Partnerzy

Marianna i Miłosz Gierszewszcy: "Zmienia się rytm życia, wiek i wygląd, ale nasza miłość trwa"

Marianna i Miłosz Gierszewszcy: "Zmienia się rytm życia, wiek i wygląd, ale nasza miłość trwa"
Fot. Filip Zwierzchowski

Ją zachwycił jego tatuaż i śmiech. On zakochał się w jej mądrości i kolorze włosów. Potem musieli tylko zdać najtrudniejszy egzamin życia. Marianna i Miłosz Gierszewscy dają nam prawdziwą lekcję wielkiej dzielności. 

Kim jest Marianna Gierszewska?

Marianna Gierszewska to urodzona w 1996 roku w Krakowie aktorka (znana m.in. z serialu „Rojst”), działaczka społeczna, podcasterka, autorka, właścicielka platformy „Okolice Ciała" i przestrzeni terapeutycznej „Ajoni”. Prowadzi warsztaty, dzieląc się z kobietami swoim doświadczeniem i wiedzą z zakresu ciałomiłości, autentycznej komunikacji i pracy ze wstydem. Pochodzi z artystycznej rodziny, jej tata, Maciej Kowalewski, to aktor i reżyser, mama, Edyta Torhan, jest aktorką. Mama Ignasia.

Kim jest Miłosz Gierszewski?

Miłosz Gierszewski to mąż, ojciec i biznesmen, któremu z sukcesem udało się stworzyć już trzy firmy. Wszystkie nawiązują do tematyki zdrowia, rozwoju i samoświadomości. Razem z żoną Marianną tworzą artystyczny i biznesowy tandem, w którym on zajmuje się warstwą wykonawczą i operacyjną każdego powstałego projektu. Dumny tata Ignacego.

MARIANNA GIERSZEWSKA O STOMII

To był dobry czas. Miałam poczucie, że dostałam w prezencie od losu nowe życie. Cztery poprzednie lata były dla mnie bardzo trudne. Wrzodziejące zapalenie jelita grubego sprawiało, że leżałam przykuta do łóżka: wykończona, wyniszczona i bez nadziei na poprawę. Wszystko odwróciła właśnie operacja. W moim przypadku było to usunięcie całego jelita grubego. Wyszłam ze szpitala z woreczkiem stomijnym i perspektywą na tworzenie zupełnie innego niż dotychczas życia. Mogłam nareszcie budować relacje, robić to, co kocham, odkrywać, podróżować, wszystko jeść. Z czułością patrzyłam w lustrze na ten woreczek przyczepiony do mojego ciała. Od tego momentu miał ze mną zostać na zawsze. Moja choroba była dla mnie przyspieszoną lekcją dojrzałości, ale i głęboką nauką straty i żałoby. Po której w końcu przyszła wdzięczność.

MARIANNA GIERSZEWSKA O POZNANIU MIŁOSZA GIERSZEWSKIEGO

Miłosza poznałam kilka miesięcy po wyłonieniu stomii. Spotkaliśmy się na kursie aktorskim. Teatr i plan zdjęciowy były moimi marzeniami od dziecka. To wydawało się jedynym sensownym wyborem przy dwojgu rodzicach wykształconych na magistrów sztuki. Co zwróciło moją uwagę w Miłoszu? Jego tatuaż i śmiech. Kiedy śmieje się Miłosz, śmieje się cały świat. Nasza pierwsza randka nie była zaplanowana. Mieliśmy tylko zrobić wspólny projekt na zajęcia, ale nie mogliśmy się nagadać. Tamtego dnia byliśmy ostatnimi wychodzącymi z kawiarni klientami. Nasze początki nie były oczywiste. Kiedy się poznaliśmy, Miłosz był na etapie kończenia wakacyjnej relacji miłosnej. Oboje czuliśmy, że to, co tworzy się między nami, jest w jakiś sposób święte, niespotykane i bardzo głębokie, ale nie potrafiliśmy od razu się temu poddać. Miłosz chciał mieć pewność, że wchodzi w relację ze mną jako godny zaufania mężczyzna. Czekanie nie było dla mnie łatwe. Było bardzo trudne. Szczerze mówiąc, otarliśmy się o moment, kiedy wydawało się, że nic z tego nie będzie. A jednak gdzieś głęboko w sercu wciąż towarzyszyła mi pewność, że nasza historia zapisze wspólnie długie rozdziały. Każdą cząstką ciała czułam, że to – naprawdę! - mój przyszły mąż. Kiedy Miłosz zadzwonił z prośbą o kolejne spotkanie, nie wiedziałam, czy się zgodzić. To, że nie zostałam jego „wybranką” od razu, zakłuło mnie na jakimś bardzo głębokim poziomie. Kiedy jednak zaczęliśmy rozmawiać, okazało się, że każde z nas ma ważne argumenty i przemyślenia. Myślę, że to, co stanowiło dodatkowy fundament naszej relacji, to także pełna transparentność względem naszej przeszłości i przejść, a także zamiarów i marzeń. Miłosz dowiedział się o mojej stomii właściwie od razu. Zareagował pięknie, bo wrażliwie. Powiedział wprost, że jeśli ja nie mam z tym problemu, to on tym bardziej nie ma. Potem przyznał mi się, że kiedy tylko dowiedział się o moim woreczku, nie spał pół nocy, szukając w sieci informacji o wrzodziejącym zapaleniu jelita grubego, o opiece okołostomijnej itp. Takie zaangażowanie ze strony Miłosza było i do dziś jest dla mnie bardzo poruszające.

MARIANNA GIERSZEWSKA O SYNU IGNACYM

Stomia nigdy nie stanowiła tematu. Była przyjętą, stałą częścią mnie. Nie ograniczała naszej intymności, naszych przygód czy podróży. Jedynym miejscem, w którym woreczek był w centrum uwagi, była sala porodowa, a konkretnie druga faza porodu. Miłosz pilnował stomii podczas moich skurczów partych. Zresztą poza doglądaniem stomii Miłosz stanowił bardzo istotną część porodu naszego syna. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym rodzić bez niego. W przestrzeni naszego związku i naszych standardów relacji nie było nawet mowy o tym, że miałabym przechodzić przez tak wyjątkowe doświadczenie sama. Tak, czas ciąży był dla naszego partnerstwa bardzo umacniający. Myślę, że niewiele momentów z życia pary da się porównać do tego – granicznego – kiedy w ciele kobiety rozwija się zupełnie oddzielna, a jednak poniekąd przecież wspólna osoba. Po przyjściu na świat Ignacego nasza relacja oczywiście zmieniła dynamikę: mniejsze ilości snu i czasu wolnego, godzenie rodzicielstwa z pracą i własnymi działalnościami, opiekowanie się zupełnie bezbronnym i bezradnym maluszkiem – nie była to jednak zmiana dociążająca relację. Mam wrażenie, że podstawą dobrego tandemu była, jest i będzie dobra komunikacja. Ale i pamiętanie, że to od nas się zaczęło. Zaczęło się od naszej miłości, a więc i o nią trzeba zawsze dbać. I tak zmieniają się okoliczności, miejsca zamieszkania, sezony i pory roku. Zmienia się rytm życia, wiek i wygląd, ale nasza miłość trwa. Na pokładzie mamy syna, trzy firmy, dwa psy i wielką radość z kochania! Jesteśmy dobrą drużyną! I niech tak zostanie… 

MIŁOSZ GIERSZEWSKI O PIERWSZEJ RANDCE Z MARIANNĄ GIERSZEWSKĄ

To był listopad 2016 roku. Rozpocząłem właśnie studia politologiczne, ale szybko okazało się, że to nie dla mnie. Aktorstwo interesowało mnie od zawsze. Chodziłem także do liceum filmowego, więc doszedłem do wniosku, że spróbuję swoich sił w przestrzeni filmu. Zapisałem się na kurs aktorski i kiedy poszedłem na pierwsze zajęcia, zobaczyłem same dziewczyny i tylko dwóch chłopaków. Jedną z uczestniczek kursu była także Marianna. Nie dało się jej nie zauważyć. Była inna niż kobiety, które poznawałem wcześniej. Wyróżniała się nie tylko kolorem włosów, ale i magnetyzmem, harmonią, mądrością. Tam, gdzie inni szukali słów, Marianna wiedziała, co powiedzieć. Tam, gdzie inni panikowali, Marianna zachowywała spokój. Tak, mogę powiedzieć, że ją podziwiałem. Zastanawiałem się nawet, co robi na tym kursie, bo według mnie już tam była gotową aktorką. Skorzystałem z tego, że mamy przygotować wspólną pracę domową na kolejne zajęcia i zaprosiłem do pobliskiej kawiarni. I na tym spotkaniu się zakochałem. Poczułem coś, czego nigdy wcześniej nie czułem. W tamtym momencie mojego życia byłem jednak „pomiędzy”. Kończyłem martwą już, wakacyjną relację i zupełnie nie wiedziałem, jak o tym powiedzieć. Wiedziałem, że mam do czynienia z czymś wielce kruchym. Jak do tego podejść, by przez nieuwagę nie zniszczyć czegoś tak pięknego? Dziś bym wiedział, ale wtedy miałem 18 lat i wydawało mi się, że lepiej się wycofać, niż wchodzić w coś za szybko. Gdy tylko tę decyzję podjąłem, wiedziałem, że była błędna. Napisałem więc do Mani SMS: „Przepraszam”. Cisza. Wiedziałem, że nie mogę jej stracić! I może nie nazwałem jej wtedy jeszcze żoną, ale wiedziałem, że chcę spędzić z nią życie. Kiedy Marianna zdecydowała się ze mną ponownie spotkać, poczułem wielką wdzięczność i ulgę. Byłem pewien tej relacji, choć prawdopodobnie z początku pokazałem to niezdarnie i nieporadnie.

 

MIŁOSZ GIERSZEWSKI O STRACHU O ŻYCIE ŻONY

Kiedy Mania powiedziała mi, że jest stomiczką, nie do końca rozumiałem, co to znaczy. Dopiero kiedy wróciłem ze spotkania do domu, zacząłem czytać o stomii i o tym, czego ode mnie wymaga bycie przy stomiczce. I szczerze? Życie ze stomiczką to po prostu życie jak każde inne. Jedyną różnicą jest to, że twoja partnerka ma na stałe przyklejony plaster do brzucha. Nigdy nie robiłem z tego tematu, wręcz odwrotnie! Byłem wdzięczny, że doszyli części powłok brzusznych. Wiozłem ją wtedy do szpitala i zestresowany czekałem na to, co nadejdzie. Po długich godzinach spędzonych na SOR-ze lekarze stwierdzili, że muszą operować ponownie. Ostrzegli, że nie mają pojęcia, co zobaczą w środku. Na wyniki operacji czekałem w barze, w którym wtedy pracowałem, z moim tatą i siostrą Marianny, Zofią. Ja za barem, a oni przy mnie. W kompletnej ciszy. To dość surrealistyczna sytuacja: młody chłopak nalewający kolejnym gościom piwa, whisky, wódki, w tym samym czasie czekający na informacje o stanie zdrowia ukochanej. Kiedy dostaliśmy informację, że Marianna żyje, spojrzeliśmy na siebie nawzajem, ale nadal nic nie powiedzieliśmy. Słychać było tylko kolektywny głęboki wydech…

MIŁOSZ GIERSZEWSKI O OŚWIADCZYNACH

O tym, że chcę, aby Marianna była moją żoną, wiedziałem szybko. Zaręczyliśmy się trzy lata po poznaniu. „Ukradłem” Mani na chwilę pierścionek, żeby mieć pewność, że kupuję w dobrym rozmiarze. Zaprosiłem ją na kolację i spacer. Szczerze mówiąc, to mój wielki plan wyjątkowych zaręczyn nie wyszedł. W restauracji, do której poszliśmy, Marianna zamówiła jeden z gorszych makaronów, jakie w życiu widziałem. Potem powiedziała, że nie chce iść na spacer. „Ale musisz chcieć! Tam mam się oświadczyć!”, myślałem w duchu. Poszliśmy więc do samochodu, trochę porozmawialiśmy i znów delikatnie zaproponowałem przechadzkę. Marianka zmiękła i przyznała, że to dobry pomysł. Pojechaliśmy do centrum Warszawy. To była późna jesień, było naprawdę zimno. Kupiliśmy herbatę i spacerowaliśmy. Zataczałem z Marianną kółka, prowadząc ją w to konkretne, upatrzone miejsce. A potem klęknąłem na ziemi i zapytałem: „Marianno Kamilo Kowalewska, czy wyjdziesz za mnie?”. Moje ulubione rytuały z Manią? Czytanie w łóżku przed snem, wspólna poranna kawa, weekendowe śniadania, na które zabieramy także naszego syna Ignacego… Jest tego trochę. W końcu więź jest właśnie o tym „razem”.

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 06/2024.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również