Historie osobiste

Latem mój mąż ma urlop, a ja mam... dziecko. Mam dość spędzania wakacji w roli niani!

Latem mój mąż ma urlop, a ja mam... dziecko. Mam dość spędzania wakacji w roli niani!
Fot. Getty Images

Leżę przy basenie, próbując złapać chwilę odpoczynku między jedną a drugą zabawą z nadaktywnym synkiem i myślę: Znowu to samo. Kolejne lato, kolejny wyjazd, który miał być "nasz", a kończy się tak jak zwykle – ja z dzieckiem, on na kocu "łapie chwilę oddechu" po pracy, która jest przecież tylko po to, by na nas zarabiać.

Wspólne wakacje rodzinne to nie ideał, a norma

Wydawało mi się, że będziemy rodziną, która wspólnie spędza wakacje. Taką, która razem pakuje walizki, kłóci się w drodze o muzykę w aucie i razem śmieje się przy kolacji z plastikowego talerza, gdzieś na polu namiotowym albo w apartamencie z widokiem na morze. Tak było w moim dzieciństwie, kiedy tata przytwierdzał do dachu naszego Fiata 125 p kanciaste walizki i ruszaliśmy nad Balaton, albo do Świnoujścia. Zamiast tego mam męża, który na urlopie jest bardzo, bardzo, bardzo zmęczony i wciąż musi odpoczywać i drzemać. Cała opieka nad dzieckiem spada na mnie. Jestem nianią 24 godziny na dobę. A po takim wyjeździe padam na twarz.

Tym razem miało być inaczej...

Wyobrażałam sobie, że tym razem, po moich komentarzach o zmęczeniu, mąż podzieli się obowiązkami przy dziecku. Urlop miał być czasem wspólnego odpoczynku, złapania oddechu po intensywnych miesiącach pracy, domowej logistyki i codziennego ogarniania wszystkiego – od śniadań po szczepienia. W końcu zasłużyliśmy. Oboje. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Zamówiliśmy apartament blisko plaży, żeby nie trzeba było daleko chodzić z dzieckiem. Mieliśmy robić wszystko razem. Miały być poranne spacery brzegiem morza, lody po obiedzie, wieczorne wino na tarasie, a w międzyczasie – trochę luzu, trochę książek, trochę snu. Tylko że… mój mąż naprawdę odpoczywa. Całym sobą. A ja? Ja po prostu zmieniłam lokalizację obowiązków.

Marzenia kontra realia nad Bałtykiem

Rano to ja wstaję z dzieckiem. Wiem, że on „jeszcze chwilkę” musi się wyspać. Zresztą nie chcę, żeby maluch go obudził – przecież mąż wrzesień do czerwca miał "taki intensywny". Kawa? Jasne, robię. Śniadanie? Dla wszystkich. I już po śniadaniu on zniknął – "idzie pobiegać". Ja idę z dzieckiem na plażę. Dźwigam torbę, ręczniki, zabawki, wodę, krem z filtrem, chusteczki. On dołączy po treningu. Może.

W ciągu dnia słyszę: "To ty jesteś lepsza w usypianiu", "Ja nie umiem tak dobrze smarować kremem", "Weź może ty pójdziesz z nim na zjeżdżalnię, ja poczytam". A wieczorem, kiedy naprawdę marzę o chwili ciszy, mąż proponuje kolację z winem – ale najpierw trzeba wykąpać dziecko, przebrać, nakarmić, położyć. I znowu to ja. Bo on przecież też ma prawo się zrelaksować. Prawda?

 

Jestem zmęczona na urlopie

Problem w tym, że ja nie jestem na wakacjach. Jestem na dyżurze w nowym miejscu, w ładniejszym otoczeniu. Ale poziom zmęczenia ten sam. A może nawet większy, bo do frustracji dochodzi jeszcze żal – że tak miało nie być. Że planowaliśmy razem. Że miało być partnerstwo, a wychodzi jak zawsze – opieka nad dzieckiem to moja sprawa, jego sprawa to "naładować baterie".

I zaczynam się zastanawiać: kiedy ja mam się zregenerować? Czy macierzyństwo z automatu wyklucza wakacje? Dlaczego nikt nie pyta, czy mi wygodnie, czy nie jestem zmęczona, czy chcę wyjść sama na spacer? Nie chcę być zrzędą. Naprawdę. Nie chcę wiecznie mieć pretensji. Ale też nie chcę znów tłumić tej złości. Bo ona we mnie rośnie. Codziennie, z każdą kolejną zmianą pieluchy na piasku, z każdą kąpielą, z każdą godziną samotnego czuwania.

Nie wiem, jak mu to wytłumaczyć

Nie twierdzę, że mój mąż to zły człowiek. Myślę, że on po prostu nie widzi. Nie rozumie, jak bardzo mnie tu nie ma dla siebie. Jak bardzo się staram ogarniać wszystko – i nikomu się nie skarżyć. Ale prawda jest taka, że nie czuję się tu jak kobieta na urlopie. Czuję się jak opiekunka z zakwaterowaniem.

Wakacje powinny być wspólne. Wypoczynek powinien być dzielony. I opieka nad dzieckiem też. To nie jest wielka filozofia – wystarczy czasem zapytać: mogę cię odciążyć?. Tylko tyle. I aż tyle. Może jeszcze o tym porozmawiamy. Może po tych wakacjach. Może kiedy ja w końcu gdzieś wyjadę – sama. I nie będę nikogo smarować filtrem ani robić kanapek. Tylko poleżę. Tak naprawdę.

 

Lubię być mamą, ale chcę też być kobietą

To nie tak, że nie kocham bycia mamą. Uwielbiam. Tylko czasem chciałabym być też żoną, kobietą, partnerką. Czasem marzę o tym, żeby ktoś mnie zapytał: "A co ty chciałabyś robić w te wakacje?" Żebyśmy nie planowali wszystkiego wokół jego grafiku, jego terminów, jego "możliwości zawodowych". Bo nagle się okazuje, że ja nie mam żadnych. Moje możliwości kończą się na tym, czy dziś pójdziemy do parku czy na plac zabaw z cieniem.

 

Samotna mama, która ma męża

Wczoraj wieczorem, po tym jak dziecko usnęło zmęczone zabawą w piasku, wypiłam lampkę wina na balkonie i uświadomiłam sobie, że jestem… samotna. I nie chodzi o samotność fizyczną. Nie chodzi o to, że nie mam z kim pójść na lody. Chodzi o tę samotność emocjonalną – o to, że kiedy potrzebuję wsparcia, nie ma go przy mnie. Że kiedy myślę o odpoczynku, on oznacza tylko chwilę, kiedy dziecko drzemie. Że kiedy on się regeneruje na fali, ja zasypiam na siedząco, przy dźwiękach bajek naszego synka.

A ja? Ja zapamiętam z tych wakacji smak lodów pistacjowych jedzonych na ławce z dzieckiem. Śmiech w piaskownicy. I myśl, która coraz częściej wraca wieczorami: że zasługuję na więcej. Nie na więcej wakacji, tylko na więcej partnerstwa. Na więcej obecności. Na więcej wspólnego życia. Na razie mam tylko siebie. I to dziecko, które teraz podbiega do mnie z piaskową babką w rączce, krzycząc: "Zobacz mamo! Udało się!" I może to jest właśnie mój najważniejszy sukces tego lata – że choć wszystko dźwigam sama, to nasze wspólne "babki z piasku" się jednak udają. Ale ile jeszcze razy mam je lepić samotnie?

A tak serio... chyba zadziała tylko terapia szokowa. Któregoś dnia wyjadę bez zapowiedzi na kilka dni. Założę się, że mąż nagle nauczy się usypiać, zjeżdżać na zjeżdżalni, a nawet.... używać kremu.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również