Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć przyszłości, choć nieustannie próbujemy. Niepewność męczy, skłania do obwiniania innych, a to psuje nasze związki. Lepiej nauczyć się, jak z nią żyć - radzi psycholog Igor Rotberg
Od wielu osób słyszałam ostatnio zdanie - „najgorsza jest ta niepewność”. Dlaczego ona tak nam ciąży, dlaczego jest „najgorsza”?
Nasz umysł jest nastawiony na szukanie rozwiązań. Dzięki temu istnieje postęp cywilizacyjny – kiedy dostrzegamy problem, próbujemy się z nim zmierzyć. Gdy męczymy się w pracy, zaczynamy rozmawiać o tym z bliskimi, gromadzimy dobre rady, oferty, umawiamy na rozmowę kwalifikacyjną. Radzimy sobie, czyli oswajamy trudność emocjonalnie, działamy praktycznie lub mentalnie, żeby się jej pozbyć. Natomiast niepewność jest problemem, którego usunąć nie można. Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć swojej przyszłości, choć próbujemy. Można powiedzieć, że niepewność walczy z naturalną skłonnością naszego umysłu do znajdowania odpowiedzi. Bo jaka jest odpowiedź na pytanie: co będzie za pół roku?
Nie wiem.
Właśnie. To jedyna realna odpowiedz. Ale dla naszego umysłu „nie wiadomo co będzie” przypomina pustą przestrzeń. Umysł trudzi się, żeby ją zapełnić informacjami, sposobami rozwiązania. Tymczasem w naszej pandemicznej rzeczywistości dane są sprzeczne, każdą informację można podważyć. Nie wiemy czego się trzymać i czujemy się bezsilni. W tę pustą przestrzeń łatwo wpasowują się lęki, niepokoje, bezradność, schemat działania jakim jest zamartwianie się. Dlatego mówimy, ze niepewność jest najgorsza.
Ta wywołana pandemią jest trudniejsza?
Niektórzy psychologowie nazywają ją kryzysem traumatycznym, bo dotyczy spraw ostatecznych, jest związana z zagrożeniem zdrowia i życia. Nie wiem ile osób zachoruje, ile umrze, nie wiem czy i kiedy będzie szczepionka. Oczywiście rok temu też tego nie wiedziałem, ale nie myślałem o tym - a wiec tego nie przeżywałem.
Dziś doświadczanie niepewności stało się intensywne. Słyszymy, że choroba się cofa – uspokajamy się. Nagle jakiś ekspert mówi, że krzywa zachorowań się podnosi – i niepewność rośnie. Jesteśmy w stanie alertu.
Dlaczego się nie przyzwyczajamy? Przecież w jakiejś formie ona towarzyszy nam codziennie, całe życie. Nie wiemy jaka będzie pogoda, czy zdamy egzamin, nie mamy pewności czy jesteśmy kochani i jak długo, czy nie stracimy pracy.
Mamy mnóstwo sposobów oswajania niepewności. Zdrowych i mniej zdrowych. Odwiecznym uspokajaczem nieprzewidywalności życia są przecież różne praktyki religijne, które skłaniają nas by ufać bogu lub życiu. Mamy rozmaite podpory kulturowe w postaci haseł typu „twoje życie zależy od ciebie”, „jesteś kowalem własnego losu” – te z kolei nakłaniają nas byśmy rzucili się w wir zadań, zajęli działaniem i nie snuli domysłów. Wielu z nas próbuje sobie radzić za pomocą zdobywania informacji i wyciągania wniosków; zyskujemy w ten sposób wrażenie kontroli nad życiem. Kolejni dzwonią do przyjaciół, żeby przegadać sprawę i uspokoić emocje. Albo idą pobiegać.
Z powodu nieprzewidywalności życia czytamy tez horoskopy, wróżymy sobie, chodzimy do jasnowidzów?
Tak, to kolejne sposoby radzenia sobie. Bywają poprawiaczami nastroju, zaklinaczami rzeczywistości, przynoszą ulgę w trudnych emocjach. To prosta metoda: niepewność sprowadza niepokój – usuńmy go. Można powiedzieć, że nic w tym złego: jeśli wpadnie nam kamyk do buta, wyjmujemy go, a nie się do niego przyzwyczajamy. Ale z drugiej strony popadamy w zależność od niesprawdzalnych prognoz.
Czy niepewność może nam szkodzić?
Sama niepewność nie. Raczej to, w jaki sposób radzimy sobie z trudnymi emocjami przez nią „zaproszonymi”. Na przykład dość powszechnym i niezdrowym sposobem jest sięganie po alkohol - rzeczywiście obniża poziom lęku, tylko że na chwilę.
Pijemy z powodu niepewności?
Oczywiście. Żeby jej nie czuć, odciąć się. Rzecz w tym, że spowodujemy w ten sposób inne problemy. To jak z tabletką na ból zęba. Tłumi ból, ale odcina nas tez od informacji: halo, z twoim zębem jest coś nie tak. Można tak długo, aż pewnego dnia obudzimy się ze spuchniętą twarzą.
Wszyscy doświadczamy niepokoju, lęku. Ale jeśli aż tak, ze uniemożliwia nam realizację planów i odbiera radość życia codziennego, warto szukać pomocy psychoterapeuty.
Miałem pacjentkę, która najpierw przeżywała niepewność związaną z planowanym ślubem córki. Odbędzie się czy nie? A jak się odbędzie, czy się nie rozchorują? A jak się nie odbędzie, czy ich związek to wytrzyma? Potem martwiła się, czy młodzi poradzą sobie po ślubie, bo jedno straciło pracę. Czy córka nie zarazi się podczas ciąży? Radość ze ślubu kompletnie się w tych lękach rozpłynęła, moja pacjentka była kłębkiem stresu. Zaczęła przeceniać niebezpieczeństwo, włączyła myślenie katastroficzne. W takiej sytuacji nie doceniamy własnych zdolności radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. Poczucie bezradności nas paraliżuje, nakręca się spirala zamartwiania się.
Na czym właściwie polega terapia?
Zawsze na tym, żeby w konstruktywny sposób radzić sobie z tym wszystkim, co przynosi życie. Psychoterapeuta nie wyleczy nas z niepewności. Mamy taką fantazję terapeuty - naprawiacza. A on może powiedzieć: proszę jeszcze bardziej poczuć tę niepewność, nie uciekać od niej. Nie przestaniemy więc pod jego wpływem odczuwać lęk, niepewność, stratę, smutek; usuwanie emocji nie ma sensu, są naszą immanentną cechą. Natomiast psychoterapia może sprawić, że będziemy umieli lepiej sobie z nimi radzić.
Czytaj także: Szczęście w pandemii. Ucz się od Finów.
Ale jest też chyba tak, ze różnimy się stopniem zdolności do tolerowania niepewności? Niektórzy znoszą ją lepiej, inni gorzej.
Tak, w pewnym stopniu zależy to od predyspozycji układu nerwowego. Ale ogromnie ważne jest też wychowanie: jak radzili sobie z nią nasi rodzice? Załóżmy, że dziecko mówi: nie wiem co dalej, na jakie studia pójść. Czy rodzic daje natychmiast gotową odpowiedź by wykluczyć niepewność, czy odpowiada: tak, to trudna decyzja, sam głowiłem się nad tym kiedyś dwa lata. Jeśli dorastamy wśród ludzi, którzy wysyłają nam sygnał, że niepewność jest częścią życia, że jej doświadczają i się z nią godzą, nasza tolerancja na nią rośnie. Bo przecież z niepewnością można żyć. Nie rozpadniesz się, nie musisz wiedzieć już, natychmiast. Zdrowy sposób przeżywania dyskomfortu wymaga godzenia się z jego istnieniem. Nie wiem jak będzie zimą, nie mogę planować, ale mogę myśleć w perspektywie dwóch tygodni. Skracam dystans planów i godzę się z tym. Umiem z tym żyć.
A w miłości?
Tak samo. Nie jest tak, że musze mieć absolutna pewność, żeby mieć dobre relacje. Nie wiem co będzie dalej, jak długo będę kochany. Jeśli bardzo silnie odczuwam niepewność, dręczy mnie ona tak, że nieustannie poszukuję zapewnień, żądam potwierdzeń, domagam się wyznań – jest możliwe, że czai się tam inna niepewność: własnej wartości. I może to nią powinienem się zająć? W każdym upewnianiu się bardzo ważne są proporcje. Nie mogę co prawda podać wartości idealnych, ale mam podpowiedź. Pytajmy siebie: czy to szukanie pewności nie wpływa negatywnie na moje życie? Czy nie tracę godzin próbując zyskać pewność? Nie zaniedbuję przez to ważnych spraw? Jak to wpływa na mój związek? Czy to go nie zaburza?
Jedna z moich pacjentek trafiła do mnie śmiertelnie zmęczona ciągłymi próbami rozwiązywania niepokoju o przyszłość. Zachowywała się tak, jakby nieprzewidywalność życia była jej winą, bo mogła jeszcze lepiej i więcej kontrolować, być bardziej przewidująca. Martwiła się przyszłością swojego związku, wybiegała myślą na wiele lat do przodu, wykupywała polisy. Z jednej strony starała się, z drugiej bała się, że sobie nie poradzi, bo świat jest takim groźnym miejscem. Tyle zrobiła, tyle zbudowała, a dalej nie wierzyła w siebie.
Ufność, że sobie poradzę jest bardzo ważna. Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale dam radę. Mogę doświadczać trudnych emocji, ale poradzę sobie z nimi. Cokolwiek się wydarzy. Tak pojmowana wiara w siebie, jest jak emocjonalna tarcza antykryzysowa.
Czasem mówimy: ale ja nie mogę już wytrzymać tej niepewności, to coś okropnego!
To znak, że wchodzimy w emocje i chętnie byśmy kogoś obwinili. Partnera, innych ludzi. Przez chwilę poczujemy ulgę. A potem od nowa to samo. Lepiej się zatrzymać i pomyśleć: ale dlaczego nie mogę tego wytrzymać? Niepewność jest częścią życia, nigdy nie opuści mnie na dobre. Niech sobie rośnie w kąciku, ale nie podlewajmy jej, bo nam zajmie cały ogród. Każdy musi ugadać się z niepewnością sam, żeby się o nią ciągle nie potykać.
Zauważyłam, że lepiej sobie z nią radzą sobie osoby z umiejętnością czekania.
To prawda. Tę zdolność też wyrabiamy sobie w dzieciństwie. Czekaliśmy na rodzica i on w końcu wracał. Sam też czekał, nie wpadał w panikę, mówił: jeszcze nie wiem, pomyślę, a na razie pokroję marchewkę. Jesteśmy już dorośli, ale możemy uwewnętrznić ten przekaz, mówić sobie: poczekamy, zobaczymy, może za rok. W ten sposób uczymy się, że niepewność nie jest straszna.
Ale my dziś nie umiemy czekać.
Tak, żyjemy w natychmiastowości. Klikam i mam odpowiedz w 3 sekundy. Kryzys pandemiczny pokazuje, że to iluzoryczne; nie na wszystko mamy szybką odpowiedź. Ja sam mam na grudzień zaplanowany wyjazd do USA na konferencję psychologiczną w Los Angeles. Opłaciłem pobyt, lot. Ogromnie chciałbym wziąć w niej udział. Ale nie wiem czy polecę - musze się pogodzić z tym, że trzeba czekać. Nie zastanawiam się co będzie w za kilka miesięcy. Przecież nie wiem nawet, co będzie za tydzień.
Nasz ekspert: Igor Rotberg – psycholog, psychoterapeuta, trener, wykładowca w Collegium Humanum, www.igorrotberg.com