Portret

Katarzyna Rosłaniec o piekle przemocowego związku. Reżyserka dla syna postanowiła ratować siebie

Katarzyna Rosłaniec o piekle przemocowego związku. Reżyserka dla syna postanowiła ratować siebie
Reżyserka Katarzyna Rosłaniec
Fot. East News

Katarzyna Rosłaniec - jej filmy nikogo nie pozostawiają obojętnym. Pokazywała życie młodych w sposób, na który nikt w polskim kinie się nie odważył. Teraz Katarzyna Rosłaniec wraca z opowieścią o odzyskiwaniu siebie. Z własnego doświadczenia wie, że na to nigdy nie jest za późno. 

Katarzyna Rosłaniec: najnowszy film

Przed rozpoczęciem zdjęć spędziłyśmy dużo czasu razem – mówi popularna w latach 90. modelka, Katarzyna Butowtt, która zagrała rolę 64-letniej Heleny w nowym filmie Katarzyny Rosłaniec „Jezioro Słone”.

Zaprzyjaźniłyśmy się, choć Kasia mogłaby być moją córką. Okazała się nadzwyczaj wrażliwa, empatyczna, urocza. Czasem niepewna. A potem stanęłyśmy na planie i zobaczyłam, jak na moich oczach przeistacza się w osobę zdecydowaną, silną, wymagającą. Ta zmiana wzbudziła mój szacunek.

Debiutem „Galerianki” (2009), a potem filmami „Bejbi blues” (2012) i „Szatan kazał tańczyć” (2016) narobiła sporo szumu. Nikt wcześniej w polskim kinie nie pokazał tak odważnie i z taką autentycznością codzienności współczesnych młodych ludzi. Bez lęku i pruderii opowiadała o prostytucji i macierzyństwie nastolatek, narkotykach, alkoholu, seksie i zaburzeniach odżywiania. Krytycy pisali o jej kinie: niesamowite, bezkompromisowe, kontrowersyjne. Zwracali uwagę na oryginalne formę i estetykę. Wytykali też błędy, które w obliczu siły tych obrazów nie miały specjalnego znaczenia. Szczególnie dla publiczności, która tłumnie szła na nie do kin, „Galerianki” zobaczyło ponad milion widzów.

- Ten film stał się fenomenem. Kasia była wtedy młoda, ale zrealizowała bardzo dojrzały film. Odbił się wielkim echem i był pokazywany na festiwalach. Jest w nim zakodowana ważna prawda o współczesności. Ona ma nasłuch na współczesność, znajduje w niej szczelinę i próbuje wyjąć coś oryginalnego, co nie jest sloganem – mówi dramaturg Łukasz Chotkowski, który przyjaźni się z reżyserką od dawna. Dodaje: - Połączyła nas pasja do sztuki, która poszerza wrażliwość, i do artystów, którzy usiłują przekroczyć to, co znane. Kaśka jest empatyczna, nastawiona na drugą osobę. Kiedy jej potrzebujesz, jest obecna. I ma w sobie coś ważnego: szczerość i wobec siebie, i wobec przyjaciół.

Tomasz Wasilewski, reżyser filmowy, również przyjaciel reżyserki: - Kaśka jest dobrym człowiekiem, nie ma w niej zawiści. Jest prawdomówna i bezkompromisowa, co mi w niej imponuje. Z jednej strony szalona artystka, trudna do określenia i włożenia w jakiekolwiek ramy, a z drugiej - poukładana i mądrze myśląca o życiu i innych ludziach. Można jej zaufać. Nigdy nie zostawia innych bez pomocy.

Nowy film 42-letniej Kasi Rosłaniec może wydawać się zaskakujący. Zamiast miasta – osiedle w lesie, zamiast neonowych kolorów – zieleń, zamiast młodych kobiet – dojrzałe. – Scenariusz długo ewoluował i ostatecznie głównymi bohaterkami zostały 60-letnie dziewczyny. Pisząc go, dużo myślałam o współczesnych, aktywnych, dojrzałych kobietach – mówi reżyserka. I od razu obie uświadamiamy sobie, że nie ma dla tej pomijanej grupy społecznej neutralnego określenia: „starsze panie” brzmi protekcjonalnie, „seniorki” – nieprzyjemnie, a akceptowalne sformułowanie „dojrzałe kobiety” pozostaje nie do końca jasne. Bo czy 30-letnia kobieta nie może być dojrzała? Potwierdza to „Słownik wyrazów bliskoznacznych”, w którym słowo „seniorka” ma kilka synonimów: nestorka, protoplastka, emerytka, kobiecina, staruszka, babcia, starowina. – Matko! Kiedy składałam projekt tego filmu w PISF-ie, rozmawiałam z producentką Ewą Puszczyńską, która jest mniej więcej w tym wieku. Czy ktoś wpadłby na pomysł nazwać ją babcią czy starszą panią? W tym samym wieku jest Paweł Pawlikowski. To są ludzie w rozkwicie swoich intelektualnych i twórczych możliwości. Idealizowanie młodości sprawiło, że myślimy o dojrzałych ludziach stereotypowo. I przestaliśmy dostrzegać piękno w twarzach starszych kobiet, a przecież wystarczyło popatrzeć na Vivienne Westwood czy Marinę Abramović – dodaje Katarzyna.

 

 

Katarzyna Rosłaniec: "Lubię pracować z niezawodowymi aktorkami"

Reżyserka lubi obsadzać w głównych rolach swoich filmów niezawodowe czy początkujące aktorki. W „Galeriankach” zagrała 18-letnia Alicja Karczmarczyk, w „Bejbi blues” 17-letnia Magdalena Berus (potem także w „Szatan kazał tańczyć”). Obie bardzo chwalone za swoje kreacje.

Lubię pracować z niezawodowymi aktorkami. One wnoszą do filmu całe siebie. A wiadomo, że stają przed niezwykle trudnym zadaniem – graniem bez wypracowanych metod aktorskich – tłumaczy.

Do roli Heleny, bohaterki „Jeziora Słonego”, wybrała modelkę popularną w latach 90., Katarzynę Butowtt. – Kiedy wpadłam na pomysł, żeby Helena była modelką, szukaliśmy kandydatki wśród modelek. A jak spotkałam się z Kasią, od razu się zakochałam – śmieje się Katarzyna Rosłaniec. – Pomysł zagrania w filmie od razu jej się spodobał, ale chciała to przemyśleć. Pamiętam, że wtedy wtrącił się jej mąż Tomek: „Nad czym ty się chcesz zastanawiać?”. Kasia była świadoma, że podczas zdjęć będzie wykorzystywać swoje emocje, ale na planie nie było jej łatwo. Mimo to osiągnęła właściwy efekt – jest prawdziwa.

- Gdy powiedziałam Kasi, że się zgadzam, uściskała mnie i powiedziała, że bardzo się cieszy. Nie chciała nawet zrobić żadnych zdjęć próbnych. Choć podczas naszego pierwszego spotkania nie mogłam się uwolnić od podejrzenia, że jestem w ukrytej kamerze – śmieje się Katarzyna Butowtt. – Nie ma co ukrywać, niepokoiłam się, czy dam sobie radę. Ciężar gatunkowy tej historii docierał do mnie powoli. Ale Kasia zadeklarowała, że wyciśnie ze mnie, co trzeba. W rzeczywistości niezwykle mi pomagała i miała dla mnie dużo zrozumienia.

Do opowiedzenia historii Heleny, która odkrywa, że przestała w swoim małżeństwie komunikować, czego chce oraz, co ważniejsze, czego nie chce, i decyduje się zawalczyć o siebie, zainspirowała reżyserkę mama jej koleżanki. – Film był kręcony w domu moich rodziców nad jeziorem. Mieszkałam w nim od czasu, kiedy miałam 11 lat, a moja siostra pięć. Uwielbiam koleżanki mamy. Chciałam opowiedzieć o takich 60-letnich kobietach, które umieją, chcą i lubią żyć – mówi reżyserka.

Łukasz Chotkowski: - Filmy Kaśki łapią widza w pułapkę. Z jednej strony ona czerpie z popkultury, ale wykorzystuje to do obnażenia jej napięć i nieoczywistości. Dlatego te filmy zostają z widzem. Doskonale to widać w „Jeziorze Słonym”. To, jak pokazała emancypację kobiety po sześćdziesiątce, pozbywanie się wstydu, mówienie „chcę zmiany”, „będę sobą”, jest niesamowite. I wszystko to wypływa z tego, jaka jest.

 

 

Katarzyna Rosłaniec: jak odkryła swoją ścieżkę filmową?

Kiedy pytam mamę Kasi Rosłaniec, panią Małgorzatę, czy podejrzewała, że córka zostanie artystką, najpierw odpowiada: „nie”. Ale po chwili zmienia zdanie: – Właściwie powinnam powiedzieć inaczej: zdradzała takie inklinacje, tylko my ich tak nie odczytywaliśmy. Przynajmniej do pewnego czasu. Kiedy dzisiaj pomyślę, jak reżyserowała przedstawienia przygotowywane wspólnie z siostrą i w ogóle ich wspólne zabawy, można to uznać za zapowiedź jej przyszłości – przyznaje pani Małgorzata. I dodaje: – Każdemu życzyłabym takiej córki.

Matylda, młodsza siostra Katarzyny, która jest kostiumografem, także w filmach siostry: - Byłyśmy zawsze zżyte. Opiekowała się mną. We wszystkich zabawach to ona wyznaczała role. Gdy bawiłyśmy się w rodzinę Addamsów, musiałam być grubym chłopcem. Czasem wkładała mi na głowę dużo kolorowych rajstop, szłyśmy razem do sklepu i tam przedstawiała mnie jako swoją kuzynkę Karolinę. Na rocznicę ślubu rodziców przygotowywałyśmy zawsze show, na przykład występ Rominy Power i Ala Bano. Kasia śpiewała – śmieje się. I dodaje: - W pewnym momencie uznałam, że nie możemy na zawsze pozostać w rolach starszej czy młodszej siostry i zbuntowałam się. Wspólna praca pomogła nam stworzyć partnerską relację. Miło mi, że w sprawach związanych z filmem jestem dla niej zawsze pierwszą osobą, z którą konfrontuje swoje pomysły.

Miałam superdom. Rodzice dali mi przyzwolenie na to, żebym przez jakiś czas nie wiedziała, kim chcę być. Chciałam pójść na psychologię, ale tata mnie przekonał, że to głupi pomysł, bo na roku będą same dziewczyny. Lepiej, żebym poszła na ekonomię – śmieje się Kasia.

Tata planował, że córka przejmie jego firmę. – Najpierw zbudował miejskie targowisko w Malborku, a potem dom towarowy. Miał też miliard innych pomysłów: budował wodoloty, potem łodzie. Raz został aresztowany na rzece Nogat, bo powodował łodzią swojego projektu zbyt duży hałas. Mama nie pracowała zawodowo, ale ciągle miała nowe pasje. Dlatego nie niepokoiło mnie, że nie byłam pewna, co chcę robić. Wyniosłam z domu przekonanie, że zawsze można wpaść na jakiś pomysł. Szybko przekonała się, że ekonomia nie jest dla niej, ale skończyła studia z poczucia obowiązku. Przez rok była też na prawie. Pewnego dnia w sopockim SPATiF-ie spotkała scenarzystę – studenta filmówki. – Zakochałam się, a przy okazji pomysł pracy przy filmie wydał mi się bardzo atrakcyjny. Filmy oglądałam nałogowo, wszystko, co mi wpadło w ręce i co można było znaleźć w wypożyczalniach. Mój tata w pierwszej chwili uznał pomysł, żeby studiować kierunek filmowy, za dosyć abstrakcyjny. Mama przeciwnie i razem go przekonałyśmy.

 

 

Katarzyna Rosłaniec: początki kariery

Najpierw zainteresowała się łódzką, podyplomową, dwuletnią szkołą, dzięki której mogłaby zostać kierownikiem produkcji. Żeby się do niej dostać, trzeba było wykazać się doświadczeniem, więc odbywała praktyki w gdańskim oddziale TVP. – Tam zaprzyjaźniłam się z dziennikarzem Tomkiem Złotosiem, a on poznał mnie z Markiem Wojciechowskim, operatorem zrealizowanego w Sopocie filmu „Segment ’76”. Właśnie miał pracować przy siedmioodcinkowym serialu „Inżynier Walczak”. Zatrudniono mnie do jednego odcinka – wszystko zgubiłam, m.in. cenną kaburę do pistoletu, i okazało się, że bycie kierownikiem produkcji również nie jest moim powołaniem – wspomina Kasia. - Wtedy znalazłam nowo powstałą Warszawską Szkołę Filmową. Te dwa lata były bardzo fajne. Zrobiłam etiudę „Galerianki”, a następnie przez rok pisałam scenariusz pełnometrażowego filmu w Laboratorium Scenariuszowym przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. Potem jeszcze poszłam do szkoły Wajdy. We wszystkich tych miejscach byłam krytykowana, ale dużo się nauczyłam i poznałam ciekawych ludzi. Każdy ma inną drogę, ja szłam do filmu zaułkami – mówi reżyserka.

Dzisiaj nadeszła ogromna fala kobiet reżyserek, ale kiedy Katarzyna robiła swoje pierwsze filmy, nie było ich tak wiele.

To świetne, że kino bardziej interesuje się kobietami i że kobiet w filmie jest tak dużo. Ich filmy pokazują, że naszą domeną jest opowiadanie z wewnątrz, wchodzenie do środka. Chyba mają do tego predyspozycje.

Filmy, które zrobiły na mnie wrażenie w ostatnich latach? Wspaniały „Portret kobiety w ogniu” Céline Sciammy, Lynne Ramsay i jej „Musimy porozmawiać o Kevinie” czy „Nigdy cię tu nie było”. Uwielbiam operatorkę Claire Mathon, która pracowała przy filmach „Nieznajomy nad jeziorem”, „Atlantyk”, „Portret kobiety w ogniu”. Prawie tak samo jak Virginie Surdej, z którą pracuję - wymienia. I dodaje: - Kobiet kręcących filmy zawsze było mniej. Pokutowało przekonanie, że to męski zawód. Jest trudny, bo pochłania mnóstwo czasu i na pewno będąc reżyserką, nie jest łatwo wychowywać dzieci.

Katarzyna Rosłaniec o przemocowym związku

Została mamą Ernesta w 2016 roku. - Dzisiaj żałuję, że kiedy się urodził, nie miałam więcej czasu, żeby z nim być. Choćby rok… Tymczasem niania pojawiła się, kiedy mój synek miał sześć tygodni, żebym mogła pisać treatment następnego filmu. Mój mąż, który jest producentem filmów „Szatan kazał tańczyć” i „Jeziora Słonego”, potrzebował kolejnego materiału. To smutne, ale byłam przekonana, że to są moje decyzje, a w rzeczywistości wcale tego nie chciałam. Mam poczucie, że byłam programowana: co lubię, czego chcę, jakie decyzje podejmę. Dzisiaj wiem, jak taki proces się nazywa. To gaslighting. W ostatnich latach jedna z najczęściej wyszukiwanych fraz w sieci. Mój partner przekonał mnie, że tylko on może się mną zaopiekować, pomóc mi i mną pokierować. Po to, by używając mnie, osiągnąć sukces. Co się nie udało, bo nadmierna kontrola stłumiła moją kreatywność. Straciłam siłę, pewność siebie, moja samoocena spadła. Także w sprawach zawodowych – mówi Katarzyna.

„Szatan kazał tańczyć” (2016) miał być skonstruowany na wzór kostki Rubika - dwuminutowe sceny nakręcone w różnych kolorach widz mógłby układać w dowolnej kolejności, tworząc wiele wersji tej samej historii. - Miałam klarowny obraz, jak ten film ma wyglądać. Ale mój partner i producent na początku entuzjastyczny, z czasem zaczął uważać, że świat nie jest gotowy na takie rozwiązanie i historia musi być opowiedziana linearnie. Poddałam się dla dobra naszej relacji. To moje wielkie niepowodzenie. Kiedyś chciałabym ten film przerobić – przyznaje reżyserka.

Gaslighting jest definiowany jako „przemoc psychiczna polegająca na manipulowaniu drugą osobą w taki sposób, że ofiara z czasem przestaje ufać swoim osądom, staje się zdezorientowana, zalękniona i traci zaufanie do swojej pamięci czy percepcji. Jeśli manipulacja jest stosowana stale i metodycznie, może w końcu doprowadzić do tego, że ofiara zaczyna kwestionować swoje zdrowie psychiczne. W ten sposób manipulator przejmuje nad nią całkowitą kontrolę”. - Na platformie HBO można zobaczyć film dokumentalny zatytułowany „Co się stało, Brittany Murphy”. To opowieść o jednej z moich ulubionych aktorek z młodości. W pokoju miałam plakat z nią z filmu „Clueless”. Oglądając go, nie mogłam uwierzyć, że zdarzyły nam się tak podobne historie – mówi Kasia Rosłaniec.

Historia Brittany Murphy zakończyła się tragicznie, Amerykanka zmarła w wieku 32 lat w niejasnych okolicznościach. Katarzyna w pewnym momencie uświadomiła sobie, że jej związek nie jest dla niej dobry. – Wszystko dzięki Ernestowi. Nie chciałam, żeby się wychowywał w napiętej atmosferze. Często zabierałam go do Sopotu. Tam mogłam spokojnie z nim pobyć, czułam się bezpieczna i szczęśliwa. W domu żyłam w stresie, zaczynałam się wszystkiego bać. Mąż nie pozwalał mi wstawać w nocy do płaczącego dziecka, bo jego zdaniem, musi się wypłakać… Dla siebie niewiele potrafiłam zrobić, ale dla Ernesta postanowiłam zawalczyć.

 

 

Katarzyna Rosłaniec: nowy rozdział w życiu

Wyprowadziłam się i w nowym mieszkaniu żyje nam się już zupełnie inaczej, spokojniej - mówi Katarzyna, która jest w trakcie rozwodu. Dzisiaj jest znowu blisko z rodzicami i siostrą.

Na pewien czas odsunęłam się od nich. Na koniec już z nikim się nie spotykałam, ani z rodziną, ani z przyjaciółmi. Ja, kiedyś osoba odważna, pewna siebie, towarzyska, nie miałam odwagi odezwać się w obecności innych, bo obawiałam się, że powiem coś niemądrego. Miałam poczucie, że nic ze mnie nie zostało – przyznaje.

- Pojawiały się sygnały, że ten związek nie jest dla niej dobry, ale nie mówiła nam o szczegółach. Dzisiaj wiem, że nie chciała mnie martwić. A ja uznawałam, że nawet jeśli coś mi się nie podoba, to jest jednak jej życie. Dwa lata temu, kiedy ostatecznie zdecydowała się zacząć wszystko na nowo, była u kresu wytrzymałości. Na szczęście znalazła w sobie siłę na zmianę. Teraz jest uzbrojona w doświadczenie, a my wspieramy ją, jak możemy – mówi Małgorzata Rosłaniec, mama Katarzyny.

- Rzeczywiście, przez jakiś czas mniej się spotykałyśmy – przyznaje Matylda. – Mam dzisiaj trochę żal do siebie, że nie walczyłam bardziej. Potem widziałam skutki: ta kolorowa, silna Kasia jakby przestała istnieć. Wiedziałam, że tak nie powinno być. Kiedy rozstała się z mężem, ja i mama spędzałyśmy z nią dużo czasu. Była wtedy zgaszona, płakała całymi dniami. Czasem nie wiedziałyśmy, jak z nią rozmawiać. Odważyła się na zmianę, ale nie było jej łatwo. Jestem po psychologii, więc rozumiem te mechanizmy. Na szczęście, teraz znowu jest sobą, znowu dużo mówi, czasem za dużo. Ale cieszę się, kiedy to widzę.

Łukasz Chotkowski: - Kaśka jest osobą wrażliwą, ale stąpa mocno po ziemi. Doskonale wie, w jakim momencie życia jest, czego potrzebuje i redefiniuje ostatnie kilka lat swojego życia. W takich sytuacjach, które stanowią przełom, łatwo zatrzymać się, zakleszczyć w tym, co nie wyszło. A ona idzie do przodu i ze swoim życiem, i z twórczością. To jest niesamowite. - Oboje jesteśmy po czterdziestce, w wieku, kiedy wiele się dzieje. Widzę w niej siłę i ogromną miłość do Ernesta, która na pewno jej tej siły dodaje, ale także problemy, z którymi się dzielnie boryka. Podziwiam ją za to – przyznaje Tomasz Wasilewski.

Katarzyna wie, że ciągle jest w procesie odnajdywania siebie:

To sytuacja podobna do wychodzenia z sekty. Kiedy myślę o tym, co mi się wydarzyło, nie mogę w to uwierzyć. Jak to możliwe? I żal mi samej siebie. Ale wiem, że to wszystko było po coś.

Kim jest Katarzyna Rosłaniec?

Katarzyna Rosłaniec - polska reżyserka i scenarzystka filmowa. Urodzona w Malborku. Rocznik 1980. Absolwentka ekonomii na Uniwersytecie Gdańskim (2004) i reżyserii w Warszawskiej Szkole Filmowej (2006). Ukończyła kurs fabularny w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy (2008).

Reżyserka filmów: „Galerianki”, „Bejbi blues”, „Szatan kazał tańczyć” i „Jezioro Słone”.

Mama siedmioletniego Ernesta.

Artykuł ukazał się w numerze PANI 05/2023

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również