Relacje

"Mój syn porzucił dziecko i wyjechał za granicę. Postanowiłam zastąpić Kubusiowi rodzica"

"Mój syn porzucił dziecko i wyjechał za granicę. Postanowiłam zastąpić Kubusiowi rodzica"
Fot. 123RF

Czy matka przez całe życie jest odpowiedzialna za swoje dziecko - nawet, gdy jest ono dorosłe? Czy wychowanie wnuka to także jej obowoązek? 

Jak grom z jasnego nieba

Kiedy kończy się odpowiedzialność matki za dziecko? Z chwilą, kiedy to dziecko osiąga pełnoletność? Kończy studia? Kiedy zaczynie się wreszcie samodzielnie utrzymywać? A może taka moralna powinność w odniesieniu do własnego potomstwa nie posiada limitu czasowego i jeśli mamy sumienie, albo chociaż elementarne poczucie wstydu, nigdy się od niej nie uwolnimy? Może zawsze będziemy czuć się odpowiedzialni wobec ludzi i świata za człowieka, którego stworzyliśmy? Taka dożywotnia gwarancja…

Ja wzięłam na swoje barki obowiązek, któremu mój syn nie sprostał – nawet nie próbować sprostać – choć był już dorosłym mężczyzną i od dawna nie pytał mnie o zadanie w ważnych kwestiach. Gdyby spytał, pewnie usłyszałby coś o honorze, rzeczonej odpowiedziałabym za swoje czyny i ludzkiej przyzwoitości. Więc nie spytał, po prostu uciekł. Źle go wychowałam? Czy to może świat go tak zepsuł, znieczulił, zaraził galopującym egoizmem?

Kiedy otworzyłam drzwi i ujrzałam za progiem młodą kobietę z zakłopotanym wyrazem twarzy i kilkumiesięcznym dzieckiem na rękach, odruchowo chciałam powiedzieć, że nie mam drobnych. Nawet bym nie skłamała. Wolałam za wszystko płacić kartą, którą można zastrzec w razie kradzieży.

– Nie przyszłam po pieniądze – zastrzegła nieznajoma, jakby czytała mi w myślach. A potem wzięła oddech i wypaliła: – Chciałam tylko, żeby pani poznała swojego wnuka.

Oświadczenie padło i było jak strzał z dubeltówki. Zrobiłam krok do tyłu i mocniej oparłam się o drzwi, poczuwszy, że kręci mi się w głowie, a kolana robią się miękkie jak wata. Przecież…

Nie, to niemożliwe! Jakub nie może mieć dziecka! To jakaś pomyłka. Na pewno. Albo ta niewinnie wyglądająca kobieta jest lepszą oszustką, niewahającą się wykorzystywać dziecka do swoich kłamstw. Przecież Jakub by mi powiedział... Nie ukrywałby takiej wieści! Zostałby ojcem i zataił to przede mną? Wykluczone. Niemożliwe. Po prostu nie wierzę…

– Wiem, że to szok dla pani, i bardzo przepraszam, ale mam wyrok sądu w sprawie o alimenty, mam wydrukowane zeznania Kuby, jeśli… no, na dowód, że nie kłamię. Mam akt urodzenia dziecka, w którym Kuba uznał syna… A potem wyjechał, zniknął, więc… Po prostu chciałam, żeby Staś miał babcię, skoro nie ma ojca…

Ona mówiła, lekko się jąkając, zacinając, jednocześnie przepraszając i oskarżając. Przepraszała na głos, oskarżała między wierszami. Mojego syna, mnie, świat, samą siebie, że znalazła się na moim progu z dzieckiem w formie prezentu i wyrzutu. Ja słuchałam, w ciszy, w szoku, o którym wspomniała, z chaosem myśli w głowie. Co teraz? Co powinnam zrobić?

Wolno uniosłam rękę i gestem zaprosiłam ją do środka. Wierzyłam czy nie, a raczej chciałam uwierzyć czy nie, nie mogłam udawać, że nie przyszła, że nic się nie stało.

Troskliwie posadziła chłopca na dywanie, który zainteresował się kolorowym wzorem i… go powąchał. Łzy zakręciły mi się pod powiekami. Kuba też tak poznawał świat, jak piesek, wąchając albo liżąc różne rzeczy. Poszłam do kuchni zrobić herbatę. Potrzebowałam chwili na ochłonięcie, choć robienie zwykłej herbaty wydawało mi się takie… prozaiczne w obliczu tej niezwykłej sytuacji, jakiej nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Odetchnęłam głęboko i wróciłam do salonu z tacą, na której ustawiłam dzbanek z herbatą, filiżanki i ciastka.

– Przepraszam, nie mam nic dla… Stasia? Tak ma imię?

– Tak, ale nie szkodzi, mam dla niego wszystko. Bardzo panią przepraszam, że przyszłam bez uprzedzenia. I że w ogóle przyszłam. Biłam się z myślami kilka tygodni. Może lepiej by było, gdybym napisała list, ale obawiałam się, że pozostanie bez odpowiedzi. Kuba…

– Kuba jest Anglii. Zrobił sobie roczny urlop od studiowania. Miał pracować i się zastanowić, czego tak naprawdę chce – mówiłam, bardziej do siebie niż do tej młodej matki, będącej dopiero ma początku drogi w macierzyństwie. – Nie odezwał się już od kilku miesięcy. Już chyba wiem dlaczego... Gdyby nie media społecznościowe, nie wiedziałabym, że żyje. Taka sytuacja...

I oszołomiła mnie bardziej niż odkrycie, że mam wnuka. Zrozumiałam, że mój jedyny syn nie ma ze mną kontaktu, bo nie chce. Bo wie, że nie pochwalę jego tchórzostwa, że zażądam, by wziął odpowiedzialność za własne dziecko.

Tak jak ja będę musiała to zrobić. Moja wina, ostatecznie poniosłam porażkę wychowawczą, gdzieś na drodze macierzyństwa zbłądziłam, więc teraz muszę ponieść konsekwencje. Za szkody dziecka odpowiada rodzic…

– Tak myślałam. – Młoda kobieta pokiwała głową. – Uciekł od wszystkiego. Uznał syna, ale nie zamieszkał z nami, nic pani nie powiedział, a miesiąc po narodzinach Stasia zniknął. Sprawa o alimenty się odbyła, stawił się na niej, zeznawał, ale potem… zniknął na dobre, dostałam wyrok zaoczny.

– Ach tak… – wyrwał mi się szept-westchnienie. O niczym nie wiedziałam, zupełnie o niczym. To bolało.

– Ale nie przyszłam po pieniądze. Potrafię utrzymać siebie i syna! – W głosie młodej mamy pojawiła się nuta zadziorności i zdecydowania. – Chodzi mi o kontakt z kimś bliskim dla Stasia, bo… Jestem jedynaczką, moi rodzice nie żyją. Kuba mówił, jego tata też zmarł kilka lat temu. Więc prócz mnie i pani Staś nie ma innych bliskich krewnych. Jeśli tylko się pani zgodzi, jeśli zechce być jego babcią, byłabym bardzo szczęśliwa.

– Naprawdę? – wymknęło mi się kolejne westchnienie, tym razem zdumione.

Chciała na babcię kogoś, kto nie umiał wychować syna?

– Oczywiście! – Wzięła małego na ręce i podała mi zdecydowanym ruchem.

Przyjęłam go ostrożnie, a on złapał mnie za szyję i przytulił się. Wzruszyłam się. To był mój wnuk. Nie musiałam pytać o badania DNA: był jak skóra zdjęta z Kuby. Nawet pachniał tak samo.

– Jestem twoją babcią, Stasiu…

Zmusiłam się, by to powiedzieć. Bo słowo „babcia” w mojej głowie, ustach i uszach brzmiało sztucznie. Nie miałam czasu, by przywyknąć do tej rewelacji. Zostałam postawiona przed faktem dokonanym. Miałam wnuka, od którego mój syn się odciął.

Nowa rzeczywistość 

Monika, mama Stasia, radziła sobie całkiem sprawnie, biorąc pod uwagę okoliczności. Zostało jej jeszcze kilka tygodni urlopu macierzyńskiego, potem zamierzała posłać dziecko do żłobka i wrócić do pracy. Wiedziałam z doświadczenia, że nie będzie jej łatwo pogodzić obowiązki zawodowe z opieką nad dzieckiem, a przecież ja miałam wsparcie w mężu i rodzicach.

Ona była zupełnie sama.

Nie, poprawka, teraz miała mnie.

– A może ona chce cię naciągnąć? – podejrzewała moja wieloletnia przyjaciółka i wspólniczka w jednym, z którą prowadziłam biuro turystyczne. Opowiedziałam jej o spotkaniu z Moniką i Stasiem i pozostawała nieufna. – Niby teraz nie chce pieniędzy, ale potem po trochu zacznie cię doić.

– Nie jestem głupia, metoda na wnuczka na mnie nie zadziała. Na razie mam pewność, że to dziecko Kuby. Jest identyczny jak mój syn w tym wieku, nawet wyciągnęłam zdjęcia, by ich porównać. Mam akt urodzenia Stasia, mam zeznania Kuby, że chce łożyć na dziecko. Monika nie wymyśliła sobie tego wszystkiego.

– W porządku, przecież nic nie mówię. Po prostu bądź ostrożna. – Popatrzyła na mnie i pokręciła głową. – Boże, nie mogę uwierzyć… Jesteś babcią! Gratuluję! – Uściskała mnie.

Do mnie też ta wiedza dochodziła z trudem. Zamiast widoku fasolki na zdjęciu USG ja zostałam obdarowana od razu raczkującym wnusiem.

Ponieważ była piękna pogoda, głównie umawiałyśmy się z Moniką na wspólne spacery do parku, żeby Staś mógł mnie lepiej poznać i zaakceptować. Żebyśmy całą trójką przywykli do nowej sytuacji. Pozostawałam czujna, ale Monika ani razu nie zagadnęła mnie o jakąś „dotację” dla Stasia. Nawet za lody czy sok, które kupowałam z własne woli, chciała mi oddawać pieniądze.

– Już nie przesadzaj z tą dumą, bo się obrażę – skarciłam ją żartobliwie. – Chyba mogę wnukowi i jego mamie kupić coś do picia. A tak w ogóle niedługo są urodziny Stasia, prawda? Chciałabym zamówić dla niego tort. Nie bardzo umiem piec, ale znam świetną cukiernię. Zrobimy sobie małą imprezkę. Co ty na to? Jaki tort by mu smakował?

Monika dłuższą chwilę milczała.

– Dziękuję – szepnęła, unikając mojego wzroku.

– Dziękuję „tak” czy dziękuję „nie”?

Uniosła głowę. Jej piwne oczy błyszczały od powstrzymywanych łez.

– Tak, Staś się ucieszy.

Jedyne słuszne rozwiązanie 

Próbowałam skontaktować się z Kubą. Bez skutku. Gdy dzwoniłam, włączała się poczta głosowa. Gdy pisałam na adres e-mail, z którego wysłał mi ostatnią wiadomość, nie odpowiadał. Gdzie i jak miałam go szukać, skoro nawet komornik nie potrafił go znaleźć? Co powinnam zrobić? Ignorować sprawę zaległych alimentów, nie poruszać tematu Kuby i być babcią od drobnych upominków oraz spacerów? Czy zachować się naprawdę przyzwoicie i spróbować wynagrodzić mojemu wnukowi brak ojca?

Wiedziałam, jaką kwotę Kuba zalega Monice, i taką też kwotę wypłaciłam ze swojego konta w dniu urodzin mojego wnuka.

– Absolutnie nie mogę tego przyjąć! – Monika aż zbladła, gdy zobaczyła pieniądze w kopercie. – Nie po to panią odnalazłam.

– Wiem. To ja się źle czuję, wiedząc, że nierzadko pracujesz ponad siły, by mój wnuk miał wszystko, czego potrzebuje. To powinien być obowiązek jego ojca, ale skoro nie stanął na wysokości zadania…

– Nie mogę – upierała się Monika.

Ale jest też umiem być uparta.

– To nie są pieniądze dla ciebie, tylko dla Stasia. A ja mam prawo zrobić z własnymi pieniędzmi, co chcę. Wykorzystaj je na bieżące potrzeby albo odłóż na przyszłość. Co miesiąc dostaniesz taką kwotę, jaką zasądził sąd. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, skoro już mnie odnalazłaś. Pokochałam Stasia, polubiłam ciebie. Wstyd mi za syna, ale dziękuję Bogu, że to ty jesteś mamą Stasia. Chciałabym mieć taką córkę, wiesz? – Pochyliłam się w jej stronę i pogłaskałam po dłoni. – Dzielną, odważną, po prostu wspaniałą. Kuba nie wie, co traci. Ale ja wiem. Dlatego bardzo chcę cię wspierać, by mieć prawo uczestnictwa w waszym życiu. Nie chcę być niedzielną babcią. Pozwolisz mi?

Monika się rozpłakała, a ja wstałam, rozwarłam ramiona i po raz pierwszy przytuliłam mocno do siebie… synową. Tak ją zamierzałam nazywać. Matka mojego wnuka była dla mnie rodziną. Co ważniejsze, Monika i Staś potrzebowali tej rodziny.

Od trzech lat nie mam kontaktu z synem. Zniknął, jakby się rozpłynął. Już go nie szukam. Przestałam się też zastanawiać i zadręczać, gdzie popełniliśmy z mężem błąd w jego wychowaniu, w którym momencie czegoś nie dopilnowaliśmy, coś przeoczyliśmy. Co to zmieni? Skupiam się na tu i teraz, na Stasiu, który jest cudownym chłopcem, na Monice, którą pokochałam jak córkę. Może kiedyś Kuba dorośnie i wróci. Ja zawsze będę go kochać, ale czy Monia i Staś zechcą dać mu szansę… To już ich decyzja.

 

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również