Historie osobiste

Nie zdradzał, nie kłamał, poświęcał czas. Nie doceniałam tego. Teraz żałuję, że postanowiłam odejść

Nie zdradzał, nie kłamał, poświęcał czas. Nie doceniałam tego. Teraz żałuję, że postanowiłam odejść
Fot. 123rf

Niekiedy z pozoru nie można nic partnerowi zarzucić, a jednak czujemy się z nim nieswojo, niepewnie, nienaturalnie. Intuicja podpowiada, że to nie jest nasze miejsce w życiu. Po rozstaniu czujemy zagubienie i nie rozumiemy, co właściwie było nie tak. Coś jednak musiało być, bo intuicja nie kłamie.

Wreszcie zebrałam się na odwagę. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw, po wielotygodniowych zmaganiach wewnętrznych, podjęłam tę trudną dla mnie decyzję.

– Powinniśmy się rozstać.

Roman rozejrzał się po restauracji i lekko uśmiechnął. Chyba właśnie odkrył, czemu zaprosiłam go do eleganckiego lokalu, choć nie było żadnej okazji. Miał rację, byłam tchórzem, nie chciałam z nim zostać sama. Bezpieczniej czułam się z publiką, nawet jeśli obecni w tle ludzie nie mieli pojęcia, co się dzieje. Nie posądzałam go o chęć zrobienia awantury, ale gdyby spróbował mnie przytulić, pocałować, mogłabym ulec i wróciłabym do punktu wyjścia.

Zatrzymał na mnie wzrok i patrzył, nie mrugając powiekami. Hipnotyzował mnie. Z wrażenia aż wstrzymałam oddech.

– Powinniśmy? – powtórzył tym swoim głębokim, radiowym głosem. – Czyli nie jesteś pewna? – dociekał. – Może jeszcze to przemyślisz? Jeśli zrobiłem coś źle, jeśli cię zawiodłem, nie byłem dość wrażliwy, czuły na twoje potrzeby, to mi powiedz. Spróbuję się poprawić.

I co mu miałam powiedzieć? Że za mało się kłócimy? Że jest zbyt uprzejmy?

Zmusiłam się, by odwrócić głowę, i dopiero wtedy głęboko odetchnęłam. Nie mogłam mu patrzeć w oczy, w tę wciągającą otchłań. Powinnam się domyślić, że usłyszę usprawiedliwienia, choć nie wysunęłam żadnych oskarżeń, żadnych poważnych zastrzeżeń.

 

Nie wiem, co czuję. Gubię się

Nie zrobiłam tego, bo nie umiałam ich ująć w słowa. Chaos w uczuciach mi nie pomagał. Nadal kochałam Romana, czy raczej wciąż byłam w nim zakochana. Lubiłam, gdy mnie dotykał. Miałam ciarki, gdy słyszałam intymniejszy tembr w jego głosie… Więc czemu nie byłam z nim szczęśliwa?

Miłość powinna dawać radość. Czasem łzy. Czasem wybuchać gniewem lub zazdrością. A ja czułam głównie zmieszanie i niepewność. Nie czułam się bezpiecznie w tej relacji, choć zadawała się mnie otaczać miękkim, delikatnym kokonem. Postronni uważali nas za wspaniałą parę, idealnie dobraną. Nigdy się nie kłócą, zawsze odnoszą się do siebie z szacunkiem i jeszcze pięknie razem wyglądają. Oto my. Tyle że na zdjęciach, które Roman trzymał u siebie w domu – w ramkach, na półkach i na ścianach – widziałam to samo wspaniałe dopasowanie między nim… a jego byłą.

 

Czy to zazdrość? Czy słusznie odczuwana niepewność

Dużo wiedziałam o Julii, bo Roman dużo o niej mówił. Zawsze w superlatywach. Świetna menadżerka, która jednak nie żyła wyłącznie pracą. Miała hobby, poczucie humoru, życie towarzyskie i zdrowy dystans do siebie. Kobieta niezależna, w żadnym razie bluszcz, przeciwnie, potrafiąca dać wsparcie swojemu mężczyźnie. Do tego piękna, zgrabna, empatyczna i kochająca zwierzęta.

– Nie musisz być o nią zazdrosna – powtarzał, wywołując we mnie dysonans.

To nie była zazdrość, tylko poczucie niestosowności i jakiegoś fałszu. Podziwiał kobietę, z którą się rozstał, która miała obecnie męża i dziecko, i nie było szans, by do siebie wrócili.

Kiedyś go o to zapytałam. Czy żałuje, że się rozstali. Czy gdyby była nadzieja…

– Nie. Nie ma powrotu do tego, co było. Julia jest teraz na innym etapie, ma inne priorytety. Właśnie dlatego musiałem pozwolić jej odejść, bo nie mogłem spełnić jej oczekiwań.

Jakich? Czy chodziło o małżeństwo i dzieci? Nie oczekiwałam tego od niego. Miałam już dzieci, niemal dorosłe, i nie planowałam ponownego wchodzenia w gorzko-słodkie uroki macierzyństwa. Miałam też za sobą rozwód i nie paliło mi się do ponownego małżeństwa.

 

Rozstanie dla... mojego dobra?

Co więcej, te wszystkie peany wobec Julii pasowały również do mnie. Nie cierpiałam na fałszywą skromność i umiałam realnie ocenić swoje atuty. A jednak przy Romanie czułam się nie dość dobra. Nie krytykował mnie, nie żądał, bym się dla niego zmieniała, szanował moje granice, nie mogłam mu nic zarzucić – prócz tej dziwnej mimo wszystko lojalności wobec byłej partnerki – zarazem czułam się przy nim drugim wyborem, planem B, opcją rezerwową. 

Czyżby Julia czuła się podobnie i dlatego odeszła?

– Przepraszam, naprawdę musimy się rozstać – użyłam bardziej kategorycznej formy.

– Dla mojego dobra.

– Skoro tak… Idź, ja zapłacę.

Wstałam i wyszłam, nie oglądając się za siebie. Nie pobiegł za mną. Nie zawołał. Nie domagał się bardziej szczegółowych wyjaśnień, nie próbował mnie przekonać. Po prostu wziął winę na siebie i nie dociekał. Rozpłakałam się dopiero w domu.

Czekałam na telefon od niego, ale nie dzwonił. Dzień, dwa, tydzień. Pogodził się z moim odejściem bardzo szybko. A ja żałowałam swojej decyzji, już gdy wstawałam od stolika. Rozsądek jedno, a serce drugie. Żal podtrzymywała nadzieja, że za mną zatęskni i zrozumie, jak bardzo mnie kocha. Wtedy przestanie być taki grzeczny. Przybiegnie, załomocze w drzwi, a potem nie pozwoli odejść.

 

Nie rozumiem, co naprawdę skrywa

Nic z tego. Chciałam mieć z nim swój „happy end”, a będę miała co najwyżej miejsce na półkach i na ścianie. Moje fotografie, niczym trofea, zawisną obok zdjęć Rogera z idealną Julią. Może gdzieś tam jest kobieta, na którą czeka, dla której wyjdzie z ram, o którą będzie walczył, przy której zapłonie i oszaleje, stając się zaborczym egoistą. Ja nią nie jestem.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również