W kinach nowa część przygód Bridget Jones, kobiety po pięćdziesiątce, która znowu musi radzić sobie ze stereotypami. Kuguarzyce, kobiety niewidoczne, samotne i nieszczęśliwe? Helen Fielding, autorka książek o Bridget, oraz współscenarzystka filmu, tłumaczy z czym walczy w swoich powieściach.
"Nie jestem socjologiem, ale kobiety często mi się zwierzają, pewnie dlatego, że napisałam "Bridget". I co widzę: wiele owdowiałych lub rozwiedzionych kobiet, które poświęciły swoje życie opiece nad mężami, dziećmi i starzejącymi się rodzicami, tak naprawdę... nie chce już mieć kolejnej osoby do opieki. Cieszą się swoją wolnością i, tak, szansą na ciche "wzięcie kochanka", jeśli mają na to ochotę. Kobiety po pięćdziesiątce i starsze nie przestają być tą samą osobą, robić tych samych rzeczy, nosić tych samych rzeczy. Wciąż dbają o kondycję, mają tych samych przyjaciół i chcą dobrze się bawić", pisze Helen Fielding w felietonie do brytyjskiego magazynu Grazia.
I taką historię opowiada najnowsza część filmu o ulubionej singielce z Londynu, "Bridget Jones. Szalejąc za facetem". Bridget jest znowu samotna, ale tym razem jest poważniej. Miała swoją idealną rodzinę z Markiem Darcym, ale dziś jest wdową, samotnie wychowującą dwójkę dzieci. Mark zginął na misji humanitarnej cztery lata temu, a ona tkwi w nieustającej żałobie na swojej słynnej kanapie w piżamie i z fryzurą, którą trudno opisać. I wszyscy wokół doradzają, by wróciła do życia. Żadna z mądrych przyjaciółek nie mówi, by szukała miłości. Przeciwnie, poradą numer jeden jest... kochanek. I zakładają Bridget Tindera.
"Jest to prawda powszechnie uznawana" – zauważyła Bridget w połowie lat dziewięćdziesiątych – "że kiedy jedna część twojego życia zaczyna układać się naprawdę dobrze, inna spektakularnie się rozpada". Niestety, tak jest i teraz. Bo choć Jones odkrywa po latach seksualność i wyjmuje z szafy swoje słynne obciskające majtki, to jednak miewa dylematy związane z ogromną różnicą wieku. Chłopak jest piękny i młody, ale ona jest w wieku jego matki.
W filmie nieco uproszczono jego postać, ale Fielding opowiada w felietonie, że książka daje mu więcej miejsca na empatię. "Jako scenarzystka nie możesz kontrolować wyniku filmu, jesteś tylko jednym głosem w ogromnej maszynie. W powieści związek Bridget z Roxsterem, znacznie młodszym mężczyzną, jest prawdziwym spotkaniem bratnich dusz w dżungli randkowego świata. "Nie podoba mi się słowo "kuguarzyca" – mówi Roxster. Kiedy on zaczyna coraz częściej myśleć o różnicy wieku i czuje niepewność mówi bardzo ważne zdanie: "Chciałbym mieć wehikuł czasu". I tu widać, że Bridget dojrzała przez te wszystkie lata i ma na tyle mądrości, by odmówić, z uczuciem i wdziękiem, i ruszyć dalej", tłumaczy Fielding. Na szczęście była łaskawa i podsunęła całkiem inny finał tej historii.
"Szczęśliwe zakończenia tworzymy tak, że we właściwym miejscu zatrzymujemy historię. W tym nowym – już czwartym – filmie Bridget (emocjonalnym dla mnie i obsady po ponad 20 latach – kto by pomyślał?) życie Bridget w spektakularny sposób legło w gruzach. Bridget jest nadal tą samą Bridget/Renée (ja też nie potrafię tych dwóch rozdzielić), ale teraz jest samotnym rodzicem. Po czterech latach trzymania się razem w samotności, próbuje naprawdę żyć na nowo i na nowo odkryć swoją seksualność jako samotna starsza kobieta. I jak deklaruje wraz z przyjaciółmi, wizerunek starszej kobiety wymaga poważnego rebrandingu", opowiada Fielding. I dodaje, że opresyjne stereotypy dotyczące kobiet są wypierane, ale pojawiają się ponownie jak kret.
"Po raz pierwszy napisałem Bridget Jones jako anonimową kolumnę w gazecie w 1995 roku. Ta anonimowość pozwoliła mi na szczerość. Bridget walczyła więc z przestarzałym stereotypem "zdesperowanej samotnej kobiety po trzydziestce" z "pajęczynami" i strachem, że umrze w samotności i zostanie znaleziona trzy tygodnie później na wpół zjedzona przez Alzatczyka.
Zadowolone z siebie małżeństwa szydziły, naśladując tykanie zegara biologicznego, pytając: Czemu nie jesteś zamężna? Dla Bridget (i, jak się okazało, dla wielu kobiet) istniały dobre społeczne i ekonomiczne powody, dla których chciałyby zostać singielkami po trzydziestce. Teraz, miejmy nadzieję, że po części dzięki komedii Bridget, mogą trzymać głowy i kieliszki do wina wysoko i odpowiadać na osądzające pytania zadowolonych z siebie małżonków: Jak idzie twoje małżeństwo – nadal uprawiasz seks?", śmieje się Helen Fielding i ma mnóstwo racji. Kryzysy małżeńskie wiszą w powietrzu, podczas kiedy wiele singielek żyje swoim życiem i nie przejmuje się problemami.
W "Szalejąc za facetem" Bridget mierzy się z kolejnym zbiorem opresyjnych stereotypów – stereotypami Starszej Kobiety. "Wszyscy znamy eufemizmy: "kobiety w pewnym wieku", dodaje Fielding i dorzuca do tego otwarte obelgi jak "stara torba" czy mocno seksualne: "kuguarzyca". "Dla tych, którzy odnieśli sukces zawodowy: "diva", "ball-buster", "bossy" (moją ulubioną ripostą na to Beyoncé: "Nie jestem apodyktyczna, jestem szefem").
Tak jest w nowej części "Bridget Jones". Porusza się ona w dwóch wyśmiewanych skrajnościach, między zaniedbaną panią w żałobie, która odprowadza dzieci do szkoły zarzucając płaszcz na piżamę a kuguarzycą pojawiąjącą się z przystojnym młodzieńcem u boku. Na takie pary wciąż patrzy się z głupim uśmieszkiem, podczas kiedy dojrzali mężczyźni z dwudziestolatkami u boku już tak nie gorszą.
"Mit o seksualnej nierównowadze między randkami wciąż galopuje po dolinie, wspierany przez Hollywood z niekończącymi się romansami między starszymi mężczyznami a młodszymi kobietami i seksistowskimi bzdurami. Ale jest coraz lepiej, a zmiany w wizerunkach i zachowaniach Hollywood nieco pomagają percepcji, ale wszystko to sięga znacznie głębiej", mówi Fielding. I przypomina, że w nowej części przygód Bridget zadowoleni z siebie małżonkowie wciąż są w tonie złym: "Nadal nie ma mężczyzny, Bridget? O wiele trudniej samotnym kobietom w pewnym wieku niż mężczyznom. Kiedy Rosemary zmarła, Binko Carruthers był zasypywany kobietami, które rzucały się na niego. To wciąż rozpowszechniany mit, że kobiety mają krótszą datę seksualnej ważności niż mężczyźni". Znamy takie komentarze z naszego życia? Oczywiście!
"Po tym, jak "Dziennik Bridget Jones" stał się niespodziewanym bestsellerem, mogłam regularnie wydawać jeden egzemplarz. Ale jestem bardzo opiekuńczy w stosunku do Bridget i jestem jej wdzięczna. Napisałbym dla niej historię tylko wtedy, gdyby miała coś do powiedzenia.
Nie chodzi o to, aby używać technik upiększających, aby wyglądać młodo (chociaż, przepraszam, co w tym złego?). Chodzi o to, aby kultura pokazała nowy, właściwy szacunek dla mądrości, współczucia, wielozadaniowości, życzliwości, ciepła, twardych zdolności i, tak, seksapilu, który pojawia się przez lata surfowania po wzlotach i upadkach dłuższego życia kobiety", pisze w swoim felietonie Helen Fielding i nagle widzimy wyraźnie, że książki o Bridget Jones zawsze opisywały zmiany społeczne. W zabawny sposób, na początku z przymrużeniem oka, ale ostatecznie opisały dokładnie uczucia milionów kobiet.
"Jednym z wielu powodów, dla których uwielbiam Renée grającą Bridget, jest to, że może wyglądać zarówno totalnie niechlujnie, jak i naprawdę dobrze. Mężczyźni Bridget nie zakochują się w niej, ponieważ wygląda młodo i idealnie. To jej duch i radość życia, w której się zakochują: doskonałość jej niedoskonałości.
"Nie ma jednej właściwej drogi życiowej dla przyjaciół Bridget, ani dla żadnej kobiety: mężatka, singielka, posiadanie dzieci, brak dzieci, próba bycia idealną matką – niczyje życie nie jest idealne", pisze Fielding i dodaje, że starsze kobiety muszą być szanowane, a nie osądzane natrętnymi pytaniami, których ludzie nigdy nie zadaliby mężczyźnie.
"Bridget Jones. Szalejąc za facetem" nie jest w gruncie rzeczy powieścią o poszukiwaniu mężczyzny - tłumaczy autorka. "To film o wytrzymałości i dzisiejszym społeczeństwie a także o marzeniu o emocjonalnej szczerości, aby dzielić się, śmiać się, płakać i wspierać się nawzajem, gdy coś pójdzie nie tak, co pomaga wszystkim przez to przejść.
Humor to skuteczny sposób na przetwarzanie życia. Kiedy poważni komentatorzy narzekają na Bridget Jones, myślę: nie patrzcie na Bridget, tylko na reakcję na Bridget i na to, dlaczego wciąż o niej mówicie. My, kobiety, nie potrafimy być szczere i śmiać się razem z naszych niedoskonałości, opresyjnych stereotypów i zmagań. Zasługujemy na szacunek i równość, prawda?", podsumowuje Helen Fielding.
Dla mnie to też osobisty film. Jest tam scena, gdy Bridget siedzi z paczką swoich wieloletnich przyjaciół. Śmieją się, że nie wiedzą, jak przetrwaliby bez siebie wszystkie zakręty losu przez te 20 lat... i nagle poprawiają... chyba 30 lat. Moje przyjaciółki z liceum ostatnio zmieniły nazwę naszej grupy z "20 lat później" na "30 lat później". Są wśród nas i szczęśliwe mężatki i te nieszczęśliwe. I rozwódki zadowolone i smutne. I samotne matki i bezdzietne. Nie chcemy być niewidoczne. Chcemy cieszyć się życiem jak dawniej. W środku gdzieś jesteśmy takie same. Dojrzalsze o te lata, ale wciąż te same. Jak Bridget.
"Bridget Jones. Szalejąc za facetem" już w kinach