Partnerzy

Piotr Sobociński i Olivia Grzymała: Tragicznie zmarły producent filmowy miał być świadkiem na ich ślubie. Zdążył pomóc w zorganizowaniu zaręczyn

Piotr Sobociński i Olivia Grzymała: Tragicznie zmarły producent filmowy miał być świadkiem na ich ślubie. Zdążył pomóc w zorganizowaniu zaręczyn
Piotr Sobociński Jr. i Olivia Grzymała opowiadają o swoim związku
Fot. Artur Wesołowski

Kiedy Piotr Sobociński, jeden z najlepszych polskich operatorów, jedzie na plan filmowy, Olivia i ich dwie córki ruszają za nim. Bo – jak mówi Piotr – Jeśli rozłąka trwa dłużej niż dwa tygodnie, zaczynają tęsknić.

Olivia Grzymała o Piotrze Sobocińskim:  

W ostatniej chwili zdążyłam na ten pociąg. Jechaliśmy w Bieszczady na licealną wycieczkę. W przedziale było tak ciasno, że wylądowałam Piotrkowi na kolanach. I tak zostało…

"Nigdy się ze sobą nie nudziliśmy, ale Piotrek nie zawsze miał ze mną łatwo"

W Bieszczadach dużo rozmawialiśmy. Krążył obok mnie, atmosfera nam sprzyjała. Spaliśmy wszyscy na sianie w stodole, obserwowaliśmy gwiazdy, chodziliśmy na rykowisko jeleni. Po powrocie złapałam się na tym, że często myślę o Piotrku. On zaprosił mnie na weekend do domu nad Narwią. Rodzice długo dyskutowali o tym, czy mnie puścić. Nawiasem mówiąc, teraz ten domek wspólnie odnawiamy; ważne miejsce, gdzie Piotr jeździł z rodzicami. Spodobało mi się, że jest taki opiekuńczy, a przy tym znacznie dojrzalszy od rówieśników. Śmierć jego taty miała na to wpływ. Jako najstarszy z trójki rodzeństwa przejął dużo obowiązków głowy rodziny. Zakochaliśmy się i zaczęliśmy spotykać. Nigdy się ze sobą nie nudziliśmy, ale Piotrek nie zawsze miał ze mną łatwo. Dojrzewaliśmy razem, bywało gorąco. W razie potrzeby tylko on potrafił postawić mnie do pionu. Troszczył się o mnie. Wtedy się buntowałam, lecz podświadomie bardzo tego potrzebowałam. Podziwiam go, że był tak cierpliwy i wyrozumiały. (uśmiech) Przez kilka lat z rzędu nie było dnia, abyśmy się nie widzieli. Nawet wakacje spędzaliśmy ze swoimi rodzinami: narty, Toskania, żagle na Mazurach. Intensywny czas.

Po siedmiu latach przytrafił nam się kryzys. Problem polegał na tym, że ja angażowałam się w Piotrka projekty, ale zaczęłam tracić siebie. Szykowałam się do obrony dyplomu, co mnie pochłonęło, a on zajęty był filmem. Oddaliliśmy się. Poznałam ciekawego chłopaka, fotografa i podróżnika. Zakochał się, byłam adorowana, twórczo nakręcona, jednocześnie coś nie dawało mi spokoju. Kiedy wyjeżdżał, zaproponował, bym dołączyła. Zostałam w Warszawie, umówiłam się z Piotrkiem. Przepłakałam całe spotkanie. Okazało się, że wciąż bardzo się kochamy. Zrozumiałam, że tylko przy nim czuję tzw. pełnię. Podjęliśmy decyzję, że zamieszkamy razem. Pierwsze miesiące nie były łatwe, kłóciliśmy się, ale nasza relacja dojrzała. Kryzys upewnił nas, że chcemy być ze sobą. 

"Po 18 latach wystarczy, że na mnie spojrzy, i wszystko wiem"

Piotrek nie jest wylewny, dusi emocje, co utrudnia komunikację. Ale po 18 latach wystarczy, że na mnie spojrzy, i wszystko wiem. Twierdzi, że jestem szalona, ale sam z wiekiem staje się coraz bardziej otwarty. Częściej sobie odpuszcza, co mnie cieszy. Zgodnie nie obchodzimy żadnych rocznic. Nie mamy potrzeby brylowania na salonach, wolimy zostać w domu, ugotować coś, napić się wina. Piotrek świetnie gotuje, a ja uwielbiam celebrować posiłki, próbować nowych rzeczy. On ten mój „głód” wybitnie zaspokaja. Prowadzimy otwarty dom dla sprawdzonego grona znajomych. (uśmiech)

Ostatnie miesiące spędziliśmy we czwórkę, z córeczkami. Wspominam z rozrzewnieniem, jak wypożyczyliśmy auto i przez kilka tygodni zwiedzaliśmy cudy natury Kalifornii i Arizony. Spaliśmy w hotelikach, odwiedzaliśmy zapyziałe bary przy kultowej trasie Route 66. Dziewczynki były dzielne, a my szczęśliwi. Tęsknię za tym czasem beztroski! Gdyby nie pandemia, Piotrek robiłby kolejne filmy gdzieś daleko. Nie zawsze możemy mu towarzyszyć przez cały okres zdjęć. Nieraz doskwierała mi samotność, gdy wyjeżdżał na zbyt długo. Szczególnie trudno było po urodzeniu młodszej córki. Wtedy pomogła mi mama Piotrka i moi rodzice. 

Mówimy o sobie z Piotrkiem per żona, mąż, choć małżeństwem nie jesteśmy.

Kiedyś uważałam, że ślub nie jest nam potrzebny. Siedem lat temu, tuż po narodzinach starszej córki, Piotr przygotował niezwykłe, filmowe oświadczyny. W tajemnicy, przy zaangażowaniu mojej mamy i naszego przyjaciela, nieżyjącego już producenta Piotrka Woźniaka-Staraka. To on mi powiedział, że małżeństwa nie wolno lekceważyć, a ja w końcu do tego dojrzeję. Miał być naszym świadkiem…

Usłyszałam, że Piotrek Starak zaprasza nas na kolację. Córeczka została u rodziców, a ja wystroiłam się na prośbę mojego Piotrka, co wcale nie było dla mnie łatwe miesiąc po porodzie. Na przedmieściach Warszawy czekał… helikopter. Po pół godzinie lotu zobaczyłam, że znajdujemy się w krainie jezior. Mazury! Wylądowaliśmy w polu. Zrzuciłam szpilki, spacerem dotarliśmy do pomostu z piękną motorówką, do której zaprosił nas ubrany na biało kapitan. Otworzyliśmy butelkę szampana, po czym o zachodzie słońca popłynęliśmy do pływającej altany pośrodku jeziora. Nie wierzyłam własnym oczom. Wokół mnóstwo świec i świeżych kwiatów. A w menu: mój ukochany kawior, filet mignon, poziomki! O zmierzchu mój partner padł na kolana i wyjął pierścionek w podświetlonym pudełeczku. W tej samej chwili wokół jeziora wybuchły… fajerwerki. Moja reakcja na oświadczyny Piotrka była nerwowa i zamiast „tak” najpierw powiedziałam: „Ty debilu”… Śmiejemy się z tego do dziś. Emocje potężne, straciłam głowę. W końcu może weźmiemy ten ślub. (uśmiech) 

Olivia Grzymała – absolwentka fotografii w PWSFTviT w Łodzi. Zajmuje się także urządzaniem wnętrz, hobbystycznie i zawodowo. Mama Lili i Toli. Mieszka w Warszawie. 

Piotr Sobociński o Olivii Grzymale:  

Chyba jesteśmy nudni, bo poznaliśmy się w liceum. (uśmiech) Czym mnie ujęła? Żywiołowa, entuzjastyczna, mająca dobry gust i styl. Ja wtedy nie trzymałem się zbyt blisko z rówieśnikami – już w średniej szkole zacząłem pracę na planach filmowych. Poczułem taki imperatyw, gdy nagle zmarł mój ojciec (operator Piotr Sobociński – red.). Choć mama (aktorka Hanna Mikuć – red.) z tatą nie chcieli, aby trójka ich dzieci znalazła się w świecie filmu, w końcu tak wyszło… Okazało się też, że rodzice Olivki pracowali razem z moimi. Jej ojciec jest producentem, mama – kostiumografką. 

"Gdy Olivia była w ciąży, wspólnie wybieraliśmy, który film powinienem zrobić, żebyśmy mogli być razem"

Od początku byliśmy nierozłączni. Nawet na studia do Łodzi wyjechaliśmy razem: ona na fotografię, a ja na wydział operatorski. Cieszy mnie to, że Olivka jest tak samo rodzinna jak ja. Kiedy tylko może, stara się towarzyszyć mi na planie czy festiwalach. Od kiedy mamy córki, ruszają za mną we trzy. Niemal na każdym planie, który wiąże się z wyjazdem poza Warszawę, jesteśmy razem, co bywa skomplikowane logistycznie. Ale ja bardzo potrzebuję obecności najbliższych. Okresowe rozłąki wpływają na związek dobrze, pod warunkiem że nie trwają dłużej niż dwa tygodnie. Potem zaczynam tęsknić, a teraz to już potrójnie, bo są córki. Tę potrzebę bycia blisko rodziny wyniosłem z domu. To cały system wartości. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Dla mojej kariery zawodowej byłoby lepiej, gdybym wyjechał za ocean. Ale nie potrafię podjąć takiej decyzji. Mieszkamy w kamienicy na Mokotowie, otoczeni przyjaciółmi i znajomymi, jakieś trzy minuty spacerem od mojej babci, a 20 minut od mamy; a tuż pod Warszawą mieszkają mój brat i rodzice Olivki. Tak jest nam wszystkim dobrze.  

Kiedyś robiłem film na Węgrzech przez trzy miesiące i samemu było mi bardzo ciężko. Za każdym razem, gdy Olivia była w ciąży, wspólnie wybieraliśmy, który film powinienem zrobić, żebyśmy mogli być razem w najważniejszych momentach. Nie chciałem wtedy wyjeżdżać. Ostatnią zimę spędziłem z moimi dziewczynami w USA, gdzie dzieliłem czas pomiędzy rodzinę a promocję „Bożego Ciała” (reż. Jan Komasa). Po ceremonii Oscarów Olivka i ja zabraliśmy dzieci w podróż samochodem po Kalifornii, Arizonie i Meksyku. Przed laty moja mama zrezygnowała z własnej kariery aktorskiej; podróżowała z trójką dzieci za ojcem, aby rodzina była razem. Dziś szczególnie mocno to doceniam. 

Co nas łączy? Oczywiście przede wszystkim dzieci. Miałem 30 lat, kiedy urodziła się pierwsza córka. Nie śpieszyliśmy się z tą decyzją, oboje po prostu poczuliśmy, że jesteśmy gotowi i chcemy mieć dzieci. Mam do nich słabość, nie potrafię być „złym policjantem”. Trudne rozmowy prowadzi Olivka. Starsza córka, Lili, jest bezproblemowa. Podczas kręcenia filmu „Bogowie” jako niemowlak zasypiała w każdym możliwym miejscu: a to na motorówce, a to w restauracji. Myślała pewnie, że potrafi się teleportować, bo zawsze potem budziła się w swoim łóżeczku. (uśmiech) Z kolei młodsza, Tola, potrzebuje znacznie więcej atencji, w dwie sekundy wchodzi na stół. Musimy być czujni! 

"Jestem niecierpliwy, ale Olivia potrafi wszystko załagodzić"

Kochamy podróżować, najlepiej autem po Europie. Długo naszą destynacją numer jeden była Toskania. Od kilku lat uwielbiamy chorwacką Istrię. Podczas podróży niezwykle ważne są smaki; potrafimy przejechać kilkaset kilometrów, aby dotrzeć do ukochanych knajp. Moją największą pasją, tuż po filmie, jest gotowanie, a Olivce też świetnie to wychodzi. Jednocześnie różnimy się. Ja wolę wcześniej się położyć i wcześnie wstać, ona odwrotnie. Jestem niecierpliwy, ale Olivia potrafi wszystko załagodzić. Znacznie dłużej wszystko planuje niż ja.

Wciąż się docieramy! Potrafimy się na siebie złościć, ale udaje nam się przetrwać gorsze chwile. Nieraz kłócimy się przez trzy dni o bzdury, jednak w ważnych sprawach trzymamy jeden front. To Olivka wyciąga rękę na zgodę, ale też jako pierwsza zaczyna kłótnie, więc jest równowaga. Na szczęście ceni moje poczucie humoru, a potrafię być sarkastyczny i złośliwy. 

Zazwyczaj jest pierwszym widzem każdego mojego filmu, czasem pomaga mi w przygotowaniach. Przy ostatnim Piotr Domalewski i ja zastanawialiśmy się nad strojem dla głównej bohaterki. Olivia przekonała mnie, że najlepsza będzie wersja, którą odrzuciliśmy na wstępie, bo nie była wyrazista. Miała rację, bo to ta propozycja kostiumografki najlepiej odzwierciedlała postać. Ja nie uważam się za operatora, tylko za filmowca, bo walczę o cały film, nawet kosztem zdjęć. Kiedy tracę dystans do pracy, niezbędne i wartościowe staje się właśnie zdanie Olivki. Cenię to. Każdy twórca jest wrażliwy, ale ona potrafi przekazać swoje uwagi tak, żeby mnie nie urazić. Mam wyrzuty sumienia, że nie poświęcam jej wystarczająco uwagi, ale pracuję nad tym. Warto, tym bardziej że tak niewiele par przetrwało od czasów liceum. Wciąż to pamiętam: wycieczka szkolna, całonocna podróż w Bieszczady… Tak się zaczęło… 

Piotr Sobociński Jr – absolwent Wydziału Operatorskiego PWSFTviT w Łodzi. Autor zdjęć m.in. do filmów: „Bogowie” (reż. Łukasz Palkowski), „Róża”, „Drogówka”, „Wołyń” (reż. Wojciech Smarzowski), „Cicha noc” (reż. Piotr Domalewski), „Boże Ciało” (reż. Jan Komasa). Wielokrotny laureat Polskiej Nagrody Filmowej Orzeł w kategorii najlepsze zdjęcia. Ojciec dwóch córek: Lili i Toli.  

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 07/2020
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również