Nancy Pelosi jest pierwszą kobietą, która została spikerką w amerykańskim Kongresie. Oznacza to, że w hierarchii władzy jest trzecią osobą w USA po prezydencie i jego zastępcy. Śpi cztery godziny na dobę, uzupełnia energię, podjadając czekoladę. Ubrania kupuje jej mąż, bo ona ma inne sprawy na głowie. Nancy Pelosi jest najpotężniejszą kobietą amerykańskiej polityki, choć zajęła się nią tuż przed pięćdziesiątką, gdy wychowała pięcioro dzieci.
Długopisy były czarne, na każdym napisano złotymi literami jej imię i nazwisko. Na biurku leżał cały stos. Do złożenia podpisu pod wnioskiem oskarżenia prezydenta Trumpa o działanie na szkodę amerykańskiej konstytucji i Kongresu użyła kilkunastu, wymieniając jeden po drugim. – Mój podpis wygląda co najmniej dziwnie – Pelosi skomentowała ceremonię ze śmiechem i oddała wniosek w ręce urzędników. Po co ta pompa? Do podpisywania doniosłych aktów prawnych często używa się kilku piór lub długopisów, aby służyły później za historyczne pamiątki. Składając swój autograf na tym pozwie, Nancy Pelosi zakończyła procedurę, którą przez kilka miesięcy żyła Ameryka i świat.
Skąd pani Pelosi wzięła się w wielkiej polityce? Cóż, tradycje rodzinne! Najmłodsza z sześciorga dzieci Thomasa D’Alesandro Juniora towarzyszyła tacie w wizytach w domach jego potencjalnych wyborców – tak zaczynała. D’Alesandro po czterech kadencjach w Kongresie chciał zostać burmistrzem rodzinnego Baltimore. We włoskiej dzielnicy znali go wszyscy, miał duże poparcie. „Nie można polegać na głosach, które zawsze dostajesz – tłumaczył mimo to swoim dzieciom polityk. – Warto dowiedzieć się, kogo możesz do siebie jeszcze przekonać: Irlandczyków, Żydów, Latynosów. Policzyć niezdecydowanych. Dowiedzieć się, na czym im zależy i jakie mają problemy. Tak wygrywa się w polityce”. Z pięcioma braćmi dorastała w szeregowcu typowym dla tego robotniczego miasta. Odkąd Nancy sięga pamięcią, dom kręcił się wokół polityki. Jako dziewczynka pakowała do kopert ulotki ojca, które potem rozsyłano po domach. Kiedy wracała ze szkoły, w salonie albo planowano kolejną strategię wyborczą, albo siedział tam ktoś z sąsiadów z ważną sprawą, bo tata prowadził biuro w domu. Gdy wizyty się przeciągały, jej matka zapraszała gości do kuchni, gdzie zawsze bulgotał gar gulaszu lub sosu do makaronu. Z ich domu nikt nie wychodził głodny. D’Alesandro, widząc zainteresowanie nastoletniej córki ludzkimi historiami, powierzył jej specjalną misję: prowadzenie „księgi przysług”. Każda wizyta wyborcy była zapisana w notesie z żółtymi kartkami, z datą, nazwiskiem i adresem. Jeśli ojciec komuś pomagał, Nancy skrzętnie to katalogowała. Uczyła się przy okazji, że w polityce nie ma nic za darmo: ja ci pomogę, ale ty oddasz na mnie swój głos.
20-letnia Nancy wbita w sukienkę à la młoda Audrey Hepburn i w białych rękawiczkach sięgających łokci pojechała z ojcem na inauguracyjny bal prezydenta Johna F. Kennedy’ego. Jej ojca znali tam wszyscy. Państwo D’Alesandro doszli do wniosku, że pora wydać córkę za mąż, bo „dziewczyna nie młodnieje”, więc warto pochwalić się nią w towarzystwie. Nie protestowali jednak, gdy przedstawiła im poznanego na studiach chłopaka Paula Pelosiego. Katolik z włoskiej demokratycznej rodziny z szansą na karierę w bankowości był kandydatem do przyjęcia, choć w ich mniemaniu Nancy mogła mierzyć wyżej. I wtedy ona po raz pierwszy postawiła na swoim. Zamiast pójść na prawo – dla rodziców była to oczywistość – wyszła za mąż. „Dla kobiety to najlepsza kariera”, przez chwilę tak wówczas myślała. Mama ma talent „Znalezienie dla nas niani? Niewykonalne! – mówiła w wywiadzie dla „People” Alexandra, najmłodsza córka Nancy Pelosi. – Byliśmy jak dzieci z rodziny Simpsonów: nieznośni, każde miało własne zdanie i nikt nie chciał się nami zajmować nawet za pieniądze. Jedyną osobą, która umiała utrzymać nas w ryzach, była mama”. W ciągu sześciu lat państwo Pelosi dochowali się pięciorga dzieci. Paul pracował jako bankier i założył własną firmę handlu nieruchomościami. Przeprowadzili się też do jego rodzinnej Kalifornii. Nancy – albo w ciąży, albo z kolejnym dzieckiem pod pachą czy w wózku – rządziła domem żelazną ręką. Sen uważała za zbędny luksus. Kluczem do tego, by nie zwariować, była konsekwencja, organizacja zadań i elastyczność. Każde z dzieci, gdy tylko wystarczająco podrosło, miało własne obowiązki w domu, musiało samo przygotowywać się do szkoły i czyścić buty pastą i szczotką do połysku. Mama sprawdzała. Piekła też ciastka na festyny, nigdy nie opuszczała przedstawień, jeździła na szkolne wycieczki, działała w komitecie rodziców. A kiedy dzieci były w szkole, jej dom stawał się miejscem spotkań działaczy partii demokratycznej. Robiła po prostu to samo co wcześniej w domu rodziców. Stawiała na przyjaźnie i budowanie relacji. Dzięki znajomości z kalifornijskim kongresmenem Phillipem Burtonem została członkinią Demokratycznego Komitetu Kalifornii. I szybko... jego przewodniczącą. „Trzeba przyjrzeć się dokładnie, w jaki sposób Pelosi doszła do tego stanowiska”, deklarował jeden z republikańskich kongresmenów, gdy w 1987 r. Nancy wygrała pierwsze wybory do Kongresu ze swojego okręgu. „Wygrasz, jestem o tym przekonana”, powiedziała jej umierająca przyjaciółka, posłanka Sala Burton. Jej mandat był do wzięcia. Uznała Nancy za swoją najlepszą następczynię. Nancy zorganizowała sto spotkań i przyjęć wyborczych, namówiła do pracy cztery tysiące wolontariuszy i zebrała milion dolarów w siedem tygodni. Pieniądze męża z pewnością pomogły. Ale jeszcze bardziej wyniesiona z domu rodziców wiedza o tym, jak kultywować polityczne znajomości. I jak pracować na rzecz tych, którzy w nią wierzą – mimo fali krytyki. „Lewaczka. Histeryczna baba. Co za skrzekliwy głos! O co chodzi z tą gestykulacją? Niech wraca do dzieci i do garów” – reakcja przeciwników Nancy Pelosi na jej pojawienie się w Kongresie była okrutna. „Zostawiła rodzinę trzy tysiące kilometrów stąd – co z niej za matka?!” – grzmieli republikanie, próbując ją dewaluować. Fakt, że pani Pelosi miała 47 lat i jej najmłodsze dziecko właśnie poszło na studia, był nieistotny. Dla przeciwników była głupią gospodynią domową: żoną bogatego męża, która za dużo wydaje. Rzeczywiście Paul Pelosi zbił spory majątek. Inwestował w fundusze, kupował akcje, przekazał dziesięć milionów dolarów na United Football League. Państwo Pelosi mają też winnicę w Kalifornii i majątek szacowany na wiele milionów dolarów. Reszta to polityczna zagrywka, która miała ją zdyskredytować w oczach wyborców. Tymczasem Nancy Pelosi szybko zadziwiła tych, którzy kiedykolwiek w nią wątpili. Została pierwszą kobietą na stanowisku przewodniczącej komisji dyscyplinarnej w Kongresie. I pierwszą, którą wybrano na przewodniczącą partii Demokratów w parlamencie oraz Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych Ameryki. Dziś już w jej polityczne kompetencje nie wątpi nikt. Uważana jest za jedną z najbardziej wpływowych kobiet świata.
Pelosi mówi o sobie, że jest wrzecionem – kimś, kto potrafi połączyć w jedną „tkaninę” ludzi o różnych poglądach w imię wspólnych ideałów. Choć sama pochodzi z tradycyjnej katolickiej rodziny, jest zwolenniczką prawa kobiet do aborcji i równych praw dla mniejszości seksualnych. Pierwsze lata w Kongresie spędziła w komisji walczącej o zwiększenie nakładów na walkę z AIDS. W latach 90., gdy zaproszono ją do Chin, stanęła w Pekinie z transparentem potępiającym masakrę na placu Tiananmen. Od lat walczy też o ograniczenie dostępu do broni palnej w USA. I wspiera kobiety nie tylko w polityce. – „Nie ma takiego zawodu ani stanowiska w Ameryce, które nie nadawałoby się dla kobiety – powtarzała w wielu wywiadach. – Od lat obserwuję, jak dobry wpływ ma obecność kobiet w parlamencie. Ale wciąż jest ich za mało. Dlaczego połowa populacji, czyli właśnie my, kobiety, nie mamy odpowiedniego wpływu na władzę? Ameryką wciąż rządzą biali, bogaci mężczyźni. Co oni wiedzą o kosztach żłobków, różnicy w pensjach i mniejszych emeryturach dla kobiet?” Amerykanki ją uwielbiają!
„Nigdy nie widziałam jej z zamkniętymi oczami – żartowała sekretarka, która dla Pelosi pracuje od 15 lat. Według niej Nancy odpoczywa najwyżej cztery godziny na dobę, a żywi się głównie czekoladą i sokiem grejpfrutowym. Na jej biurku zawsze stoi słoik czekoladek, a po szufladach ma poupychane batoniki energetyczne. Każdy, kto siedzi z nią nad dokumentami, zostaje nakarmiony muffinami. Pelosi nie znosi bezczynności, choć jeszcze bardziej zakupów. Od lat uznawana za symbol elegancji w amerykańskim parlamencie, gdy przychodzi do wyboru strojów, zdaje się... na męża. „Czasem mówię mu tylko, że coś ma być żółte albo czerwone – to moje ulubione kolory – wyznała Nancy w dzienniku „The Washington Post”. – Nigdy się nie zawiodłam na jego guście. Ja z kolei staram się nie przytyć, żeby wciąż mieścić się w ten sam rozmiar”. Układ idealny!
Na początku zeszłego roku Nancy Pelosi została ponownie przewodniczącą Izby Reprezentantów. Jest też pierwszą kobietą wybraną na to stanowisko w dziejach USA. Demokraci doszli do wniosku, że demokratka, która nie bała się powiedzieć o George’u W. Bushu: „Człowiek, który nie ma pojęcia o tym, czym się zajmuje”, będzie najlepszą osobą do konfrontacji z Donaldem Trumpem. Prezydent USA, który ma problem z silnymi kobietami u władzy, dał wielokrotnie wyraz na Twitterze, co sądzi o Nancy i jej działaniach. – „Ktoś, kto przez lata miał pod opieką rozwrzeszczane maluchy, a potem humorzastych nastolatków, nie boi się pana Trumpa – skomentowała jego tyrady Nancy. – Bycie matką i babcią daje kobietom psychologiczną przewagę”. Nestorka rodu zasłużyła na odpoczynek, bo naprawdę ciężko pracuje. Na stanowisku przewodniczącej niższej izby parlamentu USA nie tylko przewalczyła umowy handlowe z Chinami, Kanadą i Meksykiem, ale odmówiła też sfinansowania muru na granicy amerykańsko-meksykańskiej. No i doprowadziła do wszczęcia procesu o pozbawienie Trumpa stanowiska prezydenta, czyli impeachmentu. I choć do niego nie doszło, nie ma wątpliwości, że Nancy Pelosi jest dziś jedną z najbardziej wpływowych osób w Ameryce. „Znaleźć się na jej celowniku to poważna sprawa – komentują jej znajomi. – Wszyscy w USA wiedzą, że z nią lepiej nie zadzierać”. Ciekawe, co teraz przyniesie życie. W końcu zaraz kolejne wybory, a Trump wcale nie musi ich wygrać. Także dlatego, że zadarł z Nancy Pelosi...