Wywiad

Stanisława Celińska: "Teraz bardziej umiem cieszyć się życiem. Bardziej umiem żyć"

Stanisława Celińska: "Teraz bardziej umiem cieszyć się życiem. Bardziej umiem żyć"
Stanisława Celińska: "Teraz bardziej umiem cieszyć się życiem. Bardziej umiem żyć"
Fot. East News

W teatrze Krzysztofa Warlikowskiego uprawiała, jak mówi, „aktorstwo całopalne”. Na scenie zostawiała wszystko. Teraz wróciła do korzeni, czyli muzyki. Czuje się spełniona i potrzebna. 

Stanisława Celińska o 77. urodzinach i sławie: " Czuję się potrzebna"

PANI: 77 urodziny, 55 lat twórczości. We wstępie do płyty „Uwierz” pisze pani: „Przychodzi taki moment w życiu człowieka, kiedy chce sobie odpowiedzieć na ważne pytania. Kim jest, co kocha, co jest dla niego ważne”. Kim pani dzisiaj jest?

STANISŁAWA CELIŃSKA: Myślę, że szczęśliwym człowiekiem. A czym jest szczęście? Na płycie jest utwór „Szczęście”: „Jestem stworzona z pól, gór, jezior, lasów, z naszej historii, z bliskich sobie twarzy (...) Tutaj łatwiej być sobą, kochać, pracować, uczyć się, a czasem zacząć od nowa”. Szczęście to być u siebie, żyć i pracować w języku dzieciństwa, czyli polskim, który jest piękny i bogaty, mieć przyjaciół, rodzinę. Ludzi, którzy mnie lubią, czekają na mnie, przychodzą po koncercie porozmawiać. To jest niesłychanie krzepiące. Czuję się potrzebna. W innej piosence śpiewam: „Nawet jeżeli będziesz bogaty i kolor życia miał złoto-srebrny, nic ci to nie da. Szczęście ominie, jeśli nie będziesz czuł się potrzebny”.

To z piosenki „Życie jest ważne”. W biografiach intryguje mnie moment iluminacji, który pozwala nazwać siebie artystą. Pani miała taki?

Pamiętam taki moment w spektaklu telewizyjnym „Intryga i miłość” z Jadzią Barańską, która niedawno odeszła, i Witkiem Dębickim. Moja bohaterka była młodą, zakochaną dziewczyną, która umiera. Grając miałam déjà vu, jakby ta postać we mnie bardzo silnie ożyła. Poczułam wtedy, że cokolwiek zrobię, będzie to prawdziwe. Jestem odpowiednią osobą w odpowiednim miejscu. Poczułam, że to jest mój zawód.

Stanisława Celińska o młodości: "Mimo urody i różnych sukcesów nie potrafiłam czerpać z tego radości"

Weszła pani do niego z przytupem. Z Andrzejem Wajdą i „Krajobrazem po bitwie” pojechaliście na festiwal do Cannes. Miała pani 23 lata. Była utalentowana i... śliczna. Tęskni pani czasami za tamtą dziewczyną?

Nie do końca. Tamta dziewczyna nie umiała ładnie cieszyć się życiem. Żyła szybko, czasem nie miała siły, możliwości, żeby się zatrzymać. Albo nie wiedziała, że tak trzeba. Mimo urody i różnych sukcesów nie potrafiłam czerpać z tego radości. W Cannes zamartwiałam się, że nasz film jest tak słabo reklamowany – był jeszcze „ciepły”, ledwo skończony - że tam nikt nie wie, czym była „Bitwa pod Grunwaldem” ( scenariusz filmu powstał na podstawie opowiadania „Bitwa pod Grunwaldem” Tadeusza Borowskiego – przyp. red.). Daniel Olbrychski mówił: „Uspokój się. Ciesz się! Nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś tu wrócisz”. Miał rację. Nigdy mnie już tam nie zaproszono.

 

Krytycy porównywali panią do Moniki Vitti, pisali, że powinna pani dostać nagrodę. Brzmi jak bajka...

Był nawet czerwony dywan. Z produkcji filmu dostałam 50 dolarów na fryzjera. Wtedy to była fortuna. Wajda z Olbrychskim żartowali: „Daj nam te 50 dolarów, my cię uczeszemy”, ale ja się uparłam. Fryzurę zrobili mi w filii salonu Antoine’a. Skakali koło mnie, tapirowali, chuchali – czułam się jak gwiazda. Kiedy Andrzej i Daniel mnie zobaczyli, powiedzieli, że nigdzie ze mną nie pójdą, bo mam na głowie kapustę, która wygląda strasznie. (śmiech) Imponował mi tamten świat, ale czułam się niepewna, zgnębiona, dla mnie najważniejszy był film. Teraz bardziej umiem cieszyć się życiem. Bardziej umiem żyć.

Stanisława Celińska o filmie "Noce i dnie" i reżyserze Jerzym Antczaku

Wtedy zachłysnęła się pani graniem?

To zależało od roli i towarzystwa. Kochałam „Noce i dnie” - uważam, że to doskonała książka - i pracę z Jerzym Antczakiem. Dobrze czułam się z tą postacią, z tą literaturą, na tym planie. Antczak szanował aktorów, dopieszczał nas i hołubił. Budował taką atmosferę, że czuliśmy się wyjątkowi. W tamtych czasach nie robiło się takich długich seriali, to był jeden z pierwszych, jednocześnie kręciliśmy sceny do filmu, więc spędzaliśmy na planie mnóstwo czasu. Można było wczuć się w rolę. Wciąż podchodzą do mnie ludzie po koncertach i wspominają Agnieszkę. Niedawno jakaś pani powiedziała: „Dałam córce na imię Agnieszka, na pamiątkę pani postaci w »Nocach i dniach«”. Kiedy kręciłam „Noce i dnie”, cieszyłam się, że można być zupełnie kimś innym, żyć w innej epoce, a jednocześnie..

Cały wywiad można przeczytać w styczniowym wydaniu PANI.

okladka PANI bez kodu sRGB

STANISŁAWA CELIŃSKA

Urodziła się w Warszawie, w 1947 roku. Ojciec był pianistą, matka skrzypaczką. Muzyka była jej pierwszą miłością, drugą – aktorstwo. Skończyła PWST pod kierunkiem Ryszardy Hanin. Erwin Axer zaangażował ją w Teatrze Współczesnym. W filmie zadebiutowała u Andrzeja Wajdy w „Krajobrazie po bitwie”. Ogromną popularność przyniosła jej rola Agnieszki w serialu „Noce i dnie”. Zagrała kilkadziesiąt ról filmowych i teatralnych. Krzysztof Warlikowski zrobił z niej gwiazdę Nowego Teatru. Genialnie zagrała m.in. w „Ocalonych” czy „Krumie”. Ma córkę Aleksandrę i syna Mikołaja.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również