Historie osobiste

"Tak bał się miłości, że wolał uciec w nienawiść." Kim są incele i jak bardzo gardzą kobietami

Tak bał się miłości, że wolał uciec w nienawiść. Kim są incele i jak bardzo gardzą kobietami
Fot. Getty Images

Wierzyłam, że miłość zwycięży każdą przeszkodę. Absurdalny rozpad mojego małżeństwa pokazał mi, że to za mało. A może za dużo – kochałam faceta, który tak panicznie bał się kobiet, że nawet nie próbował mnie zrozumieć. Wolał się ze mną rozstać niż próbować pokonać swój lęk.

Studiowałam budowę dróg i mostów na politechnice. Jestem z rodziny budowlańców, mój dziadek i tata byli inżynierami, można więc powiedzieć, że wychowałam się na placach budowy. Rodzice śmiali się, że przynajmniej ze znalezieniem męża nie będę miała problemu. I mieli rację – z Wojtkiem wzięliśmy ślub już na piątym roku studiów. Dlaczego on? Tak szczerze – bo jako jeden z niewielu z roku za mną nie "latał". Dziewczyn na takich studiach jest niewiele, więc wzbudzają zainteresowanie płci przeciwnej. On jednak był inny – i to mnie zaintrygowało. Zawsze lekko wycofany i niedostępny, z uśmieszkiem wyższości, schowany za notatkami. Postawiłam sobie za punkt honoru, że go zdobędę i w sobie rozkocham. Teraz wiem, że nie miałam szans, bo jego strach przed kobietami był od początku silniejszy.

 

Nie mógł uwierzyć, że ktoś go chce

Oswajałam go przez pół roku. Zdawał się nie rozumieć, czego chcę. Potem przyznał, że był przekonany, że chodziło mi o… jego notatki z wykładów. W ogóle nie brał pod uwagę, że mogę być nim zainteresowana jako mężczyzną. Jak się okazało, nigdy wcześniej żadna kobieta nie była. Nigdy nie był na randce, nigdy się nie całował. Był prawiczkiem. Cały wolny czas spędzał grając online. Nie mogłam tego zrozumieć, bo przecież był przystojny, inteligentny. Niczego mu nie brakowało.

Z czasem zrozumiałam, że uśmieszek, który interpretowałam jako wyraz wyższości, a jednocześnie jego wycofanie i niedostępność, nie były pozą. Wojtek głęboko wierzył, że jest gorszym, wybrakowanym rodzajem faceta, którym żadna kobieta nie może się zainteresować. Dziś myślę, że tak naprawdę nigdy nie uwierzył, że go kocham. Nawet, gdy wzięliśmy ślub. Cały czas, kiedy byliśmy razem, czekał, kiedy okaże się, że tak naprawdę to jakaś gra z mojej strony, obliczona na upokorzenie go i wyśmianie przed całym światem.

 

Intymność go frustrowała

Pierwszy seks był katastrofą. Drugi i trzeci też. Sądziłam, że to z powodu jego nieśmiałości, braku obycia z kobietami. Chciałam zostać jego nauczycielką, przewodniczką. Jednak moje tłumaczenia, że początkowe niepowodzenia to nie powód do stresu, że tak ma prawo być, bo przecież dopiero się poznajemy, nie pomagały ani jemu, ani mnie. Potem jednak jakoś poszło i uwierzyłam, że od tej pory będzie już tylko coraz lepiej. Byłam szczęśliwa i planowałam nasze wspólne życie.

Niestety, po ślubie sytuacja wróciła do punku wyjścia. Miesiące mijały, a ja wciąż czułam, że Wojtek robi to z przymusu. Tyle, że teraz nie reagował już zawstydzeniem, lecz agresją. Kiedy mówiłam mu o swoich potrzebach, wspominałam o grze wstępnej, próbowałam tworzyć romantyczną atmosferę, wściekał się. Wyrzucał, że jestem roszczeniowa, że nie daję mu chwili wytchnienia i spokoju, wiecznie czegoś od niego chcę. Wykrzyczał kiedyś, że rolą baby – nie mówił "kobiety", zawsze "baby" – jest troszczyć się o faceta i dbać o jego komfort. I nie zawracać mu głowy, gdy jest zmęczony. Potem się zamykał. Najpierw odsuwał się ode mnie na kilka dni, później już tygodni. Wracał z pracy, siadał do komputera, wstawał od niego późnym wieczorem i szedł spać na kanapę. Nie odpowiadał na pytania, ignorował mnie, jakbym była powietrzem.

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet

Już rok po ślubie nasze małżeństwo w zasadzie nie istniało. Rzadko ze sobą rozmawialiśmy, a jeśli już, to omawiając sprawy dnia codziennego. Nie sypialiśmy razem. Próbowałam z nim rozmawiać, prosiłam, proponowałam terapię, potem groziłam, w końcu już tylko płakałam. Jakbym rozmawiała ze ścianą. Poddałam się po tym, jak zrobiłam wstrętną rzecz – sprawdziłam jego telefon. Byłam zdesperowana, myślałam, że może zakochał się w innej. Znalazłam... wiadomości do kolegów. Pełne złości i nienawiści. Pisał, że kobiety to roszczeniowe suki. Że nadajemy się tylko do seksu i rodzenia dzieci. Że trzeba trzymać nas krótko.

Przypomniałam sobie, że kiedyś czytałam i "incelach" (z ang. involuntary celibacy, mimowolny celibat – przyp. red.), czyli facetach, którzy nie są w stanie zbudować relacji z powodu niskiej samooceny, a swoją frustrację przekuwają w złość, agresję, a nawet nienawiść do kobiet. Słyszałam o stronach internetowych, na których incele wylewają swoje żale i wypisują niestworzone rzeczy o kobietach. Ale czy mój mąż mógłby być jednym z nich? Nie chciałam w to wierzyć.

 

Incel w moim domu

Ciężar nie do udźwignięcia Starałam się zrozumieć Wojtka, wykazać się empatią. Jednak próby rozmów na ten temat zawsze doprowadzały do awantury. Wreszcie skończyła mi się cierpliwość – nie miałam już siły nieść tego na barkach i próbować pomóc mu na siłę. Pękłam, wywrzeszczałam mu to wszystko, a on... jakby się ucieszył. Powiedział, że wreszcie pokazałam swoją prawdziwą twarz, że zawsze wiedział, że chcę go tylko zdominować – jak jego matka – ale on się nie da, bo jest wolnym człowiekiem i żadna baba nie będzie nim rządzić.

Papiery o rozwód złożyłam po rozmowie z tatą. Wypłakałam mu się w ramię, a on mnie przytulił i poparł decyzję o rozstaniu. Powiedział, że prawdziwy facet to ten, który próbuje zrozumieć kobietę, a nie przed nią ucieka. Poradził, żebym nie próbowała za wszelką cenę go "wyleczyć", bo w ten sposób tylko jeszcze bardziej skrzywdzę sama siebie. I że zasługuję na prawdziwego partnera, który będzie mnie szanował i się o mnie troszczył. Miał rację. Dwa lata po rozwodzie spotkałam kogoś, kto nie boi się moich potrzeb i emocji i umie też rozmawiać o swoich. Dopiero teraz poczułam, co znaczy być z kim blisko, tworzyć prawdziwą relację, czuć się w związku bezpiecznie.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również