Wypadek księżnej Diany wstrząsnął całym światem. I choć od tego tragicznego wydarzenia minęło już ponad 25 lat, wiele osób wciąż zadaje sobie pytanie o to, jak do niego doszło. Co więc dziś wiadomo na temat tej nieszczęśliwej historii? Sprawdź.
Do stolicy Francji z Sardynii księżna Diana i jej partner - Dodi Al-Fayed - przylecieli 30 sierpnia 1997 roku. Według niektórych źródeł kilka tygodni wcześniej Lady Di zrezygnowała z przysługującej jej dworskiej ochrony, bo nad jej bezpieczeństwem czuwali prywatni ochroniarze Al-Fayeda. Inni twierdzą natomiast, że królewscy ochroniarze przestali jej strzec już rok wcześniej, zaraz po jej rozwodzie z księciem Karolem. Wiadomo ma pewno, że popołudnie para spędziła w hotelu Ritz.
Księżna była stęskniona za synami, którzy spędzali wakacje w szkockiej posiadłości Windsorow w Balmoral. Zadzwoniła więc do nich, żeby dowiedzieć się, jak się czują i zapowiedzieć swój rychły powrót. Chłopcy porozmawiali z nią krótko, nie przeczuwając tragedii, która miała za chwilę dotknąć ich rodzinę. Jak wspominali potem, zależało im na tym, żeby wrócić do zabawy z kuzynami, którą przerwał telefon mamy. Po tej rozmowie Diana i jej ukochany zamierzali zjeść kolację w hotelowej restauracji. Zauważyli jednak, że budynek został oblężony przez fotoreporterów – niektórzy z nich udawali nawet kelnerów! Aby uniknąć ich zainteresowania para zamówiła posiłek do pokoju i postanowiła, że zostaną tam do rana. Tuż przed północą zakochani zmienili plany – wymknęli się z hotelu tylnym wyjściem, żeby przenieść się do luksusowego apartamentu Dodiego w pobliżu Pol Elizejskich.
Wyświetl ten post na Instagramie
Niestety, nie udało im się wywieść w pole paparazzich, którzy szybko zorientowali się, że w hotelowym czarnym mercedesie jest księżna Diana i zaczęli robić jej zdjęcia przez szybę auta. Kierowca, Henri Paul, chciał zgubić podążających za nimi na skuterach fotografów i zaczął pędzić w kierunku tunelu Alma. O godzinie 0:24 mercedes z dużą prędkością uderzył w jeden z jego filarów. Henri Paul i Dodi Al-Fayed zginęli na miejscu. Diana i ochroniarz Dodiego, Trevor Rees-Jones, zostali ciężko ranni.
Księżna była przytomna i do ośmiu otaczających ją fotografów szeptała „O mój Boże” i „Zostawcie mnie w spokoju”. Przejeżdżający przypadkowo tunelem lekarz udzielił jej pierwszej pomocy i wezwał karetkę. Diana trafiła do szpitala Pitie-Salpetriere, znajdującego się ponad 5 kilometrów od miejsca wypadku. Karetka z ranną księżną dotarła tam dopiero po 80 minutach od wypadku...
Lekarze z przerażeniem odkryli, że doszło do przerwania tętnicy łączącej serce z płucami. Nie ustawali jednak w próbach ratowania jej życia za pomocą serii elektrowstrząsów i zastrzyku z adrenaliny. Na nic jednak były ich starania. Księżna Diana zmarła o godzinie 4 nad ranem. Miała tylko 36 lat.
Pierwsze informacje o jej śmierci pojawiły się już w nocy. Gdy książę Karol dowiedział się o tragicznym wypadku eksżony, był wstrząśnięty i nie mógł powstrzymać łez. Wiedział, że to do niego należy przekazanie tej wiadomości synom w możliwie najbardziej łagodny sposób. Królowa Elżbieta II doradziła mu jednak, żeby poczekał z tym do rana. Dopiero wtedy William i Harry dowiedzieli się, że już nigdy nie zobaczą mamy.
Opiekę nad cierpiącymi chłopcami przejęła babcia i niania Tiggy. Książę Karol, gdy upewnił się, że jego synowie są bezpieczni, mimo że jego relacje z Dianą po rozwodzie nie były przyjazne, postanowił polecieć do Paryża, żeby osobiście zidentyfikować ciało byłej żony i przywieźć je do ojczyzny, gdzie miała spocząć na zawsze.
Wyświetl ten post na Instagramie