Wywiad

Paulina Krupińska: "Chciałabym mieć ten dziecięcy zachwyt w sobie do starości. Reszta się sama ułoży"

Paulina Krupińska: "Chciałabym mieć ten dziecięcy zachwyt w sobie do starości. Reszta się sama ułoży"
Fot. AKPA

Była modelką, zdobyła tytuł Miss Polonia, widać ją w telewizji... Dystans do tego świata to wyższa szkoła jazdy. Paulina Krupińska wzięła sobie jednak do serca słowa rodziców, że życie należy budować na solidnym fundamencie. A że zdarzyła jej się miłość jak halny i góralski rodzinny etos, może być spokojna, że byle podmuch emocji nie zawróci jej w głowie.

Twój STYL: Jak kolorujesz świat?

PAULINA KRUPIŃSKA: Skupiam się na docenianiu dobrych chwil i wartościach, które chcę przekazać moim dzieciom. Dla mnie to przede wszystkim tradycje i wiara – fundamenty dobrego życia. I więzi rodzinne. Ostatnie lata potwierdziły moją hierarchię wartości. Uwielbiam celebrować rodzinność, słuchać i opowiadać przy stole anegdoty, choćby i te same co zawsze. Wspominać dawne czasy, przeglądać zdjęcia. Mam poczucie pokoleniowej ciągłości. Chcę, by dzieci też rozumiały jej wagę.

To, jacy jesteśmy, zależy nie tylko od rodziców, ale i wcześniejszych pokoleń.

Jestem o tym przekonana. Po przodkach dziedziczymy nie tylko geny, ale też pamięć, zapisane w niej emocje. Wierzę, że można dziedziczyć również pokoleniowe błogosławieństwa. Każdy z nas na starcie ma walizkę pełną przeszłości.

Co, poza miłością rodziców i dziadków, znalazłaś w swojej walizce?

Mnóstwo wspomnień o bliskości, do których wracam. Na przykład: siedzimy z mamą i tatą w zaciemnionym pokoju w szałasie z koca. Rodzice wyświetlają bajki na projektorze. Na ścianie obrazki, mama czyta, odpowiada na moje pytania. Jesteśmy blisko.

Pamiętam też, jak babcia robiła "pagaje", takie specjalne pączki: mieszała ciasto, wylewała je na rozgrzaną drzewem płytę kaflowego pieca, ciasto skwierczało, gdy przypiekała je z każdej strony, pachniało... I popijało się ciepłym mlekiem z pianką prosto od krowy! W walizce mam jeszcze troskę o dom, poczucie obowiązku. Miały to kobiety w mojej rodzinie. Mamie do dziś przyświeca zasada: nawet jak słaniasz się na nogach, okna na święta mają być czyste. A poważnie – dla mnie dom to miejsce, w którym wszyscy powinni czuć się bezpiecznie. Kubuś Puchatek wyjaśnił to najlepiej: "Prosiaczku, dom jest tam, gdzie nie musisz wciągać brzucha". Możesz być sobą ze swoimi ułomnościami. Ale choć umiem pozwolić sobie na słabość, w walizce niosę też siłę – kobiety w rodzinie wyposażyły mnie w przekonanie, że zawsze dajemy radę. Babcia Stasia przez 55 lat była żoną sołtysa w Pieścidłach. Ten urząd miał konsekwencje: dziadek wciąż musiał z kimś wypić. Babcia nie miała lekko. Skończyła 81 lat, a nigdy nie usłyszałam od niej słowa narzekania. Ma mnóstwo energii i radości. Gdy zjeżdżają się do niej dzieci, wnuki i prawnuki, smaży stos najlepszych na świecie kotletów mielonych. Babciny kotlet daje mi poczucie bezpieczeństwa. Niedawno zdałam sobie sprawę, że moje najczulsze wspomnienia nie są związane z niczym materialnym! To relacje, uczucia, emocje, zasady, wartości, smaki i zapachy.

 

Górale to hermetyczne środowisko. Jak udało ci się do niego wejść? Co zrobiłaś, że traktują cię jak swoją?

Zawsze byłam otwartą i towarzyską osobą, potrafiłam odnaleźć się w każdym środowisku. Wszystko więc przyszło naturalnie, nie musiałam nawet specjalnie zabiegać.

Mówisz już gwarą?

Niewiele, ale często, gdy jestem w górach, akcentuję jakby po góralsku, na pierwszą sylabę. Ale chyba miałam tak zawsze, bo to wynika z mojej ekspresyjnej natury. To zabawne, że w momencie, gdy przekraczamy granice Podhala, Sebastian staje się innym człowiekiem. (śmiech) Od razu zaczyna mówić gwarą, a wtedy mimochodem uczą się tego od niego dzieci.

Mistrzynią jest Tośka, która często pyta Sebastiana o różne zwroty i je błyskawicznie zapamiętuje. Nagle wystrzela: "Ale dzisiok duje wiater", czyli "ale dzisiaj wieje wiatr". I czasem dziwią się jej koleżanki w Warszawie, gdy pyta: "A gdzie są twoje bacioki", czyli kalosze. Albo na placu zabaw rzuci: "Mamo, idziemy w chałupę".

Gdy dziś mówisz o domu, masz na myśli Podhale czy Warszawę?

Pamiętam, jak powiedziałam Sebastianowi, że jestem w ciąży. Zapytał: "Gdzie my to dziecko poślemy do szkoły?". Zawsze mówił, że chce, by góralska tradycja przeszła na nasze dzieci. Bo w niej jest prawda i dobro. I choć dziś nasze życie codzienne toczy się w Warszawie, dom jest również w górach. Dom jest tam, gdzie rodzina.

Kiedyś poprosiłam Sebastiana, żeby ułożył według swojego uznania wartości z Kwestionariusza Miltona Rokeacha. Czyli dostatnie życie, pokój na świecie, przyjemność, wolność, poczucie własnej godności, zbawienie, mądrość, bezpieczeństwo rodziny i szczęście. Co ty wybrałabyś z tego zbioru jako wartość nadrzędną?

Zbawienie. A na drugim miejscu mądrość.

Tak samo wybrał Sebastian! Wygląda na to, że myślicie podobnie! Macie szczęście, że się spotkaliście.

Niedawno oglądałam film "Amerykańska fabryka". Jednym z bohaterów jest Cho Tak Wong, chiński miliarder i jeden z największych filantropów w Azji. Jego historia jest niesamowita – jeszcze w wieku 14 lat był wiejskim chuliganem, pijaczyną i analfabetą. Dziś jest jednym z najbogatszych ludzi w Chinach. W jednej z końcowych scen filmu Cho Tak Wong wchodzi do świątyni, zapala świece i mówi: "Gdy byłem młody, Chiny były biedne i zacofane, ale byłem wtedy szczęśliwszy. Teraz żyję w epoce dobrobytu i rozwoju, ale odczuwam stratę. Tęsknię za skrzekiem żab i dźwiękami owadów z czasów dzieciństwa, za kwiatami w polu". Nigdy potem nie osiągnął tego zachwytu życiem, niż kiedy był młody.

Cieszę się, że macierzyństwo dało mi możliwość patrzenia na świat oczami dzieci. Chciałabym mieć ten dziecięcy zachwyt w sobie do starości. Reszta się sama ułoży. Dla mnie życie jest po to, żeby coś robić dla innych. W ostatecznym rozrachunku tylko to się liczy.

Cały wywiad przeczytasz w najnowszym, sierpniowym wydaniu Twojego STYLu.

okladka bez kodu TS08_2022_MAXI PSR LWC

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również