Historie osobiste

Matka bagatelizowała i wyśmiewała moje uczucia. Nie chciałam skrzywdzić w ten sposób własnej córki

Matka bagatelizowała i wyśmiewała moje uczucia. Nie chciałam skrzywdzić w ten sposób własnej córki
Fot. 123 rf

Wychowanie nastoletniego dziecka przypomina emocjonalną podróż w czasie. Zwłaszcza gdy pierwszy raz się zakocha. Młodzieńcze miłości są nietrwałe, więc szybko przyszło rozczarowanie, a ja stanęłam przed wyzwaniem: jak pomóc córce przetrwać ten trudny czas?

Ja też przeżyłam miłosny zawód

Jak okazać wsparcie i zrozumienie, a jednocześnie uświadomić, że świat nie kończy się na tym jednym chłopaku, nawet jeśli w danej chwili tak się jej wydawało?

Cofnęłam się wspomnieniami do mojej nieszczęśliwej miłości i nastoletniej mnie, leżącej pod kołdrą i zanoszącej się szlochem. Nigdy wcześniej tak nie płakałam. Skąd ta rozpacz? Bo mój chłopak po dwóch miesiącach sielanki powiedział, że to koniec, i zaczął się spotykać z dziewczyną z równoległej klasy. Poczucie zdrady i straty było ogromne.

W szkole jakoś się trzymałam, schowana za dumą, ale potem wracałam do domu… Zwłaszcza wieczorami tonęłam we łzach, przekonana, że jak nie wyleję z sobie tego żalu, to mi serce pęknie. Bardzo wtedy potrzebowałam wparcia i zrozumienia.

Moja matka nie umiała dać mi wsparcia

Niestety moja mama nie miała tego w ofercie matczynych usług, choć przecież widziała, że cierpię. Gdy ja sięgałam dna przygnębienia, ona potrafiła wejść do mojego pokoju, szeroko otworzyć okno, by wpuścić do wnętrza zimne, wieczorne powietrze, które pomoże na sen, a przy okazji przewietrzy mi głowę i oczyści ją ze smętnych myśli.

– Nie ty pierwsza, nie ostatnia – powtarzała jak mantrę, choć nie podawała żadnych konkretnych przykładów. – Poznasz wielu chłopaków. Nie przywiązuj się do jednego. Na to przyjdzie jeszcze pora.

Była twardą kobietą, nie bawiącą się w sentymenty, co sprawdzało się w biznesie, ale niekoniecznie w relacjach z wrażliwą nastolatką. Wierzę, że chciała dobrze, ale bagatelizowanie moich uczuć, lekceważenie przeżyć wcale nie pomagało. Moje kruche poczucie własnej wartości chwiało się jeszcze bardziej, skoro własna matka uważała, że histeryzuję bez powodu. W efekcie zaczęłam kryć się ze swoimi uczuciami, a wobec chłopaków zachowywałam daleko posuniętą ostrożność. Tak naprawdę dopiero mój mąż – zanim się nim stał – przełamał tę nieufność.

Nie chciałam takich doświadczeń dla Nikoli. Dom powinien być dla niej azylem, w którym zawsze będzie czuć się bezpiecznie i swobodnie. W którym będzie się mogła schronić po tym i każdym innym życiowym rozczarowaniu. Wbrew pozorom to nie takie łatwe. Jako dorosła kobieta już wiedziałam, że nastoletnie związki bardzo rzadko okazują się miłościami na całe życie. Z drugiej strony potrafią zranić do żywego i zatruć przyszłe relacje.

 

Ugryźć się w język, po prostu być

– Jak będziesz chciała pogadać, to jestem na dole – zapewniałam, zaglądając do pokoju córki.

Zaciągnięte zasłony i płynąca z głośników smętna muzyka potęgowały przygnębiający nastrój. Dopiero teraz zrozumiałam, czemu mama otwierała okna i wietrzyła. Też miałam na to ochotę, nie zamierzałam jednak zachować się jak ona i wdzierać się w prywatną przestrzeń mojego dziecka. Musiałam znaleźć złoty środek: dać jej czas, zarazem zapewnić, że jestem obok i rozumiem jej uczucia.

– Obiecywał, że pójdziemy razem na studniówkę, a teraz… – wyrwało się Nikoli przy obiedzie. – Bez niego nie idę!

– Ale co ty mówisz? Sukienka już… – zaczęłam i ugryzłam się w język.

Córka spojrzała na mnie spod rzęs i już wiedziałam, że właśnie balansuję na cienkiej linie. Jedno niewłaściwe słowo i zamknie się w sobie.

– Kochanie, rozumiem, że jest ci przykro – podjęłam po namyśle. Nikola westchnęła i zanurzyła łyżkę w zupie, nadal jednak nie jadła. Słuchała. – Ale do studniówki zostały jeszcze ponad dwa tygodnie. Wiele się może wydarzyć.

– Na przykład? Zresztą nieważne… – Znowu westchnęła.

– Ważne, kochanie. Wiem, że cierpisz. Doskonale. Kiedyś czułam się tak samo jak ty.

– Jasne – przerwała mi. – Jeszcze powiedz, że pół światu tego kwiatu. A na studniówkę mogę iść z kuzynem.

– Nie powiem. Dla ciebie Kamil był kimś ważnym i cię zawiódł. Czujesz się oszukana, zdradzona, upokorzona, odrzucona…

Uniosła dłoń.

– Już dobrze, mamo, wystarczy.

– Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że jestem.

– No wiem…

 

Wspólny dobry czas jest lekarstwem

Zapadła cisza, w której obie westchnęłyśmy. Szukałam właściwych słów, które nie będą pouczenia czy złotymi radami, jakimi częstowała mnie moja matki. Rozczarowania są wpisane w życie. Nie uchronię przed nimi Nikoli. Musi ich doświadczać i radzić sobie z nimi. To proces dorastania. Mnie pozostaje trwać przy niej i dawać wsparcie, ale bez narzucania się. Kiedy to zrozumiałam, już wiedziałam, co zrobić.

– Wyskoczymy gdzieś razem? Co ty na to?

Nikola uśmiechnęła się pod nosem. Lubiła nasze babskie wyprawy, choć niechętnie się do tego przyznawała. Wstałam od stołu i cmoknęłam ją w czubek głowy, a potem poszłam po walizkę. Miałam pewien plan. Szybko się spakowałyśmy i ruszyłyśmy w podróż. Zaledwie sto kilometrów dzieliło nas od morza, więc już dwie godziny później parkowałam auto przy plaży. Było rześkie popołudnie, przez gęste chmury przebijały się promienie słońca. Patrzyłam jak moja córka przesypuje piasek między palcami, raz po raz spoglądając we wzburzone fale. Ma szczęście, dziewczyna, pomyślałam nieskromnie.

Moja matka dbała o to, by nie brakowało mi niczego, co można kupić za pieniądze. Ale emocjonalnie czułam się z jej strony zaniedbana. Wystarczyłoby, żeby uznała istnienie moich skomplikowanych uczuć, w których sama się gubiłam, zamiast je bagatelizować i wyśmiewać.

– Idziemy na latte? – Wstałam, otrzepałam kolana z piasku i wyciągnęłam rękę w stronę córki. Symboliczny gest. Zawsze podam jej pomocną dłoń, jeśli będzie tego potrzebowała. Czasem wystarczy uścisk, bez zbędnych słów i moralizowania.

Za naszymi plecami szalało wzburzone morze, a my delektowałyśmy się waniliowym frappe i swoim towarzystwem.

– Dzięki, mamo, dobrze mi to zrobiło – wyznała Nikola, kiedy siedziałyśmy już w samochodzie.

Jako rodzic na pewno nie jestem idealna, ale przynajmniej staram się nie popełniać błędów własnej matki, i to procentuje.