Najpierw musiałam namierzyć swoje urodowe grzeszki, a dopiero potem, gdy je wyeliminowałam, moja skóra przestała się wysuszać i czerwienić. Dojrzała cera może płatać figle, ale ja już wiem, jak o nią dbać.
Miałam to szczęście być nastolatką praktycznie bez trądziku. Od czasu do czasu pojawiały się drobne niedoskonałości (które oczywiście przeżywałam), ale nie można nazwać tego problemem. Przez lata moja skóra przyzwyczaiła mnie do tego, że jest po prostu bezproblemowa. Może z pewnymi skłonnościami do różowienia, ale jednak nie prawdziwymi kłopotami.
Pierwsze problemy pojawiły się pewnego słonecznego lata, które było wyjątkowe, ponieważ przygotowywałam się do narodzin mojej córki. Nie zwróciłam uwagi, że słońce świeci mocno, odpoczywałam nad morzem i wróciłam z tego wyjazdu z dużym przebarwieniem. Pierwsze lata z dzieckiem zajęły mnie tak bardzo, że jedynie przyglądałam się mojemu policzkowi z ciemną plamą z rosnącym zdumieniem. Dopiero po latach zdecydowałam się je usunąć.
Jednak realnym problemem nie była plamka na policzku. Z wiekiem, już w okolicach 35 roku życia, moja skóra zaczęła się jednak zmieniać. Była coraz bardziej sucha i pozbawiona blasku. A ja, zamiast zacząć od lekarza, eksperymentowałam na niej z radością. I musiała minąć kolejna dekada, bym wreszcie nauczyła się odpowiednio postępować z własną cerą.
Czego nauczyłam się przez te lata? Przede wszystkim stan skóry zawsze odzwierciedla stan organizmu. Moja była sucha, ponieważ pojawiły się problemy z tarczycą. Najpierw musiałam uspokoić hormony. Cera jest także zwykle reaktywna i widać po niej nasze stresy. Zawsze w trudnych momentach miałam zaczerwienioną skórę. Wreszcie... pielęgnacja.
Przy wrażliwej skórze, skłonnej do podrażnień, lepiej po prostu udać się do kosmetologa lub dermatologa i dowiedzieć się, czego naprawdę potrzebujemy w naszej pielęgnacji. Nie ulegajmy modom na cudowne składniki, ponieważ mogą być one fantastyczne dla naszych koleżanek, niekoniecznie dla nas.
U mnie na przykład problemem był zaburzony mikrobiom. Czemu jest ważny? Idealnie wytłumaczyła mi to Agnieszka Kowalska, kosmetolog, Medical Advisor Empire Pharma: "Równowaga mikroflory bezpośrednio wpływa na zdrowie i wygląd naszej cery. Na naszej skórze bytuje ponad 300 szczepów pożytecznych drobnoustrojów, które są ściśle powiązane z układem odpornościowym organizmu. Chronią nas przed drobnoustrojami chorobotwórczymi, wpływają na normalizację pH i utrzymują równowagę hydrolipidową skóry. Wsparcie pożytecznych bakterii ma także realny wpływ na efektywność działań przeciwstarzeniowych. „Zaopatrzona” przez przyjazne mikroby cera jest bardziej podatna na zabiegi kosmetyczne i składniki aktywne", powiedziała ekspertka.
Kluczem do utrzymania równowagi mikrobiomu okazała się regularna pielęgnacja domowa, a także właściwe nawyki pielęgnacyjne. "Po pierwsze, stosujmy produkty z pH sprzyjającym rozwojowi dobrych mikrobów, czyli takie o parametrach od 4,5 do 6,5. Po drugie, chcąc odzyskać stabilność mikrobiomu, unikajmy zbyt inwazyjnych zabiegów kosmetycznych, a także preparatów antyseptycznych, szczególnie tych opartych na bazie alkoholu. Po trzecie, do codziennej pielęgnacji wybierajmy produkty zawierające pre- i probiotyki".
Moja skóra ma skłonności do utraty tej równowagi. Być może zawsze, albo przez długie miesiące lub lata, będę musiała brać to pod uwagę w mojej pielęgnacji. Druga zasada, którą poleciła mi z kolei dr Katarzyna Szczepanowska, to używanie filtrów mineralnych. "Przy podrażnionej skórze protekcja przeciwsłoneczna jest obowiązkowa. Im bardziej naturalna ochrona - tym dla takiej skóry lepiej. Filtry mineralne należy zmywać dwufazowo - najpierw delikatnym olejkiem do demakijażu, a następnie płynem lub pianką do mycia twarzy", tłumaczyła a ja od tej pory nie rozstaję się z olejkami oraz płynami do demakijażu.
Filtry mineralne, przyznam szczerze, nie były dotąd moimi ukochanymi produktami słonecznymi. Zwykle są one dość gęste, a wiele z nich bieli skórę. Na szczęście znalazłam dwa, które mają podwójną funkcję. Z jednej strony chronią, z drugiej są fluidami. I naprawdę dają efekt gładkiej skóry. Pierwszy z nich poleciła mi koleżanka (SVR), a drugi - kosmetolożka z Fundacji Topestetic, podczas akcji Badania Skóry z Furą Zdrowia (Jan Marini). Oba są przyjemne w stosowaniu, choć SVR jest gęstszy a Jan Marini delikatniejszy, ale oba nadają ładny koloryt skórze i wygładzają ją. Warto jednak przetestować wiele produktów, by wybrać najlepszy dla nas.
Ponieważ pielęgnacja skóry obejmuje także szyję, od lat zajmuję się także nią. Tu kieruję się radą kosmetolożki Katarzyny Nowackiej: "W kremach do pielęgnacji szyi powinny znaleźć się w aminokwasy, peptydy i kompleksy napinające czy zagęszczające skórę dla szyi lub sera liftingujące. Pomogą też: niskocząsteczkowy kwas hialuronowy, witaminy, antyoksydanty i drogocenne oleje odżywcze" tłumaczyła mi ekspertka i dodała, że w przypadku retinolu czy kwasów owocowych stosujemy zdecydowanie niższe stężenia i dłużej prowadzimy okres adaptacji skóry. Oczywiście nie wolno nam zapominać o fotoprotekcji szyi, a przyznam nie zawsze pamiętałam, by krem z filtrem nakładać także poniżej podbródka.
Jak widać, moja pielęgnacja jest konkretnie ukierunkowana na konkretne, sprawdzone z dermatologami, potrzeby. I choć, z racji zawodu, chętnie sprawdzam nowości i testuje nowe kosmetyki i składniki, to zwykle na co dzień wracam do żmudnego odbudowywania mikrobiomu i odpowiedniej fotoprotekcji.