Historie osobiste

"Kiedy się wścieknę, nie kontroluję emocji", mówią te kobiety. Jak się zatrzymać i nie wybuchnąć?

"Kiedy się wścieknę, nie kontroluję emocji", mówią te kobiety. Jak się zatrzymać i nie wybuchnąć?
Fot. Getty Images

Raz wścieka nas mąż, raz dziecko, kiedy indziej szef lub rodzice. Wybuchamy i mówimy o dwa słowa za dużo. Jak zatrzymać się, zanim padną zdania, których będziemy żałować? Oto kilka inspirujących historii.

Anna, lat 48: syn jest zapalnikiem

"Nikt tak jak mój syn nie potrafi włączyć we mnie czerwonego guzika z napisem „wściekłość”. Kocham go, wspieram, ratuję z opresji ale czasem jestem bezsilna. Mój syn ma 22 lata i życie przecieka mu przez palce.  Słomiany zapał. Dziś studiuje, jest zafascynowany planem zajęć i kolegami, za tydzień  deklaruje, że „życie jest do dupy”, nic go nie interesuje, wszyscy są głupi i beznadziejni. Popala, wstaje o 12 tej w południe, nie chce podjąć się żadnej pracy, by pomóc mi w rachunkach. Czy ja gdzieś popełniłam błąd, czy dałam mu za dużo, że nie potrafi zewrzeć szyków i ruszyć do walki o siebie. W rozmowie prowokuje, rzuca obraźliwe teksty w stylu „co mamusia jest rozczarowana beznadziejnym syneczkiem”, „tak mnie wychowałaś", „a Ty co osiągnęłaś, by mnie pouczać”.

W takich chwilach dostaję furii, zapalają mi się czerwone światła przed oczami i ruszam do ataku. Krzyczę, rzucam inwektywami, trzaskam drzwiami tak, że drzwi o mało nie wypadają z futryn. Następują ciche dni,  bo nikt nie chce pierwszy wyciągnąć ręki na zgodę. Rozchodzi się po  kościach, czasem syn w przejściu do łazienki lekko pogładzi mnie po ręce i powie „no Mamuś dajmy spokój", ale ja doskonale wiem, że to nie rozwiązuje naszych spraw. To jest zamiatanie brudów pod dywan. Krzyk to moja bezsilność. Nie umiem skonfrontować się z problemem, choć podskórnie czuję, że Franek i ja wymagamy terapii rodzinnej.

 

Róża, lat 46: mąż, który krzyczy

"Wyszłam z przemocowego związku. Codziennie przez cztery lata byłam poddawana treningowi gaslightingu. Marek negował wszystko, o czym mówię. Wszystko. Ja opowiadałam o tym, jak bardzo podobał jej się film, on natychmiast wyśmiewał fabułę i opowiadał o „błędach logicznych” w scenariuszu. Ja zachwycałam się nowo poznaną znajomą, on syczał do ucha „uważaj na nią, coś widzę, że jej źle z oczu patrzy”.

Milczałam, byłam zdezorientowana i zastanawiałam się, czy naprawdę tak bardzo mylę się w ocenach. Marek lubił mieć poczucie władzy i kontroli. Był moment w którym naprawdę się wściekł. Wpadli znajomi, był miły wieczór. Rozmowa zeszła na znanego rapera. Marek dostał szału. Pokrzykiwał przy stole, że to zero, tak jak jego znany ojciec. Wszyscy goście patrzyli na całe zajście z niedowierzaniem. Przyjaciółka Róży znała rodzinę rapera, próbowała coś powiedzieć, ale za każdym razem została sprowadzana do parteru. Wkrótce rozwiedliśmy się.

Zrozumiałam na psychoterapii, że przez kilka lat byłam nieustannie poddawana przemocy psychicznej. Kontrolowana, wyszydzana. Gdy spotkałam Filipa wszystko zaczęło się układać. Filip to oaza ciepła i spokoju. Czuły, wrażliwy, pełen dobrej energii. Zauważyłam, że nikogo nie ocenia, nie poddaje drobiazgowej krytyce. Po roku fantastycznej relacji usłyszała, że on ma gorącą prośbę, by na kolejnym spotkaniu nie przerywała znajomym w pół zdania…. Powiedział to łagodnie, ciepło ale dostałam ataku szału. Zaczęłam pokrzykiwać, by jej nie pouczał , że nigdy nikomu nie przerywa. Że nie życzy sobie takich uwag. Że to nie fair, że nigdy więcej nie chce słyszeć tego rodzaju komunikatów.

Filip spojrzał na mnie sarnimi oczami i zapytał:  "czy ta historia coś ci przypomniała kochanie? O co chodzi? Czy następnym razem możesz pokazać mi słowa, które cię bolą, niepokoją. Pokaż mi je byśmy mogli porozumiewać się bez napięć. Chodźmy na spacer, przegadajmy. A może - gdy poczujesz, że zaraz wybuchniesz, powiedz jakieś umówione słowo, np Helikopter. Wtedy będę wiedział, że coś się w Tobie uruchomiło”, dodał. Po pół godzinie wróciłam do względnej równowagi. Poszliśmy do lasu. W czasie rozmowy z Filipem zrozumiałam, że odreagowuję poprzednią relację. Że nic takiego się nie stało, ale ja miałam w głowie i przed oczami te stare komunikaty: "nie możesz, nie masz racji, mylisz się".

 

Jak się zatrzymać i nie wybuchnąć?

Psychoterapeutka Mariola Ewa Kazoń przyznaje, że zachęta Filipa do „pokojowego" przegadania problemu pokazuje dużą świadomość swoich emocji i reakcji w sytuacjach konfliktowych, co jest pierwszym krokiem w kierunku zmiany siebie lub partnera. "Zrozumienie, że reakcje w momencie kłótni są nieadekwatne może pomóc w szukaniu skutecznych strategii radzenia sobie z emocjami. Propozycja męża, by używać haseł alarmowych i wyjść na spacer, to wartościowe narzędzia, które mogą pomóc w przerwaniu impulsu i daniu sobie czasu na ochłonięcie. Lecz druga strona musi się zgodzić na takie rozwiązanie. Że czerwona flaga to wyjście z pokoju i oznaka, że granice zostały poprzekraczane. Kluczowe będzie regularne ćwiczenie tych metod między innymi uświadomienie sobie przemocy i świadomość emocji, aby stały się one naturalnym elementem Twojej reakcji w trudnych sytuacjach”.

 

Jak zatem reagować, gdy zalewa nas złość?

Psychologowie dają kilka konkretnych rad: po pierwsze nie negujmy tego, że odczuwamy złość. Nazwijmy ją, spróbujmy zdiagnozować skąd się wzięła. Co nas tak rozzłościło. Dlaczego tak gwałtownie zareagowałyśmy. Dotarcie do źródła swoich emocji to dobra droga do zarządzania nimi. Watro porozmawiać z kimś zaufanym, że mamy taki problem. Rozmowa pozwoli obniżyć poziom emocji. Odstawmy też używki, ponieważ mogą także wpływać na emocjonalne rozchwianie. Gdy nie pomaga nic, najlepiej zgłosić się do psychoterapeuty. Bo złość szkodzi przede wszystkim nam. Jest jak tsunami, niszczy wokół wszystko. A potem ciężko to odbudować. 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również