O polskich markach kosmetyków naturalnych, rozmawiamy z Zuzanną Mierzejewską, organizatorką Targów Ekocuda.
Zacznijmy od liczb. Ile firm bierze zazwyczaj w Targach Kosmetyków Naturalnych Ekocuda?
Pięć lat temu, kiedy zaczynałam je organizować, na rynku było około 200 marek kosmetyków naturalnych, a w targach wzięło udział 66. Przełomowy był rok 2018. Okazało się, że zainteresowanie tego typu produktami jest tak duże, że targi odbyły się nie tylko w Warszawie, lecz także w Poznaniu i Gdańsku. Obecnie zwykle mamy ponad 300 zgłoszeń, z których możemy wybrać 170.
Boom na polskie ekokosmetyki zaczął się kilka lat temu, gdy wystartowały małe rodzinne firmy produkujące głównie mydła i świece. Jakie były ich początki?
Te firmy powstawały z autentycznej pasji. Był to raczej pomysł na życie, a nie na biznes. Za każdą marką stoją konkretne osoby, rodziny, grupy przyjaciół. Ministerstwo Dobrego Mydła stworzyły siostry, Anna i Urszula Bieluń, w 2013 roku. Za Iossi, z 2014 roku, odpowiada Joanna Hołuj. Markę Hagi wymyśliły Hanna i Gabriela Kurcińskie, matka i córka, w 2014 roku. Yope z 2016 roku to projekt małżeństwa Karoliny i Pawła Kosowiczów. Początki firm zazwyczaj były skromne, a ich asortyment ograniczał się do kilku produktów. Podobne są też historie ich powstawania. Założycielki Ministerstwa Dobrego Mydła szukały naturalnych kosmetyków, a ponieważ nie mogły ich znaleźć na rynku, postanowiły sprawdzić, czy mydło można zrobić samodzielnie we własnym domu. Okazało się, że tak. Z kolei Hanna Kurcińska z Hagi jest chemiczką, która zawsze marzyła o tworzeniu dobrych, ekologicznych kosmetyków.
Bardzo często kosmetyki naturalne wytwarzane są na małą skalę, w rzemieślniczych manufakturach, a nie w dużych fabrykach.
Czy od tego czasu dużo się zmieniło?
Co roku powstaje co najmniej kilkanaście nowych marek, i nie są to tylko małe manufaktury. Coraz częściej są to projekty, za którymi stoją spore pieniądze. O tym, jak duży potencjał ma ten rynek, może świadczyć fakt, że w ciągu ostatnich kilku lat tylko trzy znane mi marki zostały zlikwidowane. Wszystkie pozostałe dynamicznie się rozwijają, powiększają swój asortyment, zaczynają wchodzić na rynki zagraniczne.
Jak odróżnić prawdziwy kosmetyk naturalny od produktu, który tylko go udaje?
Cały czas, niestety, nie ma prawnie określonej definicji kosmetyku naturalnego. Jednak w dużym uproszczeniu można powiedzieć, że nie powinien on zawierać żadnych substancji chemicznych o potencjalnie szkodliwym działaniu, takich jak np. oleje mineralne, parabeny, PEG, chemiczne filtry UV czy silikony. Warto wyrobić sobie nawyk uważnego czytania etykiet. Nazwy składników na początku wydają się trudne i mało zrozumiałe, ale szybko można się ich nauczyć. Polecam stronę piggypeg.pl, na której można znaleźć mnóstwo przydatnych informacji. A na co dzień warto stosować zasadę ograniczonego zaufania. Szanujące się marki nie opierają swojej wiarygodności tylko na wyliczance, czego ich produkty nie zawierają. Raczej chwalą się składnikami, które udało im się pozyskać. Według mnie przekaz, który jest pozytywny, zawsze brzmi bardziej przekonująco niż negatywny.
Zagraniczne certyfikaty naturalności są pomocne, ale nie niezbędne. Polskie kosmetyki doskonale bronią się same.
W 2019 roku zmieniły się przepisy dotyczące informacji zamieszczanych na opakowaniach kosmetyków. Czy te zmiany dotyczyły także produktów naturalnych?
Tak, jak najbardziej. Przede wszystkim niedozwolone będzie korzystanie z oświadczeń, które wskazują na spełnienie jedynie minimalnych wymogów prawa. Czyli, przekładając z języka prawniczego na polski, chodzi o wskazywanie, że konkretny produkt nie zawiera jakiegoś składnika, jeśli jest on zakazany do stosowania na terytorium Unii Europejskiej. Dla przykładu – oświadczenie „produkt do pielęgnacji skóry, który nie zawiera formaldehydu” jest niedopuszczalne, bo stosowanie formaldehydu w kosmetykach jest w ogóle zakazane.
Na ile ważne są certyfikaty typu Ecocert, Cosmebio, NaTrue czy Vegan Society?
Na pewno ułatwiają poruszanie się w kosmetycznej dżungli. Nie należy jednak zrażać się ich brakiem. Uzyskanie tego typu zaświadczeń jest dość kosztowne, więc mniejsze firmy po prostu nie mogą sobie na to pozwolić. Z moich obserwacji wynika też, że istnieje już grupa konsumentek świadomych, którym żadne certyfikaty nie są potrzebne. Dysponują bowiem wiedzą, która pozwala im ocenić, czy kosmetyk spełnia kryteria naturalności. Coraz częściej też dopingują producentów do bardziej ekologicznych działań. Na przykład ostatnio bardzo źle widziane są plastikowe opakowania. Produkt naturalny nie ma prawa być zapakowany w foliową torebkę.
Niestety, te produkty kosztują więcej niż „zwykłe” kosmetyki. Dlaczego tak jest?
Niektóre rzeczywiście są dość drogie, ale wynika to przede wszystkim z wysokiej ceny składników, które są używane do ich produkcji, oraz kosztów ekologicznych opakowań. Bardzo często kosmetyki naturalne wytwarzane są na małą skalę, w rzemieślniczych manufakturach, a nie w dużych fabrykach. To wszystko podnosi koszty ich produkcji. Aczkolwiek i tak nie są one astronomiczne, a za cenę niewiele większą od przeciętnej otrzymujemy produkty naprawdę znakomitej jakości.
Gdzie kupować kosmetyki, aby mieć pewność, że są naprawdę naturalne?
Większość firm ma swoje strony internetowe. Niektóre dorobiły się własnych sklepów stacjonarnych. Zapraszam też na Targi Ekocuda. Żeby mieć pewność, że wszystkie prezentowane na nich preparaty spełniają wymogi naturalności, starannie sprawdzamy ich składy i testujemy je na własnej skórze. Dajemy gwarancję, że kupione na targach produkty są w stu procentach ekologiczne.