Skąd bierze się nazwa kosmetyku? I dlaczego bywa niezrozumiała na tyle, że nie wiemy, co jest w tubce. Sprawdzamy, jak powstają etykiety, jakie informacje są ważne, a które to tylko mydlenie oczu. Na deser – słownik kosmetycznych wyrazów obcych. Zobacz, czy je rozumiesz.
Rozmawiałam kiedyś z marketingowcem-naukowcem z koncernu kosmetycznego. Po serii moich pytań o składniki aktywne, nowatorskie rozwiązania i kompleksy użyte w nowym kremie zapytał, czy jestem szpiegiem gospodarczym. Nie – odpowiedziałam – ale zanim opiszę krem, muszę zrozumieć, o co w nim chodzi. W Stanach Zjednoczonych często wystarczy argument, że kremu używa znana postać, u nas to za mało nawet w dzisiejszych, celebryckich czasach. Co przemawia do Polek? – Jasna komunikacja i transparentność – mówi Ewa Sarach z marketingu marki AA. – To budzi zaufanie. Choć dużym wyzwaniem jest stworzenie nazwy przykuwającej uwagę i jednocześnie zrozumiałej. Jeśli coś jest powszechnie znane, to się nie wyróżnia. Na przykład określenia „krem odmładzający” i „szampon regenerujący”. A jeśli się wyróżnia, to bywa trudne – jak bakuchiol. Dlatego nad nazwami pracują działy marketingu z agencjami badającymi rynek. Jedni wymyślają, a drudzy sprawdzają, czy słowo jest chwytliwe i zrozumiałe dla potencjalnych odbiorców.
Klientka – nasza pani
– To, co i jak piszemy na opakowaniu, zależy od tego, dla kogo jest kosmetyk – wyjaśnia Ewa Sarach. Polki dojrzałe muszą mieć opis w języku polskim, napisany większą czcionką, łatwą do przeczytania bez okularów. Chcą precyzyjnej informacji: co to jest, dla kogo, jak działa. Na przykład „krem odżywczy na dzień i na noc 60+”. Hm, nie brzmi magnetyzująco. Nie musi, jak wskazują badania. Lepsza od obietnic jest uczciwość producenta. Klientki są coraz bardziej świadome. Wiedzą, że odmłodzenie skóry kobiety po sześćdziesiątce jest niemożliwe, więc nie wierzą w takie opisy. Szukają dobrego kremu odżywczego, kojącego, wygładzającego. Ale im kobiety młodsze, tym bardziej zainteresowane, oczekują więcej informacji. Nie mają nic przeciwko anglojęzycznym nazwom, np. Go Green. Lubią, gdy na etykiecie jest podane, jaki procent stanowią składniki pochodzenia naturalnego. Znają się na składach, można im zakomunikować np. probiotyki, jad żmii, grzyby reishi. Na kosmetykach dla tych klientek powinny być też symbole certyfikatów eko. Czy to ważne? Przecież kremy bez certyfikatu nie są gorsze. – Ale coraz więcej kobiet ich szuka, bo jest im bliski naturalny styl życia – mówi ekspertka. Dla innych ważniejsze jest, by krem dobrze się wchłaniał. Albo nowoczesność. Na szczęście dzięki technologii można połączyć pożądane cechy. Na przykład dzięki temu, że są roślinne silikony, dziś kosmetyki naturalne nie mają konsystencji maści, ale przyjemnego budyniu. Brawo! Tylko jak zakomunikować wszystkie fantastyczne rzeczy na małym opakowaniu? Producenci upraszczają informacje. Szczególnie jeśli są trudną do wymówienia nowością. Przykład? Bakuchiol. Na niektórych etykietach występuje jako bioretinol albo roślinny retinol, bo to określenie jasne dla większości z nas.
Prawo do informacji
Zgodnie z przepisami unijnymi na opakowaniu można pisać prawdę i tylko prawdę. – Deklaracje marketingowe muszą być poparte badaniami – mówi Anna Frydrych, kierownik do spraw naukowych i legislacyjnych w firmie Orkla Care. – Jeśli krem zawiera witaminę C, która według badań producenta tego składnika rozświetla skórę, możemy napisać, że krem tak działa. Ale pod warunkiem, że faktycznie zrobimy badanie kosmetyku, które to potwierdza. Albo użyjemy stężenia opisanego w publikacjach jako skuteczne. Albo wzmocnimy witaminę C innymi składnikami, również rozjaśniającymi. Gdy przyjdzie kontrola z Inspekcji Sanitarnej lub Handlowej, producent musi udowodnić, że napisał udokumentowaną prawdę. Nie wolno mu też deklarować rzeczy oczywistych, np. informacji „nietestowany na zwierzętach” – bo zgodnie z prawem Unii na jej terenie i tak obowiązuje zakaz sprzedaży kosmetyków i ich składników, które były tak testowane. Nie wolno też podawać, że kosmetyk nie zawiera składników zakazanych, bo to oczywiste. Albo pisać, że kosmetyk nie zawiera składników, które w Unii są dozwolone, np. parabenów. To manipulacja. Od reguły są odstępstwa: można zakomunikować, że kosmetyk nie zawiera konserwantów, choć są one w Unii dozwolone, jeśli producent zastosował rozwiązanie technologiczne, którym chce się pochwalić. Można też napisać, że nie zawiera kompozycji zapachowej (choć jest dozwolona), bo to ważna sprawa dla alergików. A co z obietnicą, że maskara pogrubia i wydłuża rzęsy? Jest w porządku, jeśli w tuszu są drobinki obklejające i osadzające się na końcach rzęs. Niektóre deklaracje są subiektywne, nie obiektywne. Na przykład „kosmetyk hipoalergiczny” nie oznacza, że nie podrażni, ale że producent zminimalizował ryzyko podrażnień. Bo nie można przewidzieć, co nas uczuli.
Na słoiczku nie można już wypisywać, co się producentowi podoba. Naszego prawa do wiedzy pilnują przepisy.
Słowniczek kosmetyczny wyrazów nieoczywistych i trudnych.
Sprawdź, czy znasz i czy wiesz, co może posłużyć twojej urodzie.
- alfahydroksykwasy: migdałowy, mlekowy, glikolowy, jabłkowy, winowy itp. W zależności od stężenia i odczynu mają różną moc i działanie. Wyższe pH kwasu sprawia, że dobrze nawilża, niższe – daje efekt mikrozłuszczania wierzchniej warstwy naskórka.
- antipollution – wyraz pojawia się w opisach miejskich kremów chroniących przed zanieczyszczeniami. Kosmetyki tworzą polimerową mikrosiateczkę, która nie dopuszcza do kontaktu pyłów ze skórą. Zawierają też antyoksydanty, np. wita-
minę C, SOD (dysmutazę ponadtlenkową), flawonoidy (substancje roślinne).
- botoks-like, retinol-like – peptydy i roślinne wyciągi, których działanie inspirowane jest toksyną botulinową (przeciwzmarszczkową) i retinolem (wygładzającym, rozjaśniającym).
- brązer, samoopalacz, puder brązujący. Samoopalacz trwale (na kilka dni) „opala” skórę, bo cukier z kosmetyku wchodzi w reakcję z jej białkami. Brązer w kremie lub żelu przyciemnia nietrwale, zmywa się pod prysznicem. Puder brązujący służy do makijażu twarzy imitującego opaleniznę na wypukłych partiach (grzbiet nosa, łuki brwiowe, kości policzkowe).
- cienie wypiekane (baked) – prasowane, o wypukłym kształcie i nierównej powierzchni. Wypieka się je w specjalnych piecach przez wiele godzin w temp. 60°C. Twarde i zbite, nie osypują się.
- contouring & strobing – kosmetyki do optycznego rzeźbienia twarzy. Do contouringu: matowy brązer, który zmniejsza, wysmukla (np. opadający podbródek, boki nosa), do strobingu rozświetlacz, który nakładamy np. na kości policzkowe.
- dermokosmetyki, kosmeceutyki – kosmetyki, sprzedawane w aptece lub strefie aptecznej w drogerii, do problematycznej skóry, np. trądzikowej, wrażliwej.
- emolienty – balsamy, masła, głównie apteczne, do bardzo suchej, skłonnej do podrażnień, atopowej skóry dojrzałej lub dziecięcej. Z parafiną, gliceryną, lanoliną. Tworzą barierę ograniczającą utratę wody i zmiękczającą naskórek.
- filler, wypełniacz zmarszczek – zazwyczaj serum nawilżające z kwasem hialuronowym, które nasyca skórę wilgocią, dzięki czemu zmarszczki wydają się mniejsze.
- hydrolat – woda roślinna (kwiatowa). Otrzymywana podczas destylacji roślin z parą wodną. Zawiera niewielkie ilości roślinnych substancji pielęgnacyjnych. Można stosować jako tonik, odświeżacz do twarzy, występuje też w kosmetykach jako dodatek lub zamiast wody.
- INCI (czyt. inki): obowiązkowy spis składników na opakowaniu. Na pierwszym miejscu jest ten, którego jest najwięcej,
na ostatnim składniki występujące śladowo, zazwyczaj zapachowe.
- kosmetyki detoksykujące – zazwyczaj pilingi albo maseczki z roślinnym węglem. Wbrew nazwie nie usuwają toksyn ze skóry, ale mocno oczyszczają z sebum i pyłów, walczą z wolnymi rodnikami, odblokowują pory itp.
- kosmetyki mineralne – zawierają tylko minerały, najczęściej tlenek cynku, dwutlenek tytanu, mikę i kolorowe pigmenty pochodzenia naturalnego: tlenki żelaza, chromu, manganu, ultramaryny. Nakłada się je trudniej niż tradycyjne kosmetyki kolorowe, ale nie zawierają konserwantów (nie psują się, bo to po prostu minerały w proszku).
- linia wodna – brzeg dolnej powieki między rzęsami a gałką oczną. Możemy ją malować kredką (wodoodporną,
by się nie rozmazała). Białą lub cielistą dla optycznego powiększenia oczu albo czarną dla wyostrzenia spojrzenia.
- maska peel off – zastyga na twarzy w ściśle przylegającą do skóry płachtę. Zdejmuje się ją jedną ręką. Najczęściej zawiera alkohol, oczyszcza, odświeża, zwęża pory. Producenci często dodają do niej brokat, więc instagramerki chętnie prezentują się w niej w sieci.
- primer, baza: kosmetyk pod podkład. Są primery wygładzające, schładzające koloryt, rozświetlające, ale najważniejszym zadaniem wszystkich jest przedłużenie trwałości makijażu. Lepiej utrzymują pigmenty, ograniczają ich kontakt z podkładem, więc kolory i tłuszcze nie wtapiają się i nie utleniają za szybko. Podobnie działają primery do włosów – odżywki w spreju ułatwiające układanie. Bazy do paznokci z kolei wygładzają nierówności, zwiększają przyczepność lakieru. A bazy na rzęsy oklejają włoski,
by je pogrubić i przedłużyć.
- serum, koncentrat, booster, shot, esencja – tych nazw producenci używają zamiennie (i ciągle tworzą nowe!). To płynne kosmetyki ze skoncentrowanymi składnikami pielęgnacyjnymi na konkretny problem, np. przesuszenie, utratę jędrności, ziemisty koloryt. Nakłada się je zawsze pod krem. Nie mogą go zastąpić, bo mają za mało składników. Nowością w kategorii jest serum olejowe.
- top coat – ostatnia, przezroczysta warstwa na lakier do paznokci. Przyspiesza jego wysychanie, przedłuża trwałość, nabłyszcza lub matowi.
- skarpetki złuszczające – po nałożeniu na stopy i odczekaniu zalecanego czasu zdejmujemy je i wyrzucamy. Skóra powoli schnie,
napina się i po kilku dniach schodzi płatkami przez kilka dni. Są też napiętki złuszczające. Uwaga, zbyt częste powtarzanie tego zabiegu albo dłuższe niż należy noszenie skarpetek może doprowadzić do silnych podrażnień.
-
- szampony: oczyszczający, micelarny – pierwszy ma usunąć ze skóry głowy i włosów pozostałości kosmetyków do stylizacji. Uwaga,
nie wolno stosować non stop, bo może za bardzo odtłuścić skórę głowy i włosy. Łagodniejsze są szampony micelarne,
ale po nich też dobrze użyć zwykłego szamponu (do drugiego mycia) i odżywki.