojalnościach i żalach, które nie starzeją się tak łatwo, jak się nam wydaje. To nie będzie sielanka. Ale będzie prawdziwie. Jak w "Małej Miss" i "Jesieni w hrabstwie Osage". A tu każdy znajdzie coś, co - niestety - zna.
Co naprawdę dzieje się w naszych głowach podczas randki? Gdy wypowiadamy jedno zdanie, a w myślach kłębi się pięćdziesiąt innych? Gdy rozum mówi "nie", serce krzyczy "tak", a lęk podpowiada: "uciekaj, póki możesz"?
W filmie "Follemente" reżyser Paolo Genovese, znany z błyskotliwego i zaskakująco trafnego portretowania ludzkiej psychiki ("Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" - kocham tę komedię!)), zabiera nas do najbardziej skomplikowanego miejsca, jakie istnieje – do wnętrza ludzkiego umysłu.
Na ekranie śledzimy pierwsze spotkanie Lary i Piera. Z zewnątrz to zwykła randka. Ale w środku – w ich głowach – rozgrywa się prawdziwa bitwa. Każda emocja ma swój głos, każda myśl – swoją osobowość. Marzyciel, kontroler, sabotażysta, romantyk, neurotyk – wszyscy siedzą przy jednym stole i próbują przejąć stery. Efekt? Słodko-gorzka, pełna humoru i zaskakujących refleksji podróż po tym, jak skomplikowani jesteśmy... zanim jeszcze wypowiemy pierwsze "cześć".
Genovese z typową dla siebie lekkością łączy komedię z psychologią, dając widzowi nie tylko świetną rozrywkę, ale i pretekst do przemyślenia: kto tak naprawdę podejmuje decyzje w moim życiu?
Czasem największe podróże zaczynają się od... rodzinnej sprawy spadkowej. Gdy czworo dalekich kuzynów – Seb, Abdel, Céline i Guy – trafia do opuszczonej posiadłości, nie spodziewają się, że stary dom stanie się bramą do czegoś znacznie większego niż katalogowanie mebli.
Między kurzem, skrzypiącymi schodami i zapachem historii, odkrywają ślad kobiety sprzed ponad wieku – Adèle. Młoda, niezależna, odważna. W 1895 roku opuściła swoją normandzką przeszłość, by wyruszyć do Paryża – miasta, które właśnie rodziło nowoczesność, fotografię, impresjonizm i kobiecą niezależność.
Współczesność zderza się tu z historią w sposób subtelny i poruszający. Nie przez magiczne portale, ale przez emocje, pamięć i wspólne dziedzictwo. Wędrując śladami Adèle, bohaterowie nie tylko poznają losy swojej przodkini, ale też zaczynają inaczej patrzeć na siebie. Bo czy można zrozumieć, kim jesteśmy, nie wiedząc, skąd pochodzimy?
To opowieść o rodzinie, tożsamości i o tym, że nawet w najbardziej cyfrowych czasach historia nadal potrafi mówić do nas szeptem – z kart starego listu, z zapomnianej fotografii, z uliczek Paryża sprzed ponad stu lat. To także film o spotkaniu dwóch epok – i o tym, że niektóre pytania są ponadczasowe. Kim byliśmy? Kim jesteśmy? I co naprawdę zostawiamy po sobie?
Florence (cudna Léa Seydoux) zakochała się jak z komedii romantycznej – całym sercem, z błyskiem w oku i planem na wspólną przyszłość. Niestety, David ma inne plany. I zdecydowanie nie jest to happy end. Kiedy Florence postanawia przedstawić ukochanego swojemu ojcu, nie wie jeszcze, że David... właśnie próbuje się z tej relacji wyplątać. I to w sposób wyjątkowo tchórzliwy – prosi najlepszego kumpla, by uwiódł ją za niego, licząc, że to rozwiąże problem. Jakby uczucia były jednorazowym kubkiem do kawy.
Cała akcja ma się rozegrać w ponurej restauracji przy autostradzie, gdzie klimat przypomina bardziej scenę z dramatu Becketta niż miejsce rodzinnych spotkań. A jednak – właśnie tu rozpoczyna się opowieść o zderzeniu ego, miłości, rozczarowań i męskiej nieudolności w radzeniu sobie z emocjami.
"Drugi akt" to film o uczuciach, które wymykają się logice, o relacjach, które potrafią być zarówno absurdalne, jak i boleśnie prawdziwe. To komedia, ale z domieszką goryczy. Dramat, ale ubrany w pozorną lekkość. Za kamerą stanął Quentin Dupieux – francuski reżyser znany z absolutnie nieprzewidywalnego stylu, mistrz grania absurdem i zderzania emocji z groteską. W rolach głównych zobaczymy Léę Seydoux jako Florence –oraz Louisa Garrela i Vincenta Lindona.
Almeria – hiszpańska miejscowość skąpana w letnim upale, z błękitnym niebem i zapachem soli unoszącym się w powietrzu. To właśnie tam Sofia, młoda studentka antropologii, przyjeżdża z matką, szukając cudu. Ale zamiast gotowych odpowiedzi, znajduje pytania, których nigdy wcześniej nie miała odwagi zadać. Film "Słone lato" to nie tylko opowieść o uzdrowieniu, ale przede wszystkim o przebudzeniu. Sofia – dotąd skupiona wyłącznie na opiece nad chorą matką – nagle zostaje wyrwana z dobrze znanego rytmu i wrzucona w przestrzeń, w której może... po raz pierwszy pomyśleć o sobie.
Podczas gdy jej matka Rose poddaje się terapiom tajemniczego doktora Gomeza, Sofia wędruje po wąskich uliczkach nadmorskiego miasteczka. I wtedy poznaje Ingrid – wolną, zmysłową, pewną siebie kobietę, która nie pyta o pozwolenie, by być sobą. To spotkanie wywraca Sofii świat do góry nogami. Bo Ingrid nie tylko pokazuje jej inny sposób życia – ona pozwala jej poczuć siebie. "Słone lato" to pełna emocji opowieść o tym, jak trudno odróżnić troskę od poświęcenia, i jak cicho potrafią rosnąć pragnienia, które przez lata były tłumione. To także historia o cielesności – tej nienazwanej, naturalnej, a zarazem tak często wypieranej.
Relacja Sofii i Ingrid nie jest tu sensacją, lecz naturalnym następstwem – spotkaniem dwóch kobiet, które patrzą na siebie inaczej. Bez etykiet, bez schematów. I choć film nie krzyczy, to mówi bardzo wiele: o tym, że kobieta ma prawo do swojej potrzeby bliskości, niezależności i cielesnego przebudzenia – nawet jeśli całe życie była "tylko córką" albo "czyjąś opiekunką".
Pamiętam, że na pierwszej części tej komedii kryminalnej Juliusza Machulskiego bawiłam się doskonale. I wreszcie mamy kontynuację. Cuma (Robert Więckiewicz) nie jest typem, który wchodzi drugi raz do tej samej rzeki. Ale Kraków to nie rzeka – to scena. A gdy ktoś inny zaczyna grać jego rolę, nie ma mowy, by pozostał w Hiszpanii i pił sangrię do końca życia. W „Vinci 2” Cuma powraca jako emerytowany złodziej sztuki, który swoje już ukradł i swoje już przeżył. Ale kiedy stary znajomy, Chudy (Mirosław Haniszewski), próbuje bez niego zorganizować największy skok w mieście – i to z nową, młodą ekipą złodziei, którzy wszystko robią szybko, głośno i bez klasy – zaczyna się gra, która nie może skończyć się remisem.
Dla Cumy to nie tylko napad. To sprawa osobista. Reputacja. Honor. I rachunki, które trzeba wyrównać. Do akcji wkraczają starzy wyjadacze: Borys Szyc, Kamilla Baar i Jacek Król, a także świeża krew – Zofia Jastrzębska i Jan Sałasiński – gotowi na wszystko, byle tylko wygrać z konkurencją i... własnym ego. Tyle że plan – choć prosty – zaczyna się sypać szybciej, niż przewidzieli. Zwłaszcza, gdy pojawiają się ścigający ich glina z obsesją (Łukasz Simlat) i były komisarz, a dziś agent FBI (Marcin Dorociński) – z misją, przeszłością i własnym celem.
"Vinci 2" to powrót do klasyki polskiego kina sensacyjnego. Napady, pościgi, podwójne zagrywki i Kraków, jakiego dawno nie widzieliśmy – pełen mroku, tajemnic i błyskotek, które trzeba umieć ukraść. Reżyserem filmu jest Juliusz Machulski – twórca kultowego pierwszego Vinci, powraca po latach, by znów rozdać karty w świecie, gdzie złodziejskie zasady są równie ważne co lojalność. A ta, jak wiemy, bywa najbardziej złudną walutą. Czy Cuma wciąż ma to „coś”? Czy stare metody wygrają z nową erą złodziei? A może nie da się wygrać, kiedy wszyscy grają nieczysto? Jedno jest pewne – Kraków znowu staje się planszą, a każdy ruch może być ostatni.